19 Listopad 2001, Poniedziałek
Obejrzałeś właśnie "Powrót Jedi" po raz, powiedzmy, dwudziesty czwarty. I miałbyś ochotę na nieco bardziej interaktywną formę kontaktu ze swoją ukochaną sagą. Co robisz? Prawdopodobnie włożysz do napędu swoją ulubioną grę. Może "Alliance'a", może "Shadows of the Empire" albo "Rebellion". Doskonale to rozumiem. Prawie każdy fan ma swoją ulubioną grę. Dla mnie starwarsową grą wszechczasów jest (no, kto zgadnie?) "Jedi Knight".
Pamiętam jak dziś ten pierwszy raz. Wracałem do domu z dyskami w kieszeni i niemal czułem jak palą mnie w dłonie. Bardzo się wtedy śpieszyłem. Rzuciłem kurtkę w przedpokoju, odpaliłem mojego 133 i...oniemiałem. Kiedy zobaczyłem filmik otwierający grę po prostu szczęka mi opadła. Wiecie, to ten kawałek z przelotem przez Nar Shaddaa. Nigdy, ani przedtem ani potem nie zobaczyłem już takiej cutscenki. To najlepiej zrobiony, najbardziej dynamiczny kawałek jaki widziałem w życiu. Gdyby znalazł się w trylogii, niczym nie odbiegałby od najlepszych scen "Imperium" czy "Powrotu Jedi". Od tamtego dnia nie potrafię już inaczej myśleć o Nar Shaddaa. Dla mnie Vertical City jest tą ukrytą w ciemności plątaniną wysokich budynków i wąskich prześwitów pomiędzy nimi. Ciasną przestrzenią, w której manewrują małe i wielkie statki o błękitnych i purpurowych widmach silników, dźwigi, barki wyładowane jakimś towarem. Zaś towarzyszący tej scenie kawałek Williams'a "Luke's Rescue" bardziej kojarzy mi się z grą niż z "Imperium Kontratakuje". No po prostu coś niesamowitego.
A to był dopiero początek tej wspaniałej przygody, która wciągnęła mnie zupełnie na kilka tygodni. Grałem w "Jedi Knight'a" bez żadnych tricków, mozolnie odnajdując wszystkie ukryte w grze sekrety i zdobywając wszystkie moce. Nagrodą za mój trud były następne filmy, co prawda nie tak świetne jak pierwsze dwa (leaving so soon?), ale i tak warte obejrzenia.
A kiedy dostałem wreszcie miecz...Dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa. Poziomy z Troopersami przemierzałem niemal bez wysiłku. Po prostu zabierałem im broń i puszczałem wolno. Nawiasem mówiąc, pomysł z "Mysteries of the Sith" ze szturmowcami rzucającymi się z pięściami na klienta z mieczem świetlnym wydaje mi się nieco naciągany. Za to pojedynki przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Mimo dość uproszczonej obsługi miecza (przeklęty automatyczny blok), adrenalina wydzielała mi się całymi wiadrami. No cóż, trochę to trwało zanim nauczyłem się posługiwać tą "elegancką bronią, na bardziej cywilizowane dni". (Kto to powiedział ?) Yun'a, Sariss a nawet potężnego Maw'a nauczyłem się pokonywać bez większego trudu. Za to ten cholerny karzeł z czerwonymi oczami - Boc, doprowadzał mnie do szału. No bo niby jak walczyć z taką podskakującą małpą? I to ma być Ciemny Jedi? Jerec, to rozumiem. Bitwa na Moc i regularna masakra na świetlne miecze. Dokładnie to, o co chodziło.
Potem oglądałem filmy z gry jeszcze może tysiąc razy. I zawsze czułem się tak, jakbym oglądał kolejną część sagi. Kimkolwiek byli scenarzysta i reżyser cutscenek, nie ma żadnych wątpliwości że czuli klimat. I nie chodzi tylko o scenografię, dobór strojów czy broni. Kto oglądał, będzie wiedział o czym piszę:
- Why? - wyszeptała Sariss.
