TWÓJ KOKPIT
0

Ścieżka Terroru :: Twórczość fanów

Rozdział 30


Szturmowiec biegł pomiędzy starymi, zniszczonymi przez czas budowlami, taszcząc na plecach karabin blasterowy BlasTech E-11. Obok niego biegł następny, a za tymi dwoma lecieli następni czterej. Podobna grupka biegła kilka metrów dalej, cztery inne właśnie deptały im po piętach. Kilka takich niewielkich oddziałów musiało rozstąpić się, by zrobić miejsce dla przechodzących maszyn kroczących typu AT-ST. Po jakiejś ścianie wszedł właśnie droid typu Viper Automadon X-1, a niebo przecięły laserowe błyskawice. Pluton szturmowców, stojący na murach ruin miasta i ustawiających ciężkie blastery samopowtarzalne E-Web oraz inne środki obrony przeciwlotniczej i przeciwpiechotnej. Część strzelała do nadlatującej osłony myśliwskiej najeźdźcy, złożonej w przeważającej mierze z Howlrunnerów i Kutrów Rakietowych. Jednak część żołnierzy, zwłaszcza ci, którzy poza wizjerami w hełmach mieli jeszcze makrolornetki, stała jednak bez ruchu, jakby przytłoczona tym, co zobaczyła na horyzoncie.
A zobaczyła mrowie nadciągających oddziałów szturmowców i innych bojówkarzy, najprawdopodobniej sprowadzonych z sektorów Senexa i Juvexa oraz D’Asta, około czterdziestu transporterów AT-AT i pięćdziesięciu AT-ST. Jeśli założyć, że każdy transporter był wypełniony przepisowym desantem, to liczba wojsk przeciwnika mogła być oszacowana w granicach osiemnastu tysięcy piechurów. A co gorsze, mieli oni po swojej stronie co najmniej setkę droidów bojowych SD-11.
Bitwa o Świat Żniwiarza właśnie się rozpoczęła.

- Panie admirale!- zawołał Llegh, wbiegając na drugi poziom jednego z budynków, który pełnił funkcję centrum dowodzenia.- Mamy obraz z satelitów i probotów! Sztabowcy już przenoszą te informacje na stół taktyczny.
- Dajcie ich na ekran.- polecił Pellaeon, wskazując ogromny monitor, powieszony na jednej ze ścian.- I wezwijcie posiłki z Emmer i Dalos IV!
- Sir, nasi meldują, że flota przeciwnika związała ich walką i potrzebują każdego wolnego statku!- zameldował po chwili oficer łącznościowy.
- Panie admirale, nalot wroga dziesiątkuje naszą osłonę na murach!- zameldował inny.- Żołnierze tracą morale, wielu się pochowało!
Pellaeon westchnął. Spodziewał się takiego obrotu spraw.
- Ustaw mi na komunikatorze ogólną częstotliwość nadajników.- polecił.- Chcę, by to, co zaraz powiem, dotarło do wszystkich uszu.
- Tak jest, sir.
Kiedy technik wykonał polecenie, admirał jeszcze raz spojrzał na stół taktyczny, na którym zaczęły pojawiać się jednostki wroga. Rzeczywiście, ich liczba była imponująca; osiemnaście tysięcy samych piechurów. Imperium dysponowało na Świecie Żniwiarza zaledwie pięcioma tysiącami, i o jedną trzecią mniejszym tonażem cięższych jednostek. Właściwie jedyną przewagą były czołgi sejsmiczne i fakt, że nie musieli bronić swojej twierdzy z dwóch stron, ze względu na położenie.
Tym niemniej strach jego żołnierzy był zrozumiały. Były naprawdę nikłe szanse, że uda im się wyjść z tej potyczki cało. Pellaeon westchnął ciężko. Był już stary, stanowczo za stary na narażanie się na stres w ogniu bitwy. Zawsze, kiedy sytuacja wyglądała tak, jak wyglądała teraz, decydował się na odwrót, by zachować część sił w obwodzie, przegrupować się i uderzyć znowu. Wiedział, że niektórzy jego podwładni nazywają go tchórzem; zwłaszcza po podpisaniu pokoju z Nową Republiką. Stu trzydziestu dwóch żołnierzy Marynarki popełniło nawet z tego powodu samobójstwa. Przez takie incydenty w istocie czasem czuł się, jak tchórz. Ale zawsze mówił sobie, że oddanie pola jest niską ceną za pozostanie w grze. Czyż nie tego uczył go wielki admirał Thrawn?
Ale teraz zajął ostatnie pole na planszy. Nie ma się już dokąd wycofać.
I jego szturmowcy o tym wiedzieli.
Musimy więc dać z siebie wszystko, pomyślał, zaciskając zęby, chociaż ten jeden raz.
- Żołnierze!- zagrzmiał przez komunikator pewnym siebie głosem.- Widzę, że wasza wola walki opadła, a strach ściska wam serca. Wiem, sam to czuję. Zapewne któregoś dnia żołnierze Imperium uciekną, zostawiając swoich sojuszników na pastwę wroga. Pewnie kiedyś odwaga nas zawiedzie, nasz duch zostanie złamany, a idee Nowego Ładu upadną.
Może kiedyś tak się stanie, ale nie dziś! Dzisiaj będziemy walczyć! I Moc mi świadkiem, że honor i odwaga synów Imperium przejdą do historii!
Więc walczcie, dla Nowego Ładu! Dla Imperium! Dla mnie!
Pellaeon wyłączył komunikator. Nigdy nie był dobrym mówcą, ale miał nadzieję, że jego słowa odniosą jakiś skutek. Przepełnionym wątpliwościami, zmęczonym wzrokiem spojrzał na stół taktyczny, gdzie rozgrywała się holograficzna miniatura walki trwającej na zewnątrz. Może to były zakłócenia, ale miał wrażenie, że działa na murach i budynkach twierdzy odzywają się częściej, a i wśród przebywających wewnątrz szturmowców widać jakby większą werwę. A może mu się tylko zdawało...
Spojrzał na żołnierzy pałętających się poniżej poziomu centrum dowodzenia. Czyścili broń, ładowali ją i ustawiali się w równych szeregach, w gotowości. Czyli robili to, co zawsze, ale jakby inaczej. Żywiej. Ze zgodą na wszystko, co może się stać.
Spojrzał na Wędrownego Protektora, czekającego pod ścianą. Glottalphib stał wyprostowany na tyle, na ile pozwalała mu jego gadzia sylwetka, i patrzył na Pellaeona z mieszaniną wyczekiwania i szacunku.
- Niech nasze myśliwce jeszcze nie startują.- polecił admirał oficerowi wachtowemu.- Skoncentrujcie ogień na Kutrach Rakietowych! I wyślijcie przeciwko ni nasze Vipery Automadon!
- Sir, udało nam się ściągnąć jedną eskadrę Howlrunnerów!- zameldował inny.
- Znakomicie! Utrzymujcie poziom!- spojrzał na Krestchmara.- Pan niech idzie na mury i pokieruje żołnierzami. Obrona musi wytrzymać!
- Wytrzyma!- zapewnił Llegh gorliwie, po czym zasalutował i pobiegł do wyjścia, trzymając w rękach swój przerywacz fuzyjny.
Pellaeon pozwolił sobie na lekki uśmiech. Wreszcie jakoś to wygląda.

