TWÓJ KOKPIT
0

Ścieżka Terroru :: Twórczość fanów

Rozdział 22


Najgorsze obawy kapitana krążownika klasy Carrack, Barrona, właścnie się ziszczały, chociaż on sam ledwie mógł w to uwierzyć. Okręt, liczący sobie stu żołnierzy, uzbrojonych po zęby, ających do swojej dyspozycji blastery samopowtarzalne E-Web, skafandry Zero-G, dysponujących środkami ochrony i możliwością zlokalizowania przeciwnika, wreszcie liczący sobie sporą, wspierającą szturmowców załogę... okręt ten nie stanowił wyzwania dla jednego człowieka.
To było nie do pomyślenia!
Z drugiej strony... ED-300...
Przez ostatnie dwa dni wstrzymano wszelkie działania wydobywcze na powierzchni asteroid Jugotha, odcięto kilka segmentów okrętu, ustanowiono straże, wysłano grupy bojowe, mające nie tyle pochwycić uciekiniera, ile go zabić... wszystkie zawiodły. Zupełnie, jakby były więzień znał rozkład pomieszczeń i systemów wentylacyjnych statku lepiej, niż ci, którzy służyli na nim od dobrych paru lat. Nawet sam Barron, który przejął ten okręt praktycznie jako reprymendę, wielokrotnie za czasów swej pirackiej kariery napadał na te okręty i wiedział, do czego są zdolne. Udany abordaż takiej jednostki graniczyl z cudem.
Temu jednemu, jedynemu więźniowi jednak się to udało.
Powoli, acz systematycznie i pomysłowo, eliminował on każdą grupę bojową, jaką wysłano w jego kierunku. Wykorzystywał niskie korytarze, rzucające cienie dźwigary, eksplodujące ogniwa energetyczne do blasterów, wybuchające w twarz, i wiele innych, równie wymyślnych pułapek, z których każda była inna od poprzedniej.Ów uciekinier dorwał gdzieś czarną farbę i umoczył w niej swoją zbroję, a potem spowodowałzwarcie w systemach oświetleniowych jednego z pokładów. Niby szturmowcy mieli noktowizory w hełmach, ale ciągle byli ludźmi, stworzeniami światła. Były jeniec zachowywał się natomiast i mordował tak, jakby był dzieckiem nocy.
W ciągu kilku godzin ze stu gotowych do walki szturmowców zostało siedemdziesięciu dwóch, do następnego dnia ta liczba zredukowała się doczterdziestu dziewięciu. Barron zdecydował więc, że, zamiast wysyłać żołnierzy na polowanie w teren, którego nie znali tak dobrze, jak ich przeciwnik, sami zastawią pułapki. Cztery drużyny po ośmiu szturmowców, z czego jeden dysponujący lekkim blasterem samopowtarzalnym, jeden jego ciężkim odpowiednikiem, a jeden zakuty w pancerną zbroję Zero-G, która była praktycznie niezniszczalna, jeśli korzystało się z konwencjonalnych środków. Dodatkowo pozostałych siedemnastu żołnierzy przywołał do obrony mostka, mając wrażenie, że to właśnie to miejsce zdaje się być celem nieprzewidywalnego dotąd przeciwnika.
I czekał. Wiedział, że nie może teraz pozwolić sobie na niedocenienie uciekiniera.
Nie wiedział tylko, że ten uciekinier jest sprytniejszy, niż mu się wydaje. I nie odkrył jeszcze wszystkich kart.