- He is a Jedi. He deserves a battle.
- odpowiedział Yun, bezpowrotnie przechodząc na Jasną Stronę.
Czasem mam wrażenie, że Lucas nie potrafił by stworzyć takiej sceny. Trzebanaprawdę bardzo kochać Gwiezdne Wojny, żeby napisać taki dialog.Kiedy skończyłem grać w Knight'a, poczułem że właśnie odchodzi coś niepowtarzalnego. Coś, czego żadna inna gra nie będzie mogła mi zastąpić. Miałem rację, niestety.
Nie minął nawet tydzień, jak zabrałem się za "Mysteries of the Sith". Pierwsze rozczarowanie przeżyłem, oczywiście, po obejrzeniu otwierającej grę cutscenki. Myślę, że LucasArts lepiej by zrobił, gdyby w ogóle pominął ten temat. Jeśli nikt nie chciał wydawać pieniędzy na realizację nowych filmów, może należało po prostu wypuścić dodatek, bez pretensji do tworzenia całkiem nowej gry. Po jakimś czasie przekonałem się jednak do Mysteries. Poziomy okazały się całkiem niezłe, choć jak napisałem wcześniej, pomysł z pięściarskimi atakami szturmowców i innych mocarzy wydał mi się nieco, hm, pokraczny logicznie. No i dwa ostatnie levele miały jak dla mnie nieco zbyt klaustrofobiczny klimat. Cóż, może powinienem zrobić sobie większą przerwę?
Czekałem dość długo na jakiś nowy projekt z LucasArts, który choć w części przypominał by moją ukochaną grę. Aż wreszcie pojawiły się najpierw pierwsze informacje, potem screen'y z Obi - Wan'a. Oglądając kadry i animacje, myślałem że oszaleję. Nie widziałem jeszcze tak dopracowanego środowiska. A ten nowy system sterowania mieczem...Po prostu bajka. Termin premiery zbliżał się wielkimi krokami. Obiecałem sobie z tej okazji nową kartę graficzną i sporo pamięci...
Jaki był koniec, wszyscy wiecie. Wielki Bill położył łapę na grze, spodziewając się że Obi - Wan pociągnie sprzedaż jego nowej konsoli. A nasz guru, Facet Który Stworzył Opowieść o Szlachetnych Rycerzach Jedi po prostu się na nas wypiął. Zrobił się straszny szum, tysiące fanów z całego świata słało maile do LucasArts'a. Wszyscy byli naprawdę oburzeni. Czy coś to pomogło? I tak, i nie. ( Ja osobiście mam nadzieję, że Obi-Wan nie uratuje sprzedaży nowej konsoli Microsoftu, a LucasArts będzie musiał wydać grę na PC - tak, jak było obiecane).
Monity fanów odniosły taki skutek, że wydawca obiecał nam "Jedi Outcast: Jedi Knight II". Przez dłuższy czas miłośników Kyle Katarn'a karmiono jedynie bardzo obiecującymi screen'ami, z których mogliśmy się dowiedzieć niewiele ponad to, że gra będzie miała spore wymagania sprzętowe.
W końcu jednak LucasArts postanowił puścić farbę i ujawnić trochę szczegółów. Mam tylko nadzieję, że świadczy to zaawansowaniu projektu.
Poniższe informacje wyczytałem na stronie amerykańskiego serwisu "13th Street", którego reporterzy mieli przyjemność uczestniczyć w pokazie najnowszych produkcji LucasArts. I oto co pozostało po odciśnięciu wody z zamieszczonego tam artykułu.
Najpierw kilka słów dla mniej zorientowanych. Gracz powtórnie wcieli się w rolę Kyle Katarn'a. Historia toczy się dziewięć lat po wydarzeniach opowiedzianych w "Jedi Knight". W tym czasie Kyle, mimo swoich przygód z Ciemną Stroną, stał się prawdziwie potężnym Jedi. Podobno po opuszczeniu Świątyni Sith'ów, załamany swoim upadkiem oddał miecz Skywalker'owi i zaszył się na jakimś odludziu. Jednak gdy pojawi się nowe zagrożenie ze strony Ciemnych Jedi, Katarn stanie z nimi do walki, silniejszy Mocą niż kiedykolwiek przedtem.
