TWÓJ KOKPIT
0

Ścieżka Terroru :: Twórczość fanów

Rozdział 9


Drzwi od apartamentu rodziny Solo rozsunęły się z sykiem i Jacen, Jaina oraz Danni weszli do środka. Od razu uderzył ich schludny porządek i czystość, jaka panowała w przedsionku i dalszych pomieszczeniach; nic tu się nie zmieniło od czasu, kiedy byli tu po raz ostatni. Zupełnie, jakby wyszli stąd przed chwilą i wrócili, bo zapomnieli zabrać kluczy albo czegoś takiego. W galaktyce nie rozpętała się straszliwa wojna, Darth Vader nie wrócił, ich matka nie przeszła kilkumiesięcznej śpiączki, Boba Fett nie zginął, wielu Jedi nie poległo na Yavinie ani na Roon, serum Maareka Stele’a nie zabiło Mocy w wielu młodych adeptach Akademii, a Anakin…
No cóż, Anakin wciąż byłby z nimi.
Nie to było już zupełnie inne miejsce. Zbyt wiele się dookoła zmieniło.
Zbyt wiele zmieniło się w nich.
- Dzień dobry, w czym mogę…- usłyszeli z głębi pokoju gościnnego i po chwili ich oczom ukazał się C-3PO; to zapewne on odpowiadał za utrzymywanie porządku w apartamencie. Chociaż wydawało się to niemożliwe, Jacen i Jaina przez to wszystko zupełnie o nim zapomnieli.- Och, wielkie nieba! Panicz Jacen i panienka Jaina! Jak długo państwa nie było! Nie wiedziałem, co robić. Nikt tu nie zaglądal, a informacje miałem nikłe… siedziałem więc i utrzymywałem mieszkanie w należnym porządku, czekając…
- Już dobrze, Threepio.- przerwała mu Jaina z uśmiechem.- Już jesteśmy. Niewiele mamy czasu, bo musimy lecieć, ale wrócimy, jak tylko to będzie możliwe.
- Och nie!- zaskomlał droid.- Zamierzają państwo znowu mnie tu zostawić!? Nie, błagam was! Tak się bałem o Artoo i o was… nie zniosę tego…
- Nie bój się, Threepio.- Jaina protekcjonalnie położyła mu rękę na ramieniu.- Doskonale się spisujesz tutaj, dbając o nasze mieszkanie. Rób tak dalej, to dla nas bardzo ważne.- uśmiechnęła się do niego najpiękniej, jak potrafiła.- Obiecuję, że wrócimy tak szybko, jak się da.
- No… dobrze, panienko Jaino.- rzekł 3PO po chwili milczenia, po czym spojrzał na Danni. Zupełnie, jakby dopiero teraz ją zauważył.- O, widzę, że mamy gościa. Może zaparzyć kafeiny? Pozwolę sobie zauważyć, że podczas nieobecności moich państwa nauczyłem się ponad miliona sposobów robienia…
- W porządku, Threepio.- przerwał mu Jacen.- Zrób nam po filiżance.
- Dobrze, paniczu Jacen.- powiedział skwapliwie droid i poczłapał do kuchni.
Jacen nie czekał, aż droid uwinie się z kafeiną, tylko od razu, szybkim krokiem, skierował się do pokoju rodziców. Tam, o ile dobrze pamiętał, jego matka schowała swój stary miecz świetlny, który dostała od swojego brata. Jeden rzut oka powiedział młodemu Solo, że 3PO równie starannie dbał o porządek tutaj, jak i w pozostałych pomieszczeniach apartamentu. Nie miał jednak czasu na zachwycanie się czystością; szybkim ruchem wysunął jedną szufladę z ubraniami, przetrząsnął ją i wsadził na miejsce. Potem to samo zrobił z drugą i trzecią. Danni i Jaina, które weszły w tym czasie do pokoju, zajęły się łóżkiem i szafą z sukniami. Panna Quee miała pewne obiekcje, czy wypada jej grzebać w ciuchach matki przyjaciela, ale w mieli zbyt mało czasu, żeby bawić się w podobne ceregiele.
- To był ten Threepio, o którym mówiłeś?- spytała, przetrząsając kolejne z niezliczonych ilości sukni Leii.- Nie sprawiał wrażenia aż tak gadatliwego.
- Jak to nie?- zdziwił się Jacen, zaglądając do kolejnej szuflady.- Od razu, jak weszliśmy, rozgadał się jak najęty.
- Może po prostu się stęsknił.- podsunęła Danni.- Chcecie powiedzieć, że on tak zawsze?