Kir Kanos wbił kolejny czekan w lodową ścianę, wspinając się po niezwykle stromym urwisku. Mięśnie już go bolały, a wiatr boleśnie smagał po uszach, nawet pomimo hełmu i zbroi szturmowca, jaką miał na sobie. A jeszcze około stu metrów do góry, a potem przedzieranie się przez twierdzę Imperium... ale gra była warta świeczki.
Gwardzista wbił kolejny czekan i wciągnął się po nim. Musiał przyznać, że jego armia nienajgorzej się spisuje; zajęła ona wojska Pellaeona na wystarczająco długo, by on, Kanos, mógł wpełznąć niezauważony do jego obozu od tej strony, od której admirał najmniej spodziewał się jakiegokolwiek ataku. Ofensywą armii Executor’s Lair na górze kierowali natomiast jego podopieczni, odtworzona Karmazynowa Gwardia. Klony Tierce’a posiadały wystarczającą wiedzę na temat prowadzenia kampanii wojennych, by sprawdzić się w tym zadaniu. Zwłaszcza, jeśli ich armia ma przewagę jak trzy do jednego.
On natomiast może przez ten czas w spokoju wślizgnąć się do sztabu Pellaeona i w razie czego dokonać szybkiego zamachu. Nie bał się, że zginie; nie z takich opresji udawało mu się uciekać. A nawet, jeśli... jego Gwardziści byli wystarczająco dobrze wyszkoleni i lojalni, by poprowadzić tę kampanię dalej bez niego. Jeśli się nie mylił, teraz powinni posłać nalot myśliwski w stronę lotnisk i generatorów pola, aby uszczuplić trzymaną tam i tak skąpą osłonę myśliwską i umożliwić atak z orbity.
Jednak poza infiltracją i ewentualnym zabójstwem Głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Imperium, Kanos miał jeszcze jeden, ukryty cel. Od jakiegoś czasu targany sprzecznymi odczuciami na temat Pellaeona, chciał się osobiście przekonać, kim on jest, jak dowodzi na polu bitwy, i czy rzeczywiście jest takim tchórzem. Miał hełm dostrojony do częstotliwości operacyjnej Imperium i słyszał mowę admirała. „Honor i odwaga synów Imperium przejdą do historii” – powiedział Pellaeon. Cóż, wielkie słowa w ustach tchórza...
Albo deklaracja walki w imię ideałów, wypowiedziana przez męża stanu.
Nagle wiatr się wzmógł, a Kanos spojrzał w dół i zauważył, że z mgły, spowijającej dolne partie lodowców, unosi się właśnie kilka eskadr Preybirdów. Sprytnie, pomyślał, wciągnąć nasze myśliwce tuż nad bazę, żeby potem mieć je jak na dłoni... przez chwilę miał ochotę przełączyć częstotliwość swojego komlinku i ostrzec Gwardzistów przed tą niespodzianką, ale zrezygnował, obawiając się wykrycia i namierzenia. Z pewnością dadzą sobie radę.
Najważniejsza była teraz jego misja.