Przyjaciółka Kyle'a Jan Ors również pojawi się w grze. Według tego, co powiedział producent Brett Tosti, Jan odegra w "Jedi Outcast" znacznie większą rolę niż w poprzedniej części. I nie ona jedna. Jedi Knight był krytykowany za wielki, puste przestrzenie, zamieszkałe jedynie przez zaledwie kilka typów niezbyt wygadanych postaci. To się zmieni. Gracz napotka na swojej drodze wielu rozmaitych mieszkańców galaktyki, którzy nie tylko będą mogli udzielić nieraz kluczowych dla Kyle'a informacji, ale również wykonać jego prośby lub polecenia. Ale o tym za chwilę.
Bez wątpienia polatamy sobie trochę po Galaktyce. Pojawi się osiem lokacji, ze zdecydowanie większą niż w poprzedniej grze liczbą poziomów. Poza miejscami, które musiały się pojawić w następcy "Jedi Knight" ( Nar Shaddaa!!!), odwiedzimy jeszcze Miasto w Chmurach i Świątynię na Yavin 4. Tam właśnie połazimy trochę po hangarze z X-Wingami, pełnym pracujących jednostek R2 i innego mocno zajętego personelu. Tak czy inaczej, obiecuję sobie niezłe widoczki.
Jeśli chodzi o broń, na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło. Z nowych wynalazków dostaniemy pałkę ogłuszającą, ale nie wiem czy chodzi o jakieś skomplikowane urządzenie, czy po prostu kawałek mela. Oczywiście będziemy też dysponować całą gamą blasterów, granatników i termodetonatorów. Ale to przecież gra o rycerzu Jedi, więc nie blastery są tu najważniejsze.
Możliwości użycia miecza w porównaniu z oryginalnym "Jedi Knight" zwiększą się znacznie. Będziecie mogli na przykład zdecydować, czy atakującemu was szturmowcowi odetniecie nogę, czy może rękę. O obcinaniu uszu nic na razie nie wiem, ale jak trafi się jakiś bez hełmu, to kto wie. Poza tym miecz posłuży do przecinania pancernych drzwi i innych tego typu przeszkód zagradzających Wam drogę. Pojawi się też możliwość sterowanego rzutu mieczem. Reporter z "13th Street" widział na pokazie, jak Kyle ciska mieczem w grupę szturmowców (zdaje się że nie stali w jednym rzędzie), ścina ich wszystkich a broń wraca mu do ręki niczym bumerang (może nauczył się tego w Świątyni Sith'ów, bo z tego co pamiętam takie sztuki robił Vader).
Mocy ma być osiem, z czego cztery podstawowe. Jaki będą pozostałe, nie wiadomo. Brett Tosti powiedział trochę więcej tylko o jednej z nich. Ale za to jakiej! Chodzi mianowicie o Jedi Mind Trick. Moc ta umożliwi graczowi nie tylko przemykanie się pomiędzy przeciwnikami bez wszczynania awantur, ale prawdopodobnie posłuży nam też do wpływania na postacie zamieszkujące odwiedzane przez nas światy. Dzięki niej będziemy mogli wyciągnąć potrzebne informacje, a także delikatnie zasugerować otwarcie zamkniętych drzwi czy dezaktywowanie ochronnych pól. Wygląda na to, że "Jedi Outcast" nie będzie tylko zwykłą strzelaniną.
I jeszcze słów kilka o technicznej stronie projektu (ale uprzedzam że za bardzo się nie znam na całym tym żargonie, jeśli więc coś zalamerzę, przepraszam).