- Zawsze.- odparli zgodnie Jacen i Jaina.
- No to macie wesoło, nie ma co.- skomentowała panna Quee, zamykając szafę. Jacen natomiast wyczul nagłą zmianę emocji u swojej siostry i odwrócił się w jej stronę, w tej samej chwili, kiedy rzuciła tryumfalne:
- Znalazłam!- po czym spojrzała na Jacena, i, podając mu miecz, który schowany był w skrytce pod łóżkiem, spytała:- Tylko nadal nie wiem, po co ci on potrzebny.
- Widzisz,- zaczął młody Solo.- kiedy Shira Brie wróciła na jasną stronę, przekazała Corranowi Hornowi i Kamowi Solusarowi całą swoją wiedzę odnośnie biczów świetlnych. Sposób ich budowy, a także listę materiałów, jakie są do tego potrzebne, Kam przekazał mnie. Dlatego potrzebny był mi pierwszy miecz świetlny matki.
- Nadal nie bardzo rozumiem.- rzekła Jaina, krzyżując ręce.
- Rzecz w tym, że wujek Luke wmontował w ten miecz kryształ Kaiburr, który znalazł w świątyni Pomojemy na Mimban. Te kryształy mają bardzo interesujące właściwości. Po pierwsze, zwiększają wrażliwość na Moc posiadacza w miejscu, w którym powstały. Po drugie, mogą zapewnić łączność z dowolnym duchem, który wyrazi na to ochotę.
- Jak to?- zdziwiła się Jaina.- Wujek Luke nigdy o tym nie mówił.
- Mi kiedyś wspomniał.- odparł Jacen.- Podobno w starciu z Lordem Vaderem na Mimban wszedł w niego duch Obi-Wana Kenobiego. Poza tym Shira twierdzi, że kiedy była Lumiyą, wstąpił w nią duch zmarłego przed tysiącem lat Mrocznego Lorda Sith, kobiety znanej jako Darth Rain. Więc obie wersje się potwierdzają.- spojrzał na miecz swojej matki.- Poza tym, kryształ Kaiburr, jest podstawowym komponentem bicza świetlnego.
- A więc to o to chodzi.- rzuciła Jaina, a jej aura nagle rozjaśniła się zrozumieniem.- To po to chcieliście z Danni przylecieć na Coruscant!
- Przepraszam bardzo.- wtrącił się 3PO, który właśnie wszedłz tacą i trzema filiżankami kafeiny.- Ale czy szanowna pani nazywa się Danni? Danni Quee?
- Tak.- zdziwiła się młoda kobieta z Commenoru.- Skąd wiesz?
- Z całym szacunkiem, ale kiedy państwa nie było, przychodziły do domu różne wiadomości. Jedna z nich, co mnie nieco zdziwiło, była zaadresowana do pani doktor Danni Quee z korporacji ExGal. Podobno była pani widziana po raz ostatni w towarzystwie przedstawicieli rodziny Solo, a nie ma pani własnego komunikatora, więc wiadomość przysłano na prywatny numer pani Leii. Korporacja chce, żeby w najbliższej wolnej chwili złożyła pani wyczerpujący raport z wydarzeń na planecie zwanej Belkadan i ogólnym charakterze działalności przedstawiciela tejże firmy w szeregach stronnikow Nowej Republiki.
Danni patrzyła na droida, zaskoczona. Nie sądziła, że po tym, co się stało na Belkadan, jej korporacja jeszcze się o nią upomni, Myślała, że spisała ją na straty, wraz ze wszystkimi członkami zespołu badawczego. A jednak ExGal nie zapomniała o niej, wręcz przeciwnie – żąda wyjaśnień. I Danni czuła, że musi im je złożyć, choćby to miało się odbyć kosztem wzięcia udziału w wyprawie Jacena i jego rodziny. Obowiązek przede wszystkim, a Danni Quee nie należała do osób, które zaniedbują swoją pracę.
- Jacenie,- rzekła miękko.- wybaczysz mi, jeśli nie będę wam towarzyszyć w dalszej podróży?
- Chyba nie mam wyjścia.- odparł młody Solo spokojnie, ale też z lekkim smutkiem. Miał nadzieję, że jego przyjaciółka, osoba, z którą się bardzo dobrze czuł i wiedział, że może na niej polegać, będzie z nim aż do końca. Ale musiał uszanować jej decyzję.- Odprowadzisz nas chociaż do „Sokoła”?
- Myślę, że to da się zrobić.- odparła Danni.

