TWÓJ KOKPIT
0

Mroczne Imperium: Cienie Jedi :: Twórczość fanów

R O Z D Z I A Ł

23



System Asmeru


Normalna przestrzeń przywitała Sandrę ognistą eksplozją i falą uderzeniową, po której jej myśliwcem gwałtownie zatrzęsło. Jak to dobrze, że nie zapomniałam o włączeniu tarcz, pomyślała z ulgą, bo mogłabym już na wstępie stać się chmurą odłamków. Wokół toczyła się zażarta bitwa - naprzeciw dziesiątkom brązowych myśliwców Wieczności, identycznych jak te, którymi kiedyś posługiwała się Federacja Handlowa, walczyła niewielka rebeliancka flotylla złożona z kalamariańskiego krążownika MC-80B i kilkunastu A-wingów.
Kiedyś miałaby problem z wyborem, po której stronie się opowiedzieć. Teraz już taki dylemat nie istniał.
Pstryknęła włącznikiem komunikatora i wyszukała standardową częstotliwość jednostek Nowej Republiki.
- Widzę, że przyda wam się pomoc, chłopaki! - rzuciła, zestrzeliwując przelatujący w pobliżu stateczek Wieczności.
W słuchawkach trzasnęło.
- Wzywam niezidentyfikowany myśliwiec Incom I-7 Howlrunner - rozległ się zdziwiony głos, który mógł należeć jedynie do Sullustanina. - Tu krążownik Nowej Republiki „Mon Juramento”. Podaj swój kod identyfikacyjny i deklarowany cel podróży.
Co za idiota pyta o cel podróży w czasie bitwy, jęknęła Sandra w duchu. Pozwoliwszy, by jej ruchami kierowała Moc, wprowadziła statek w bakburtową beczkę. Ostrzeliwując się wściekle z dziobowych laserów, sprawiła, iż siły Wieczności zostały uszczuplone o kolejne kilka maszyn.
- Mój kod identyfikacyjny nie jest ci potrzebny - odrzekła spokojnie. - Wystarczy, że strzelam do tych droidów, a nie, przykładowo, do A-wingów.
- Dobra, dobra. Nie bądź taka cwana, panienko - warknął Sullustanin. - Cel podróży.
Sandra uśmiechnęła się lekko, przechodząc w lot nurkowy za uciekającym myśliwcem. Odbiwszy nieco w bok, wcisnęła spust laserów, posyłając w stronę przeciwnika poczwórną salwę z bliźniaczych działek. Podczas gdy pierwsze cztery strzały chybiły, kolejne laserowe błyskawice wbiły się prosto w centralną część kadłuba automatycznego myśliwca. Maszyna trzymała się przez kilka sekund, by po chwili eksplodować.
- Cel podróży? Asmeru. Muszę się tam spotkać z jednym z waszych.
Sullustanin prychnął pogardliwie. Za kogo ona się uważa, za królową Naboo?
- A z kim, jeśli wolno spytać?
- Z Daolem Naberrie - usłyszał w odpowiedzi.


Dziadek nie byłby ze mnie dumny, pomyślał komandor Salif Haako, nerwowo przechadzając się od jednego do drugiego iluminatora na mostku pancernika Wieczności. Oświetlony czerwonym blaskiem asmerańskiego słońca, ogromny statek leniwie unosił się w przestworzach z dala od rejonu bitwy. Długi i szeroki jak dwa gwiezdne niszczyciele klasy Imperial, okręt był znacznie masywniejszą konstrukcją, niż te budzące przestrach jednostki. Przypominał niedomknięty okrąg z otworami hangarów i szczękami doków na końcu każdego z ramion. W centralnej części pierścienia znajdowała się potężna kula z odstającą w górę wieżą, w której mieścił się mostek i centrum sterowania droidami. Dawniej, przed końcem Wojen Klonów, okręty takie jak ten były najważniejszymi jednostkami w potężnej flocie Federacji Handlowej. Później jednak Federacja została rozwiązana, zaś stanowiący jej trzon Neimoidianie, tacy jak dziadek Salifa, Rune Haako, popadli w niełaskę. Pozbawione szacunku i największych źródeł dochodu istoty chwytały się więc czego tylko mogły, byle tylko zdobyć jakieś środki do życia. Nic więc dziwnego, że wielu z nich dało się obecnie poznać jako istoty do cna zdeprawowane, współpracujące z najgorszymi grupami przestępczymi w galaktyce.
Takimi jak Wieczność.
Mimo wszystko... nie jest aż tak źle, stwierdził Salif, siadając na podobnym do tronu fotelu komandora. W końcu dowodzę największą piracką jednostką w całej galaktyce. I do tego właściwie nic nie muszę robić.
Rzeczywiście; nieliczna załoga, złożona głównie z podobnych mu wyrzutków społeczeństwa i kilkunastu starych droidów, znała się na swej robocie do tego stopnia, że prawie nigdy nie musiał im wydawać poleceń.
Monotonną ciszę przerwało nagle złowróżbne wycie syren alarmowych. Neimoidianin znów skoczył na równe nogi, kierując się od razu w stronę iluminatora.
- Co się dzieje? - spytał obsługującego skanery Ho’dina, czując rosnący niepokój. Odpowiedź mogła być jednakże tylko jedna.
Żuchwa oficera zadrżała lekko, zanim zdecydował się on odezwać.
- To chyba jasne, komandorze. Jesteśmy atakowani.