Jak zapewne pamiętacie, choć "Jedi Knight" otrzymał ekstremalnie wysokie noty za gameplay, to jednak pod względem graficznym nie mógł współzawodniczyć z innymi słynnymi FPP, które powstały mniej więcej w tym samym czasie. Chodzi tu głównie o "Unreal" i "Quake II" (choć moim zdaniem tak się mają te gry do Knight'a jak "Stawka Większa Niż Życie" do Gwiezdnych Wojen). No i LucasArts, pamiętając jak się nadstawił, postanowił powierzyć pracę nad realizacją firmie Raven, zostawiając sobie gameplay i design. "Jedi Outcast" będzie więc chodził na rewelacyjnym engine "Quake III Arena." Z tego co napisali faceci z "13th Street" wynika, że gra wygląda po prostu powalająco. Na ścianach i podłożu zostają ślady po cieciach mieczem i strzałach, kiedy zaś Kyle blokuje ostrzem ogień z blastera, iskry sypią się na wszystkie strony. Cały czas toczą się też prace nad modelami uszkodzeń, które raczej nie ograniczą się do odciętej prawej ręki i leżącego na ziemi blastera (podobno nawet szturmowcy będą się przewracać do przodu lub do tyłu, zależnie od tego gdzie ich traficie). O refleksach, cieniach i innych świetlnych efektach nawet nie będę wspominał.
Przyznam się, że nabrałem apetytu na tę grę. Może powinienem być nieco bardziej sceptyczny, ale kto wie, może tym razem LucasArts sprawi nam miłą niespodziankę. Żeby tylko się nie okazało, że trzeba kupić P VI, żeby w ogóle odpalić grę.
Tymczasem, oczekując na trzecią część przygód Kyla Katarna, możemy poratować się nieco poziomami tworzonymi przez fanów, zamieszczonymi głównie na kapitalnej stronie massassi.net. ( Ta ostatnia kropka kończy zdanie i nie należy do adresu, he, he.) Znajdziecie tam dosłownie setki dodatkowych poziomów single i multiplayer, zarówno dla Jedi Knight jak i Mystieres of the Sith. Podstawowe informacje o levelach są ujęte w przejrzystej tabeli, w której umieszczono dane o autorze, objętości pliku i, co bardzo przydatne, opinie i komentarze graczy. Zwracam szczególną uwagę na ten szczegół, bowiem w swych ocenach fani mylą się bardzo rzadko.
Poziomy singlepleyer ( bo tylko te, niestety, były dla mnie dostępne ) można podzielić generalnie na dwa rodzaje. Pierwszy z nich jest przeznaczony dla miłośników pojedynków na miecze i Moc. Najlepszy, choć to tylko moje zdanie, jest "Legends of the Force : Darth Maul Vrs. Qui-Gon Jinn". Po zainstalowaniu poziomu znajdziecie się w hangarze w Theed, a tam będzie na was czekał pewien niezbyt miły, wytatuowany facet. I nie będzie łatwo go pokonać, to mogę wam obiecać. Ale Qui-Gon też ma swoje Mocne strony.
Jeśli chodzi o poziomy "strzelankowe", wybór jest dużo większy. Napiszę kilka słów tylko o jednym z nich, ale za to będącym absolutnym Numero Uno.
"Leeza's Destiny 3" to w zasadzie nie dodatkowy level. I nie chodzi tylko o to, że składa się z czterech części. To po prostu kompletna gra. Pojawiają się w niej nowe postacie, nowi przeciwnicy, bronie i sprzęt jakich jeszcze nie widzieliście (pamiętacie wyciągarkę Fett'a ?). Ale przede wszystkim "Leeza's Destiny" ma logiczny, trzymający się kupy scenariusz. To, tak samo jak "Jedi Knight", nie jest to tylko zwykłe FPP. W niektórych miejscach pokonanie przeciwników będzie waszym najmniejszym problemem. Jeśli zagracie, będziecie musieli nieźle główkować, żeby ruszyć dalej. Ale naprawdę warto. Nie wiem tylko, czy powinniście zagrać w Leeza's Destiny na samym początku. Bo potem każdy inny level to będzie malaria...