Osobnik w pomalowanej na czarno zbroi szturmowca bezgłośnie przekradał się między oddziałami żołnierzy wysłanych, aby go pochwycić lub zabić. Przemykanie z cienia w cień w prowizorycznie pomalowanej, nieprzystosowanej do tego celu zbroi, uciekając przed oczami i tak wyposażonymi w noktowizory, mogło się wydawać absurdalne, lecz były to tylko pozory. Były więzień wiedział, że irracjonalne działania często wywołują przerażenie u ludzi o słabej woli, nie pozwalając im samym na logiczną, chłodną kalkulację. Kalkulację, która była nieodłącznym elementem każdego działania śniadolicego mężczyzny, odkąd tylko potrafił samodzielnie trzymać broń.
A nawet wcześniej.
Uciekinier wiedział więc doskonale, co robi. Usunął ze swojej zbroi nadajnik namierzający, następnie pzekalibrował go tak, iż nadawał on sygnały w pewnym stopniu zakłócające działanie systemów bezpieczeństwa, opartych o skanowanie czy fale radiowe. Następnie uszkodził kilka karabinów blasterowych, odwracając polaryzację ogniw energetycznych tak, by zamieniły się w syntetyczne, dające światło i ciepło pochodnie, którymi następnie mamił i maskował swoją własną obecność w mroku. Wreszcie po prostu nie pozwalał, aby szturmowcy go usłyszeli, bawiąc się z nimi w kotka i myszkę, udając hałas w rurach lub w kanałach wentylacyjnych, a tym samym sprawiając, że ścigajacy go prześladowcy byli otumanieni i nie wiedzieli, skąd może przyjść cios.
I ten cios przychodził zawsze ze strony, z której najmniej się go spodziewali.
Przez cały czas jednak uciekinier sukcesywnie zbliżał się do mostka, pilnowanego przez dość duże siły przeciwnika. W niewielkim korytarzu przy grodziach tam prowadzących stały, z obu stron, cieżkie blastery samopowtarzalne E-Web, ponadto ustawiono kilka osłon i barykad, które miały bronić okopanych tam szturmowcó przed ewentualnym atakiem. Jeden ze strażników miał ponadto na sobie ogromną, chociaż nieporęczną w tak niskich korytarzach, zbroję Zero-G, a jego bronią był potężny miotacz Stroker, zdolny uczynić wyrwy nawet w dość grubym poszyciu okrętu.
Problem, który mógł okazać się atutem.
Uciekinier upewnił się, że nikt za nim nie podąża ani nikt go nie zauważył, po czym przeszedł po cichu do pomieszczeń kontrolnych stanowisk dział laserowych, które były zainstalowane przy osłonie mostka. W miejscu tym aktualnie nie było obsługi, gdyż przeniesiono ich do tej części okrętu, która była odcięta od polowania. Jego plan był dość prosty; między stanowiskami a resztą pokładu były grodzie próżniowe, które miały z reguły chronić wnętrze okrętu przed dehermetyzacją podczas potyczki z innym statkiem wojennym. Równie dobrze jednak sprawdzały się, kiedy trzeba było uwięzić kogoś wewnątrz i kapitan Barron ochoczo z tej możliwości skorzystał.
Uciekinier znał się jednak na krążownikach klasy Carrack i wiedział doskonale, w jaki sposób działa mechanizm blokujący. Ogólnie rzecz biorąc można było aktywować lub dezaktywować go przy końcówce panelu komputerowego, znajdującej się gdziekolwiek, chyba, że mostek ograniczy tę możliwość. W każdym przypadku jednak taka możliwość istniała. Śniadolicy więzień wiedział więc, gdzie ma zacząć wykonywanie swojego planu. Usiadł więc przy panelu komputerowym w jednym z bpocznych korytarza i, stosując kilka znanych sobie, dość prostych slicerskich technik, zamaskował jego aktywność przed centralnym komputerem. Jeżeli na mostku nie będą się przyglądać temu terminalowi, to nie zauważą, że przy nim grzebie. Następnie połączył się z głównym obwodem zarządzającym ustawianiem grodzi, i dotarł do jego technicznej strony, przebierając w plikach i komendach, aby dotrzeć do jednego, dość głęboko zagrzebanego menu. Menu, które było awaryjną alternatywą dla centralnego komputera, gdyby statek dostał się w niepowołane ręce. Po wpisaniu jednego, konkretnego hasła udałoby się włamać do sekcji, której dany plik dotyczył. Każdy resort miał inny kod dostępu, a wszystkie znał bądź powinien znać kapitan statku.
Tylko, że uciekinier wiedział, iż Barron nie zna ich wszystkich, a może nawet nie do końca zdaje sobie sprawę z ich istnienia. Był kapitanem za krótko i, jak podejrzewał śniadolicy mężczyzna, w ramach jakiejś kary.
Było jednak kilka uniwersalnych haseł, jakie otwierały przed slicerami odpowiednie sekcje. Były one tak zaprogramowane, że otwierały tylko pojedyncze pliki i nie można było już raz użytym kodem włamać się do innej sekcji. Tak się jednak składało, iż śniadolicy mężczyzna w pomalowanej zbroi szturmowca znał jedno takie hasło, i tylko ono było mu potrzebne.