Llegh Krestchmar patrzył z murów, jak eskadry Preybirdów i, startujące na rozkaz Howlrunnery, przepędzają myśliwce wroga i rozbijają w pył cały pułk Kutrów Rakietowych, aby zaraz potem przenieść prawdziwą walkę myśliwską wysoko ponad ich fortecę.
Jednak to nie było teraz jego zmartwieniem. Mrowie oddziałów przeciwnika właśnie ruszyło do boju, ostrzeliwując zarówno pozycje na murach, jak i stojące przed nimi czołgi sejsmiczne i transportery AT-AT. Działka obrony i szturmowcy odpowiadali ogniem, ale jak do tej pory straty po obu stronach były niewielkie i porównywalne. Ale to z kolei oznaczało, że jeśli Llegh szybko czegoś nie zrobi, wróg zwiększy swoją przewagę praktycznie zerowym kosztem. Co prawda teraz atakowały głównie jego transportery AT-ST i SD-ki, ale w drodze była już reszta piechoty i kroczące AT-AT. Pellaeon wydał rozkaz zatrzymania własnych AT-ST w mieście, gdyby przeciwnik miał przekroczyć linię okopów, którą postawiono przed murami. Krestchmar uznał więc, że reszta ruchów w polu należy do niego.
AT-AT, koncentrujcie ogień na wrogich SD-kach!- polecił przez komlink.- Vipery do przodu! Zróbcie miejsce dla czołgów sejsmicznych! Na mój znak: wszystkie trzy do walki!- odczekał, obserwując, jak szturmowcy na murach i w okopach zapluwają ogniem armię przeciwnika.- Teraz!- rzucił, kiedy doszedł do wniosku, że armia wroga podeszła wystarczająco blisko.
A potem chwycił swój przerywacz fuzyjny, i ustawiając go na szeroki ostrzał, sam posłał kilka zielonych piorunów w stronę oddziałów Executor’s Lair.