Mroczny Jedi wciąż stał na brzegu balkonu, w milczeniu przyglądając się walczącym w dole droidom. Czuł rosnący podziw dla tych dwóch republikańskich automatów, które mimo coraz większych uszkodzeń nadal stawiały czoła przeważającym siłom Wieczności.
Niespodziewanie, stojący w pobliżu Her’ag wskazał palcem odległy kraniec lądowiska.
- Lordzie Tremayne - szepnął służalczym tonem. - Proszę spojrzeć!
Były Inkwizytor skierował spojrzenie we wskazanym kierunku - ostrzeliwując się zaciekle, grupa Rebeliantów przedzierała się tamtędy w stronę pobliskich wzgórz.
Uśmiechnął się złowieszczo. Niech uciekają! Ale... trzeba utrudnić im zadanie! Oto wspaniała okazja, by te szumowiny zrozumiały, że siła Wieczności opiera się nie tylko na droidach!
- Her’ag? Macie ze sobą broń, prawda?
Bothanin skinął głową.
- Tak, panie - odrzekł pokornie. - Mamy blastery, wibroostrza, granaty termiczne...
Stanowczym ruchem dłoni Tremayne uciął słowotok niewysokiej istoty.
- No to zabierajcie stąd swe pirackie tyłki i odetnijcie im drogę! - rozkazał, nie zaszczyciwszy ich nawet krótkim spojrzeniem. Wsłuchując się w echo cichnących kroków, uświadomił sobie, że oto wysłał ich na śmierć. Zdeterminowani Rebelianci zapewne nie pozwolą, by ktokolwiek przeszkodził im w ucieczce... w odwrocie z koszmaru, który on, Tremayne, zgotował specjalnie na ich powitanie.
Trudno. Jak powiedział wcześniej temu żałosnemu łowcy nagród, żaden z tych przygłupów nie był mu już do niczego potrzebny. Banda piratów miała być dopiero początkiem... wstępem do jeszcze większego koszmaru, który były Inkwizytor chciał zapewnić galaktyce.
Z zamyślenia wyrwało go znajome buczenie, które rozległo się nagle za jego plecami. Powoli obrócił głowę, by spojrzeć na właściciela miecza świetlnego. Naberrie czy Xavis?
Jednak Naberrie.
Uśmiechnął się krzywo, z lekkim rozbawieniem.
- Czego ty tu jeszcze szukasz, mały Jedi? Śmierci ci się zachciało? - wychrypiał powoli były Inkwizytor, aktywując czerwoną klingę swej broni. Musiał przyznać, że chłopak stał się znacznie lepszy od czasu ich spotkania na Tatooine; nie dość, że poradził sobie z tyloma droidami, to jeszcze teraz podszedł go w sposób, jakiego nie powstydziłby się sam Mace Windu.
Daol spojrzał na niego spode łba.
- Tak, chcę śmierci... ale twojej, Tremayne - powiedział spokojnie. Nie czuł gniewu czy nienawiści - wręcz przeciwnie: czuł, że to co robi jest właśnie tym, co jako Jedi zrobić powinien. - Nie myśl, że to zemsta. To zapłata za wszystkich Jedi, których zabiłeś... i za śmierć Holly Swan. - Uśmiechnął się zimno. - To zapłata za całe zło, jakie wyrządziłeś w życiu... a ja, łowca nagród, przyszedłem dziś do ciebie, by ją odebrać!


Xavis wprowadził ich do pustego magazynu, którego ściany niemal zagłuszyły odgłosy walki na lądowisku. Jak każdy z członków grupy uderzeniowej był zmęczony, poraniony i marzył tylko o tym, by jak najszybciej wynieść się z tej przeklętej planety.
- Dobrze chociaż, że udało mi się ściągnąć te dane - stwierdziła w pewnym momencie Iella.
Kurt przyjrzał się jej z ukosa.
- A co to właściwie były za dokumenty? - spytał od niechcenia, odsuwając Mocą zagradzający mu drogę metrowy pojemnik. Sprawiał wrażenie jakby nieobecnego; widać było, że myślami jest zupełnie gdzie indziej. Przy kuzynce.
Iella uśmiechnęła się z dumą.
- Dane osobowe wszystkich agentów Wieczności w strukturach Nowej Republiki i Czarnego Słońca. A także informacje o różnych transakcjach i powiązaniach z innymi grupami. - Westchnęła i lekko poklepała Kurta po plecach. - To nie była twoja wina. Nie mogłeś nic zrobić.
Xavis przystanął i spojrzał na nią smętnie.
- Ależ mogłem. Mogłem odbić tę błyskawicę, która ją trafiła. Byłem tak blisko... a jednak zawiodłem.
Iella zmarszczyła czoło.
- Nie jesteś wszechmocny, Kurt.
Xavis spojrzał na drzwi po drugiej stronie magazynu, przez które prowadziła droga na wzgórza.
Do statków.
Do wolności.
Wzruszył ramionami i ruszył dalej.
- W tym jednym, jedynym wypadku... chciałbym być.
Nagle coś drgnęło w żywej tkance Mocy; tknięty nagłym przeczuciem, Xavis zatrzymał się i bacznie rozejrzał po pomieszczeniu.
Coś tu nie gra, pomyślał.
- Kto tu jest dowódcą? - rozległo się niespodziewanie. Jednocześnie zza ustawionego pod ścianą rzędu pojemników na paliwo wyłoniła się grupa groźnie wyglądających typów: troje ludzi, Rodianin, dwaj Bothanie i całkowicie wytatuowany Dug, każdy w brudnym, znoszonym stroju, obwieszony niezliczonymi błyskotkami i uzbrojony po zęby.
W mgnieniu oka pomarańczowa klinga Kurta znalazła się tuż przy szyi lidera piratów.
- Jeszcze wam mało, Her’ag? - warknął wściekle Xavis w kierunku niewysokiego Bothanina. - Mało wam zniszczeń? Mało strat? I, do cholery, nie wystarczy wam trupów?
Futro istoty zafalowało.
- Chyba się nie zrozumieliśmy, Xavis - odpowiedział Her’ag z niezwykłym w jego sytuacji spokojem. Powiódł przenikliwym wzrokiem po twarzach wszystkich republikańskich żołnierzy.
W końcu jego spojrzenie zatrzymało się na Ielli.
- Pani tu dowodzi, prawda? - spytał, uśmiechając się zachęcająco.
Iella niepewnie skinęła głową. O co w tym wszystkim chodzi?
- Jestem major Iella Wessiri z Wywiadu Nowej Republiki, i rzeczywiście dowodzę tą grupą.
- Doskonale. Od początku tej akcji oczekiwaliśmy momentu, kiedy będziemy mogli bez żadnych podejrzeń wymknąć się naszemu Mrocznemu Jedi - wyznał szczerze Bothanin. - Może i to, co powiedziałem do was wcześniej przez komunikator zaprzeczy temu, co właśnie chcę zrobić, ale wierzcie mi: nie miałem wtedy wyboru.
Błysnął zębami w stronę Kurta; ten zgasił miecz, zrozumiawszy wreszcie intencje Her’aga.
- W imieniu tych oto piratów Eyttyrmin Batiiv - Bothanin wyciągnął porośniętą futrem rękę i wskazał po kolei wszystkich swoich towarzyszy - pragnę złożyć na pani ręce kapitulację. Z prośbą o przyjęcie do sił zbrojnych Nowej Republiki.


