Zanim był Naruto, był Dragon Ball. Zanim był Dragon Ball, byli Power Rangers. A zanim byli Power Rangers, było G.I.Joe, Transformers i... TMNT!!! Yeah, dudes!
Jak każde dziwne dziecko w moim wieku
(a dziwnych dzieci to na tym forum nie brakuje, oj nie
) wychowałem się na Żółwiach Ninja. Och, czasy to były piękne: pierwsza połowa lat 90-tych, masa kanałów satelitarnych (brylowały niemieckie RTL, Pro7, SAT1, oraz brytyjskie Sky One i Children`s Channel), a na nich masa pełnych akcji kreskówek dla nastolatków (dziś już często kultowych... może kiedyś trzaby założyć o tym wątek). Oglądało się ten stuff non-stop, kilka serii dziennie, a już w weekendy to było istne szaleństwo.
Turtlesy to jedna z najważniejszych serii tamtych czasów. Kochałem je; był taki okres, że równolegle oglądałem tę serię po polsku, angielsku i niemiecku...
Najpierw był komiks. Powstał jakoś w połowie lat 80-tych chyba, a stworzyli go Kevin Eastman i Peter Laird. Był czarno-biały i z początku wręcz półamatorski, a także o wiele mocniejszy niż odsłony telewizyjne czy kinowe.
Potem kreskówka, której było parę sezonów, do dziś najbardziej znana; to ona rozpropagowała serię na całym świecie. Jest niezła, ale jej jakość bardzo skacze... Najbardziej lubię sam początek pierwszego sezonu, który jest o wiele lepiej rysowany i mocniejszy (brutalniejszy). Potem nie chciało im się robić tak dokładnych rysunków i animacji, a przemoc została mocno zredukowana. No ale i tak ten serial ma największe zasługi.
Potem filmy kinowe, które generalnie są do dupy. Tzn. niektóre aspekty są ok, ale kładzie je skierowanie do dzieciaków (np. debilne odgłosy podczas walk). Najbardziej chyba lubiłem trójkę, dziejącą się w feudalnej Japonii.
Potem walnęli serial TV, aktorski. Polsat go u nas puszczał... Po dwóch odcinkach odpuściłem sobie kompletnie - żenada. Jeśli straciłem coś fajnego, to mnie uświadomcie...
No a po roku 2000 podobno zrobili nowy serial animowany. Nie oglądam już od paru lat TV w ogóle, więc nawet nie wiem, czy puszczali go u nas - jeśli tak, albo ktoś go zna z innych źródeł, to niech coś o nim napisze. Zawsze można spróbować go ściągnąć, jeśli jest coś wart
No a teraz nowy film kinowy. I zrobili IMO najlepszą rzecz, jaką mogli: animację komputerową w 100%. To chyba najbardziej pasuje do konwencji Żółwi, film aktorski z nimi wygląda niepoważnie i chyba zawsze byłby spieprzony (z różnych względów). Ogólnie czekam na ten film, ale nie wiedziałem, że będzie u nas tak późno (w Stanach był na początku marca). Coś czuję, że do tego czasu (września) będzie już dostępny DVDrip, a wtedy...
Garść dygresji teraz.
Mój ulubiony Żółw? Kiedyś Leonardo - za powagę, zdolności przywódcze, dyscyplinę i fakt, że walczył mieczami
Obecnie skłaniam się raczej ku Raphaelowi - zadziorny, niezależny, pyskaty, często samotnik. I bardzo ładnie wymiata swoimi sai
Dona i Mike`a też lubię, ale nie tak, jak pierwszych dwóch.
Scenarzystą Żółwi (komiksu znaczy) i ich pierwszym twórcą jest Kevin Eastman, postać znana na amerykańskim rynku komiksowym. Obecnie jest (od lat już) redaktorem naczelnym Heavy Metalu (najlepszego magazynu komiksowego świata). Współtwórca drugiego filmu animowanego spod znaku HM - F.A.K.K.2, znanego też jako Heavy Metal 2000 (może znacie grę, a może nawet sam film). Mąż Julie Strain (byłej dziewczyny Penthouse`a, wzorca postaci F.A.K.K.2 oraz modelki dla wielu malarzy spod znaku fantasy art).
Ów Kevin Eastman wiele razy współpracował z kultowym kiedyś u nas (i na całym świecie) Simonem Bisleyem (Lobo, Slaine, Sąd nad Gotham). Mnie chodzi akurat o 4-częściową miniserię "Bodycount", opowiadającą o tym, jak to Raphael (który akurat opuścił Żółwie na jakiś czas) i Casey Jones pomagają pewnej babce (byłej zabójczyni Triady) uciec przed jej dawnymi "kolegami". Bardzo mocna historia i bardzo nie dla dzieci, bo krew i flaki leją się tam strumieniami. Pochwalę się: mam to. Na papierze.
Jak miałem jakieś 12 lat, to miałem takiego jednego kumpla, co cholernie nadzianych rodziców miał. Jeździł regularnie za granicę i naprzywoził sobie zajebistych figurek Żółwi - cała drużyna w różnych rynsztunkach, z różnym wyposażeniem itp. Miałem okazję parę razy pobawić się tym stuffem. Ale zazdrościłem mu ich jak cholera.
W USA wychodzi teraz coś, co nazywa się "Tales of the TMNT". Czarno-białe, jak w początkach serii, i tak poryte, że po preczytaniu jednego zeszytu stwierdziłem, że więcej nie ściągam. Jednak podejrzewam, że na okoliczność filmu jakieś nowe, normalniejsze serie (te Talesy są niszowe, wydawane przez jakies małe wydawnictwo) też się pojawią.
To chwilowo tyle
Turtle Power.
Cowabunga, dudes.