Ale śmieszne te Oskary! I w dodatku bardzo zaskakujące: co przewidywałem kogo wybiorą, to wybierali kogoś innego, a jak myślałem sobie "mogliby wybrać <nazwa filmu>" to akurat się sprawdzało . Kupa śmiechu. No prócz obu głównych ról - tam właśnie takiego wyniku się spodziewałem. Ale dzięki tej ogólnej niespodziance jestem całkiem zadowolony wyników - szalenie cieszy Oscar dla scenariusza "Małej Miss", dziwi tryumf „Infiltracji”, choć trzeba dodać, że to naprawdę dobry film. Tylko Scorsese w sumie niepotrzebnie tego Oscara dostał. Nie za ten film. Ale jedyne, czego mi tak naprawdę szkoda, to, że Whalberg nie wygrał. To by dopiero było wydarzenie. Sama gala też poprawna – świetne występy (prócz niemiłosiernie wyjących syren z "Dreamgirls"), bardzo fajne prezentacje tytułów filmowych…zwróciliście uwagę, że po raz pierwszy większość montażów w czasie gali, było podpisanych. To imo dobry pomysł. Do tego świetna prowadząca, bez specjalnego szału, ale i bez nudzenia, poprawne żarty, dziwaczne stroje, patos, nieustanne czytanie z kartki, gdy byłem dzieckiem..., fajnie.
No i wreszcie finał, którym dla mnie stało się wręczenie przez trzech największych, temu czwartemu największemu. I kiedy tak schodzili ze sceny - Coppola, Spielberg, Scorsese i Lucas, to tworzyli prawdziwą, filmową, kultową niemal, mafię. Bo co by nie mówić - gdyby nie oni, Hollywood naprawdę wyglądałoby inaczej niż teraz. Na mój gust był to prawdziwie magiczny moment.
Ogólnie: bardzo mi się podobało.
Moja fajna szkoła zorganizowała nocne oglądanie tej relacji. I wszystko byłoby pięknie - przed galą dwa filmy, przed filmami krótki wykład o historii nagród, darmowa Cola, paluszki...gdyby nie ta tandetna telewizja polska! No ludzie! Te wstawki na poziomie żałośnie niskim, scenografia na poziomie telewizji Białorusi i komentatorzy na poziomie niższym od wszystkiego, co dotąd przewijało się w polskiej telewizji. To nawet nie było złe, to był wręcz skandal. A ja jeszcze na początek się ucieszyłem, że Torbickiej nie ma. Ech.