Niech Moc Będzie z Wami !
Obejrzałeś właśnie "Powrót Jedi" po raz, powiedzmy, dwudziesty czwarty. I miałbyś ochotę na nieco bardziej interaktywną formę kontaktu ze swoją ukochaną sagą. Co robisz? Prawdopodobnie włożysz do napędu swoją ulubioną grę. Może "Alliance'a", może "Shadows of the Empire" albo "Rebellion". Doskonale to rozumiem. Prawie każdy fan ma swoją ulubioną grę. Dla mnie starwarsową grą wszechczasów jest (no, kto zgadnie?) "Jedi Knight".
Pamiętam jak dziś ten pierwszy raz. Wracałem do domu z dyskami w kieszeni i niemal czułem jak palą mnie w dłonie. Bardzo się wtedy śpieszyłem. Rzuciłem kurtkę w przedpokoju, odpaliłem mojego 133 i...oniemiałem. Kiedy zobaczyłem filmik otwierający grę po prostu szczęka mi opadła. Wiecie, to ten kawałek z przelotem przez Nar Shaddaa. Nigdy, ani przedtem ani potem nie zobaczyłem już takiej cutscenki. To najlepiej zrobiony, najbardziej dynamiczny kawałek jaki widziałem w życiu. Gdyby znalazł się w trylogii, niczym nie odbiegałby od najlepszych scen "Imperium" czy "Powrotu Jedi". Od tamtego dnia nie potrafię już inaczej myśleć o Nar Shaddaa. Dla mnie Vertical City jest tą ukrytą w ciemności plątaniną wysokich budynków i wąskich prześwitów pomiędzy nimi. Ciasną przestrzenią, w której manewrują małe i wielkie statki o błękitnych i purpurowych widmach silników, dźwigi, barki wyładowane jakimś towarem. Zaś towarzyszący tej scenie kawałek Williams'a "Luke's Rescue" bardziej kojarzy mi się z grą niż z "Imperium Kontratakuje". No po prostu coś niesamowitego.
A to był dopiero początek tej wspaniałej przygody, która wciągnęła mnie zupełnie na kilka tygodni. Grałem w "Jedi Knight'a" bez żadnych tricków, mozolnie odnajdując wszystkie ukryte w grze sekrety i zdobywając wszystkie moce. Nagrodą za mój trud były następne filmy, co prawda nie tak świetne jak pierwsze dwa (leaving so soon?), ale i tak warte obejrzenia.
A kiedy dostałem wreszcie miecz...Dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa. Poziomy z Troopersami przemierzałem niemal bez wysiłku. Po prostu zabierałem im broń i puszczałem wolno. Nawiasem mówiąc, pomysł z "Mysteries of the Sith" ze szturmowcami rzucającymi się z pięściami na klienta z mieczem świetlnym wydaje mi się nieco naciągany. Za to pojedynki przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Mimo dość uproszczonej obsługi miecza (przeklęty automatyczny blok), adrenalina wydzielała mi się całymi wiadrami. No cóż, trochę to trwało zanim nauczyłem się posługiwać tą "elegancką bronią, na bardziej cywilizowane dni". (Kto to powiedział ?) Yun'a, Sariss a nawet potężnego Maw'a nauczyłem się pokonywać bez większego trudu. Za to ten cholerny karzeł z czerwonymi oczami - Boc, doprowadzał mnie do szału. No bo niby jak walczyć z taką podskakującą małpą? I to ma być Ciemny Jedi? Jerec, to rozumiem. Bitwa na Moc i regularna masakra na świetlne miecze. Dokładnie to, o co chodziło.
Potem oglądałem filmy z gry jeszcze może tysiąc razy. I zawsze czułem się tak, jakbym oglądał kolejną część sagi. Kimkolwiek byli scenarzysta i reżyser cutscenek, nie ma żadnych wątpliwości że czuli klimat. I nie chodzi tylko o scenografię, dobór strojów czy broni. Kto oglądał, będzie wiedział o czym piszę:
- Why? - wyszeptała Sariss.