Fala uderzeniowa targnęła lądowiskiem, kiedy pierwszy Viper Automadon znikł w końcu w ognistej eksplozji, która pochłonęła wraz z nim kolejne kilkadziesiąt droidów Wieczności. Wciąż jednak było ich na tyle dużo, że już tylko minuty dzieliły je od zniszczenia drugiego wroga.
Uświadomiwszy sobie, że następny w kolejce do odstrzału jest on sam, Naberrie pozwolił, aby Moc przejęła kontrolę nad jego ruchami. Starał się zepchnąć starego Inkwizytora do obrony; tak jak na Tatooine Tremayne pokonał go dzięki wieloletniemu doświadczeniu, tak teraz on napierał na Mrocznego Jedi nawałnicą młodzieńczych, instynktownych ataków. Obydwaj skakali, obracali się i wirowali, już dawno przenosząc walkę na zatłoczone lądowisko. Wokół nich wyły laserowe strzały; biegali szybko pomiędzy nimi, zwierając miecze za każdym razem, kiedy akurat nie musieli chronić się przed trafieniem z blastera.
Większość z tych droidów, które wcześniej były zajęte atakowaniem pierwszego Vipera, stłoczyła się teraz w pobliżu walczących Jedi z bronią gotową do strzału, gdy nagle, bez żadnego ostrzeżenia, krąg droidów zniknął w potężnej eksplozji, która rozsiała odłamki metalu po całym lądowisku.
Próbując uniknąć gorących szrapneli, Daol schował się w ruinach jakiejś starożytnej budowli. W tym samym momencie Tremayne zniknął za ciężkim kontenerem o kilkadziesiąt metrów dalej. Korzystając z chwili wytchnienia, Naberrie wyjrzał przez niewielki otwór w ścianie budynku, szukając broni, która zniszczyła droidy. Musiała to być broń znacznie potężniejsza niż blaster, ale też słabsza niż torpeda, której wybuch zniszczyłby nie kilka automatów, a pół miasta.
Dopiero, kiedy usłyszał narastający jazgot silników, zdał sobie sprawę, że strzał został oddany z nieba. Spojrzał w górę, próbując odszukać wzrokiem nadlatujący statek.
Niepokaźny, błyszczący myśliwiec nadlatywał na pełnej prędkości, zaciekle zalewając droidy ogniem z dziobowych działek. Co było jednak w tym wszystkim najdziwniejsze, wciąż znajdował w takiej odległości, jaka prawie każdemu uniemożliwiłaby oddanie skutecznego strzału.
Każdemu, nie licząc użytkowników Mocy.
Skierował myślowe wici w tamtą stronę, natychmiast wyczuwając znajomą obecność.
Obecność Sandry.
Jej umysł, pełen sprzeczności, emanował gęstą od mroku aurą; był to jednakże inny rodzaj ciemności niż ten, który zapamiętał z Tatooine: pozbawiony typowej dla Mrocznych Jedi bezsensownej wrogości do całego wszechświata.
Nienawiść, którą dziewczyna odczuwała, skierowana była teraz w jednym, ściśle określonym kierunku. W kierunku Imperium.
Niespodziewanie poczuł delikatne muśnięcie Mocy, które usunęło w cień zmęczenie i ból po śmierci Holly... jakby czuły, subtelny pocałunek otrzymany od dawno niewidzianej ukochanej. Dotknięcie wyrażające wszystko, co chciała mu powiedzieć.
A chciała mu powiedzieć, jak bardzo go kocha.
Niemal roześmiał się ze szczęścia. W najśmielszych snach nie oczekiwał, że Ręka Imperatora odwzajemni uczucie, którego on sam do niedawna sobie nie uświadamiał; nawet nie próbował liczyć na to, że dla niego porzuci dotychczasowe życie - jedyne, jakie znała.
A jednak, cuda się zdarzają.
Widząc, że Tremayne wyskoczył zza kontenera, skupił się ostatni raz, by odpowiedzieć dziewczynie na telepatyczną czułość.
- Cześć, Sandra... miło, że wpadłaś - powiedział głośno, z radością. Z nową siłą w sercu i z płonącym mieczem w ręku wyskoczył z budynku, gotów odeprzeć każdy atak Tremayne’a.
Czuł, że tym razem uda mu się wygrać... i wyjść z tej walki cało.
Miał ku temu naprawdę dobry powód.


