Bo jak zwykle wszystko jest bardziej skomplikowane. Choć o kilku rzeczach a propos tej sprawy wspomaniełem w temacie o polskiej polityce historycznej.
Tu pewnie moim największym oponentem bedzie Hal . W każdym razie nie mam nic przeciw temu by istniały związki, które kultywują tradycję, historię i pamięć. Tak jak choćby w Polsce Związek Sybiraków - przypominający o wywózkach na Sybir naszych rodaków. Tyle, że on poza działaniem i upamiętnianiem mało robi, mało tego ani nie stara się negować faktu wojny, ani zrzucać wszystkiego na Rosjan, a raczej na system który tam panował. Nie domagają się specjalnie zadość uczynienia (acz wywalczyli w Polsce prawa kombatanckie), i generalnie kultywują pamięć o swoim nieszczęściu, bardziej na zasadzie, Pamiętamy, a nie żądamy zadość uczynienia.
Gdyby tak działał Związek Wypędzonych, jak starały się nam sugerować niestety zarówno niemieckie jak i dawniej polskie MSZ (do czasów Kaczorów i Fotygi... o których czego by nie powiedzieć, a o niej źle to można tomiszcza pisać, prowadzą wobec Niemiec i Unii politykę, która mi się podoba. Jesteśmy przecież 6 państwem w UE, jeśli teraz nie będziemy dbać o swoje interesy to kiedy, jak będziemy 20?). Problemem jest to, że związek tak nie działa. I tu po pierwsze robi jedną złą rzecz, dochodzi do fałszownia historii, do jej reinterpretacji. Oto bowiem dzięki pani Steinbach Niemcy zaczynają wierzyć, że po Żydach są drugą najbardziej skrzywdzoną nacją po II WS. Fajnie, jest w tym trochę prawdy, ale w momencie gdy odrzuca się poczucie winy za to, co było 68 lat temu, a poczucie skrzywdzenia nadal jest pielęgnowane, to moim zdaniem, coś tu jest nie tak. Tym bardziej, że sprawa wypędzeń już w przypadku rodziny pani Steinbach budzi pewne kontrowersje, "Wprost" parę lat temu pisało o kulisach jej wypędzonego ojca. Tylko, czemu pani Erika zapomina o tym, że jej ojciec sam wypędzał polaków, choć raczej pewnie więcej kazał przesiedlić względnie rozstrzelać, a nie wypędzić.To tylko drobny szczegół, który można pominąć by nie czuć się skrzywdzonym. Niemcy nadal czują się, skrzywdzeni I Wojną Światową (tu z Halem można o tym bardzo długo dyskutować ), ale powoli zaczyna się robić to samo z II Wojną Światową. Warto przypomnieć, że Niemcy nie wypłacili Polsce pełnej kontrybucji za tą wojnę (co prawda dzięki Ruskim), ale inne kraje też im darowały karę. O tym jakoś się zapomina, wolą stawiać się na równi ofiar, a o Polakach wciąż prawdziwe zdają się być Geobelsowskie filmy, podkreślające czemu należało na nas napaść. Związek wypędzonych to jedno, z drugiej strony jeszcze coraz częstsze domagania oddania mienia, robi się po prostu "ciekawie". Problem w tym, że z wypędzaniem na granicy polsko-niemieckiej jest na prawdę cieżko, choćby na Pomorzu, kto tam jest na prawdę właścicielem ziemskim, Niemiec z 1945 roku, Polak z 1939, Niemiec z 1918 czy Polak z 1910 (to taka krótka historia majątku który niegdyś należał do moich przodków, ale jeszcze przed I Wojną Światową, Niemcy go zabrali, a zgodnie z późniejszym prawem, żadne odszkodowania nie przysługują). I tu się niestety robi syf totalny.
Ale najbardziej boli mnie coś innego. Gdyby to faktycznie był Magrinse społeczny w Niemczech, olałbym to. Tylko dlaczego Hans-Gert Pöttering, Przewodniczący Parlamentu Europejskiego wspiera działania Eriki Steinbach (jednej z ważnych figur CDU) popiera jej działania, reperezentując niejako 27 krajów członkowskich UE (w tym Polskę!!). Facet niestety sam to powiedział o tych krajach podczas tegorocznej imprezy "Dni stron ojczystych" (impreza pani Steinbach). Pöttering bronił przed działalnością Powiernictwa Polskiego (które w UE jak widać jest złe ). Ja rozumiem, że jego przewodnicząca poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk jest z PISu, który w moim odczuciu prowadzi słuszną politykę wobec Niemiec, ale ja widzę dużą róznicę między tą panią, a Dornem, Gosiewskim czy Kaczorem. A Powiernictwo Polskie zajmuje się reprezentowaniem osób, które ucierpiały w wyniku działań III Rzeszy...
Ale i tak najgorsze w tym wszystkim jest to, że pani Steinbach ewidentnie nie chodzi o wypędzonych, buduje tylko na nienawiści i cierpieniu swój kapitał polityczny. Sprawę łatwo wyczuć, do 1994 nie była zainteresowana działaniem na temat wypędzeń, potem się zainteresowała, a pomysł budowy Centrum Przeciw Wypędzeniom jako międzynarodowej instytucji np. we Wrocławiu, sama starała się storpedować. I obecnie jej Centrum raczej jest centrum martyrologii narodu niemieckiego, skrzywdzonego przez Polaków i Czechów. Ja jestem przeciwnikiem takiej rewizji historii, tak samo jak opacznego rozumienia listu polskich biskupów ze słynnym zdaniem "Przepraszamy i prosimy o przebaczenie", jako przyznania się do winy, bo gdyby nie byli winni, to by nie przepraszali.
Niestety w Niemczech problemu się nie widzi, bądź nie chce widzieć, a Hans-Gert Pöttering nie widzi nic niestosownego w swoim zachowaniu, najpewniej tylko grał tam o reelekcję, w końcu to Niemiec potrzebujący głosów by dalej zajmować swój stołek. A przy tym wszystkim najgorzej wypadają właśnie wypędzeni, którym może robi się złudną nadzieję, a od których wyciąga się jeszcze pieniądze na centrum. Bo większość z nich i tak nie chce tu wrócić, ale robi się im wodę z mózgu.
Na koniec jeszcze jedna rodzinna historyjka sprzed paru lat, zanim w ogóle było słychać głośno o pani Erice Steinbach. Otóż moja babcia mieszkała wtedy jeszcze w poniemieckim budownictwie i pewnego dnia przyjechała tam stara Niemka, która mieszkała w tym mieszkaniu przed wojną. Nie chciała nic odzyskać, zabrać, tylko zobaczyć dom w którym spędziła swoją młodość. Babcia ją wpuściła, zrobiła herbaty. Dla tej Niemki była to podróż sentymentalna. Tylko, że niestety działanie Związku Wypędzonych budzące takie emocje u nas, niestety przekreśla szansę wielu osób, na przychylne przyjęcie, bo niby czemu prości Polacy mieliby ufać Niemcom?