- He is a Jedi. He deserves a battle.
- odpowiedział Yun, bezpowrotnie przechodząc na Jasną Stronę.
Czasem mam wrażenie, że Lucas nie potrafił by stworzyć takiej sceny. Trzebanaprawdę bardzo kochać Gwiezdne Wojny, żeby napisać taki dialog.Kiedy skończyłem grać w Knight'a, poczułem że właśnie odchodzi coś niepowtarzalnego. Coś, czego żadna inna gra nie będzie mogła mi zastąpić. Miałem rację, niestety.
Nie minął nawet tydzień, jak zabrałem się za "Mysteries of the Sith". Pierwsze rozczarowanie przeżyłem, oczywiście, po obejrzeniu otwierającej grę cutscenki. Myślę, że LucasArts lepiej by zrobił, gdyby w ogóle pominął ten temat. Jeśli nikt nie chciał wydawać pieniędzy na realizację nowych filmów, może należało po prostu wypuścić dodatek, bez pretensji do tworzenia całkiem nowej gry. Po jakimś czasie przekonałem się jednak do Mysteries. Poziomy okazały się całkiem niezłe, choć jak napisałem wcześniej, pomysł z pięściarskimi atakami szturmowców i innych mocarzy wydał mi się nieco, hm, pokraczny logicznie. No i dwa ostatnie levele miały jak dla mnie nieco zbyt klaustrofobiczny klimat. Cóż, może powinienem zrobić sobie większą przerwę?
Czekałem dość długo na jakiś nowy projekt z LucasArts, który choć w części przypominał by moją ukochaną grę. Aż wreszcie pojawiły się najpierw pierwsze informacje, potem screen'y z Obi - Wan'a. Oglądając kadry i animacje, myślałem że oszaleję. Nie widziałem jeszcze tak dopracowanego środowiska. A ten nowy system sterowania mieczem...Po prostu bajka. Termin premiery zbliżał się wielkimi krokami. Obiecałem sobie z tej okazji nową kartę graficzną i sporo pamięci...
Jaki był koniec, wszyscy wiecie. Wielki Bill położył łapę na grze, spodziewając się że Obi - Wan pociągnie sprzedaż jego nowej konsoli. A nasz guru, Facet Który Stworzył Opowieść o Szlachetnych Rycerzach Jedi po prostu się na nas wypiął. Zrobił się straszny szum, tysiące fanów z całego świata słało maile do LucasArts'a. Wszyscy byli naprawdę oburzeni. Czy coś to pomogło? I tak, i nie. ( Ja osobiście mam nadzieję, że Obi-Wan nie uratuje sprzedaży nowej konsoli Microsoftu, a LucasArts będzie musiał wydać grę na PC - tak, jak było obiecane).
Monity fanów odniosły taki skutek, że wydawca obiecał nam "Jedi Outcast: Jedi Knight II". Przez dłuższy czas miłośników Kyle Katarn'a karmiono jedynie bardzo obiecującymi screen'ami, z których mogliśmy się dowiedzieć niewiele ponad to, że gra będzie miała spore wymagania sprzętowe.
W końcu jednak LucasArts postanowił puścić farbę i ujawnić trochę szczegółów. Mam tylko nadzieję, że świadczy to zaawansowaniu projektu.
Poniższe informacje wyczytałem na stronie amerykańskiego serwisu "13th Street", którego reporterzy mieli przyjemność uczestniczyć w pokazie najnowszych produkcji LucasArts. I oto co pozostało po odciśnięciu wody z zamieszczonego tam artykułu.
Najpierw kilka słów dla mniej zorientowanych. Gracz powtórnie wcieli się w rolę Kyle Katarn'a. Historia toczy się dziewięć lat po wydarzeniach opowiedzianych w "Jedi Knight". W tym czasie Kyle, mimo swoich przygód z Ciemną Stroną, stał się prawdziwie potężnym Jedi. Podobno po opuszczeniu Świątyni Sith'ów, załamany swoim upadkiem oddał miecz Skywalker'owi i zaszył się na jakimś odludziu. Jednak gdy pojawi się nowe zagrożenie ze strony Ciemnych Jedi, Katarn stanie z nimi do walki, silniejszy Mocą niż kiedykolwiek przedtem.