Tycho przyciągnął drążek, gdy z hangarów ogromnego pancernika wysypała się druga fala myśliwców Wieczności. Na szczęście, była to grupa o wiele mniej liczna niż ta, która przypuściła atak na „Mon Juramento”.
Wykręciwszy beczkę na bakburtę, Celchu wyleciał ponad nimi wprost na wieżę dowodzenia. Wokół trwała nieprzerwana kanonada z baterii turbolaserowych; przechyliwszy drążek trochę w lewo, manewrował X-wingiem między słupami zielonego ognia tak, by nie dać się trafić.
W pewnej chwili odwrócił tęponosą maszynę na plecy i rozpoczął ostrzał walcowatego kadłuba okrętu dowodzenia. Dla dowódcy Łotrów atak na pancernik Wieczności nie był niczym niezwykłym - jako jeden z niewielu pilotów mógł się przecież szczycić przeżyciem ataku na drugą Gwiazdę Śmierci. To właśnie on był tym człowiekiem, który odciągnął sporą grupę myśliwców TIE goniących Wedge’a Antillesa i Lando Calrissiana w szybie prowadzącym do głównego reaktora tej olbrzymiej stacji bojowej. Nikt nie mógł mu zarzucić braku odwagi.
A skoro Wedge i Lando potrafili zniszczyć Gwiazdę Śmierci, pomyślał, Eskadra Łotrów nie powinna mieć problemów z rozwaleniem tego starego rzęcha.
Nagle uśmiechnął się, gdy w głowie zaświtał mu nowy, genialny plan.
Pstryknął włącznikiem komunikatora.
- Corran, jesteś tam? - spytał, zerknąwszy przez iluminator na płonący tu i ówdzie kadłub pancernika. Jedynym miejscem, które wyglądało na całkowicie nieuszkodzone, pozostawała wieża kontroli, chroniona przez najmocniejsze osłony. - Pamiętasz swój wyczyn nad Vladet?
W słuchawkach rozległ się jęk Horna.
- Aż za dobrze... Tycho, nie licz, że zrobię to drugi raz!
Dowódca Łotrów roześmiał się lekko.
- Nie bój nic, Corran - rzucił uspokajającym tonem. Odepchnąwszy od siebie drążek myśliwca, pomknął w dół, ku otwartym hangarom wrogiego okrętu. - Tym razem nie chcę, byś służył za przynętę. Zrobimy to samo... ale bez wabika.
Corran odetchnął z ulgą.
- Całe szczęście!
Tycho usłyszał głos Ooryla.
- Chodzi więc o to, byśmy wszyscy jednocześnie wystrzelili w nich nasze torpedy? - zdziwił się Gandyjczyk. - To banalnie proste!
Do rozmowy wtrącił się Wes Janson.
- I do tego banalnie skuteczne - stwierdził, chichocząc cicho. - Dobry pomysł, pułkowniku Celchu.
- Dzięki. Teraz pora na dobre wykonanie.
Zestrzeliwszy kolejną wrogą jednostkę, zatoczył łagodny łuk na sterburtę. Nie odrywając kciuka od spustu, wcisnął prawy ster manewrowy; tym samym jego X-wing, nieustannie plując ogniem z poczwórnych działek, wskoczył na kurs po lewej stronie maszyny Hobbiego Kliviana.
Tycho odetchnął głęboko.
- Dobra, Łotry. Mówię teraz do wszystkich, którzy nie słyszeli o akcji nad Vladet. Może to i lepiej, bo będzie prościej wam wyjaśnić, o co chodzi - stwierdził, rzuciwszy okiem na monitor sensorów. - Bierzemy na cel tę cholerną wieżę dowodzenia. Sprzęgamy nasze wyrzutnie torped tak, by strzelały jednocześnie dwoma pociskami i odpalamy je, jak już powiedział Ooryl, w tym samym czasie. To ważne, bo tylko w takim wypadku ich tarcze padną na tyle, by kolejna seria, którą odpalimy zaraz po pierwszej, władowała się już nie w osłony, a w sam mostek. Czy wszystko jasne?
- Oczywiście, kapitanie - usłyszał w odpowiedzi. To chyba ten nowy, pomyślał Tycho. Reme Pollar.
Uśmiechnął się.
- Wyprowadzić maszyny na cel - polecił głośno, przełączając generator osłon na wzmocnienie dziobowych pól ochronnych. Przestawił systemy uzbrojenia na obsługę torped protonowych i sprzągł je w jednoczesny ogień z obydwu wyrzutni. Delikatnymi ruchami drążka ustawił myśliwiec tak, by wieża kontrolna znalazła się w samym środku celownika.
Prostokąt nad jego głową rozjarzył się nagle krwistą czerwienią. Bailee, biało-czerwona jednostka astromechaniczna typu R2 osadzona w gnieździe za plecami Tycha, wydała z siebie jednostajny pisk.
- Trzy... dwa... jeden... Ognia! - krzyknął Alderaanin i wdusił klawisz spustu. Dwie torpedy pomknęły na spotkanie celu, dołączając do dwudziestu dwóch podobnych pocisków pędzących w tym samym kierunku.
Nie upłynęły nawet dwie sekundy od tego momentu, kiedy z wyrzutni statku Tycha śmignęła kolejna para torped. Zerknąwszy poza owiewkę, zorientował się, że pozostali członkowie Eskadry mniej więcej w tym samym czasie wystrzelili swoje pociski.
Celchu pozwolił sobie na kolejny uśmiech. Dobra robota, Łotry, pomyślał.
Rakiety pomknęły prostym kursem w stronę wieży kontrolnej; w ułamki sekund pierwsze z nich osiągnęły cel, zgodnie z prognozą Tycha eksplodując w tej samej chwili, kiedy zetknęły się z polem ochronnym ogromnego okrętu.
Wkrótce okazało się, że wystrzelenie drugiej serii torped było zbytecznym marnotrawstwem. Już pierwsze dziesięć detonacji zmiotło tarcze mostka, otwierając drogę kolejnym torpedom. Te, eksplodując, rozrywały natychmiast poszycie okrętu. Stopione durastalowe płyty błyskawicznie zamarzały w próżni kosmosu, tworząc fantazyjne poskręcane strzępy metalu.
Druga grupa pocisków bez przeszkód wniknęła już do śródokręcia, wzniecając prawdziwą burzę ognia, która pochłonęła sprzęt i załogę mostka wraz z ostatnimi cząsteczkami umykającego w próżnię powietrza. Następnie pancernikiem targnęła seria potężnych wtórnych wybuchów, które odrywały od kadłuba ogromne fragmenty poszycia. Wkrótce pochłonęły cały okręt, zmieniając go w oślepiającą kulę ognia.
Jeszcze zanim przebrzmiały ostatnie echa eksplozji, Tycho ostrożnie wyjrzał za owiewkę, z radością uświadamiając sobie, że wszystkie otaczające Łotrów myśliwce Wieczności zawisły w próżni.
Bez najmniejszego ruchu.