Kiedy Gavin, ziewając głośno, wszedł na salę odpraw w sztabie Sił Zbrojnych Nowej Republiki, wszyscy pozostali członkowie Eskadry łotrów już tam byli. Zawstydzony, że generał Antilles i pozostali czekali wyłącznie na niego, usiadł gdzieś w końcowym rzędzie obok Xarrce i postanowił nie rzucać się w oczy. Wedge najwyraźniej go nie zauważył, bo dyskutował o czymś na stronie z admirałem Kre’feyem. Sama obecność bothańskiego oficera wystarczyła, żeby uznać sprawę za poważną. Bardziej, niż sugerowałoby to wezwanie, wysłane na jego prywatny domowy terminal komputerowy.
W pomieszczeniu, poza pilotami Eskadry Łotrów, obecny był wspomniany admirał, kilku techników, a także dwóch czy trzech niższych rangą oficerów Floty, którzy najwyraźniej towarzyszyli Bothaninowi. Gavin musiał przyznać, że, po serii zakonspirowanych narad i zebrań przed puczem oraz na Anoth, miło znów siedzieć w normalnej sali odpraw, w normalnej atmosferze, bez obaw, że karty historii mogą uznać ich za odszczepieńców i wywrotowców. To było, mimo wszystko, uspokajające uczucie.
W sali dało się zauważyć jednak pewien istotny szczegół, który przykuł uwagę Darklightera. Po pierwsze, nigdzie nie było Corrana. Gavin doszedł do wniosku, że pewnie sprawy Jedi były ważniejsze i Wedge, po raz kolejny zresztą, zezwolił mu na chwilową przerwę w obowiązkach pilota eskadry. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dwoje nowych pilotów, siedzących razem z Łotrami. Pilot z Tatooine znał ich osobiście: jednym z nich był Klatooinianin Vurrulf, kilkukrotnie zmieniający szwadrony, kiedyś dostał się nawet do ich eskadry, a drugą kobieta rasy Chevin, Pedna Scotian, która latała z nimi kiedyś, podczas polowań na Warlorda Zsinja. Później odeszła ona z grupy, znajdując sobie miejsce w Skrzydle Pasha Crackena, ale po rozbiciu tych dywizjonów nad Duro najwyraźniej pozostała bez formacji.
Darklighter odruchowo się skrzywił, a przez jego twarz przemknął cień, kiedy przypomniał sobie o tym, co Flota Executor’s Lair zrobiła Pashowi. Po kilku tygodniach, kiedy zebrano już wszystkich pilotów ocalałych z tej potyczki, wyszło na jaw, że Cracken został przypadkiem zestrzelony przez jednego z TIE Defenderów. Zginął, tak, jak żył; za sterami myśliwca.
No cóż, pomyślał Gavin, chyba lepiej zginąć tak, niż w jakikolwiek inny sposób.
- Skoro już wszyscy jesteśmy,- zaczął Wedge, kiedy dostrzegł, że wysoki mężczyzna z Tatooine zajął już miejsce na sali.- najwyższa pora wyjaśnić wam, co jest grane. Przedtem musimy jednak uporać się z pewnymi zmianami personalnymi, jakie nas dotknęły.- spojrzał na Vurrulfa i Pednę Scotian.- Po pierwsze, jak zauważyliście, nie ma z nami Corrana. Wysłał mi wiadomość, że nie może brać udziału w tej misji, ponieważ jego przyjaciel, Raltharan, został zabity na Grovinie.
- Raltharan był Jedi.- zauważył Ooryl.- Kto byłby w stanie go pokonać?
- Darth Vader, Rov Firehead albo każdy inny adept ciemnej strony przy Executor’s Lair.- odparła opryskliwie Shira.- Echo śmierci Kel Dora rozniosło się po Mocy bardzo gwałtownie, więc musiał zostać szybko i bestialsko zamordowany.
- To racja.- zgodził się Wedge.- Corran podejrzewa, że to nie był przypadek. Ktoś zaczaił się na Raltharana. Prawdopodobnie ten sam ktoś zagraża innym Jedi.
W sali rozległa się kakofonia podnieconych i zaniepokojonych szeptów i szmerów, które generał Antilles musiał uciszyć kilkukrotnym stuknięciem wskaźnika o blat holoprojektora.
- Dobra, ale w tym momencie jesteśmy zmuszeni pozostawić tę sprawę Jedi.- powiedział, kiedy wszyscy zamilkli.- Nas interesuje teraz przede wszystkim obecne zadanie. Ze względu na obowiązki, które powierzył mi admirał Bel Iblis, nie będę mógł lecieć z wami.
Pomieszczenie znów przeciął pełen zawodu, pretensjonalny szum, który Wedge ponownie musiał uciszać.
- Nie narzekajcie tak.- rzekł.- Ile to lat lataliście beze mnie. Teraz będzie podobnie. Komandor Tycho przejmie obowiązki Dowódcy Łotrów. Wes, niezmiennie będziesz jego skrzydłowym. Pedno, wejdziesz do eskadry jako Łotr Trzy, Hobbie, zostajesz przy Łotrze Cztery.- Scotian i Klivian kiwnęli głowami.- Inyri i Keir będą kolejno Łotrem Pięć i Sześć.
- Panie generale,- zaczął mężczyzna z Churby oficjalnym tonem.- Czy to aby rozsądne, aby dawać mnie, jako skrzydłowego?
- Coś nie tak, poruczniku Sandage?- zdziwił się Antilles.
- Nie, po prostu nie jestem przyzwyczajony do powtarzania cudzych manewrów.- Keir wzruszył ramionami.
- No to się będziesz musiał przyzwyczaić.- rzucił Wedge.- Inyri jest może młodsza stażem, ale brała czynny udział w życiu eskadry znacznie dłużej. Będziecie się doskonale uzupełniać wiedzą i doświadczeniem.
- A czemu nie mogę latać, jak dotychczas, z Donosem?- zaprotestował Sandage.