Dotarł on do odpowiedniego terminalu i wprowadził swój plan w czyn. Wtedy, mając dostęp do sekcji grodzi w tym fragmencie okrętu, sprzężył komendę otwarcia ich z niewielkim modułem konputerowym, który znalazł przy jednej ze swoich ofiar. Następnie użył cylindrycznego klucza, który zabrał wcześniej jednemu z oficerów, aby dyskretnie otworzyć wszystkie drzwi między stanowiskiem strzeleckim a pomieszczeniem przylegającym do korytarza obok mostka. Wszystko było praktycznuie gotowe; jeszcze tylko wyjął ze schowka nieopodal kilka lin i haków, trzymanych tam na wypadek, gdyby jakieś spoiwo puściło i trzeba było sztucznie podtrzymać metalowe dźwigary. Liny były na tyle mozne, że mogly służyć za prowizoryczny dźwig. Trochę przy nich pomajstrował, tworząc prowizoryczną uprząż, którą następnie założył sobie na plecy. Wreszcie otworzył grodzie i, wciąż trzymając w ręku komputerowy notes, podłączony do sieci, wszedł do stanowisk ogniowych.
Teraz wszystko musiało być idealnie zgrane. Były więzień podbiegł szybko do jednego stanowiska i przyczepił do transpalistali jeden z dwóch detonatorów termicznych, jakie zebrał podczas swojej ucieczki. To samo zrobił przy drugim, wiedząc, że tego typu ładunek powinien okazać się dość silny, by zrobić wyrwę w poszyciu. Ustawił je więc na maksymalny czas i wybiegł z pomieszczenia, polecając komputerowi, by zamknął grodzie, następnie przeleciał jeszcze kawałek i kazał zamknąć drugą barierę w tej sekcji.
Nie słyszał huku eksplozji, albowiem hermetyczne osłony były zbyt grube. Jedyną rzeczą, którą spowodował wybuch, było lekkie drżenie pokładu, które jednak nie powinno zwrócić niczyjej uwagi.
I o to chodziło.
Teraz była pora działania. Śniadolicy uciekinier w pomalowanym pancerzu wyskoczył do korytarza, prowadzącego na mostek, ostrzeliwując wściekle stanowiska przeciwników z dwóch karabinów BlasTech E-11, jakie miał przy sobie. Trafił tylko dwóch czy trzech i zaraz musiał przekoziołkować, by uniknąć ostrzału ze Strokera i blastera samopowtarzalnego E-Web. Następnie powtórzył to jeszcze trzy razy i, chociaż straty, jakie zadał przeciwnikom, były nikłe, realizowałswój plan co do joty.
Przy kolejnym strzale ze Strokera ściana, która była naprzeciw stanowisk ogniowych, nie wytrzymała. Pojawiła się w niej wielka, ziejąca dziura, ujawniając wnętrze pomieszczenia za nią.
Pomieszczenia, w którym były hermetyczne grodzie.
Uciekinier nie tracił czasu. Szybko przypiął się do jednego z niskich dźwigarów przy suficie, korzystając ze swojej prowizorycznej uprzęży, jednocześnie chowając się za załomem korytarza. Szybko, zanim szturmowcy zorientują się, że coś jest nie tak, uruchomił otwieranie grodzi. Komputer z początku się sprzeciwiał, sygnalizując, że zdehermetyzuje to część statku, ale uciekinier zatwierdził rozkaz i hermetyczne osłony rozsunęły się z sykiem.
Próżnia wdarła się do środka, wyciągając na zewnątrz wszystko z ogromną siłą. Zupełnie nieprzygotowani na to szturmowcy koncentrowali się bardziej na utrzymaniu równowagi, niż na trzymaniu się podłoża; nie mogli zresztą przewidzieć, że przeciwnik poważy się na coś takiego. Jeden szturmowiec po drugim zaczęli się chwiać i nie byli w stanie utrzymać się na nogach, a co dopiero poprowadzić zgraną obronę. Jedynie szturmowiec Zero-G, którego zbroja przyszpilała go do ziemi, trzymał się na nogach, ale w stosunkowo niewielkim korytarzu jego możliwości manewru były mocno ograniczone.
W końcu wiatr stał się silniejszy, wysysając więcej i bardziej intensywnie. Jeden ze szturmowców zachwiał się i upadł, po czym natychmiast został pociągnięty w stronę wyrwy. Ledwo pojawił się za załomem korytarza, przyczepiony uprzężą uciekinier wypluł w niego całą serię z karabinu blasterowego. Podobny los spotkał następnych dwóch, którzy mimowolnie podzielili los nieszczęsnego towarzysza. I tak dalej, i tak dalej. Zero-G próbował łapać swoich towarzyszy, coś zdziałać, aby ich ocalić, ale był zbyt wolny i miał za małe możliwości, aby dać radę. Udało mu się tylko przytrzymać jednego z walczących z próżnią żołnierzy. Reszta spotkała się z próżnią lub z karabinem śniadolicego uciekiniera.
Kiedy były więzień wyliczył, że zostało mu dwóch przeciwników, za pomocą notesu zamknął grodzie i kazał przywrócić normalną atmosferę. Z całą pewnością na mostku już wiedzieli, że coś się stało, ale jego to teraz zbytnio nie obchodziło; wyskoczył z karabinem i, dokładnie wymierzając, strzelił prosto w głowę szturmowca, zanim tamten zdążył zareagować. Od razu musiał jednak znikać, by uniknąć potężnej błyskawicy Strokera. Pozostał mu zatem tylko jeden wróg, ale za to najsilniejszy.
W dodatku szedł w jego stronę.
Były jeniec wyskoczył więc jeszcze raz, ostrzeliwując przeciwnika, jednak jego pancerz był zbyt mocny. Mężczyzna w pomalowanej zbroi nie miał zresztą większej nadziei na to, by uszkodzić szturmowca Zero-G, lecz raczej by zyskać na czasie i zaczepić swoją linę po drugiej stronie korytarza. Hak zaklinowł się na dźwigarze, a więzień szybko zniknął za załomem, naprężając linkę. Nie łudził się jednak, że przeciwnik tego manewru nie zauważył, ale był na to przygotowany. Zero-G nie mógł przeskoczyć ani obejść pułapki, bo było za ciasno, musiał więc przystanąć i ją rozbroić.