Na asmerańskim placu droidy zadygotały i, ku ogromnemu zdumieniu Sandry, przestały strzelać i znieruchomiały. To było jednak nieważne; liczyło się tylko, by jak najszybciej dotrzeć do Daola i wspomóc go w walce.
Opuściwszy kabinę myśliwca, otworzyła się na Moc. Pozwoliła, aby energia Ciemnej Strony wpłynęła do jej ciała niczym złowieszcze fale, jednocześnie lodowate i gorące w swej bezkresnej potędze. Poczuła, że syci się jej nienawiścią do Imperium, do oszusta Palpatine’a, któremu dawała się zwodzić przez tyle lat... poczuła, że Ciemna Strona w jej sercu staje się potęgą, która może dać Sandrze siłę do zniszczenia Tremayne’a.
Bliźniacze, rubinowe klingi wystrzeliły z końców półmetrowej rękojeści, kiedy dziewczyna ruszyła w pogoń za walczącymi Jedi. Oświetlani blaskiem dwóch płonących ostrzy, Naberrie i Tremayne kierowali się w stronę wielkiej, starożytnej piramidy. Sandra przywołała Moc, kierując ją w stronę Daola - w tej morderczej walce, duchowe wsparcie mogło okazać się bardzo ważne.
Wkrótce dogoniła walczących i jej podwójny miecz przyłączył się do bitwy. Bliźniacze ostrza zawirowały, kiedy doskoczyła do Tremayne’a, zmuszając go do cofnięcia się. Teraz to głównie ona atakowała, pozwalając zmęczonemu Daolowi na chwilę oddechu.
Dłonie dziewczyny, prowadzone przez Moc, poruszały się bez jej wiedzy, wzniecając snopy iskier, gdy któreś z jej ostrzy zwierało się z klingą miecza Mrocznego Jedi. Działając razem, Sandra i Daol zepchnęli byłego Inkwizytora na grubo ciosane schody, które wiodły na szczyt antycznej piramidy.
Byli prawdziwym zespołem. Parą. Zupełnie, jakby znali się od urodzenia i nigdy dotąd nie walczyli osobno. Poprzez Moc wspomagali się wzajemnie swoimi umysłami, podpowiadając sobie, kiedy uderzyć, czy zablokować cios przeciwnika. Teraz każde z nich odbierało otoczenie także i oczami partnera, zyskując zupełnie nowe perspektywy. Oboje przestali właściwie polegać na własnych zmysłach, zdając się całkowicie na Moc i więź, jaka ich połączyła.
Tymi resztkami świadomości, które zachowała, Sandra uświadomiła sobie niespodziewanie, że od dłuższego już czasu nie czuje nienawiści. W tym samym momencie, kiedy doznała telepatycznego kontaktu z Daolem, podświadomie wyrzuciła ją z siebie, pozwalając, by jej miejsce zajęły zupełnie inne uczucia.
Uniesienie, radość... i miłość.
Co było jednak najdziwniejsze, nie czuła się z tego powodu nieszczęśliwa, czy rozczarowana. Wprost przeciwnie: odnosiła wrażenie niespotykanej lekkości, czy nawet euforii, zupełnie, jakby w jej sercu tańcowało plemię szalonych Ewoków.
A wszystko przez Daola.
Dzięki niemu i dla niego odrzuciła Ciemną Stronę. Teraz, we dwójkę, Sandra i Daol byli jak ogień jasności - jak wcielony płomień Jedi, którego blask może rozświetlić najczarniejsze zło.
Tak, jak w tej chwili zwyciężał ciemność, którą reprezentował Tremayne.
Minęło kilka nieskończenie długich minut, zanim dotarli na szczyt płasko ściętej piramidy. Z krzykiem wypadli na rozległą platformę, uparcie spychając Mrocznego Jedi coraz dalej i dalej... ku krawędzi.
Jednocześnie skoczyli do przodu. Pozwoliwszy, by ich ruchami kierowała Moc, pracowali swoimi mieczami szybciej, niż kiedykolwiek byliby sobie w stanie wyobrazić. Tremayne wciąż jednak trzymał się nieźle; z wprawą doświadczonego szermierza, były Inkwizytor parował wszystkie uderzenia pary młodych Jedi. Wyczuwając, że to jego ostateczna bitwa, sięgnął swym zmęczonym umysłem głęboko w Ciemną Stronę. W przypływie mrocznej energii przystąpił do kontrataku, napierając na swoich przeciwników z niespotykaną wściekłością.
Wykrzywił usta w złowieszczym uśmiechu.
- Widzicie, małe gnojki? Ze mną nie wygracie. Jestem dla was zbyt potężny! - zaśmiał się obłąkańczo, z furią spychając Sandrę i Daola w stronę schodów. - A nawet, jeśli jakimś cudem udałoby się wam mnie pokonać... Wieczność i tak zwycięży! Albowiem ten, który przyjdzie po mnie, rozpęta w galaktyce jeszcze większe piekło, niż ja!
Odbił na bok potężne uderzenie Sandry.
- O, tak! - Rozszerzył jedyne oko, jakby zaskoczony własnymi słowami. - Drżyjcie, bo Vastor dopiero wam pokaże!
Żadne z przeciwników nie raczyło mu odpowiedzieć. Nieustannie nacierali na byłego Inkwizytora, aż w końcu zmęczenie spowolniło jego ruchy i ofensywa młodych Jedi nabrała poprzedniej płynności. Młócąc zaciekle mieczami, zmusili wybitego z rytmu Tremayne’a do odwrotu w kierunku skraju platformy. Tam, za jego plecami, czekała już tylko przepaść.
Jeszcze chwila.
Jeszcze tylko krótka chwila.
Do krawędzi zostały może ze trzy metry, kiedy zdesperowany Mroczny Jedi wystawił dłoń, rozczapierzoną jak szpony smoka krayt, posyłając ku Sandrze skwierczącą, błękitną błyskawicę Mocy. Dziewczyna uniosła jednak swą broń, przyjmując nadlatujący piorun na rubinową klingę swojego dwustronnego miecza. Odbiwszy błyskawicę z głośnym trzaskiem, skoczyła śmiało do przodu, kręcąc bliźniaczymi ostrzami nad głową.
Coraz bliżej. A Tremayne wciąż się cofał.
Daol ciął na odlew, wyczuwając błąd w obronie byłego Inkwizytora. Ten jednak odbił potężny cios, wytrącając srebrną klingę z rąk młodego przeciwnika i uniósł broń, by spuścić ją na głowę tego bezczelnego łowcy nagród.
Nie zdążył.
Naberrie zebrał w sobie Moc i błyskawicznie odskoczył w bok, pozwalając, by Sandra znów przejęła inicjatywę.
Użyj Mocy, usłyszał. Skoncentruj się na tej jednej, najważniejszej chwili i zadaj cios.
Przejął w locie rękojeść swojego miecza i pozwolił, aby wskoczyła w jego wyciągniętą dłoń. Nie włączał się jednak do walki; czekał, patrząc, jak ostrza Sandry wskrzeszają iskry w kontakcie z krwistą klingą Tremayne’a. Jeszcze metr... pół metra do przepaści.
Naberrie wysunął przed siebie otwartą dłoń.
Zadaj cios. Teraz.
Twarda jak durastal ściana Mocy, posłuszna woli Daola, pomknęła w stronę Mrocznego Jedi. Wypchnięty ostatecznie z platformy, Tremayne zawył z wściekłości i runął w dół, ciskając we wszystkie strony błyskawice Ciemnej Strony. Wreszcie stracili go z oczu, kiedy pogrążył się w nieprzeniknionej ciemności, majaczącej u stóp starożytnej budowli.
Daol sięgnął Mocą w tę stronę - nie wyczuł jednak jakichkolwiek śladów obecności Tremayne’a... żadnego kłębowiska Ciemnej Strony, jakim był za życia Mroczny Jedi.
Westchnął z ulgą, odwracając wzrok od przepaści. Nareszcie im się udało!
Zgasił srebrzystą klingę i otarł ściekające mu po czole strużki zimnego potu; dopiero teraz poczuł, ile wysiłku kosztowała go ta walka.
Zamierzał właśnie uśmiechnąć się do Sandry, kiedy sąsiednią piramidą targnęła potężna eksplozja, silniejsza od wszystkich, jakie widział tego dnia. Starożytna budowla zatrzęsła się w posadach i powoli runęła w dół, rozsypując wokół kawałki betonu i kłęby kurzu.
Wkrótce kolejny wybuch pochłonął następny, mniejszy budynek. A zaraz potem jeszcze jeden, i jeszcze jeden.
Ładunki nergonu-14, pozostawione w mieście przez komandosów Juddera Page’a, właśnie eksplodowały.


