TWÓJ KOKPIT
0

Ścieżka Terroru :: Twórczość fanów

Rozdział 8


„Sokół Millennium” osiadł łagodnie na jednym z lądowisk Pałacu Imperialnego na Coruscant. Co prawda jego właścicielom oficjalnie nie przysługiwało używanie głównego pokładu dla statków dyplomatycznych, ale jeśli wziąć pod uwagę, że był to zarejestrowany pojazd Floty, dowodzony przez wysokich rangą wojskowych, a także przewożący byłą przewodniczącą Nowej Republiki, to kontrola lotów nad Imperial City nie robiła większych problemów. Zwłaszcza, że Han Solo, popierany żywo przez Chewbaccę, dość dosadnie oznajmił, że nie mają czasu czekać na dostęp do publicznych kosmoportów.
Jacen i Jaina Solo oraz Danni Quee podeszli do rampy, zanim jeszcze dobrze opadła. Córka Hana i Leii nie do końca wiedziała, po co jej brat chciał zawitać na Coruscant, bo byli oni, wraz z badaczką z Belkadanu, bardzo tajemniczy. Tak bardzo, że Hana Solo zaczynało to już irytować. Oświadczył więc tylko, że Jacen i Danni mają trzy godziny na załatwienie swoich spraw, bo potem lecą bez nich. Najważniejsze było i jest uratowanie Anakina. Mistrz Ikrit postanowił poświęcić ten czas na medytacje, a Tahiri, po kilku próbach wyciągnięcia od Danni albo Jacena jakichś informacji na temat ich celu poszukiwań w stolicy, musiała zadowolić się krótką i ogólnikową wzmianką o zabraniu czegoś ze starego mieszkania. Jaina natomiast, chociaż pełna wątpliwości i niepewna tego, co jej brat bliźniak chce osiągnąć, zdecydowała się towarzyszyć mu w tym szybkim wypadzie do miasta. W końcu wiele razy zwiedzali je we dwoje i czuła przez Moc, że, nawet mimo obecności panny Quee, czułby się lepiej z siostrą u boku.
- Jesteś tego pewna?- spytał Jacen, unosząc jedną brew. Wyczuł jednak, że jego siostra jest zdeterminowana do pomocy bratu, nawet, jeśli miałoby to oznaczać spóźnienie się na „Sokoła”, a tym samym wycofanie z poszukiwań najmłodszego Solo.
- Jestem.- rzuciła tylko, poprawiając kosmyk włosów i schodząc po rampie.
- Możemy nie zdążyć.- ostrzegła Danni, nieświadoma determinacji bliźniaczki Jacena.- My sobie poradzimy, a nie wierzę, że bardziej chcesz iść z nami, niż szukać twojego brata.
- Masz rację.- rzekła Jaina, odwracając się do niej i uśmiechając lekko.- Ale jeśli nie pójdę z wami i nie będę was poganiać, na pewno się spóźnicie. A jeśli nie przestaniemy dyskutować o niczym, to na pewno nie zdążymy.- i poszła przed siebie, poprawiając rękojeść miecza świetlnego u pasa.
Jacen i Danni spojrzeli na siebie, wiedząc, że Jaina ma rację. Solo uniósł brwi i wzruszył ramionami, po czym wraz z panną Quee pobiegli dogonić Padawankę Mary Jade Skywalker.