Na to czekał jego przeciwnik. Jak tylko usłyszał, że zakuty w stalowy pancerz szturmowiec przystanął, rzucił się obok niego, przebiegając w stronę dawnych stanowisk żołnierzy. Przelatując koło Zero-G zaczepił ręką o jego plecak i, z niezwykłą zwinnością, wskoczył mu na plecy. Usiłowania pancernej maszyny, aby zrzucić nieproszonego gościa, spełzły na niczym; trzymał się zbyt mocno i był poza zasięgiem chwytaków; szturmowiec uruchomił więc silniczki odrzutowe w stopach, chcąc wbić wroga w sufit. Śniadolicy uciekinier usłyszał jednak zgrzyt odpalanego mechanizmu i uskoczył na ułamek sekundy przed wbiciem się Zero-G pokład wyżej. Nie łudził się, że go to powstrzyma, ale wiedział, że może to wykorzystać. Szturmowiec jak tylko zorientował się, że nie udało mu się zmiażdżyć przeciwnika, opadł na ziemię i obrócił się...
Nie dał jednak rady, bo były więzień doskoczył do cieżkiego blastera samopowtarzalnego E-Web i ostrzelał oponenta ciągłą, bezlitosną kanonadą. Zero-G nie był w stanie nawet nastawić Strokera; blasterowe błyskawice szarpały jego zbroję, przebijając się w końcu do siedzącego pod nią człowieka. Po chwili było po wszystkim.
Uciekinier nawet się jednak nie zatrzymał, by sprawdzić, czy przeciwnik naprawdę nie żyje; od razu doskoczył do drzwi prowadzących na mostek i, korzystając z klucza martwego oficera, odblokował je. Tak, jak mógł się spodziewać, w środku było dwóch szturmowców i kilkunastu członków załogi, a także kapitan rasy Omwati.
Większość uzbrojona.
To nic.
Śniadolicy mężczyzna w pomalowanej zbroi wpadł do środka, w trzymając w obu dłoniach karabiny blasterowe E-11 i plując nimi, gdzie popadnie. A raczej pozornie to robiąc. Normalny człowiek miałby problem z utrzymaniem karabinu w jednej ręce, nie mówiąc już o celowaniu, jednak były jeniec tak chwycił obie bronie, że kolby oparły mu się na przedramionach, co zapewniło ich względną stabilność. Co więcej, o dziwo strzelał i trafiał, w pierwszej sekundzie powalając jednego szturmowca, by w chwilę później ustrzelić trzech oficerów wachtowych. Ktoś inny jednak odpowiedział ogniem i były więzień musiał uskoczyć, nie zaprzestając jednak ostrzału. Po paru kolejnych krytycznych sekundach i trzech martwych członkach załogi oraz rannym szturmowcu, jeden z oficerów poszedł po rozum do głowy i uaktywnił automatyczną obronę mostka; reszta, z kapitanem na czele, pochowała się za konsolety i inne osłony, jakie tylko mogli znaleźć. Automatyczne działka skutecznie jednak zaabsorbowały uwagę napastnika.
Ów napastnik nie wyczerpał jednak jeszcze wszystkich swoich sztuczek. Umykając z zadziwiającą zwinnością kilku pierwszym blasterowym błyskawicom, schował się szybko za niewielki załom przy jednej z konsolet, analizując sytuację. Działka były na tyle inteligentne, że wykrywały ruch, poza tym miały pod ostrzałem prawie całą przestrzeń między nim a obsługą mostka. Gdyby jednak...
Śniadolicy mężczyzna wyjął jeden z blasterów i wepchnął do lufy trochę gazy z podręcznej apteczki i ustawił czyngiel na pojedyncze strzały, po czym odłączył mechanizm spustowy, jednocześnie przywiązując go sznurowadłem w taki sposób, by po odblokowaniu strzelał cały czas. Następnie ustawił się w odpowiedniej pozycji, przerzucił kciukiem aktywator cyngla i szybkim ruchem rzucił w stronę jednego z działek. Blaster oddał strzał, który zdezorientował mechanizm namierzający, jednocześnie wybuchając tuż przed lufą automatycznego przeciwnika. Błysk światła na chwilę omamił jego sensory, ale ta chwila wystarczyła, by człowiek w pomalowanej zbroi wyskoczył i puścił długie, śmiercionośne serie w stronę obu działek ochrony, po czym uskoczył przed strzałami załogi, by przekoziołkować i odpowiedzieć ogniem. Jego blasterowe błyskawice były nad wyraz celne i skuteczne, wkrótce z oficerów będących na mostku pozostało tylko dwóch. Cały czas czaił się tam jednak też ranny szturmowiec.
I ten szturmowiec jednym, wymierzonym starannie strzałem, trafił uciekiniera w brzuch.
Były jeniec zatoczył się i upadł. Kapitan Barron wysunął się zza swojej osłony, by upewnić się, czy rzeczywiście nie żyje. Wszystko na to wskazywało; dymiąca, osmalona płyta pancerza oraz nieunosząca się klatka piersiowa i bezwładnie leżące ciało. Były więzień upadł na jedną ze swoich nóg, skręcając ją. Na pewno nie byłby w stanie jej tak trzymać i nawet nie jęknąć. Nie, bez wątpienia był martwy.
Barron odetchnął z ulgą, zadowolony, że udało mu się to przetrwać. Trochę obawiał się reakcji Centrali, kiedy wyśle im raport z całego zajścia, ale specjalnie się tym nie przejmował.
Przeżył.
Chociaż nie na długo.
Jakimś cudem pozornie martwy jeniec zerwał się na równe nogi z niewielkimi pistoletami BlasTech DH-13 w dłoniach, oddając dwa, śmiercionośne strzały: jeden prosto w tors drugiego ocalałego oficera, drugi w szyję rannego szturmowca. Zanim Barron zdąrzył sapnąć, obaj byli martwi. Zdumiewające! Omwati czas jakiś był piratem, ale nigdy nie widział takiej skuteczności! Już miał otworzyć usta ze zdziwienia...
Kiedy dwie blasterowe błyskawice uderzyły go w plecy, pozbawiając życia.

