Z tego co widzę, to nasz Kylo jest jednym z tych elementów "Przebudzenia Mocy", które wywołują największy podział wśród odbiorców. Jedni uważają go za zmanipulowaną, niejednoznaczną oraz głęboką psychologicznie postać i cieszą się, że taki villain wreszcie zaistniał w filmowej Sadze. Inni twierdzą, że jest żałosny, żenujący, źle napisany i zachowuje się jak rozchwiany emocjonalnie nastolatek. I że nie powinien zdejmować maski, bo psuje cały efekt, hehe. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku, jak zwykle.
Ok, a więc Ren ma być postacią tragiczną, bo jest zmanipulowany przez Snoke`a, który przeciągnął go na CSM i wykorzystuje w swoich planach. Chłopak jest rozdarty między stronami Mocy, porzucił też rodzinę (albo ona jego?). Stał się ojcobójcą tylko po to, by przypieczętować podróż na Ciemną Stronę. Ma jakiś uraz do swoich bliskich. Poszukuje samego siebie, swojej tożsamości, a pomaga mu w tym wręcz fanatyczne zapatrzenie w dziadka z czasów, kiedy ten był po Ciemnej Stronie.
Tyle teorii. Czy w praktyce jest to dobrze pokazane? I czy Ren jest udanym czarnym charakterem w TFA? Bo moim zdaniem dobry villain w SW nie musi wcale być głęboką psychologicznie postacią, popatrzcie na Vadera w ANH, Dooku czy Maula. Ważne, żeby miał charyzmę i roztaczał wokół siebie aurę zajebistości, może być komiksowy i nieskomplikowany.
Początek jest piękny. Kylo wpada na scenę i robi klimat, jest mroczny i tajemniczy. Zabija Lora San Tekkę, łapie Mocą blasterowy bolt, morduje mieszkańców wioski, torturuje Poego, pomiata swoim podwładnym. Jest grubo! To jest czarny charakter na miarę Star Wars! Teraz wystarczy jeszcze tylko pokazać tę jego bardziej niejednoznaczną stronę, jego rozdarcie, i będzie git, right?
No i zaczyna się. Nasz młodzian gada do maski Vadera, bo boi się, że "ciągnie go do światła". Jeśli coś idzie nie po jego myśli, rozwala wszystko wokół w napadzie szału. A rozmawiając z ojcem wali teksty, których nie powstydziłby się Werter Goethego lub inny cierpiący bohater romantyczny (moje ukochane I am being torn apart... I want to be free of this pain.... Płaczliwość Kylo w tej scenie jest, jak słyszę od niektórych, tylko sprytną sztuczką, która ma uśpić czujność Hana. Nie jestem tego pewien, ale nawet jeśli, to szkoda, że takie ciotowate teksty musi w tym celu wygłaszać). W drugiej połowie filmu cała charyzma tej postaci ulatuje bezpowrotnie, a dostajemy rozwydrzonego gówniarza, który nie radzi sobie już z niczym. Można to tłumaczyć właśnie jego rozterkami wewnętrznymi, oporami przed zabiciem ojca, rozchwianiem po jego zabiciu itd. itp. Ale wygląda to beznadziejnie i wywołuje uczucie zażenowania, zamiast, no nie wiem, współczucie (nie mówiąc o jakimkolwiek podziwie). Czy naprawdę bohater rozdarty musiał być pokazany w ten sposób, a nie jakoś... z godnością? Ja nie mam żadnej przyjemności z oglądania tego rozmazanego dzieciaka, a w dodatku pół kina się podśmiechuje wokół mnie.
A to całe jego rozdarcie psychiczne jest pokazane okropnie płytko. Nie wiemy dlaczego właściwie Ben chce być taki mroczny i zły, jakie miał relacje z rodzicami, dlaczego tak się boi "światła" etc. Spotkanie z Hanem na tej kładce nie ma żadnej podbudowy emocjonalnej - ot, Ren zabija swego ojca i tyle. Przejmujemy się głównie dlatego, że to ginie Han Solo, bo jakby to był ktoś obcy, to wzruszylibyśmy jedynie ramionami. Całą otoczkę uczuciową musimy sobie dopowiadać. Wydaje mi się, że na należyte ukazanie psychiki Kylo Rena trzeba by poświęcić więcej czasu w filmie. A jeśli twórcom tego czasu szkoda, bo wolą np. więcej akcji i aby fabuła szła gładko do przodu, to powinni byli w ogóle zrezygnować z "głębokiego" czarnego charakteru i dać po prostu jakiegoś prostego, komiksowego napierdalacza, którego o wiele przyjemniej by się oglądało.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że Ren ma szansę zostać pełniej ukazany w Epizodach VIII-IX i być może poprawić notowania w moich oczach. Ale to kwestia przyszłości, na razie oceniam to co jest. A póki co ten pan jest dla mnie najsłabszym czarnym charakterem w filmowej Sadze, jest źle napisany i nie posiada żadnej charyzmy w drugiej połowie filmu... A pod względem ukazania psychiki nie umywa się do tego, jak Lucas przedstawił przemianę i zmanipulowanie Anakina w Epizodach II-III. No przykro mi bardzo, ale "głęboką psychologię" niech lepiej zostawią na książki z nowego EU. Nie chcę takich "złych" w filmach SW i mam szczerą nadzieję, że to był jedyny wypadek przy pracy.
A jak jest w Waszym przypadku?