Przyjaciółka Kyle'a Jan Ors również pojawi się w grze. Według tego, co powiedział producent Brett Tosti, Jan odegra w "Jedi Outcast" znacznie większą rolę niż w poprzedniej części. I nie ona jedna. Jedi Knight był krytykowany za wielki, puste przestrzenie, zamieszkałe jedynie przez zaledwie kilka typów niezbyt wygadanych postaci. To się zmieni. Gracz napotka na swojej drodze wielu rozmaitych mieszkańców galaktyki, którzy nie tylko będą mogli udzielić nieraz kluczowych dla Kyle'a informacji, ale również wykonać jego prośby lub polecenia. Ale o tym za chwilę.
Bez wątpienia polatamy sobie trochę po Galaktyce. Pojawi się osiem lokacji, ze zdecydowanie większą niż w poprzedniej grze liczbą poziomów. Poza miejscami, które musiały się pojawić w następcy "Jedi Knight" ( Nar Shaddaa!!!), odwiedzimy jeszcze Miasto w Chmurach i Świątynię na Yavin 4. Tam właśnie połazimy trochę po hangarze z X-Wingami, pełnym pracujących jednostek R2 i innego mocno zajętego personelu. Tak czy inaczej, obiecuję sobie niezłe widoczki.
Jeśli chodzi o broń, na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło. Z nowych wynalazków dostaniemy pałkę ogłuszającą, ale nie wiem czy chodzi o jakieś skomplikowane urządzenie, czy po prostu kawałek mela. Oczywiście będziemy też dysponować całą gamą blasterów, granatników i termodetonatorów. Ale to przecież gra o rycerzu Jedi, więc nie blastery są tu najważniejsze.
Możliwości użycia miecza w porównaniu z oryginalnym "Jedi Knight" zwiększą się znacznie. Będziecie mogli na przykład zdecydować, czy atakującemu was szturmowcowi odetniecie nogę, czy może rękę. O obcinaniu uszu nic na razie nie wiem, ale jak trafi się jakiś bez hełmu, to kto wie. Poza tym miecz posłuży do przecinania pancernych drzwi i innych tego typu przeszkód zagradzających Wam drogę. Pojawi się też możliwość sterowanego rzutu mieczem. Reporter z "13th Street" widział na pokazie, jak Kyle ciska mieczem w grupę szturmowców (zdaje się że nie stali w jednym rzędzie), ścina ich wszystkich a broń wraca mu do ręki niczym bumerang (może nauczył się tego w Świątyni Sith'ów, bo z tego co pamiętam takie sztuki robił Vader).
Mocy ma być osiem, z czego cztery podstawowe. Jaki będą pozostałe, nie wiadomo. Brett Tosti powiedział trochę więcej tylko o jednej z nich. Ale za to jakiej! Chodzi mianowicie o Jedi Mind Trick. Moc ta umożliwi graczowi nie tylko przemykanie się pomiędzy przeciwnikami bez wszczynania awantur, ale prawdopodobnie posłuży nam też do wpływania na postacie zamieszkujące odwiedzane przez nas światy. Dzięki niej będziemy mogli wyciągnąć potrzebne informacje, a także delikatnie zasugerować otwarcie zamkniętych drzwi czy dezaktywowanie ochronnych pól. Wygląda na to, że "Jedi Outcast" nie będzie tylko zwykłą strzelaniną.
I jeszcze słów kilka o technicznej stronie projektu (ale uprzedzam że za bardzo się nie znam na całym tym żargonie, jeśli więc coś zalamerzę, przepraszam).