Han i Leia siedzieli w kokpicie „Sokoła”, obserwując w milczeniu, jak ich dzieci wraz z Danni odchodzą w stronę turbowind. Co prawda Corellianin cały czas majstrował coś przy pulpicie, to kontrolując przepływ paliwa, to utrzymując silniki na cichym chodzie, ale nie były to rzeczy aż tak zajmujące, żeby nie mógł przy okazji zajmować się czymś innym. Właściwie „Sokół” po wydaniu mu kilku odpowiednich komend sam przechodził w stan natychmiastowej gotowości do lotu, ale Solo lubił mieć kontrolę nad tym, co się dzieje na jego statku. Ta kontrola nie była jednak wystarczająco absorbująca, żeby całkowicie zaprzątać jego świadomość. W rezultacie miał sporo czasu na myślenie.
A miał o czym myśleć. Patrząc, jak Jacen i pozostali zjeżdżali turbowindą na dolne poziomy Pałacu Imperialnego, zastanawiał się, jakie licho przygnało ich tu, na Coruscant, bez konkretnego celu. A przynajmniej bez powodu bezpośrednio związanego z poszukiwaniami Anakina. Gdyby Han nie znał swojego syna, stwierdziłby, że albo dostał się pod zły wpływ młodej kobiety z Commenora, albo dostał jakiejś niezdrowej, chorobliwej ambicji. Jacen jednak zawsze był ponad to. Musiał mieć jakiś cel. Tylko jaki? I czemu o nim nie mówił?
Leia z kolei zdawała się w ogóle nie przejmować tym, że ich wyprawa znów się opóźnia. Siedziała w fotelu drugiego pilota, co jakiś czas melancholijnie spoglądając za iluminator. Jej myśli, a także stoicki spokój, były dla Hana zagadką. Właściwie to nie bardzo wiedział, jak się do tego ustosunkować. Sądził, że los Anakina powinien bardziej niepokoić Leię, niż jego, a tymczasem on tu zjadał pazury, byle tylko skrócić sobie czas oczekiwania, a ona siedziała, jakby nigdy nic. Może stosowała się do zaleceń Jedi?
- Chewie!- wrzasnął Han przez ramię, wołając przyjaciela, który właśnie sprawdzał przepustowość kanałów kompensacyjnych w górnej wieżyczce.- Były jakieś skoki napięcia w instalacji elektrycznej przy silnikach?
Odpowiedziało mu przeczące warknięcie, przechodzące w krótki, ale treściwy, ryk.
- To dobrze.- mruknął Solo, zerkając na Leię. Właściwie to krzyczał jedynie po to, aby przerwać niezręczną ciszę, panującą w kokpicie. Jego żona spojrzała na niego, uśmiechnęła się półgębkiem, po czym znów poczęła wpatrywać się w iluminator.
Zrezygnowany Han rzucił okiem na panel łączności i spostrzegł coś, co na dłuższą chwilę przykuło jego uwagę. Co prawda lampka komlinku była ciemna, ale za to kontrolka oznajmująca jakąś wiadomość, odebraną przez antenę „Sokoła”, jarzyła się na zielono. Płonęła stałym światłem, co oznaczało, że przyszło więcej, niż dwie wiadomości.
Zaintrygowany Solo włączył odtwarzanie i odwrócił się do ekranu łączności, obserwując przelatujące na nim linijki tekstu.
- Luke napisał, że leci na Coruscant.- oznajmił.- Senat postawił Brakissa w stan oskarżenia.
- To niedobrze.- rzekła Leia, odwracając się do męża.
- Jest jeszcze wyciąg z naszego konta, na które wpłynęła moja kolejna wypłata…- powiedział Han, marszcząc czoło; to, że Flota jeszcze mu płaci, było co najmniej dziwne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż nie wykonuje dla niej żadnych konkretnych zadań.-…i prywatna wiadomość ze sztabu.
Chewie, który akurat wszedł do kabiny pilotów, czyszcząc ręce jakąś szmatą, zamruczał z zaniepokojeniem.
- Już daję to na ekran.- rzekł Han i po chwili na monitorze łączności pojawiła się twarz Devlikka o przenikliwym spojrzeniu.
- Ta wiadomość jest kierowana bezpośrednio do generała Solo i komandora Chewbaccy.- powiedział oficjalnym tonem wizerunek admirała.- Generale, tu generał Goolcz. W związku z powrotem pańskiej żony do zdrowia sztab Sił Zbrojnych Nowej Republiki pragnąłby złożyć serdeczne gratulacje i wyrazić nadzieję, że w przyszłości obejdzie się bez podobnych problemów. Jednocześnie admirał Bel Iblis pragnąłby przypomnieć panu, że pomarańczowa datakarta, którą miał mu pan przynieść, jest mu obecnie bardzo potrzebna. Nalegałby, żeby pan jak najszybciej mu ją dostarczył. Dziękuję.
Chewie zawarczał cicho, potem lekko chrząknął, a zakończył głośnym pomrukiem. Widać było, że mu się to nie podoba, i to bardzo.
Han zastanowił się chwilę. Bel Iblis chciał jeszcze raz zobaczyć pomarańczową datakartę, którą sam mu kiedyś dał. To nie miało sensu. Zapewne więc w treści tego pozdrowienia było jakieś drugie dno, które miało zmylić ewentualny nasłuch. Zapewne starszy Corellianin wiedział, że Han będzie z Leią na Coruscant i postanowił przypomnieć im o zadaniu, do którego kiedyś ich wyznaczył. Chodziło o przekonanie kilku senatorów do osoby Bel Iblisa, który swego czasu popadł w niełaskę. Najwyraźniej teraz admirał potrzebuje poparcia w Senacie bardziej, niż kiedykolwiek.
Była jeszcze inna sprawa. Skoro Bel Iblis postanowił nie odwoływać się wprost do zawartości pomarańczowej datakarty, musiał podejrzewać, że „Sokół Millennium” jest na nasłuchu. Ta myśl sprawiła, że Han poczuł na karku zimne krople potu.
- Chewie…- zaczął.-…kiedy ostatni raz skanowałeś kadłub w poszukiwaniu pluskw?
Ciche szczeknięcie oznaczało, że niecałe dwa dni temu.
Han Solo podrapał się po brodzie. Skoro nie chodziło o nasłuch w „Sokole”… to może w sztabie? Pluskwa wtedy nie wchodziła w rachubę; wiadomości ze sztabu są kodowane bezpośrednio na stanowisku łącznościowca, a rozkodowanie możliwe jest tylko, jeśli znało się odpowiednią częstotliwość i najnowsze szyfry, a także posiadało odpowiednią autoryzację. W grę mogła wchodzić zatem tylko jedna opcja. Najgorsza z możliwych.
Gdzieś w strukturach Nowej Republiki był szpieg.
- O co chodziło Bel Iblisowi?- spytała miękko Leia, przywracając Hana do rzeczywistości.
- Widzisz, kochanie, skoro już tu jesteśmy…- rzekł Han, wyciągając spod pulpitu pomarańczową datakartę.-…to może dałabyś radę skontaktować się z kilkoma senatorami i opowiedzieć im o pozytywnych cechach Bel Iblisa?
- Myślę, że dałabym radę.- odparła spokojnie Organa Solo.- Lepsze to, niż czekanie.
- Jesteś wielka.- Han uśmiechnął się szelmowsko, po czym pocałował ją w policzek.- Tu masz listę zainteresowanych.- dodał podając jej datakartę.- Wyrobisz się w trzy godziny?
- Tylko, jeśli mi pomożecie.- odparła Leia, wkładając dysk do czytnika i przeglądając listę nazwisk.- Do niektórych będziemy musieli się przejść.
- Doskonale.- rzucił Han.- Powiem Tahiri i Ikritowi, że na razie wychodzimy. Niech popilnują „Sokoła”.
- Więc do dzieła.- rzekła Leia.