Śniadolicy uciekinier zdjął hełm i osmaloną zbroję, po czym rozejrzał się po mostku. Przed chwilą zaryglował drzwi i otworzył wszystkie hermetyczne grodzie na pokładzie, wyłączając tam ponadto system podtrzymywania życia. Był pewien, że w tym momencie jedynymi istotami na okręcie są szturmowcy Zero-G i on. Wszyscy członkowie załogi oraz inni ludzie, którzy przebywali na krążowniku, odeszli w niebyt. Dotyczyło to także przymusowych górników w celach, ale oni akurat mało obchodzili byłego jeńca.
Miał ważniejsze sprawy na głowie.
Przestrzeń ładunkową krążownika klasy Carrack, na którym się znajdował, znacznie zmodyfikowano; kosztem drugiej ładowni i części pomieszczeń załogi wstawiono tam prowizoryczny hangar i niewielką mesę, wraz z celami dla więźniów. W tym momencie platforma hangaru stanowiła najważniejszą część okrętu, tam bowiem znajdowały się promy, którymi dowożono ich na powierzchnię asteroid. Będzie trzeba z nich skorzystać, jeśli ciemnoskóry mężczyzna miał zamiar wydostać się z tego przeklętego układu. Chociaż...
Kierowany nagłym impulsem były więzień podszedł do ekranu dalekosiężnych sensorów, wpisując w nie odbiór jednej, określonej częstotliwości. Z tego, co pamiętał, to zanim go przewieziono do systemu Jugotha, zainteresowano się też wszystkim, co miał, a więc bazą danych, uzbrojeniem, rzeczami osobistymi, medykamentami, dziennikiem pokładowym... który, jeśli dostanie się w niepowołane ręce, a zabezpieczenia związane z autodestrukcją zostaną jakimś cudem złamane, miał nadawać przez nadprzestrzeń sygnał określający jego dokładne położenie. I właśnie tego sygnału szukał.
Uśmiechnął się lekko, porównując sygnał z mapą galaktyki. Zastosował maksymalne zbliżenie, jakie się tylko dało z tej odległości i wiedział już, że jego cel niezmiennie znajduje się w układzie Corelli. Dwa skoki przez nadprzestrzeń stąd, ale wykonalne przy jednoosobowej obsłudze mostka. I będzie można ustawić ostatni skok, a samemu opuścić okręt, który odleci w stronę swojego celu... cała operacja potrwa kilka dni, ale opłaci się.
- Vader...- wychrypiał mężczyzna, używając swojego głosu po raz pierwszy od bardzo dawna.- Teraz mi zapłacisz...