Armia Executor’s Lair, widząc nadciągające czołgi sejsmiczne, rozciągnęła linię i zaczęła ostrzeliwać potężne, latające wieże, które pozornie bez większego celu nadciągały nad ich formacje. W ostrzale pomagały SD-11, które, widząc czołgi sejsmiczne, sklasyfikowały je jako potencjalnie największe zagrożenie w danym momencie. Ogień z dział laserowych albo blasterowych robił jednak tylko nikłe wrażenie na ogromnych maszynach, a rakiet droidy w pierwszym momencie nie chciały używać. Kiedy już co poniektóre wystrzeliły w czołgi kilka pocisków, z maszyn odpadło kilka bocznych klap, z których zaczęły wysypywać się roboty bojowe typu SD-10. Starszy i mniej funkcjonalny model, niż ich odpowiedniki w Executor’s Lair, ale nadal groźne dla przeciętnych piechurów. SD-11 i ich starsze modele związały się nawzajem ogniem, siłą rzeczy zostawiając czołgi sejsmiczne samym sobie.
I to był błąd.
Ogromny, pneumatyczny walec, od którego machiny te wzięły swoją nazwę, uderzył z całym impetem w grunt, miażdżąc całe plutony szturmowców. Drugi czołg zrobił to samo, a po paru minutach dokonał tego trzeci, siejąc popłoch w szeregach wroga i rozpraszając jego formacje. Kroczące z tyłu AT-AT-y rozpoczęły ostrzał potężnych broni wroga, lecz one zdawały się być niewzruszone. Szturmowcy i bojówkarze Executor’s Lair biegali dookoła, starając się uciec przed niszczycielskimi, pneumatycznymi tłuczkami. Zapanował ogromny chaos, który wykorzystywali artylerzyści Imperium, by zaliczać kolejne trafienia.
Gwardziści jednak nie dali się ponieść emocjom. Wydali rozkaz, aby bez względu na wszystko szwadrony AT-ST uderzały na fortyfikacje wroga, ograniczając jego możliwości. Co prawda nie mógł marzyć o porywaniu się na kordon dwudziestu AT-AT, ale ostrzeliwały mniejsze czołgi Century i działa przeciwpiechotne, a także obronę na murach. I chociaż rezultaty nie były może zadowalające, to jednak wyrządzały one pewne szkody, a ponadto odciągały ogień nieprzyjaciela od własnej piechoty.
Tymczasem droidy SD-11, które miały przewagę liczebną i jakościową nad SD-10, pomogły swoim szturmowcom ostrzeliwać czołgi sejsmiczne. Kilka nawet rzuciło się na nie za pomocą plecaków odrzutowych i poczęło wdzierać się do środka, by uruchomić tam proces autodestrukcji i przy odrobinie szczęścia zniszczyć sam czołg. Kilku się udało; jedna z potężnych machin bojowych eksplodowała, a jej szczątki zasiały się po polu bitwy, zabijając albo raniąc kolejnych żołnierzy. Pozostałe dwa co prawda jeszcze parę razy uderzyły w ziemię, jednak nie zebrały już takiego żniwa, jak na początku, a poza tym był sukcesywnie nękane przez SD-11.
Szturmowcy Executor’s Lair, chociaż przetrzebieni, nadal mieli niewątpliwą przewagę, którą postanowili wykorzystać. Pod osłoną AT-ST i nadciągających z tyłu transporterów AT-AT przypuścili oni frontalny atak. Ich przeciwnicy na murach prowadzili intensywny ostrzał, zdejmując nawet kilkanaście AT-ST i kilkuset piechurów, jednak sami również ponosili straty, strącani z barykad albo wysyłani w powietrze razem z nimi. Wymiana ognia zagęszczała się w miarę zmniejszania się dystansu.
W tym momencie Llegh Krestchmar zdał sobie sprawę, że sytuacja zaczyna być dramatyczna. Usłyszał w słuchawce głos Pellaeona, który kazał wypuścić wszystkie AT-AT, a zaraz za nimi Vipery i czołgi Century. Na SD-10 nie było już co liczyć; wszystkie został rozgromione.
- Słyszeliście admirała!- rzucił Glottalphib.- AT-AT, skoncentrujcie się na wrogich transporterach kroczących i SD-kach! Century, utwórzcie kordon wokół słabszych miejsc w murze i ostrzeliwujcie wrogą piechotę! Niech Vipery zajmą czymś SD-11 przeciwnika!- spojrzał na strzelającego obok niego szturmowca, który wyraźnie tracił zapał do walki.- To nie są przelewki, żołnierzu!- rzucił.- Jesteśmy ostatnią linią obrony między wrogiem a fortecą! Przyłóżcie się!- warknął, obnażając zęby.
- Ale, sir...- zaczął szturmowiec.- Jest nas zbyt mało... a ich zbyt dużo... wszyscy zginiemy...
- Jesteśmy żołnierzami!- zagrzmiał Llegh.- A żołnierze są po to, żeby walczyć! I żeby ginąć, jeśli trzeba! Teraz przyłóż się i daj nam szansę pożyć jeszcze trochę.
- Tak jest, sir...- rzucił niepewnie szturmowiec, ale widząc, że Llegh już nie słucha, tylko pruje przerywaczem fuzyjnym po szeregach wroga, stuknął obcasami, zasalutował i wrzasnął:- Tak jest, sir!
Po czym poszedł za przykładem swojego dowódcy.

Pellaeon spojrzał jeszcze raz na ekran taktyczny, krzyżując niespokojnie ręce. Natarcie wojsk przeciwnika zostało co prawda spowolnione, ale nie zatrzymane. Co gorsza, SD-11 poradziły sobie z większością droidów typu Viper Automadon X-1 i teraz nacierały na kordon ostrzeliwujących pole bitwy transporterów AT-AT. Istniało ryzyko przełamania murów, ale Century i piechota nienajgorzej dawały sobie radę; tylko, że ich siły topniały. Ponadto, drugi sejsmoczołg został zniszczony przez kilka droidów typu SD-11, a pozostałe albo koncentrowały się na trzecim, albo na AT-ATach, albo na ocalałych Viperach. Ostatni czołg uderzał co prawda w szeregi wroga, jednak to było za mało, by przechylić szale zwycięstwa na stronę Imperium. Sytuacja była mimo wszystko krytyczna.
Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Imperium wykrzywił twarz w bolesnym grymasie. Uszami wyobraźni niemal słyszał bolesne krzyki swoich szturmowców, których nagle wysadzono wraz z murem, w którym siedzieli, albo żołnierzy z obsługi transportera AT-AT, upieczonych żywcem w jego wnętrzu. Musiał przyznać, że z chęcią by im tego oszczędził; wiedział jednak, że nie ma już gdzie się wycofać.
- Trzymajcie się!- rzucił przez komunikator.- Obrona, skoncentrujcie się na AT-ST!- rozkazał, po czym patrzył, jak działka przeciwpiechotne plują ogniem w niewielkie, dwunożne maszyny kroczące. Sytuacja była niewesoła; w powietrzu resztki Preybirdów dobijały resztki Howlrunnerów, i chociaż szturmowców było jeszcze bez mała trzy i pół tysiąca, a oddziały AT-ST były nienaruszone, to w ciężkim sprzęcie Pellaeon miał spore niedobory. Czołgi zostały raptem cztery, a z około dwudziestu AT-AT została mniej, niż połowa. Podobnie rzecz się miała z Viperami, przy czym one z każdą sekundą obrywały coraz bardziej i, mimo cudownych właściwości samogojących się metali, były miażdżone i dezintegrowane.
Straty Executor’s Lair były większe, zwłaszcza w piechocie i wśród droidów bojowych, a porównywalne w machinach kroczących, ale Gwardziści i tak cały czas dysponowali trzynastoma tysiącami szturmowców i niecałym tysiącem bojówkarzy z sektorów sprzymierzonych, a także sześćdziesięcioma droidami SD-11. Już to wystarczyło, by przebić się przez obronę tej twierdzy. A jeszcze były transportery AT-ST...
Pellaeon znów złapał za komunikator i rzucił kilka rozkazów. Nie miał zamiaru tracić hartu ducha, chociaż sytuacja była beznadziejna.
Nie zauważył, że do ochrony sztabu dołączył kolejny szturmowiec...