To było dokładnie, to, czego śniadolicy mężczyzna oczekiwał. Te długie tygodnie, które spędził na ciężkich i wyczerpujących robotach, bez szemrania wykonując każdy poniżający rozkaz, jaki mu wydano, wszystkie siły wkładając w morderczą pracę przy wydobywaniu traxum, nie narzekając na nic… to wszystko wreszcie się opłaciło. Ten cały okres, w którym skrupulatnie układał swój plan, wymyślał sposoby, dzięki którym mógł wprowadzić go w życie, szukał i eliminował wszystkie błędy i niedociągnięcia, dopracowywał każdy szczegół najlepiej, jak mógł. A przy okazji rzeźbił.
Teraz jednak był gotowy. I co ważniejsze, znalazł się w pomieszczeniu, w którym już go kiedyś zamknięto. Cały plan byłby znacznie uboższy, nie wspominając już o szansach powodzenia, gdyby nie mały szczegół, wyróżniający tę celę od wszystkich innych.
Chodziło o grzyb.
A raczej o pewien specyficzny gatunek pleśni, wytwarzający się w rzadko czyszczonych urządzeniach sanitarnych. Niewiele istot w ogóle odróżniało go od zwykłego grzyba, a ciemnoskóry więzień wiedział o jego specjalnych właściwościach tylko dlatego, że kiedyś o nim czytał. Otóż pleśń ta nie mogła się rozrosnąć w normalnych nieczystościach; musiała to być specyficzna mieszanka odchodów Majanów z Baroondy i ludzkich. Dlatego była tak rzadko spotykana; najwyraźniej jednak Executor’s Lair trzymało tu kiedyś jakiegoś Majana. A to było bardzo korzystne zrządzenie losu.
Albo Mocy, jak to mówią Jedi.
Najważniejsze były jednak specjalne właściwości, jakie posiadała owa baroondańska pleśń. Po pierwsze, kiedy już się zaczęła rozrastać, osadzała się na każdej ludzkiej nieczystości, rozrastając się jednocześnie. Po drugie, eksplodowała przy zetknięciu z prądem. I to było najistotniejsze.
Śniadolicy mężczyzna doskonale wiedział, jak można to wykorzystać. Siedział obecnie na swojej pryczy i odkrajał kolejną warstwę drewna od rombu, który wyrzeźbił ostatnimi czasy. Na szafce obok odkładał drewniane igły, jednocześnie kontrolując ostrość swojego kozika. Wkrótce zbierze nim całą baroondańską pleśń z otworu sanitarnego, a potem przystąpi do wprowadzania swojego planu w życie.
Na razie jednak czekał na właściwy moment, a jego twarz pozostała zimna i niewzruszona. Jedynie pojawiający się co jakiś czas błysk w oku mógł sugerować, że myśli więźnia krążą wokół spraw, które nie spodobałyby się jego oprawcom.
Dla chłodnego i bezmyślnego oka kamery był on jednak tylko jeńcem, dłubiącym w kawałku drewna.