1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 (24) 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 23

Użytkownik Ocena Data
legostarkaziu 10 2012-11-18 16:36:52
simuno 10 2012-11-15 20:59:09
gawrongru 10 2012-08-26 03:17:13
CommanderWolffe 10 2012-04-30 08:42:39
marcowy99 10 2012-04-29 19:11:46
Strid 10 2009-11-08 23:52:32
ekhm 10 2009-06-27 23:00:22
Luke S 10 2009-04-18 12:12:10
Z-Z 10 2007-10-22 11:22:55
Girdun 10 2007-06-07 19:49:08
Ziame 10 2006-09-18 19:28:25
Rusis 10 2006-09-14 14:55:17
X-tla 10 2006-07-19 22:51:57
Otas 10 2005-06-27 14:33:38
Misiek 10 2005-06-19 16:37:28
Karrde 10 2005-05-08 14:47:31
Mistrz Fett 10 2005-05-01 18:05:34
Shedao Shai 10 2005-04-30 22:17:19
Wolf-trooper 9 2012-08-15 12:28:37
Darth Rumcajs 9 2012-01-06 18:55:19
Javec 9 2005-07-09 13:35:08
Andaral 9 2005-05-06 02:34:36
hawaj27 4 2012-11-19 21:29:28


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (10)

  • ekhm2009-06-27 23:00:03

    10/10

    Bardzo mnie zaskoczyła prawdziwa tożsamość "Vadera".