W końcu stało się.
SD-11 i AT-AT wyrwały dziurę w murze i przełamały obronę w pewnym punkcie, po czym osłaniały oddziały szturmowców, które natychmiast to wykorzystały. Myśliwce typu Preybird, które przepędziły albo zniszczyły ostatnie maszyny typu I-7 Howlrunner, zaczęły strzelać do wpadających na teren fortecy żołnierzy Executor’s Lair, a czasem nawet posyłać w ich stronę torpedy protonowe. Ponadto ostatni sejsmoczołg zawrócił i, chcąc osłonić dziurę wyrwaną w umocnieniach, parł w ich kierunku, raz po drodze uderzając w zgrupowanie piechoty wroga. Szybko jednak został zniszczony przez kilka SD-11 i ogień z dział transporterów AT-AT.
A mur pękł jeszcze w jednym miejscu.
Llegh patrzył z przerażeniem, jak przez te dwie dziury na teren twierdzy wlewają się mrowia szturmowców, wspomagane przez SD-11. Na polu wrogie AT-AT miażdżone przez swoje imperialne odpowiedniki, same jednak ograniczyły mocno liczbę ciężkich jednostek Pellaeona. Wydawało się, że mury są już nie do obronienia.
W mieście natomiast AT-ST Imperium ograniczały zapędy przeciwników, a cała przestrzeń za murami wypełniła się blasterowymi błyskawicami. Saperzy czekali, aż wróg zdobędzie strategiczne pozycje na terenie starego, opuszczonego miasta, by zawalić im zniszczone przez czas budowle na głowy. Llegh natomiast już miał dać rozkaz do odwrotu, kiedy z najbliższego wrogiego transportera AT-AT wyskoczył na mur Karmazynowy Gwardzista.
Kanos, pomyślał Llegh, w którym nagle, nie wiedzieć czemu, ożyło wspomnienie zamordowanego Cyryla. Z wściekłością wypluł w nowego przeciwnika serię promieni z przerywacza fuzyjnego, po czym przekalibrował celownik i znów począł strzelać w zakutą w czerwień postać. Przeciwnik uniknął kilku pierwszych błyskawic, a przed następnymi schronił się za załomem w murze, natomiast sam wyciągnął ciężki karabin blasterowy i odpowiedział ogniem, trzeba przyznać – niezwykle celnie. Llegh musiał paść na brzuch i odturlać się za inny załom, jednocześnie osłaniając swoją ucieczkę ogniem z przerywacza. Kiedy już schował się we względnie bezpiecznym miejscu, zauważył, że ogniwo zasilające jest na wyczerpaniu; szybko sięgnął więc do pasa, aby je zmienić.
I, niestety, pozwolił sobie na chwilę nieuwagi.
Gwardzista natychmiast to wykorzystał. Rzucił się na Glottalphiba tak nagle, że ten zdążył jedynie odbić się na bok, by uniknąć zabójczego ciosu piką mocy. Klon Tierce’a uderzył szybko po raz kolejny, ale w tej samej sekundzie Llegh wyciągnął szponiastą łapę i chwycił jego prawą dłoń za nadgarstek, po czym to samo zrobił z lewą. W tej sytuacji mogliby się długo mocować, ale Krestchmar nie miał na to czasu; skorzystał z naturalnej zdolności układu oddechowego Glottalphibów i zionął w wizjer Gwardzisty chmurą ognia i siarki. Przeciwnik zakaszlał i krzyknął, pocąc się i dusząc pod maską, a to wystarczyło Wędrownemu Protektorowi, by chwycić go za płaszcz i zrzucić z murów.
Nie czekał nawet, aż Gwardzista spadnie. Chwycił tylko swój przerywacz fuzyjny i widząc, że za umocnieniami fortecy sprawy mają się nieciekawie, pobiegł natychmiast na dół.

