Drodzy Fani SW (Ci od OT i EU) i cała reszto (OT, TCW, REBELS, TFA),
temat ten nie jest seksistowski.
Po pierwsze, cieszę się, że mogę założyć jakiś nowy wątek po długiej przerwie.
Po drugie mam nadzieję, że wątku nie dubluję. Przeszukałem forum pod tym kątem, ale nie byłem w stanie przeczytać wszystkich postów, bo mam też życie prywatne i zawodowe (sic!).
Po trzecie, o ile początkowo wydaje się, że temat nadaje się do wioski, o tyle jednak pod płaszczem niepoważności pytam jak najbardziej poważnie o zasadność wynikania wniosku z przesłanek. Proszę, pod płaszczem śmiechów i chichrów, o poważną dyskusję.
(O)D(o) rzeczy. Koleżanka wyrażała się o SW... no nie była zachwycona. Wszystko do niedawna. W te święta obejrzała wszystkie części (OT) i tę całą, niekanoniczną resztę (NT i TFA). Tym sposobem SW się jej spodobały. A że ma analityczny umysł, i widziała wszystko jednym ciągiem, i była na świeżo ze wszystkim, wysunęła pewną teorię dotyczącą Rey i Mocy w ogóle. A dokładniej: krytykowanej super wyszkoloności na maksa Rey, która nagle, ni stąd, ni zowąd, budzi w sobie potężną tygrysicę, że mrau, mrau.
Otóż zanim napiszę o tej teorii, co chcę podkreślić, tą seksistowską i niepoprawnie polityczną (bo nie-genderową) teorię wyraziła kobieta, która nie jest prawakiem i posiada silną osobowość oraz niezależność myślenia.
Także: nie wiem, czy pamiętacie, ale Ben w ANH podczas szkolenia Luke`a na pokładzie Falcona, mówił mu, aby wyłączył myślenie, rozumność, logiczność, i żeby zdał się na uczucia, emocje, instynkt. No i wtedy zadziałało, prawda? Zadziałało. Moc zatem jest czymś uczuciowym, czymś mistycznym, czymś co się nie da zracjonalizować (no, dobra, zapomnijmy o midichlorianach) i funkcjonuje na zasadach pewnego rodzaju magi. [Tu można tylko wspomnieć o tym, że Moc jest Campbellowskim mitem "many" czy jakiejś takiej energii, która u kultur pierwotnych przenikała całość rzeczywistości. Warto porównać pod tym kątem np. Avatara/Pocahontas i tą jedność z przyrodą, co jest dziś popularnym motywem etyk środowiskowych.] I tu pojawia się teoria koleżanki, mówiąca o tym, że Rey dlatego zaczęła kozaczyć, ponieważ będąc kobietą, czyli płcią emocjonalną a nie rozumową, miała lepszy kontakt z Mocą, czyli robiła intuicyjnie coś, czego facet musiał się dopiero nauczyć. Facet bowiem jako płeć rozumowa musiał najpierw wyłączyć myślenie. Kobiety robią to naturalnie. I proszę nie traktować tego jako obelgę i seksizm. Odnoszę się tutaj do, owszem, nieco przesadzonego, ale znajdującego odzwierciedlenie w rzeczywistości (wyjątki są zawsze) podziału znanego już od dawien dawna. W starożytnej Grecji przez średniowiecze i czasy nowożytne aż do emancypacji, mężczyznę traktowano jako tego, który posługuje się rozumem a kobietę jako płeć do tego niezdolną [obecnie tezę tę głosi seksizm]. To był powszechnie obowiązujący paradygmat. A jeśli już się pojawiała jakaś silna kobieta (np. Elżbieta, Wiktoria), to wtedy uosabiała ona cechy "męskie" a nie "żeńskie", co sprawiało nam taki mały gender. Współcześnie zrobiło nam się równouprawnienie i mamy emo-facetów (por. Kylo Ren) i kobiety sukcesu, które nie zarobiły kasy kręcąc pupą (por. Margaret Thatcher). Niemniej, o ile uznamy ten stary pogląd za głupi, to o tyle jednak pytanie, czy nie ma w nim po części prawdy? Nie mowa jednak o tym, że kobieta nie potrafi logicznie myśleć, ale o tym, że potrzeby emocjonalne kobiet i mężczyzn różnią się. Kobiety okresowo cierpią na PSM. Wątek ten rozbija się głównie o różnicę biologiczną między facetem a kobietą, co jest dziś tezą niepopularną. Nie chcę przez to powiedzieć, że różnice kulturowe nie istnieją, ale poza przypadkami hermafrodytów i zaburzeń identyfikacji z płcią, no sorry, ale nie można wybrać sobie płci.
Przykład różnicy emocjonalnej kobieta-mężczyzna? Reklamy skierowane do kobiet odwołują się do uczuć związanych z relacjami z ludźmi, jak np. troska czy miłość platońska. Natomiast reklamy adresowane do mężczyzn odwołują się do seksu. Ale poza seksem facet nie ma być tzw. "ciotą", nie ma być emo, ale maczo. Zostaje mu zatem kierowanie się, poza honorem, rozsądkiem. Ma zapewnić byt rodzinie i mieć dobrze płatną pracę. A będąc analitykiem bankowym albo informatykiem, nie może opierać się na uczuciach czy intuicji. Potrzebuje rozumu i rozsądku.
No i stąd pytanie, czy kobiety nie powinny być lepszymi userkami Mocy? Patrz Rey i jej olśnienie. I nagle rozkłada Kylo na łopatki. Bo ona ma emocje a Kylo... no tu się pojawia pytanie o jego męskość, bo co prawda zachowywał się on jak baba, ale jednak mimo wszystko nie miał tej głębokiej intuicyjności kobiety. To trochę jak z tym, że mężczyźni naturalnie oddychają przeponą, a kobiety muszą się tego nauczyć. Nie pojawia się tutaj zatem kwestia wcześniejszego wyszkolenia Rey i usunięcia pamięci (por. Darth Revan) ani Disnejowskiego ubarwienia. Chodzi o pewne predyspozycje, talenty. Jeden ma, drugi nie ma. Jedne talenty są bardziej kobiece, inne męskie. Bo pytanie czy fakt, że są przedszkolanki a nie ma przedszkolanków wynika z normy kulturowej czy właśnie z tej emocjonalnej różnicy? Nie chodzi jednak o to, że facet nie może kochać swoich dzieci, ale robi to inaczej niż kobieta.
Zwróciłem co prawda koleżance uwagę na to, że odkąd pojawiły się nieszczęsne midichloriany, można by założyć, że Rey miała ich tak bardzo dużo, jak dużo zarobi Disney na kupieniu SW. Ale pomińmy ten nieszczęsny wątek midichlorianów z oczywistych względów.
Co Wy o tym sądzicie? Czy kobiety nie powinny być lepszymi userkami Mocy?