Jak zapewne pamiętacie, choć "Jedi Knight" otrzymał ekstremalnie wysokie noty za gameplay, to jednak pod względem graficznym nie mógł współzawodniczyć z innymi słynnymi FPP, które powstały mniej więcej w tym samym czasie. Chodzi tu głównie o "Unreal" i "Quake II" (choć moim zdaniem tak się mają te gry do Knight'a jak "Stawka Większa Niż Życie" do Gwiezdnych Wojen). No i LucasArts, pamiętając jak się nadstawił, postanowił powierzyć pracę nad realizacją firmie Raven, zostawiając sobie gameplay i design. "Jedi Outcast" będzie więc chodził na rewelacyjnym engine "Quake III Arena." Z tego co napisali faceci z "13th Street" wynika, że gra wygląda po prostu powalająco. Na ścianach i podłożu zostają ślady po cieciach mieczem i strzałach, kiedy zaś Kyle blokuje ostrzem ogień z blastera, iskry sypią się na wszystkie strony. Cały czas toczą się też prace nad modelami uszkodzeń, które raczej nie ograniczą się do odciętej prawej ręki i leżącego na ziemi blastera (podobno nawet szturmowcy będą się przewracać do przodu lub do tyłu, zależnie od tego gdzie ich traficie). O refleksach, cieniach i innych świetlnych efektach nawet nie będę wspominał.
Przyznam się, że nabrałem apetytu na tę grę. Może powinienem być nieco bardziej sceptyczny, ale kto wie, może tym razem LucasArts sprawi nam miłą niespodziankę. Żeby tylko się nie okazało, że trzeba kupić P VI, żeby w ogóle odpalić grę.
Tymczasem, oczekując na trzecią część przygód Kyla Katarna, możemy poratować się nieco poziomami tworzonymi przez fanów, zamieszczonymi głównie na kapitalnej stronie massassi.net. ( Ta ostatnia kropka kończy zdanie i nie należy do adresu, he, he.) Znajdziecie tam dosłownie setki dodatkowych poziomów single i multiplayer, zarówno dla Jedi Knight jak i Mystieres of the Sith. Podstawowe informacje o levelach są ujęte w przejrzystej tabeli, w której umieszczono dane o autorze, objętości pliku i, co bardzo przydatne, opinie i komentarze graczy. Zwracam szczególną uwagę na ten szczegół, bowiem w swych ocenach fani mylą się bardzo rzadko.
Poziomy singlepleyer ( bo tylko te, niestety, były dla mnie dostępne ) można podzielić generalnie na dwa rodzaje. Pierwszy z nich jest przeznaczony dla miłośników pojedynków na miecze i Moc. Najlepszy, choć to tylko moje zdanie, jest "Legends of the Force : Darth Maul Vrs. Qui-Gon Jinn". Po zainstalowaniu poziomu znajdziecie się w hangarze w Theed, a tam będzie na was czekał pewien niezbyt miły, wytatuowany facet. I nie będzie łatwo go pokonać, to mogę wam obiecać. Ale Qui-Gon też ma swoje Mocne strony.
Jeśli chodzi o poziomy "strzelankowe", wybór jest dużo większy. Napiszę kilka słów tylko o jednym z nich, ale za to będącym absolutnym Numero Uno.
"Leeza's Destiny 3" to w zasadzie nie dodatkowy level. I nie chodzi tylko o to, że składa się z czterech części. To po prostu kompletna gra. Pojawiają się w niej nowe postacie, nowi przeciwnicy, bronie i sprzęt jakich jeszcze nie widzieliście (pamiętacie wyciągarkę Fett'a ?). Ale przede wszystkim "Leeza's Destiny" ma logiczny, trzymający się kupy scenariusz. To, tak samo jak "Jedi Knight", nie jest to tylko zwykłe FPP. W niektórych miejscach pokonanie przeciwników będzie waszym najmniejszym problemem. Jeśli zagracie, będziecie musieli nieźle główkować, żeby ruszyć dalej. Ale naprawdę warto. Nie wiem tylko, czy powinniście zagrać w Leeza's Destiny na samym początku. Bo potem każdy inny level to będzie malaria...