Komunikator zatrzeszczał i Xavis usłyszał głos Zuckussa.
- Gotów, Kurt?
Ciche piknięcie, towarzyszące zapaleniu się zielonej lampki na pulpicie sterowniczym, obwieściło pomyślne zakończenie procedur przedstartowych.
- Bardziej nie będę - odparł w końcu i przesłał energię do repulsorów. - Chciałbym, żebyśmy przelecieli nad miastem - dodał, tknięty nagłym przeczuciem. Nie czekając na zgodę dowodzącej wyprawą Ielli Wessiri, zwiększył dopływ energii do głównych jednostek napędowych i skierował patrolowiec w kierunku niedawnej areny starcia z droidami. Śladem „Dumy Kurta” poruszały się pozostałe jednostki Republiki. Lecąc tuż nad dachami kamiennych domów, szybko zmierzały ku najwyższej piramidzie.
- Nie moglibyśmy sobie już odpuścić? - przerwał ciszę Buźka. - Mam już totalnie dość tej cholernej planety!
Kurt westchnął.
- Wiesz co, Buźka? Przestań jęczeć!
W oddali Xavis dostrzegał już ogromną budowlę, na szczycie której trzy postacie, oświetlone blaskiem czterech laserowych ostrzy, wirowały w rwącym tańcu śmierci.
Tremayne, Naberrie i...?
Ciekawe, kim jest ta kobieta z dwustronnym mieczem, pomyślał, zataczając łagodny łuk wokół piramidy. Na chwilę stracił walczących z oczu; patrolowiec zawisł nieruchomo nad starożytną budowlą, a wtedy Xavis, używając bocznych silniczków manewrowych, obrócił go tak, by iluminator znalazł się na wprost szczytu piramidy - dokładnie w tej samej chwili, kiedy Tremayne potknął się i runął w przepaść. Przez moment obserwował, jak otoczony kłębami skwierczących błyskawic Mocy Mroczny Jedi spada w dół. Postać byłego Inkwizytora malała w oczach, ale Kurt nie przestawał patrzeć, dopóki Tremayne nie zniknął w mrocznej czeluści u stóp piramidy.
Dopiero po kilku sekundach pozwolił sobie na lekki uśmiech. Nie potrafił uwierzyć, że to prawda. Jego największy wróg - człowiek, który zdradził jego ojca i przyczynił się do śmierci prawie całej rodziny, nie wspominając o wielu innych Rycerzach Jedi - nareszcie został pokonany.
- Dobra robota - powiedział głośno, kierując myślowe wici w kierunku Daola Naberrie i jego tajemniczej towarzyszki. - Do zobaczenia na pokładzie „Mon Juramento”.
Nawet nie liczył na odpowiedź - wiedział bowiem, że oboje młodzi Jedi są w tej chwili zbyt zajęci, by jego telepatyczna wiadomość miała dla nich jakiekolwiek znaczenie.
Zbyt zajęci sobą. A on nie zamierzał im przeszkadzać w tej, jakże pięknej, chwili wspólnego triumfu.
Westchnął cicho. Spojrzawszy ostatni raz na miejsce śmierci Tremayne’a, skierował dziób „Dumy Kurta” ku niebu i pchnął do oporu dźwignię akceleratora.