- Ponieważ postanowiłem, w uznaniu zasług Myna, przekazać mu dowodzenie w parze Siedem-Osiem, razem z Xarrce.- rzekł Antilles, siląc się na spokój.- Z kolei porucznik Huwla zajmie się ubezpieczeniem logistycznym eskadry. Może być?
- Ja nie mam nic przeciwko temu, generale.- rzekła Tunrothka. Myn Donos też kiwnął głową.
- Dobrze.- kontynuował Wedge.- Vurrulf wejdzie za Corrana jako Łotr Dziewięć. Powinniście się doskonale uzupełniać z Oorylem, który zostanie przy Dziesiątce. Natomiast dalej bez zmian: Shira będzie Łotrem Jedenaście, a Gavin Dwanaście. Jakieś pytania? Dobrze, zatem do rzeczy.- mruknął Antilles; i tak zmiany personalne w eskadrze zajęły mu więcej czasu, niż by chciał.- Admirale Kre’fey?
- Dziękuję, generale.- rzekł władczo Bothanin, a futro na twarzy mu zafalowało.- Panowie i panie, pozwoliłem sobie określić naszą misję jako niebezpieczną, chociaż w gruncie rzeczy jest bardzo prosta.
- Naszą?- zdziwił się Hobbie.- Bierze pan udział w tym zadaniu?
- Owszem.- przyznał Kre’fey.- Dowództwo obawia się, skądinąd słusznie, że z tym zadaniem Eskadra Łotrów samodzielnie nie da sobie rady.
- Może wreszcie dowiemy się, o co chodzi?- rzuciła Shira, krzyżując ramiona. Ironia w jej głosie wyraźnie nie spodobała się Bothaninowi, ale postanowił nie reagować.
- Proszę bardzo panno Brie.- rzucił z fałszywą przymilnością, a jego futro oklapło.- Naszym celem jest układ Bilbringi.
W sali ponownie rozległy się szmery zaniepokojenia i zaskoczenia. Wedge dłużej, niż zwykle, uciszał podniecone szepty. Przeszło mu przez głowę, że jego piloci czasem zachowują się jak senatorowie; głośno i bez sensu. Jedynie starsi piloci utrzymywali jako taką dyscyplinę, chociaż Wes cały czas szeptał coś do Tycha. Antilles słyszał tylko strzępy słów, ale wywnioskował z nich, że Janson podważa pod wątpliwość sens wyprawy, na którą Senat nie wyraził jeszcze zgody. Celchu odparł krótko, że to tylko kwestia czasu.
- Problem polega na tym,- podjął Wedge, ignorując temat, który podjęli między sobą jego przyjaciele.- że Executor’s Lair przejęło układ z niemal nietkniętymi systemami obrony. Oznacza to, że trzynaście stacji typu Golan II i III oraz dość silne oddziały myśliwskie dostały się w ręce wroga. W najgorszym wypadku będziecie musieli zmierzyć się z kompletną obroną stoczni.
- Czy nie moglibyśmy ich zablokować?- spytał Wes.- Tak, jak oni zrobili to przed miesiącem?
- Problem polega na tym, że wtedy Bilbringi było nieprzygotowane na blokadę.- odparł Wedge.- Teraz może się to zmienić. Dlatego im szybciej zaatakujecie, tym większa szansa, że nie będą dobrze przygotowani. A pamiętajcie, że Executor’s Lair dysponuje ogromną ilością klonów i nie będzie miało kłopotu z obsadzeniem systemów obrony stoczni.
- W takim razie powinniśmy zająć się raczej poszukiwaniem tych klonów.- rzekła Xarrce.- Nie wierzę, że taka armia nie zostawia śladów.
- Wywiad szuka, jak może, zapewniam cię.- powiedział Antilles, dając do zrozumienia, że o działaniach Ielli wie więcej, niż pozostali zgromadzeni.- Problem polega na tym, że całkiem nieźle zacierają swoje ślady. W tej sytuacji za spory sukces powinniśmy uznać wykurzenie ludzi Vadera z Myrkr.- spojrzał na admirała Kre’feya.- Ale szukanie klonów to jedno, a atak na Bilbringi drugie.
- Zgadza się.- rzekł Bothanin.- Jak już generał Antilles raczył wspomnieć, musimy liczyć się z tym, że przeciwnik wystawi przeciwko nam wszystko, co ma pod ręką. Dlatego Eskadrze Łotrów towarzyszyć będzie „Voice of all Changelings”, oraz dwa krążowniki klasy Liberator, jeden niszczyciel klasy Imperial i dwa pancerniki typu Dreadnaught z pełnym kontyngentem myśliwców. Na więcej nie możemy liczyć, bo odbywa się teraz zakrojona na szeroką skalę mobilizacja sił, mających uderzyć na Corellię.
- Czyli, jak rozumiem, ta flotylla zwiąże walką główne siły obronne stoczni.- odgadł Tycho, patrząc przenikliwie na wyłączony holoprojektor.- Jakie jest nasze zadanie?
- Pod osłoną „Voice of all Changelings” wbijecie się w obronę przeciwnika tak głęboko, jak się da.- powiedział Kre’fey.- Potem wykonacie szybki nalot na centrum dowodzenia obroną stoczni. Nie mam teraz żadnego holograficznego schematu, ale plany akcji załadujemy do waszych komputerów pokładowych. Zresztą wierzę, że większość z was zna system Bilbringi.
- Jeśli nic się nie zmieniło od szesnastu lat, to tak.- rzucił Gavin.
- Niewiele.- uśmiechnął się Wedge.- Ale nie powinno wam to sprawić kłopotów.- spojrzał na chronometr.- Nie ukrywam, że wasza misja będzie ciężka, ale jesteście najlepsi, powinniście sobie poradzić. Ruszacie jutro z rana. Jakieś pytania? Dobrze. Niech Moc będzie z wami i powodzenia.

