American Pro Wrestling czyli potocznie zwany wrestling jest dyscypliną raczej nieakceptowaną w Polsce, mało popularną. Dla wielu to idiotyczna rozrywka, gdzie wszystko jest ustawione i w ogóle nie do pojęcia. Dlatego osoby, które nie mają w temacie nic ciekawego do powiedzenia, niech lepiej głosu nie zabierają. Bo z wrestlingiem jest tak, że trzeba go czuć i rozumieć, bawić się widowiskiem, a nie podchodzić racjonalnie do każdej wypowiedzi, każdego gestu i ciosu. To jest teatr i rozrywka, nie sport.
Przez lata oglądałem aktywnie wrestling: WWF/WWE, ECW, WCW, potem TNA, ROH, nawet AAA. Z braku czasu oglądam tylko WWE, bo to moja macierzysta federacja. Choć często tego żałuję, bo z tego co czytam w necie na Impactach i ppv TNA też się niezłe rzeczy dzieją. Tylko tam są w większości odpadki z WWE, na które nie chce mi się patrzeć. Choć te stajnie (Fortune i Immortals, a wcześnie Main Event Mafia) są o niebo lepsze niż Nexus i Corre. Ale młodzieży z WWE dam jeszcze szansę. Tygodniówki WWE to nie to samo co kiedyś, choć np SmackDown było bardzo fajne kiedy był tam Triple H w 2008. Obecnie wszyscy topowi heelowcy przechodzą face turny a ich role przejmują ex-midcarderzy z The Mizem na czele. WWE wpompowuje świeżą krew do organizacji, bo szczególnie 2 ostatnie lata pokazały, że gwiazdy nie mają godnych następców. Wg mnie jeszcze długo mieć nie będą. Brakuje mi strasznie takich wież jak Stone Cold, The Rock, Mankind, Undertaker i Triple H. Ten styl walk bardzo mi odpowiadał – silny gimmick, dobre intro, sporo umiejętności zapaśniczych, fantastyczny finisher i stosowne ograniczenia/słabości. Każdy z nich to miał, dzięki temu ta piątka mogła tłuc się w nieskończoność w latach 1997-2002 i WWF się nie nudziło. Teraz ten biznes wygląda nieco inaczej. Push dostaje taki Shamus, który mimo tego, że coś tam umie, jest dla mnie takim samym looserem jak Szwagier czy Wade Barret. Każdemu z nich coś brakuje, w każdym razie oni mnie nie porywają, to nie te typy. Fajne rzeczy robią Morrison i CM Punk, dla mnie to przyszłość WWE. Edge myśli o końcu kariery, Orton będzie następcą Triple H, a Cena lepiej żeby miał kontuzję, Rey niech sobie odpuści, bo ile można patrzeć na te same 5 ciosów w kółko? Nie dzieje się dobrze, WrestleMania 27 zapowiada się fatalnie, a co potem? Znowu miks talentów, wielkie powroty (Chris Jericho!), draft, stajnie bez jaj? Nie takie WWE pokochałem, kiedyś D-Generation X pokazało jak powinna wyglądać grupa, teraz są jakieś popierdółki – włącznie z Legacy, które skręciło dwa razy w złym momencie (jak nie wklepali Ortonowi i jak postanowili zrobić tylko tercet). Kolejnym fatality są gale, poszli w gimmickowość wzorem TNA, ale wyszli na tym kijowo. Nie tęsknię broń Panie za The Great American Bash, ale zniknięcie takiego Unforgiven to trudno mi sobie wyobrazić. Najlepsze jest to, że tam ręce podnosili jeszcze na Summer Slam i Survivor Series. Tylko po co? Dla Over the Limit? Elimination Chamber? No Way Out było zdecydowanie najciekawszą nazwą długodystansowego ppv. Tego wam mendy z CT nie mogę wybaczyć!
To tak pokrótce, ogólnie. Kolejne aspekty obnażę jak mnie najdzie wena i żale. Ktoś z was bastionowicze ogląda wrestling? Czy TNA jest warte poświęcenia czasu? Jak wg was układa się droga do WM27?