Stali we dwoje na szczycie płonącej piramidy, nie zwracając najmniejszej uwagi na szalejący wokół pożar, który sukcesywnie rozprzestrzeniał się na resztę zrujnowanego, starożytnego miasta. Co kilkanaście sekund mogli dostrzec widowiskowe eksplozje, raz po raz rozkwitające pośród walących się budynków.
Patrzyli, a jednak nie widzieli żadnych wybuchów. Każde z nich dostrzegało tylko ten jeden, jedyny punkt otaczającego ich wszechświata; jakby nic innego, niż oni sami - każde z osobna i obydwoje razem - nie liczyło się w stopniu większym, niż drobny kamyk w stosunku do ogromnej planety.
Bo tak właśnie było.
Spoglądali na siebie z mieszaniną zmęczenia, ulgi, podniecenia i radości. Przede wszystkim radości. Radości spowodowanej nie zwycięstwem w pojedynku, jakich wiele było i zapewne miało być jeszcze więcej w życiu obydwojga. Nie. W ich oczach płonął inny rodzaj szczęścia. Dzika, naturalna euforia, charakterystyczna dla bliskich sobie istot w chwilach wymarzonego, ale i nie do końca spodziewanego spotkania. Stali tak, niemal bez ruchu, przypatrując się sobie w milczeniu.
Bo nie potrzebowali żadnych słów.
Oboje, głęboko zjednoczeni z Mocą, w trakcie walki z Mrocznym Jedi zbliżyli się do siebie do tego stopnia, że ich umysły jakby zlały się w jeden. Ona - była agentka Imperium, długowłosa blondynka o błękitnych oczach, w ciągu zaledwie kilku sekund od rozpoczęcia ich myślowego kontaktu dowiedziała się o nim wszystkiego: poznała jego najskrytsze marzenia, tajemnice i obawy. Podobnie jak on, łowca nagród o włosach niemal równie długich jak jej złociste pukle, miał okazję zajrzeć poprzez Moc do jej wnętrza.
W ciało, umysł, duszę... w przeszłość, teraźniejszość i w przyszłość; wszechmogąca Moc ukazywała im wszystko, co musieli o sobie wiedzieć by stać się tym, czym stać się musieli.
Jednością.
Nawet nie zauważyli, kiedy podeszli do siebie na tak małą odległość, że ich usta mogły złączyć się w namiętnym pocałunku. W pocałunku, lepiej niż jakiekolwiek słowa wyrażającym ich wzajemną miłość oraz radość i ulgę, że po przebyciu tak długich i usianych wieloma przeszkodami dróg... dróg tak różnych od siebie, ale zarazem tak podobnych...
... nareszcie mogą być razem.
Na zawsze razem, złączeni przez jednoczącą wszystko Moc i głębokie, wieczne uczucia, szczęśliwi tak, jak tylko można być w galaktyce pełnej tysięcy szczęśliwych gwiazd.


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 (26) 27 28

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,38
Liczba: 24

Użytkownik Ocena Data
Darth Khoqa 10 2014-08-28 15:23:58
Kosak 10 2009-05-09 17:39:39
Carno 10 2008-12-21 01:44:33
vixen 10 2006-12-29 18:21:45
99-in-the-shade 10 2005-12-20 21:41:40
Aquenral 10 2005-03-29 15:44:53
Furrbacca 10 2004-11-27 11:05:09
Burzol 10 2004-10-24 20:29:22
Shang z domeny Da`ah Tee 10 2004-10-15 16:18:40
Jaya 10 2004-09-17 09:30:56
SR KoZi 10 2004-08-27 17:25:48
Admirał Raiana Sivron 10 2004-08-26 20:46:32
Gilraen 10 2004-08-10 22:49:24
Mistrz Fett 10 2004-08-10 21:55:58
Baucent 10 2004-08-09 15:41:31
Boris tBD 10 2004-05-09 22:15:38
Nadiru Radena 9 2006-03-17 15:10:44
Otas 9 2005-06-27 14:35:01
Jaqob 9 2005-05-08 11:19:37
Joylinda_Hawks 9 2005-01-28 21:02:05
Misiek 9 2004-08-12 22:12:04
Yeleniu 8 2007-06-19 18:53:37
volrath 8 2004-08-15 22:06:53
Girdun 4 2007-06-07 19:48:34


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (86)

  • vixen2006-12-29 18:23:32

    Najbardziej spodobał mi się wątek miłosny, ale geniusz autora widać też w tych fragmentach, w których nie ma nic z romansidła.

