TWÓJ KOKPIT
0

Świat Filmu

Bombowe inspiracje Lucasa

2014-01-01 08:24:23 oficjalny blog



Bryan Young po raz kolejny wraca do klasyki, która w pewien sposób wpłynęła na „Gwiezdne Wojny”. Tym razem mowa o filmie „Nocny nalot” („The Dam Busters”) Michaela Andersona.

„Nocny nalot” to brytyjski film z 1955, osadzony w realiach II wojny światowej. Opowiada prawdziwą historię akcji Królewskich Sił Lotniczych (RAF – Royal Air Force) mającej na celu zniszczenie trzech niemieckich tam, znajdujących się głęboko na terytorium wroga.

Konwencjonalna broń nie sprostałaby temu zadaniu, więc naukowcy musieli wymyślić nowy sposób na dostarczenie tych bomb: zrzucenie ich wprost do wody, by mogły zaklinować się przy tamach. By trafić cel, piloci musieli lecieć dokładnie 60 stóp nad powierzchnią wody i każdy z bombowców musiał zrzucić ładunek w dokładnie tym samym miejscu.

Na pierwszy rzut oka, jedynym podobieństwem, które może mieć ten film do „Gwiezdnych Wojen” jest motyw „niemożliwy do trafienia”. Trafienie w odpowiednie miejsce przed tamą, było równie niemożliwe jak trafienie małego otworu wentylacyjnego, który nie jest szerszy niż dwa metry. Cały film jest zbudowany wokół nauki rozwijającej technikę trafienia, a kończy się zdumiewającą bitwą powietrzną, gdzie widzimy jak to zadziałało. George’owi Lucasowi udało się w sposób wydajny i ekonomiczny skondensować wszystko co wspaniałe w tym filmie, do jednego wątku w finale czwartego epizodu sagi „Gwiezdnych Wojen”. Ale ten film dał „Gwiezdnym Wojnom” więcej niż tylko ten istotny wątek.

Na początek, zdjęcia efektów specjalnych były nadzorowane przez Gilberta Taylora, operatora „Nowej nadziei”. Jeśli weźmiemy to pod uwagę, to jest wiele elementów „Gwiezdnych Wojen”, których pochodzenie można wyśledzić w „Nocnym nalocie”. Film ma wiele ujęć z kokpitu pojazdu, gdzie w tle widać inne projekcje, trochę to przypomina zdjęcia z kokpitu „Sokoła Millennium” z Epizodu IV. Są tu także ujęcia potyczek samolotów nad powierzchnią niemieckiej wsi, gdzie strzelają działa przeciwlotnicze, są namalowane strzelaniny, to w pewnym sensie odtworzenie ujęcie po ujęciu powierzchni Gwiazdy Śmierci z namalowanymi czerwonymi i zielonymi laserami, zamiast białych.



Gilbert Taylor to nie jedyny członek ekipy, który odnalazł swą drogę od „Nocnego nalotu” do „Gwiezdnych Wojen”. Charakteryzatorem tego filmu był nie kto inny jak Stuart Freeborn, legendarny umysł, który stworzył kukiełki Yody czy Jabby Hutta.

Podczas gdy atak na niemieckie tamy nawet wizualnie przypomina atak na Gwiazdę Śmierci, Lucasowi udało się także podkraść kilka kwestii dialogowych. Kiedy piloci wyruszają, każdy z nich odmeldowuje się swoim numerem, zupełnie jak eskadra myśliwców w „Nowej nadziei”.

Gdy brytyjscy piloci przylatują do nadbudowy, jeden pyta:
- Ile dział, jak myślisz Trevor?
Trevor zaś odpowiada:
- Powiedziałbym, że z gdzieś z dziesięć. Niektóre na polu, inne w wieży!
Podobieństwa idą nawet dalej... Odliczanie prowadzące do pierwszego zbombardowania niemieckiej tamy, zupełnie jak z atakiem w wąwozie Gwiazdy Śmierci. Gdy pierwsza bomba atakująca tamę poleciała, jeden z podekscytowanych pilotów ogłasza:
- Poszła! Udało się!
Ale zaraz mu mówią:
- Nie udało się! Wciąż tam jest!
Atakujący mówi innemu pilotowi, by przygotowali się do swojego ataku, wzięli trzy bomby by zniszczyć cel.

W czasie całej bitwy, naukowcy i stratedzy stojący za tą akcją bombową, przebywają w cichym pokoju Kwatery Głównej Brytyjskiego Dowództwa, spoglądając na mapy i czekając na sygnały radiowe, co jest lustrzanym odbiciem bazy Rebeliantów w której Dodona i księżniczka Leia doglądają ataku na Gwiazdę Śmierci.

Ten film trwa ponad dwie godziny, a Lucas genialnie skondensował jego esencję gdzieś w trzydziestu minutach „Gwiezdnych wojen”, stawiając wisienkę na torcie i tak genialnego już filmu. Mówi się, że część zdjęć z tego filmu Lucas użył w animatyce „Nowej nadziei”, ale po obejrzeniu tego dzieła, to nie będzie dziwiło.

Dla współczesnego widza i fana „Gwiezdnych Wojen”, „Nocny nalot” to film z pewnością wart obejrzenia. Jeśli chcecie obejrzeć go z dziećmi, polecam sięgnąć po amerykańską wersję. Pies, pupil jednego z pilotów ma rasistowskie imię w brytyjskiej wersji, ale w amerykańskiej zdubbingowano to, zmieniając imię psa na „Spust”.

Pomijając tę kwestię, to film całkowicie odpowiedni dla wszystkich widzów i bardzo wciągający.



Tu warto wspomnieć o dwóch rzeczach. Pierwsza, to fakt, że George Lucas chcąc stworzyć realną walkę myśliwców, zmontował z dostępnych mu materiałów archiwalnych coś, co chciał osiągnąć. Tam trafiły zarówno fragmenty kronik, jak i właśnie niektórych filmów wojennych, w tym „Nocnego nalotu”.

Druga sprawa to kwestia poprawności politycznej, o której wspomniał Young. Film powstał w innej epoce i jest jej świadectwem, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Na psa Gibsona w wersji oryginalnej wołano „Czarnuch” (Nigger), co zmieniono w USA na „Spust” (Trigger). Najciekawsze jednak jest to, że pies, który wcielił się w tę rolę faktycznie nazywał się „Czarnuch”.
TAGI: Bryan Young (51) Epizod IV: Nowa nadzieja (744) George Lucas (1156) Holo z oficjalnej (151) II wojna światowa (27)

KOMENTARZE (0)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..