Kyle Katarn siedział za sterami promu klasy Lambda, należącego do Akademii Jedi, przebijając się przez górne warstwy atmosfery czwartego księżyca planety Yavin. Pilotowanie nie pochłaniało go całkowicie; właściwie to jedynie kątem oka obserwował wskazania przyrządów, a wszystkie korekty lotu i obliczenia nawigacyjne wykonywał machinalnie. Nie to było teraz dla niego najważniejsze.
Myślami wracał ciągle do kłótni z Lukiem. Słyszał jego niezachwianą pewność, z jaką starał się udowodnić, że ten Vader nie ma nic wspólnego ze starym. Z dedukcji Kyle’a wynikało jednak co innego. Czy to możliwe, że Skywalker się mylił?
- Musisz ufać w instynkt mistrza Luke’a.- powiedziała mu wcześniej Tionna.- W końcu znał swojego ojca lepiej, niż ktokolwiek inny.
Niby racja, myślał Katarn, ale nie był tego taki pewien. W końcu jego instynkt podpowiadał mu co innego… a może nie? Może to nie instynkt, a dedukcja? A może jakaś transcendentalna przesłanka? Kyle nigdy nie był dobry w rozpoznawaniu tych niuansów w polu Mocy, to nie była jego domena. Więc może rzeczywiście Luke miał rację?
Za dużo wątpliwości, za dużo niepewności, za mało poszlak. Kyle był pewien, że wtedy, na Exaphi, czuł Vadera. Co prawda ta sygnatura była nieco inna, ale wystarczająco znajoma. Luke twierdził z kolei, że aura obecnego Vadera zbytnio się różni od śladu w Mocy, jaki pozostawiał dawny Czarny Lord. Ludzie się zmieniają, to prawda, ale czy to możliwe, że Skywalker zapamiętał inną sygnaturę, niż Kyle? Albo tę samą, ale teraz inaczej ją interpretował? To wszystko było strasznie zagmatwane…
Do tego dochodził fakt, iż Luke i Leia parokrotnie mieli wizje swojego ojca, Anakina Skywalkera. Czy możliwe było, że duch dawnego ucznia Obi-Wana Kenobiego oddzielił się od swojej ciemnej strony? A może było dwóch Vaderów? I jeden z nich był ojcem Luke’a, a drugiego Kyle miał wątpliwą przyjemność spotkać… Nie, to absurdalne, pomyślał Katarn, jak mogło być ich dwóch? To nie może być prawda…
Ale wszystko wskazywało na to, że jest.
- To by się zgadzało.- mruknął Kyle, przerażony. Rzeczywiście, rozwiewałoby to wiele wątpliwości, ale też budziło kolejne. Kim był drugi Vader? Skąd się wziął? Może był jakimś pierwowzorem Anakina Skywalkera? A może powstali równolegle? Jaki cel miał Imperator w tworzeniu dwóch Vaderów? Jak do tego doszło? I najważniejsze: jakim cudem drugi Vader ukrywał się tak długo?
Nagle Katarn wymyślił jeszcze jedną ewentualność: może to klon? Nie, pomyślał, to niemożliwe, Luke i pozostali Jedi nauczyli się wykrywać subtelne niuanse Mocy, które sugerowałyby taką możliwość. Chociaż z drugiej strony, jeśli to prawda i Kyle spotkał kiedyś klona Vadera, to powstałby on w czasach, kiedy klonowanie opierało się na innych zasadach. Wtedy klony nie zostawiały takiego śladu w polu Mocy, bo nie używano isalamirów do ich produkcji. A więc mógł powstać równorzędny dla Vadera klon jego osoby, który… no tak, jasne! Katarn aż zachłysnął się tym, do czego doszedł. Imperator mógł sklonować Czarnego Lorda, podejrzewając, że oryginał go zdradzi! Tylko dlaczego ten klon nie ujawnił się wcześniej? Czyżby wynikało to tylko z cierpliwej strategii zdobywania wpływów? A może… jakby wszystko odwrócić? Może klon, sądząc, że jest prawdziwy, sam zaplanował zdradę, a oryginał miał stanąć w obronie swojego pana? Może Imperator chciał sprawdzić, który jest silniejszy i lojalniejszy? To wszystko miało sens… ale było mocno zagmatwane i oparte na przypuszczeniach. Poza tym insynuacja rodziła insynuację, i w pewnym momencie Kyle aż przeraził się tym, o czym pomyślał. Przez chwilę poczuł się jak we śnie. Koszmarnym śnie.
Nad Endorem zginął klon Vadera.
To było przerażające. Vader, ten sam, który dokonał rzezi starego Zakonu Jedi, powrócił teraz, by zdusić nowy jeszcze w zarodku. Kyle nie wiedział, czy to, do czego doszedł jest prawdą, ale nie mógł tego wykluczyć. To wszystko wydawało się bardzo realne.
Teraz jednak nie mógł nic zrobić z tą wiedzą. Musiał ją komuś przekazać. Odruchowo zmienił koordynaty swojego skoku w nadprzestrzeni, odwracając go w inną stronę. Początkowo chciał lecieć na Geraton, gdzie jego kobieta, Jan Ors, miała dopilnować wprowadzenia nowych władz. Niedawno poinformowała go, że rząd jest już w dobrych rękach i że czekając na niego sprowadziła sobie ich poprzedni statek, „Modly Crow”, w którym wprowadzała właśnie kolejne modyfikacje. Kyle musial jednak wpierw donieść Radzie Jedi o swoim odkryciu, więc po krótkim namyśle stwierdził, że lepiej będzie najpierw odwiedzić Noquivzor. Wybrał więc koordynaty i skoczył w nadprzestrzeń.