  • Luke S2009-04-18 12:12:07

    Można to kupić:D?

  • Rusis2006-09-14 14:57:35

    Jak już wielokrotnie wspominałem Miśku, jako fanfic nie mogę postawić mneij niż 10/10 :)
    Mam pewne zastzreżenia (no jasne.. ja zawsze musze się do czegoś pzryczepic :P ) ale o tym na żywo porozmawiamy :]
    W każdym arzie gratuluję ukończenia trylogii, ukończenia w taki sposób, że kilka elementów wciągnęło mnie znacznie bardziej niż w innych częściach :)

  • jedi_marhefka2006-04-17 23:49:28

    już ci to kiedyś napisałam: Misiek jesteś wielki!!! Oświecasz drogę początkującym fanom SW do jakich należę. No dobra może nie oświecasz. ale i tak twoje opowiadania są świetne. a cała "siedziba egzekutora" w szczególności. Dziękuję :o))))

  • Nadiru Radena2005-09-03 19:33:06

    Ja tam wolę trzymać się chronologii... a jeżeli już miałbym pisać o tzw. "wielkich rzeczach", to tylko w czasach Starej Republiki.

  • Misiek2005-07-26 13:54:57

    Co od dalszych części trylogii... chwilowo bym zastrzegł sobie prawo do pisania dalszego ciągu (jakkolwiek w chwili obecnej pisać go nie zamierzam, to nie wykluczam, że może kiedyś...)
    Natomiast zachęcam wszystkich do pisania własnych wersji wydarzeń z 25 roku po Bitwie o Yavin. Ani "Siedziba Egzekutora", ani NEJ, nie są absolutnie jedyną opcją :-)

  • tja2005-07-16 20:14:22

    super opowiadanie zajebiste
    a może by tak zrobić fan film
    chce zabytać autora czy mógłbym napisać 2 trylogi Exekutora czekam nie cierpliwie na odpowiedż
    p.s Jak sie robi ojkładkę do książki
    ocena 10

  • Alex Verse Naberrie2005-07-04 20:11:24

    dłuuuuuugie i raczej wszystko dokładne wytłumaczone

  • Otas2005-06-27 14:32:57

    Ooo... tak mało ludzi przeczytało tą ksiazke??? ... czy też tak jak ja musieliście troche ochłonąć?? :D

    Piewszą rzeczą jaka mi przyszła na myśl po skończeniu ŚT było "Cholera... za wiele gorszych ksiażek musiałem zapłacić"!!! i nadal tak uważam. Książka jest naprawdę świetna... tym razem Misiek nauczony na błędach 2 poprzednich części nie zasypał czytelnika tysiącami szczegółów i informacji.... świetnie poprowadził fabułę, oraniczając ją tylko do kilku wątków lecz za to bardzo dobrze rozpisanych. Muszę przyznać żę historia "śniadolicego bohatera" bardzo mnie wciągła i praktycznie dopiero pod koniec książki domyśliłem się kto to jest :))

    książke oceniam na 9,5/10 (na wszelki wypadek aby Misiek nie spoczął na laurach)... a że dziś mam dzień na zawyzaanie to daje 10/10

    W sumie mam tylko jedno zastrzeżenie.... do korektorów!!! .. jeśli nawet ja znalazłem masę błędów i literówek, a czasem nawet braki całych wyrazów.. to naprawdę korekta źle sie spisała!!

  • Mistrz Fett2005-05-01 18:08:39

    Jak dla mnie można opisać tą książkę krótko: DZIEŁO :)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..