„Fury” jest trzecią, a zarazem ostatnia książką Aarona Allstona w serii „Legacy of the Force”. Jako, że więcej już tego autora w tej serii nie zobaczymy, to tym bardziej warto się przyjrzeć jego ostatniej książce.
Zaczynając „Fury” miałem w pamięci poprzednie tomy napisane przez Allstona. Wiedziałem więc czego się spodziewać - dobrze napisanej książki, którą będę z przyjemnością czytał, nie będącej jednak arcydziełem. Przyznaję, że dzięki takiemu podejściu nie zawiodłem się. Bo otrzymaliśmy niezłą pozycję, świetnie wpisującą się w serię.
Już w poprzednim tomie dało się zauważyć, że wątki coraz bardziej się ze sobą łączą. Tutaj ta tendencja została jeszcze bardziej pogłębiona. Można nawet powiedzieć, że mamy już tylko jeden główny wątek – wojny. Losy wojny są już tak silnie splecione z głównymi bohaterami, że nie trzeba się dalej koncentrować na wątkach dotyczących poszczególnych osób. Chyba ostatecznie zakończono już w poprzednim tomie wątek pokazujący przemianę Jacena. Tutaj natomiast otrzymujemy zakończenie innych (większych bądź mniejszych) wątków ciągnących się przez całą serię, bądź tylko ostatnie tomy. Wszystko to sprawia wrażenie, że seria zmierza powoli do końca, do wielkiego finału. Coraz mniej wątków mamy bowiem do śledzenia, nie trzeba się skupiać na drobiazgach, przed oczyma pozostawiono nam bowiem już tylko największy z nich, łączący wszystkie.
Główny wątek – wojny, nie musi nam pokazywać jak bardzo Jacen się zmienił. To już wiemy z poprzednich tomów. Tym razem watek skupia się na akcji: bitwach i pojedynkach. Narzuca to akcji dosyć szybkie tempo, w którym Allston zawsze dobrze się sprawdzał. Również tym razem mógł wykorzystać w książce swoje ulubione X-wingi w akcji, widać było, że mu to sprawiało przyjemność i mi jako czytelnikowi również. Tak jak pisząc książki w serii „X-wingi”, tak i tutaj mógł wykorzystać pojedynki pilotów, akcje grup działających na powierzchni, mających za zadanie dokonać sabotażu, dywersji czy wykonać inne operacje.
Wspomniałem o zakańczaniu wątków. Jest to ważny element tej książki, gdyż wyraźnie zbliża nas do końca serii. Zakończona zostaje część wątków przeplatających się z głównym tematem serii od dawna. I to zarówno wątków dotyczących sfery emocjonalnej głównych bohaterów, jak i elementów dotyczących ogólnogalaktycznego konfliktu. Dzięki temu większa część bohaterów może się skupić na wojnie i konflikcie z Jacenem.
Allston wykorzystał chociażby w epizodycznych rolach większość znanych postaci, szczególnie tych, których wykorzystywał przy serii „X-wingów”. Stąd też mamy w różnych miejscach wzmiankowany całkiem spory ród Antillesów, byłych pilotów Eskadry Łotrów, czy osób z którymi się Eskadra stykała. Ważne jest to, że zwiększona została rola Kyla Katarna – do o wiele bardziej odpowiadającej temu kim jest. Największym jednak zaskoczeniem jeśli chodzi o postacie było wprowadzenie, chyba pierwszy raz do książek, Jadena Korra. Biorąc pod uwagę to, że Allston zawsze okrasza swoje książki dozą specyficznego humoru, wykorzystanie tak wielu postaci wyszło na plus.
To, że książka skupia się na akcji, nie oznacza, że nie mamy w niej pokazanych zmian jakie przechodzą nasi bohaterowie, ich przemyśleń. Pod tym względem ta pozycja zdecydowanie się wybija z reszty pod jednym względem. Może dlatego, że jak już wspomniałem zaczynamy kroczyć ku końcowi ale postacie zaczynają zachowywać się tak, jakbyśmy tego od nich oczekiwali. Można było się sprzeczać na temat tego, czy Luke jako Wielki Mistrz może tak długo podejmować decyzje w stanie permanentnego smutku nie potrafiąc się otrząsnąć z niego, czy Jaina może zachowywać się jak 15-latka, można było… ale teraz już nie musimy. Dziwnym stwierdzeniem jest, że bohaterowie wreszcie dorośli, kiedy niektórzy mają ok. 60 lat. Tak to jednak można określić. Ostatecznie bowiem zaczynają się zachowywać tak jak przystało do sytuacji, do ich wieku, czy pozycji. Nie są to przemiany bezpodstawne. Na każdą wpływ ma jakieś wydarzenie, jakaś rozmowa, jakaś osoba, która uświadamia im, że ich zachowanie było nieodpowiednie. Po tych osobach również widzimy jak się zmieniły przez te lata od początku serii – od osób szukających sensu w życiu, młodych, nierozważnych po postacie które mogą czegoś nauczyć samego Wielkiego Mistrza.
„Fury” Aarona Allstona to niezła książka z wartką akcją, wieloma pojedynkami, zarówno naziemnymi jak i w przestrzeni, ze specyficznym humorem i mądrze prowadzonymi bohaterami. Takie książki się przyjemnie czyta, nawet jeśli nie mają zbyt wiele do przekazania. Szczególnie, że Allston ma sposób pisania, który zawsze mi odpowiadał. Ta książka jednak nie tylko jest nieźle napisana ale posuwa nas do przodu względem serii. Posuwa nas wyraźnie ku końcowi, wyjaśnia/rozwiązuje wiele wątków i prostuje profile psychologiczne kilku najważniejszych postaci. Mimo iż jej początek mnie denerwował, bo wydawało się iż znowu otrzymaliśmy postacie tak samo naszkicowane jak zawsze, to doceniłem go czytając dalej. Dzięki takiemu początkowi Allston mógł lepiej pokazać ich zmianę. Tą pozycją Aaron miał duży i do tego pozytywny wpływ na serię.
Jest to ostatnie spotkanie z Allstonem w serii „Legacy of the Force” i zarazem pierwszy raz kiedy jego książkę z tej serii oceniam na 9/10. „Fury” na to zasługuje.