Raltharan, rycerz Jedi rasy Kel Dor, leżał na dachu budynku nieopodal jednej z fabryk Loronar na planecie Grovin, trzymając przy oczach makrolonetkę i przyglądając się, jak na kolejny transportowiec ładowane są komponenty podstawowych okrętów wspomagania Imperium, krążowników klasy Strike. Zapewne transportowce leciały do kolejnej placówki Loronara, gdzie dołączano lub składano dalsze części, a potem do następnej i następnej… aż w końcu na jakiejś przemysłowej planecie, o której nikt teraz nie pamięta, wszystkie komponenty zostaną zmontowane w działające i w pełni sprawne okręty.
Tylko, że nie będą to statki ogólnodostępne, albo licencjonowane przez Nową Republikę; ich podstawowym odbiorcą ma być Executor’s Lair.
Z tego, co Raltharan ustalił, frakcja Lorda Vadera miała z nieznanych źródeł wystarczająco duży kapitał, aby uratować spółkę Loronar od bankructwa bez mała trzynaście lat temu, kiedy Nowa Republika nałożyła na firmę ogromne kontrybucje w zamian za sprzyjanie Seti Ashgadowi z Nam Chorios. Od tej pory zarząd Loronara sprzedaje Vaderowi swoje okręty po niezwykle atrakcyjnych cenach, mając przy okazji gwarancję, że Executor’s Lair zakupi każdy ładunek. Przy okazji Darth Vader przysłał Loronarowi własne siły stabilizacyjne i kontrwywiadowcze, mające zminimalizować ryzyko wykrycia całego precedensu przez kogoś z zewnątrz. Zupełnie, jak na Geratonie.
I, podobnie, jak tam, jeden drobny szczegół naprowadził rycerza Jedi na trop Vadera.
Raltharan był pewien, że jeśli uda mu się zakraść na jeden z transportowców, to może da radę odkryć miejsce, w którym krążowniki klasy Strike są składane. Wtedy wystarczy tylko powiadomić Nową Republikę i przejęcie lub zniszczenie całej flotylli okrętów mogących jej później zagrozić stanie się faktem.
Jedi z Dorina schował makrolornetkę do torby i zeskoczył z budynku, po czym rozejrzał się dookoła i przebiegł kilkanaście metrów do następnej ściany. Słońce właśnie wschodziło, a on z oczywistych względów nie chciał, żeby przyłapano go na śledzeniu poczynań Loronara. Dlatego, jak gdyby nigdy nic, ruszył on deptakiem, udając, że jest tylko jednym z przechodniów, jacy o tej porze zaczęli pojawiać się na ulicy. Cały czas jednak szedł w stronę fabryki Loronara, chcąc w dogodnym momencie przemknąć na teren przedsiębiorstwa i wykonać swój plan.
Po blisko półgodzinie, kiedy przechodził obok jednego z kruchych, prefabrykowanych budynków, jakich pełno na Grovinie, zaczął mieć wątpliwości. Zupełnie, jakby Moc ostrzegała go przed czymś, co czaiło się nieopodal. Raltharan przypisał to przeczucie zwiększonej aktywności strażników na terenie Loronara. Im bliżej był on swojego celu, tym bardziej to przeczucie nie dawało mu spokoju; tym bardziej, że nie do końca był pewien co do źródła swojego niepokoju. Zupełnie, jakby Moc ostrzegała go przed niebezpieczeństwem, którego nie było. Raltharan odruchowo położył dłoń na rękojeści miecza świetlnego, po czym kilkukrotnie rozejrzał się niespokojnie, poszukując potencjalnego zagrożenia. Może to były jakieś roboty? To by wyjaśniało, dlaczego nie ma ich w Mocy…
Kel Dor podszedł do ściany, rozglądając się niepewnie. Rzadko się zdarzało, że walczył z przeciwnikami, których intencji nie mógł poznać. To było coś niecodziennego i… niespotykanego. Nie podobało mu się to.
Nagle usłyszał chrupnięcie zza swojego karku. Odruchowo odwrócił się, łapiąc za miecz świetlny, ale czarna, uzbrojona w pazury ręka przebiła się przez kruchą, wapniową ścianę, łapiąc Raltharana za twarz, po czym ta sama ręka machnęła nim z całej siły w dół. Rycerz Jedi nawet nie wiedział, co go trafiło, kiedy przyrżnął twarzą w chodnik. Zanim zdążył podnieść głowę, coś dużego i czarnego przebiło się przez ścianę, kopiąc go jednocześnie w czaszkę. Walcząc z utratą przytomności, Raltharan usiłował sięgnąć Mocą do swojego oprawcy, lecz ku swojemu przerażeniu stwierdził, że nie może wyczuć jego intencji.
Zresztą nie musiał, bo były oczywiste. Mroczny przeciwnik chciał go zabić.
Kiedy odleciał pod wpływem silnego kopa groteskowego potwora o owadzich oczach, który go napadł, zdołał jeszcze przyciągnąć i uaktywnić swój miecz świetlny. Nie zdążył jednak nawet lekko nim machnąć, bo ogromny mutant skoczył na niego z niebywałą szybkością, czterema wyposażonymi w szpony kończynami orając wzdłuż jego ciała. Raltharan zszokowany wypuścił z ręki swój miecz świetlny, starając się złapać oddech. Bezskutecznie.
Groteskowy olbrzym stanął nad nim wyprostowany i spojrzał na pazury u swojej stopy. Zaczepiła się o nie maska do oddychania Kel Dora, którą najwyraźniej przed chwilą zdarł. Obecnie Jedi z Dorina krztusił się i dławił, usiłując zaczerpnąć chociaż łyk przefiltrowanego powietrza, do jakiego przywykł oddychać.
Lugzan wiedział, że to nie koniec. Raltharan mógł wpaść w leczniczy trans Jedi i przez jakiś czas obyć się bez swoich gazów. Może i nie miał wystarczająco dużo siły, ale zmutowany Reborn wolał nie ryzykować. Przy użyciu Mocy przyciągnął miecz świetlny rycerza z Dorina, po czym wbił go prosto w klatkę piersiową wijącej się ofiary. Ciało Raltharana wpadło w enigmatyczne drgawki, ale właściwie już uciekało z niego życie. I nie było dla niego ratunku.
Lugzan rozwinął skrzydła i odleciał w stronę swojego promu klasy Sentinel, zostawiając wbite w ciało Kel Dora błękitne ostrze. Ulica jeszcze przez długi czas pozostawała pusta, a w Mocy odbijało się tylko echo dokonanej zbrodni.