Admirał Pellaeon westchnął ciężko. Swąd ozonu i głosy zbliżającej się bitwy raz za razem dobiegały do centrum dowodzenia, a jego rozkazy z każdą sekundą miały coraz mniejsze szanse na poprawienie sytuacji. Słyszał krzyki umierających żołnierzy oraz szczęk metalowych przegubów u nóg AT-ST. Nagle budynkiem coś zatrzęsło; to pewnie ostrzał SD-11 albo AT-AT.
Holograficzne obrazy na stole taktycznym przestały być tak dokładne, aż w końcu Pellaeon nie był w stanie obserwować na bieżąco sytuacji poza budynkiem centrum dowodzenia. Zakaszlał tylko i opadł ciężko na fotel, opierając czoło na dłoni. Miał nieodparte wrażenie, że zawiódł; ponad cztery tysiące jego ludzi zostało zabitych, a ich ofiara szła na marne. Nie mógł zrobić nic, by ich ocalić.
Nieprawda, zreflektował się, mógł uciec.
Ale czy to by coś rozwiązało?
- Proszę państwa - oświadczył uroczyście.- jestem z was dumny. Walczyliście i służyliście mi tak, jak to na bohaterów Imperium przystało.- wyjął pistolet blasterowy z kabury przy pasie.- Obawiam się jednak, że nie będę mógł dłużej korzystać z waszych usług.
- Panie admirale.- odezwał się jeden ze szturmowców.- Na lądowisku na pewno jeszcze stoi jakiś wahadłowiec. Jeszcze może się pan ratować. Może pan przetrwać!
- Dziękuję, żołnierzu.- odparł Pellaeon. Ze zdziwieniem dostrzegł, że nie ma ani strachu, ani drżenia w jego głosie; był po prostu gotów na śmierć. Tak samo, jak jego ludzie.- Nie mógłbym zostawić moich żołnierzy. Zbyt wielu z nas zginęło, walcząc o ten zapyziały kawałek skały, który tubylcy nazywają stolicą sektora...- westchnął.- Moi ludzie tu ginęli, więc i moim obowiązkiem jest zginąć razem z nimi.
To mówiąc, podszedł do konsolety stanowiska łączności. Budynkiem znów zatrzęsło, a ze ścian odsypał się tynk. Admirał stanął nad klawiaturą i wpisał sobie tylko znaną sekwencję cyfr, po czym wydał kilka poleceń, które następnie przesłał do sieci nadajników wewnętrznych, rozsianych po całym systemie Świata Żniwiarza. Przygotował tę transmisję już jakiś czas temu.
Niektórzy myśleli, że wydaje on emiterowi tarczy planetarnej polecenie autodestrukcji. Zdziwili się jednak, kiedy we wszystkich głośnikach usłyszeli powtarzającą się sekwencję słów. Powtarzała się ona najwyraźniej na szerokim paśmie łączności, i oblatywała całą planetę. Brzmiała:
- Przybyszu, powiedz w Imperium, że spoczywamy tu, posłuszni jego prawom. Przybyszu...
Pellaeon westchnął, zaciskając palce na kolbie swojego blastera. Napisał historię. Teraz był gotów umrzeć.
Kir Kanos natomiast pozbył się wszelkich wątpliwości. Działania Głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Imperium nie miały w sobie nic z tchórzostwa.
- Nie!- krzyknął, zrzucając hełm. Część obecnych w sztabie zamrugała zaskoczona, niektórzy nawet zareagowali, unosząc własne pistolety, ale Gwardzista nic sobie z tego nie zrobił. Uniósł tylko komunikator i rzucił:- Tu generał Kir Kanos, kod zero-siedem-pięć-osiem. Przerwać atak. Powtarzam: przerwać atak!- spojrzał Pellaeonowi w oczy.- Synowie Imperium nie powinni zabijać siebie nawzajem.