Han, Leia i Chewbacca wpadli na pokład „Sokoła Millennium”, patrząc na chronometr. Przez ostatnie cztery godziny odwiedzali różnych senatorów, przekonując ich do admirała Bel Iblisa. Z reguły z dobrym skutkiem, chociaż mediacje w tak szaleńczym tempie nie były łatwe; właściwie przez pośpiech i inną sytuację polityczną, niż ta, o której myślał Corellianin, układając swoją listę, nie udało im się dotrzeć do kilkunastu senatorów, którzy byli akurat zajęci. Dzięki wpływom Leii udało się jednak wejść do biur większości pozostałych, z czego większość generalnie rzecz biorąc bez oporów przyjęła punkt widzenia Leii, mającej w dodatku byłego przemytnika i Wookiego za plecami.
Han miał nadzieję, że to wystarczy.
- Jacen i reszta wrócili?- spytał on Tahiri, która przywitała ich przy rampie.
- Jeszcze nie.- odparła młoda dziewczyna.- Ale dali znać, że zaraz będą.
- To dobrze.- powiedziała spokojnie Leia.- Nie mamy czasu do stracenia.- odwróciła się do Hana i Chewiego.- Chodźmy rozgrzać silniki. Startujemy od razu, jak tylko wejdą na pokład.
- Doskonale.- rzucił Han i poszedł do sterowni. Zasiadł przy pulpicie i rzucił okiem na kontrolki paliwa i energii, po czym skoncentrował się na kończeniu procedur przedstartowych.