Corran Horn podniósł nagle wzrok, co nie umknęło uwadze jego żony, Mirax, leżącej obok na małżeńskim łożu w ich apartamencie na Coruscant. Czuła, że mięśnie męża mimowolnie się napinają, a brwi zaczynają drżeć. Podejrzewała, że stało się coś okropnego.
- Kochanie…?- spytała zaniepokojona.
- To Raltharan.- rzucił Corran, wstając.- Nie żyje.
Mirax spojrzała na niego, zaskoczona. Corran był kiedyś mistrzem Raltharana, więc wykształciła się między nimi specyficzna więź, którą obaj rycerze Jedi kultywowali, wiedząc, że jest ona oznaką lepszego zespolenia z Mocą. Nic więc dziwnego, że Corran od razu wyczuł, że jego dawnemu padawanowi coś się stało. Ale żeby od razu nie żył?
- Jesteś pewien?- spytała, obserwując, jak jej mąż wrzucał na siebie w pośpiechu ubrania. Nie pofatygował się nawet, żeby włączyć światło.
- Weź Jysellę i lećcie do Boostera.- Horn zignorował pytanie żony.- Tam będziecie bezpieczni.- podszedł do łóżka i pocałował ją w policzek, jednocześnie wyjmując spod poduszki miecz świetlny.- Ja muszę to wszystko sprawdzić.
- Kiedy wrócisz?- spytała Mirax, narzucając szlafrok.- Czy ojciec ma czekać na ciebie na „Errant Venture”, czy przylecisz tutaj?
- Spotkamy się u twojego ojca.- odparł Corran, podchodząc do drzwi.- Jeszcze się skontaktujemy.- obiecał, po czym spojrzał na nią poważnie, a przez jego twarz przemknął cień smutku.- Gdybym nie wrócił, wiedzcie, że was kocham.
- Nie mów tak…- zaczęła jego żona, ale Corran już pobiegł w stronę wyjścia z mieszkania.
Mirax Terrik Horn miała nieodparte wrażenie, że widzi go po raz ostatni.