Admirał Garm Bel Iblis stał na unoszącej się pośrodku sali obrad Senatu platformie repulsorowej, słuchając kolejnej litanii zażaleń i niepowodzeń, jakie niektórzy zasiadający w tym szanownym gremium mieli mu do zarzucenia. Wysłuchiwał ich ze stoickim spokojem; przyzwyczaił się już do tego, iż jego kontrowersyjna osoba wzbudzała niechęć u maluczkich, zapatrzonych tylko na swój własny czubek nosa czy innego organu węchowego. Dlatego kilka lat temu zrezygnował z reprezentowania Corelli w Senacie i wrócił do wojska; po prostu miał dość polityki.
Tymczasem polityka podążyła za nim.
Obok admirała, poza dwoma żołnierzami z gwardii honorowej Nowej Republiki, stali Elegos A’kla i Ponc Gavrisom. Obaj milczeli, wiedzieli bowiem, że jeśli Bel Iblis nie podejmie walki na argumenty z politykami w Senacie, oni niewiele mu pomogą.
A argumenty przeciwników corelliańskiego dowódcy były spore. Przede wszystkim osadzały się na doniesieniach z układu Corelli oraz raportach żołnierzy, którzy ocaleli z tamtej bitwy. Wreszcie bowiem cała prawda o konflikcie w tamtym systemie wyszła na światło dzienne. Dodatkowo „Requiem” generała Crackena dotarło ostatecznie do tego systemu, a jego dowódca nie omieszkał złożyć raportu z zaskakującego odkrycia, jakiego dokonał.
Otóż układ Corelli był, jeśli nie liczyć milionów ton szczątków i galaktycznego śmiecia, absolutnie opustoszały.
Co więcej, analiza szczątek wykazała, że Centrala Executor’s Lair także uległa zniszczeniu, a oddziały okupujące repulsory planetarne zmiecione przez nieznane mieszkańcom układu siły zbrojne. Analiza wykazała jednak, że za wypędzenie poimperialnej frakcji odpowiadają inne jednostki o rodowodzie imperialnym, o czym świadczyło chociażby użycie TIE Interceptorów czy niszczycieli klasy Imperial. W każdym razie z niewiadomych przyczyn i przez nieznanego sprawdę, Executor’s Lair zostało wygnane, a może nawet doszczętnie zniszczone. Stronnicy Bel Iblisa odczytywali to jako argument za jego taktyką; przeciwnicy odwrotnie.
-...tak więc postuluję, żeby odwołać admirała Bel Iblisa z funkcji Głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki, a na jego miejsce wezwać kogoś, kto poradzi sobie z wyzwaniami, jakie na niego czekają.- zakończył senator Iguao z Peirass III.
- Jeśli można, chciałbym zabrać głos.- oświadczył senator A’kla.
- Proszę bardzo.- powiedział Drool Reveel.
- Jak wszyscy wiemy, Bitwa o Corellię zakończyła się porażką z militarnego punktu widzenia, ale sukcesem z politycznego. Jakby nie patrzeć, system pragnie wrócić do Nowej Republiki. Podobnie jest z praktycznie wszystkimi planetami, zajętymi przez frakcję Vadera. Okupiliśmy to wielkimi stratami, z tym wszyscy się zgodzimy. Ale nie można zapomnieć, że to dzięki admirałowi Bel Iblisowi udało nam się tyle osiągnąć. Niewątpliwym sukcesem jest, jak donieśli generałowie Antilles i Calrissian, zniszczenie Pogromcy Słońc i superniszczyciela klasy Sovereign. To wszystko zasługa dobrego planu. Opracowanego przez pana admirała.
Razem z senatorem Gavrisomem, na polecenie szanownego gremium, mieliśmy obserwować admirała Bel Iblisa, by sprawdzić, czy nie łamie on swoich kompetencji i nałożonych na niego restrykcji. Ze swoich obowiązków wywiązał się co do joty i w sposób całkowicie legalny. Proponuję więc...
- Jak to legalny!?- odezwał się ktoś z sal.- A „Requiem”?
- Generał Goolcz może zaświadczyć, że decyzję o budowie „Requiem” podjął admirał Perm, admirał Bel Iblis natomiast postanowił go wykorzystać w celu zażegnania niebezpieczeństwa ze strony Pogromcy Słońc.- odparł Elegos.- I, gdyby tego nie zrobił, skazałby na śmierć miliony mieszkańców Commenoru, obywateli Nowej Republiki.- przypomniał.
- Jeśli zaś chodzi o dalszy los „Requiem”- dodał Bel Iblis.- to decyzję pozostawiam Senatowi. Najrozsądniej byłoby zniszczyć tak potężną superbroń, albo wysłać do systemu Da Soocha, aby pełniła tam funkcje straconego nad Exaphi Devastatora „Vacuum”.
- To się nie godzi, aby Nowa Republika w ogóle posiadała takie machiny!- rzucił senator Miatamia, Diamalanin.
- Zgoda.- odparł Elegos.- Wracając jednak do meritum, proponowałbym zachować admirała Bel Iblisa na stanowisku Głównodowodzącego, natomiast cofnąć mu specjalne uprawnienia. Zastanowić się także nad wyborem nowego Prezydenta, skoro, jak wszystko na to wskazuje, Darth Vader zamordował Borska Fey’lyę. I naturalnie trzeba odwołać stan wojenny.
- Odwołać!?- oburzył się ktoś z sali.- Przecież nawet nie wiemy, co z sektorem Nilgaard i ofensywą Kira Kanosa...
Bel Iblis, który w tym czasie wysłuchał szeptu na ucho jednego z członków swojej gwardii honorowej, śmiechnął się i gestem przerwał mówiącemu senatorowi.
- Z całym szacunkiem, ale już wiemy.- rzekł.- Właśnie dostałem informację, że komandor Llegh Krestchmar przyjął i podpisał wraz z admirałem Pellaeonem warunki zawieszenia broni z wojskami dowodzonymi przez Kira Kanosa!




