Cały szum medialny, jaki narósł wokół książki miał zostać spotęgowany przez film. Tym bardziej ciut mnie zdziwił wybór reżysera - Rona Howarda, który bynajmniej skandalistą nie jest. Nie jest ani jak to ostatnio amerykanie określają aliberalnym liberałem, ani też ultrakonserwatywnym betonem. Jest pragmatykiem i rzemieślnikiem. I to dokładnie widać w jego filmie.
O ile powieść Browna, choć dobrze napisana, faktycznie najeżdża na Opus Dei, Kościół Katolicki itp. podważając teorię, właściwie obrażając też Judaizm, choć na tyle delikatnie, by Żydzi nie mogli się przeczpić, wywołała pewien ferment, po części częściowo, bo nic tak dobrze się nie sprzedaje, a po części ze względu na braki w wykształceniu autora. O tyle Howard nie zamierzał się tej lini trzymać, o tym świadczy przede wszystkim zmieniona końcówka. Mało tego, Langdon i jego teorie są też mocno złagodzone, wiele z jego poglądów, które podzielał Teabing, właściwie w filmie są tylko poglądami Teabinga, który jak wiadomo skończył jako szaleniec. W filmie pada jawne stwierdzenie, że to nie Kościół Katolicki czy Opus Dei jest złe, a tylko niektórzy z jego członków, którzy zapomienili o swych powinnościach. To jest coś, czego mi brakowało o Browna. Ale mało tego, to, plus końcówka, mocno moralizatorska i właściwie na swój sposób religijna, świadczy o tym, że nie jest to film antychrześcijański. Fakt, bliżej mu do modelowego protestancyzmu, niż katolicyzmu, ale to już inna sprawa. Tu należy sobie przypomnieć czasy Reformacji i ideę wolności wiary. To bodajże nawet Benedykt XVI popiera pogląd, że chrześcijaństwo powinno być jednocześnie katolickie (powszechne) jak i protestanckie (bazujące na wolnym wyborze wiary, módl się i pracuj). Tu właśnie mimo wszystko Howard podkreślał, że ważne są też owoce wiary, dystansując się niejako od wywmowy ksiażki/filmu. W sumie się nie dziwię, bo amerykanie mimo wszystko są bardziej religijni niz Europejczycy i to pewnie by tam nie przeszło. Mnie jednak zastanawia jedna rzecz, mianowicie nawet gdyby teorie Browna były słuszne, to czy Kościół Katolicki i Chrześćijaństwo by upadły? O tym autor zapomniał, kolejn błąd logiczny, bo tu należy spojrzeć na Islam. Muzułamanie wierzą w Jezusa Chrystusa, tak jak Chrześcijanie w Mojżesza, Izaaka, czy Abrahama. Jezus jest jednym z ich proroków, tak jak Mahomet, który jest najważniejszym spośród nich. Tyle, że gdyby ktoś napisał podobne teorie o Mahomecie, zginałby w ciągu roku od wydania ksiażki. Przypomnę tylko sprawę Theo Van Gogha, któy nakręcił film o muzułmance bitej prez męża - i został zamordowany, w dodatku w liberalnej Holandii.
Skoro film jest bardziej poprawny politycznie niż książka, to mozna się zastanawiać jaki jest dalej. Cóż pozostaje mi napisać poprawny. I tyle. Po raz kolejny Ron Howard udowadnia, że jest doskonałym rzemielśnikiem, któremu brakuje tej szczypty artyzmu. Wszystko jest jak należy, zdjecia są dobre, kilka fajnych ujeć, kilka ciut skopanych, średnia jest dobra. Muzyka jako tło jest znakomita, ale nie zapada w pamieć. O aktorstwie jeszcze napiszę. Reszta jest dopracowana, świetnie rozwiązano sceny w których bohaterowie myśla. Ale to wrzystko jest dobrą rzemieślniczą robotą i tyle. Z drugiej jednak strony, jeśli miałbym porównać ten film z "Skarbem Narodów", to ten drugi jest zdecydowanie lepszy, ma mniej dłużyzn, więcej zagadek i zdecydowanie więcej zwrótów akcji, u Howarda z tym wszystkim jest różnie. Fakt, stara się w miarę trzymać ksiażki, choć miałem wrażenie, że zagadek jest mniej, ale i błędów logicznych, nie mówiac już o rzeczowych, też starał się nie przenosić na ekran.
Natomiast najlepiej film sprawdza się pod względem aktorskim, to jest majstersztyk. Tom Hanks, świetnie ucharakteryzowany na Langdona, dobrodusznego Langdona, Audrey Tautou jako Sophie Neveu jest bystrzejsza niz w ksiażce, a Sebastiannie, tfu Ian McKellen (nie wiem, ale jakoś przywykłem do tamtego starego avatara i mi się z Sebą kojarzy
(prosze nie kojarzyć z filmem "Uczeń szatana" Apt Pupil) jest genialny. Po Jaenie Reno (Bezu Fache - mhm tylko czemu on jest z OD?) czy Alfredzie Molinie (biskup Aringarosa - gdzie ten samolot?!) jak zwykle spodziewałem sie dużo i dużo dostałem. A Paul Bettany ponownie (po Firewallu) doskonale sprawdza się jako Czarny charakter. Tylko nie wiem, czemu Silas mi się z Anakinem kojarzy
.
Reasumując w moim odczuciu jest to film poprawny i tyle. Poprawnie zrealizowany, czyli ani to nie jest źle, ani jakoś ekstra dobrze, tylko tak jak ma być. No i mocno poprawny politycznie, zwłaszcza w porównaniu z książką. Rozrywka jest, choć jak pisałem "Skarb Narodów" pod tym względem jest lepszy. A i zgadzam się z recenzją ze Stopklatki, jeśli chodzi o filmy Graalowe to przede wszystkim rządzą dwa - "Indiana Jones i Ostatnia Krucjata" oraz "Monty Python i Święty Graal". "Kod DaVinci" do nich nie dobije. Podobnie jak nie dobije do "Willow" Rona Howarda. A pytanie, czy film jest szkodliwy, cóż moim zdaniem nie bardziej, niż zdanie "Jezus Cię kocha", powiedziane do faceta. W tym roku na rekolekcjach mieliśmy fajnego zakonnika, który stwierdził, że są ludzie, którzy mogą się za takie coś obrazić, bo uznają Jezusa za geja. Cóż, tak samo jest z filmowym Kodem. Każdy ma wolnosć wyznania, ale jak ktoś nie odróżnia prawdy od fikcji, to idąc do zoo zdziwi się, że lew istnieje, a krakena nie mają. Ja ten film widziałem i szybko do niego nie wrócę, bo miejscami ciut nudził. Jakoś nie żałuję wyjścia do kina, ale minie wiele lat zanim obejrżę go ponownie. Jeśli oczywiście to nastąpi.