1 2 3 4 5 6 7 8 9 (10) 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 23

Użytkownik Ocena Data
legostarkaziu 10 2012-11-18 16:36:52
simuno 10 2012-11-15 20:59:09
gawrongru 10 2012-08-26 03:17:13
CommanderWolffe 10 2012-04-30 08:42:39
marcowy99 10 2012-04-29 19:11:46
Strid 10 2009-11-08 23:52:32
ekhm 10 2009-06-27 23:00:22
Luke S 10 2009-04-18 12:12:10
Z-Z 10 2007-10-22 11:22:55
Girdun 10 2007-06-07 19:49:08
Ziame 10 2006-09-18 19:28:25
Rusis 10 2006-09-14 14:55:17
X-tla 10 2006-07-19 22:51:57
Otas 10 2005-06-27 14:33:38
Misiek 10 2005-06-19 16:37:28
Karrde 10 2005-05-08 14:47:31
Mistrz Fett 10 2005-05-01 18:05:34
Shedao Shai 10 2005-04-30 22:17:19
Wolf-trooper 9 2012-08-15 12:28:37
Darth Rumcajs 9 2012-01-06 18:55:19
Javec 9 2005-07-09 13:35:08
Andaral 9 2005-05-06 02:34:36
hawaj27 4 2012-11-19 21:29:28


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (10)

  • ekhm2009-06-27 23:00:03

    10/10

    Bardzo mnie zaskoczyła prawdziwa tożsamość "Vadera".

