Wiem, że rzadko bywamy na naprawdę dobrych koncertach, ale raz na jakiś czas jakiś się zdarzy, więc niech temat sobie będzie.
Zacznę ja
Wczoraj, na `Dniach Gminy Suchy Las` (wiem, wiem, co to za dobra impreza, taki sobie wioskowy festyn, jakich wiele w tym kraju, no ale czytajcie dalej) były w sumie trzy coś znaczące koncerty, ale dwa z nich były naprawdę dobre, a tylko jeden tak naprawdę mnie interesował
W kolejności:
Abradab - dla mnie jedna z legend polskiego hip-hopu, bo w końcu członek byłego składu Kaliber 44, a ten z kolei to jeden z nielicznych, którzy robili naprawdę dobry hh, nie nastawiony jedynie na zyski. Bo w końcu w którym radiu można usłyszeć ich single, co? W każdym razie Dab przyjechał sobie z Człowiekiem Nowej Ery i Wujkiem Samo Zło, na adaptery wzięli sobie DJ-a Barta (nie kojarzyć z Lordem Bartem ) i dali niezły, godzinny niemal występ. Były kawałki nowe, były kawałki oldschoolowe, jeszcze z czasów Kalibra 44 (`Konfrontacje`, `Baku-Baku Skład` czy `Wena`). Jak dla mnie koncert był dobru, chociaż tu zawiodła nieco publika: nie dosyć, że było nas troszku mało (zresztą czego się spodziewać po tej wiosce? xD), to jeszcze nie wszyscy chcieli współpracować z MC, jak to zwykle bywa na takich koncertach (w sensie zwykle publika współpracuje). W każdym razie ja się wybawiłam i jakoś wyjątkowo szybko zleciała mi ta godzina
Później było Raz Dwa Trzy. Totalnie mnie nie interesowało, więc nawet nie zwracałam uwagi. no ale geriatryczna publika domagała się bisa, więc bis był, w rezultacie czego następny artysta (a raczej artystka) wystąpił(a) z godzinnym opóźnieniem.
No i wreszcie gwiazda wieczoru (chodź dla mnie gwiazdą był Abradab): Ingrid. TA Ingrid, Włoszka, śpiewająca po francusku, znana chyba na całym świecie chociażby ze swojego debiutanckiego singla `Tu es foutu`. Jak już pisałam miała godzinę spóźnienia, bo 123 zeszło później, niż planowali, musiało się zwinąć ze sprzętem, zespół Ingrid musiał się rozłożyć ze swoim, a na domiar złego jeszcze z 0,5h ćwiczyli czy nagłośnienie jest dobre. Na końcu widownia zaczęła gwizdać i w ogóle. Ostatecznie jednak opłacało sie czekać, bo Ingrid, choć gwiazda światowej sławy, to jednak nie zachowywała się jakoś specjalnie wyniośle. Miała oczywiście swoich tancerzy, ale do jednej z piosenek wyciągnęła trzech seksownych mężczyzn z publiczności, wzięła ich na scenę i tańczyła z każdym po kolei. Któryś tam nie chciał iść, to mówiła (po polsku, bo uczy się polskiego i nieźle jej idzie): `Ja tu decyduję. Nie przychodzisz, Ingrid do domu, nie ma koncertu!`. Genialne, bo nie na poważnie i zupełnie humorystycznie Parę kawałków później wyciągnęła na scenę 10 dziewczyn, z nimi już nie tańczyła, ale laski stały z tyłu i powtarzały prosty układ choreograficzny. W każdym razie która ze sław wyciągnie sobie zwykłych, szarych ludzi z tłumu i weźmie ich sobie na scenę jako tancerzy? Dla mnie swojego rodzaju nowość i miłe zaskoczenie
Ingrid śpiewała nie tylko swoje kawałki, dwa razy podszywała się pod Edith Piaf (z niezłym skutkiem) i raz pod Guns`n`Roses, śpiewając `Knockin` on the Heavens Door`. A co chyba najbardziej swojskie: `Sto lat` w trzech wersjach: zwykła (ta zwykła właśnie), taneczna (Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat niechaj żyje nam...) i jej ulubiona, pijana (xD): I jeszcze jeden i jeszcze raz xD Ładnie, płynnie po polsku. Cóż pogratulować prowadzenia koncertu z humorem, na luzie i bez wywyższania się ponad publikę
Co prawda specjalnie mi na tym koncercie Ingrid nie zależało, ale zaraz po miał być pokaz sztucznych ogni (na którym mi bardzo zależało, btw wspaniały ), więc sobie byłam na tej Ingrid i nie żałuję, bo warto było, jeśli nie dla muzyki, to dla samego humorystycznego show Tak jakoś dzięki temu ją polubiłam...