W międzyczasie na pokład lądowiskowy wpadli Jacen, Jaina i Danni, i widząc, że „Sokół” już prawie startuje, jeszcze przyspieszyli kroku. Na kilka metrów przed rampą Jacen i Jaina spojrzeli na pannę Quee, czując, że chyba najwyższa pora się pożegnać. Danni spojrzała Jacenowi głęboko w oczy, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że wielu rzeczy jeszcze nie widzieli i równie wielu nie zdążyli sobie powiedzieć. Musiała przyznać, że młody Solo bardzo jej imponował, a poza tym był dobrym słuchaczem i wiernym przyjacielem. Jakby nie patrzeć, zżyła się z nim i wiedziała, że to działa także w drugą stronę. Wyczytała to w oczach Jacena.
- Trzymaj się, Danni.- powiedziała Jaina, podając rękę pannie Quee i zmuszając ją do spojrzenia w jej stronę.- Powodzenia. Bądź dzielna, wszystko będzie dobrze.
- Nawzajem, Jaino.- uśmiechnęła się Danni.- Niech Moc będzie z wami.
- Zanim odlecimy,- zaczął Jacen, kiedy jego siostra weszła po rampie.- muszę ci coś powiedzieć. Nie wiem, jak ty, ale ja czuję, że przez ostatnie tygodnie bardzo się z tobą zżyłem. Długo nie miałem tak dobrej i serdecznej przyjaciółki.- spojrzał jej głęboko w oczy.- Myśl o mnie czasem.
- Dobrze.- powiedziała Danni, kłaniając mu się przesadnie nisko.- I ty też. Jak wy to mówicie… niech Moc cię prowadzi.- spojrzała na kokpit „Sokoła”.- No, leć już. Musisz odnaleźć swojego brata.
Jacen uśmiechnął się, odwrócił i wszedł na rampę. Danni jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w jego oczach zatańczył jakiś smutny ognik. Właściwie to było normalne; młody Solo martwił się o Anakina i ilekroć o nim wspominał, uśmiech znikał z jego twarzy. Kobieta z Commenoru przywykła już do tego spojrzenia; była pewna, że ona na jego miejscu zjadałaby paznokcie ze strachu o młodszego brata. Teraz jednak było w jego wzroku coś innego, smutniejszego, bolesnego. Danni podejrzewała, że to po części z jej powodu; od Bitwy o Exaphi bardzo się ze sobą zżyli i, mimo, iż Danni straciła możliwość panowania nad Mocą, niemalże dzielili się myślami. Tak, z pewnością tu chodziło o rozstanie, lecz nie tylko. W jego wzroku było coś jeszcze, jakby obawa…
Jacenie, pomyślała Danni, wzdrygając się, czy jeszcze cię kiedyś zobaczę?
Po chwili silniki jonowe „Sokoła Millennium” zaryczały i frachtowiec wzbił się w przestworza. Danni patrzyła jak znika, odruchowo pocierając sobie ramiona. Poczuła, jak nagle robi jej się dziwnie zimno. Miała nieodparte wrażenie, że Jacen zdawał sobie sprawę z jakiegoś niebezpieczeństwa, jakie czyhało na niego. Zupełnie, jakby przygotowywał się na to od dłuższego czasu, budując bicz świetlny i czerpiąc z życia tyle, ile mógł, przez ostatnie tygodnie.
Wiedział, że może zginąć.