  • Luke S2009-04-18 12:12:07

    Można to kupić:D?

  • Rusis2006-09-14 14:57:35

    Jak już wielokrotnie wspominałem Miśku, jako fanfic nie mogę postawić mneij niż 10/10 :)
    Mam pewne zastzreżenia (no jasne.. ja zawsze musze się do czegoś pzryczepic :P ) ale o tym na żywo porozmawiamy :]
    W każdym arzie gratuluję ukończenia trylogii, ukończenia w taki sposób, że kilka elementów wciągnęło mnie znacznie bardziej niż w innych częściach :)

  • jedi_marhefka2006-04-17 23:49:28

    już ci to kiedyś napisałam: Misiek jesteś wielki!!! Oświecasz drogę początkującym fanom SW do jakich należę. No dobra może nie oświecasz. ale i tak twoje opowiadania są świetne. a cała "siedziba egzekutora" w szczególności. Dziękuję :o))))

  • Nadiru Radena2005-09-03 19:33:06

    Ja tam wolę trzymać się chronologii... a jeżeli już miałbym pisać o tzw. "wielkich rzeczach", to tylko w czasach Starej Republiki.

  • Misiek2005-07-26 13:54:57

    Co od dalszych części trylogii... chwilowo bym zastrzegł sobie prawo do pisania dalszego ciągu (jakkolwiek w chwili obecnej pisać go nie zamierzam, to nie wykluczam, że może kiedyś...)
    Natomiast zachęcam wszystkich do pisania własnych wersji wydarzeń z 25 roku po Bitwie o Yavin. Ani "Siedziba Egzekutora", ani NEJ, nie są absolutnie jedyną opcją :-)

  • tja2005-07-16 20:14:22

    super opowiadanie zajebiste
    a może by tak zrobić fan film
    chce zabytać autora czy mógłbym napisać 2 trylogi Exekutora czekam nie cierpliwie na odpowiedż
    p.s Jak sie robi ojkładkę do książki
    ocena 10

  • Alex Verse Naberrie2005-07-04 20:11:24

    dłuuuuuugie i raczej wszystko dokładne wytłumaczone

  • Otas2005-06-27 14:32:57

    Ooo... tak mało ludzi przeczytało tą ksiazke??? ... czy też tak jak ja musieliście troche ochłonąć?? :D

    Piewszą rzeczą jaka mi przyszła na myśl po skończeniu ŚT było "Cholera... za wiele gorszych ksiażek musiałem zapłacić"!!! i nadal tak uważam. Książka jest naprawdę świetna... tym razem Misiek nauczony na błędach 2 poprzednich części nie zasypał czytelnika tysiącami szczegółów i informacji.... świetnie poprowadził fabułę, oraniczając ją tylko do kilku wątków lecz za to bardzo dobrze rozpisanych. Muszę przyznać żę historia "śniadolicego bohatera" bardzo mnie wciągła i praktycznie dopiero pod koniec książki domyśliłem się kto to jest :))

    książke oceniam na 9,5/10 (na wszelki wypadek aby Misiek nie spoczął na laurach)... a że dziś mam dzień na zawyzaanie to daje 10/10

    W sumie mam tylko jedno zastrzeżenie.... do korektorów!!! .. jeśli nawet ja znalazłem masę błędów i literówek, a czasem nawet braki całych wyrazów.. to naprawdę korekta źle sie spisała!!

  • Mistrz Fett2005-05-01 18:08:39

    Jak dla mnie można opisać tą książkę krótko: DZIEŁO :)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..