1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 (32) 33 34 35 36 37 38

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 23

Użytkownik Ocena Data
legostarkaziu 10 2012-11-18 16:36:52
simuno 10 2012-11-15 20:59:09
gawrongru 10 2012-08-26 03:17:13
CommanderWolffe 10 2012-04-30 08:42:39
marcowy99 10 2012-04-29 19:11:46
Strid 10 2009-11-08 23:52:32
ekhm 10 2009-06-27 23:00:22
Luke S 10 2009-04-18 12:12:10
Z-Z 10 2007-10-22 11:22:55
Girdun 10 2007-06-07 19:49:08
Ziame 10 2006-09-18 19:28:25
Rusis 10 2006-09-14 14:55:17
X-tla 10 2006-07-19 22:51:57
Otas 10 2005-06-27 14:33:38
Misiek 10 2005-06-19 16:37:28
Karrde 10 2005-05-08 14:47:31
Mistrz Fett 10 2005-05-01 18:05:34
Shedao Shai 10 2005-04-30 22:17:19
Wolf-trooper 9 2012-08-15 12:28:37
Darth Rumcajs 9 2012-01-06 18:55:19
Javec 9 2005-07-09 13:35:08
Andaral 9 2005-05-06 02:34:36
hawaj27 4 2012-11-19 21:29:28


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (10)

  • ekhm2009-06-27 23:00:03

    10/10

    Bardzo mnie zaskoczyła prawdziwa tożsamość "Vadera".

  • Luke S2009-04-18 12:12:07

    Można to kupić:D?

  • Rusis2006-09-14 14:57:35

    Jak już wielokrotnie wspominałem Miśku, jako fanfic nie mogę postawić mneij niż 10/10 :)
    Mam pewne zastzreżenia (no jasne.. ja zawsze musze się do czegoś pzryczepic :P ) ale o tym na żywo porozmawiamy :]
    W każdym arzie gratuluję ukończenia trylogii, ukończenia w taki sposób, że kilka elementów wciągnęło mnie znacznie bardziej niż w innych częściach :)

  • jedi_marhefka2006-04-17 23:49:28

    już ci to kiedyś napisałam: Misiek jesteś wielki!!! Oświecasz drogę początkującym fanom SW do jakich należę. No dobra może nie oświecasz. ale i tak twoje opowiadania są świetne. a cała "siedziba egzekutora" w szczególności. Dziękuję :o))))

  • Nadiru Radena2005-09-03 19:33:06

    Ja tam wolę trzymać się chronologii... a jeżeli już miałbym pisać o tzw. "wielkich rzeczach", to tylko w czasach Starej Republiki.

  • Misiek2005-07-26 13:54:57

    Co od dalszych części trylogii... chwilowo bym zastrzegł sobie prawo do pisania dalszego ciągu (jakkolwiek w chwili obecnej pisać go nie zamierzam, to nie wykluczam, że może kiedyś...)
    Natomiast zachęcam wszystkich do pisania własnych wersji wydarzeń z 25 roku po Bitwie o Yavin. Ani "Siedziba Egzekutora", ani NEJ, nie są absolutnie jedyną opcją :-)

  • tja2005-07-16 20:14:22

    super opowiadanie zajebiste
    a może by tak zrobić fan film
    chce zabytać autora czy mógłbym napisać 2 trylogi Exekutora czekam nie cierpliwie na odpowiedż
    p.s Jak sie robi ojkładkę do książki
    ocena 10

  • Alex Verse Naberrie2005-07-04 20:11:24

    dłuuuuuugie i raczej wszystko dokładne wytłumaczone

  • Otas2005-06-27 14:32:57

    Ooo... tak mało ludzi przeczytało tą ksiazke??? ... czy też tak jak ja musieliście troche ochłonąć?? :D

    Piewszą rzeczą jaka mi przyszła na myśl po skończeniu ŚT było "Cholera... za wiele gorszych ksiażek musiałem zapłacić"!!! i nadal tak uważam. Książka jest naprawdę świetna... tym razem Misiek nauczony na błędach 2 poprzednich części nie zasypał czytelnika tysiącami szczegółów i informacji.... świetnie poprowadził fabułę, oraniczając ją tylko do kilku wątków lecz za to bardzo dobrze rozpisanych. Muszę przyznać żę historia "śniadolicego bohatera" bardzo mnie wciągła i praktycznie dopiero pod koniec książki domyśliłem się kto to jest :))

    książke oceniam na 9,5/10 (na wszelki wypadek aby Misiek nie spoczął na laurach)... a że dziś mam dzień na zawyzaanie to daje 10/10

    W sumie mam tylko jedno zastrzeżenie.... do korektorów!!! .. jeśli nawet ja znalazłem masę błędów i literówek, a czasem nawet braki całych wyrazów.. to naprawdę korekta źle sie spisała!!

  • Mistrz Fett2005-05-01 18:08:39

    Jak dla mnie można opisać tą książkę krótko: DZIEŁO :)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..