1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 (11) 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 23

Użytkownik Ocena Data
legostarkaziu 10 2012-11-18 16:36:52
simuno 10 2012-11-15 20:59:09
gawrongru 10 2012-08-26 03:17:13
CommanderWolffe 10 2012-04-30 08:42:39
marcowy99 10 2012-04-29 19:11:46
Strid 10 2009-11-08 23:52:32
ekhm 10 2009-06-27 23:00:22
Luke S 10 2009-04-18 12:12:10
Z-Z 10 2007-10-22 11:22:55
Girdun 10 2007-06-07 19:49:08
Ziame 10 2006-09-18 19:28:25
Rusis 10 2006-09-14 14:55:17
X-tla 10 2006-07-19 22:51:57
Otas 10 2005-06-27 14:33:38
Misiek 10 2005-06-19 16:37:28
Karrde 10 2005-05-08 14:47:31
Mistrz Fett 10 2005-05-01 18:05:34
Shedao Shai 10 2005-04-30 22:17:19
Wolf-trooper 9 2012-08-15 12:28:37
Darth Rumcajs 9 2012-01-06 18:55:19
Javec 9 2005-07-09 13:35:08
Andaral 9 2005-05-06 02:34:36
hawaj27 4 2012-11-19 21:29:28


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (10)

  • ekhm2009-06-27 23:00:03

    10/10

    Bardzo mnie zaskoczyła prawdziwa tożsamość "Vadera".

  • Luke S2009-04-18 12:12:07

    Można to kupić:D?

  • Rusis2006-09-14 14:57:35

    Jak już wielokrotnie wspominałem Miśku, jako fanfic nie mogę postawić mneij niż 10/10 :)
    Mam pewne zastzreżenia (no jasne.. ja zawsze musze się do czegoś pzryczepic :P ) ale o tym na żywo porozmawiamy :]
    W każdym arzie gratuluję ukończenia trylogii, ukończenia w taki sposób, że kilka elementów wciągnęło mnie znacznie bardziej niż w innych częściach :)

  • jedi_marhefka2006-04-17 23:49:28

    już ci to kiedyś napisałam: Misiek jesteś wielki!!! Oświecasz drogę początkującym fanom SW do jakich należę. No dobra może nie oświecasz. ale i tak twoje opowiadania są świetne. a cała "siedziba egzekutora" w szczególności. Dziękuję :o))))

  • Nadiru Radena2005-09-03 19:33:06

    Ja tam wolę trzymać się chronologii... a jeżeli już miałbym pisać o tzw. "wielkich rzeczach", to tylko w czasach Starej Republiki.

  • Misiek2005-07-26 13:54:57

    Co od dalszych części trylogii... chwilowo bym zastrzegł sobie prawo do pisania dalszego ciągu (jakkolwiek w chwili obecnej pisać go nie zamierzam, to nie wykluczam, że może kiedyś...)
    Natomiast zachęcam wszystkich do pisania własnych wersji wydarzeń z 25 roku po Bitwie o Yavin. Ani "Siedziba Egzekutora", ani NEJ, nie są absolutnie jedyną opcją :-)

  • tja2005-07-16 20:14:22

    super opowiadanie zajebiste
    a może by tak zrobić fan film
    chce zabytać autora czy mógłbym napisać 2 trylogi Exekutora czekam nie cierpliwie na odpowiedż
    p.s Jak sie robi ojkładkę do książki
    ocena 10

  • Alex Verse Naberrie2005-07-04 20:11:24

    dłuuuuuugie i raczej wszystko dokładne wytłumaczone

  • Otas2005-06-27 14:32:57

    Ooo... tak mało ludzi przeczytało tą ksiazke??? ... czy też tak jak ja musieliście troche ochłonąć?? :D

    Piewszą rzeczą jaka mi przyszła na myśl po skończeniu ŚT było "Cholera... za wiele gorszych ksiażek musiałem zapłacić"!!! i nadal tak uważam. Książka jest naprawdę świetna... tym razem Misiek nauczony na błędach 2 poprzednich części nie zasypał czytelnika tysiącami szczegółów i informacji.... świetnie poprowadził fabułę, oraniczając ją tylko do kilku wątków lecz za to bardzo dobrze rozpisanych. Muszę przyznać żę historia "śniadolicego bohatera" bardzo mnie wciągła i praktycznie dopiero pod koniec książki domyśliłem się kto to jest :))

    książke oceniam na 9,5/10 (na wszelki wypadek aby Misiek nie spoczął na laurach)... a że dziś mam dzień na zawyzaanie to daje 10/10

    W sumie mam tylko jedno zastrzeżenie.... do korektorów!!! .. jeśli nawet ja znalazłem masę błędów i literówek, a czasem nawet braki całych wyrazów.. to naprawdę korekta źle sie spisała!!

  • Mistrz Fett2005-05-01 18:08:39

    Jak dla mnie można opisać tą książkę krótko: DZIEŁO :)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..