    Ricky, powinieneś postarać się o wydanie swojej powieści! :)

  • Adela2006-04-09 20:33:01

    czytałam to kilka dni,ale było warto

  • 99-in-the-shade2005-12-20 21:47:00

    Powiem krótko i treściwie: bardzo wciąga, jestem pod ogromnym wrażeniem =) =)

  • Lord Darth_Vader2005-09-17 16:12:38

    Wciągneło mnie i jest ok ale nie chciało mi sie czytać całego. :)

  • Otas2005-06-27 14:19:33

    No i ja muszę sie w końcu wpisać bo Ri*ky (imię zmienione ze względu na dobro toczącego sie dochodzenia) obiecał mi z uśmiechem na ustach, że mi jaja (dowód rzeczowy zabezpieczony przez policje) urwie jak w końcu recki nie napisze ... ja wogóle nie wiem skąd taka nerwowość u dzisiejszej młodzieży ... lewo rok czeka :P:D

    A co do ksiązki ... to wsumie już nic z niej nie pamiętam :P:D... no dobra.... tyle pewnie R nie zadowoli więc coś jeszcze napiszę.
    Ogólnie CJ są połączeniem talentu pisarskiego R. i jego ogromnej znajomości świata SW ...dzieki temu otrzymaliśmy książke z wciągającą fabułą, interesujacymi postaciami i historią która może być porównywana do nie jednej pozycji SW.
    Gdybym tylko na podstawie tego miał wystawić ocene to wyniosła by ona 9,5/ 10 (bo nie ma rzeczy idealnych) .. .ale ... ale tutaj dochodzą jeszcze preferencje czytelnika :) ... mi osobiscie nie podoba taki wątek miłosny jaki pokazał nam Ricky ... nie ma zdrad, morderstwa w zazdrości .. wogóle nieżyciowy :D... W takim przypadku ocena wynosi 8,5/10 i tu mam ból.. czy zawyzyć ?? czy zanizyc ?? :) ... zawyże .. wiec 9/10

    Kto lubi piękne romantyczne wątki miłosne może spokojnie dodać sobie 1 pkt.

  • Saien2005-04-16 11:54:40

    Super książka. Wciągnęła mnie bez reszty (ach... cały piątkowy wieczór :-) Świetne nawiązania do NT. Wciągająca fabuła, bardzo dobra narracja i dialogi. Jednym słowem: Super!! Polecam wszystkim kto ma czas na czytanie (170 str.). Moja ocenka - 9,5/10

  • Aquenral2005-02-09 16:23:31

    Świetna książka... Trochu długawa, ale czytać się przeczytało. 10/10

  • Joylinda_Hawks2005-01-28 21:06:23

    Należy sobie zdać sprawę iż bardzo trudno dokonać oceny czyjejś twórczości. Czytając "Cienie Jedi" po raz drugi ( a później i kolejny) starałam się obiektywnie potraktować to opowiadanie ( chociaż zasadniczo trudno nazwać to opowiadaniem, objętościowo przypomina ono raczej książkę, krótką ale książkę). Przeczytawszy całość jednoznacznie stwierdzam że nie można odmówić autorowi doskonałej znajomości wszechświata SW bowiem w opisywanym przez niego świecie porusza się on z lekkością twilekańskiej tancerki.
    Czytając to opowiadanko odkrywamy że jest w nim dużo zapożyczen z wielu książek i komiksów SW jak i również nawiązań. Z jednej strony to może być dobre, świadczy o tym iż autor bardzo dobrze orientuje się w tym wszechświecie i potrafi się zgrabnie po nim poruszać, z drugiej zaś strony nie można się oprzeć wrażeniu że czegoś tu jest za dużo, za dużo zapożyczonych postaci, które się pojawiają nie tylko wspomniane mimochodem ale znacznie częściej. Moim zdaniem opowiadanko przez to trochę traci, zasadniczo powinno być tak iż większą część tego opowiadanka powinny zajmować postacie stworzone przez autora, natomiast pozostałe powinny być raczej tłem dla postaci pierwszoplanowych a nie dominować. Lepiej jest wprowadzić kilka zapożyczonych postaci, żeby nie przesłoniły swoją obecnością głównego wątku i głównych postaci bo w pewnym momencie może nawet dla fana SW stać się ono nieco nużące.
    Na bardzo duży plus zasługuje wprowadzenie do opowiadanka Noma Anora działającego jako Vigo Czarnego Słońca i ten wątek jest bardzo interesujący i ciekawie wpisany w wszechświat SW i warto go rozwinąć w następnych częściach.
    Co do głównych bohaterów - właściwie bohatera i bohaterki, to żeby się długo nie rozwodzić bo nie o to chodzi to są dobrze napisani i prowadzeni. Wykorzystanie jako pierwszoplanowej postaci kolejnej Ręki Imperatora nasuwa od razu skojarzenie z Mara Jade, bodajże najbardziej znaną z rąk Imperatora. Jednakże tu Sandra Vidan wypada dość blado w zestawieniu z Marą, ale to nie wina autora, biorąc pod uwagę samą postać Mary trudno znaleźć by w wszechświecie SW kobietę która mogłaby jej dorównać. Co do Sandry można by bardziej popracować nad jej postacią dodać jej głębi psychologicznej, pokazać trochę jej rozterek i wątpliwości, bowiem po tylu latach szkolenia u Imperatora tak proste zerwanie z przeszłością bez żadnych szkód dla jej osobowości spłyca jej postać.
    Jeżeli chodzi o Holly Swan - no cóż była tylko dodatkiem, przerywnikiem w życiu Daola który szybko sobie uświadomił iż to nie jest kandydatka na jego życiowa partnerkę - a skoro była przerywnikiem trzeba było ją usunąć - ale dlaczego tak drastycznie - moim zdaniem zasługiwała raczej na mniej bolesne zejście ze sceny.
    Co do Daola - sądząc po nazwisku ma on chyba bliskie związki z rodziną byłej królowej Naboo. Ciekawa postać - łowca nagród obdarzony umiejętnością posługiwania się Mocą. Nie mogę się oprzeć tu wrażeniu że autor ma dużo sympatii do niego ( jak również dla jednej z bohaterek0. Przedstawił go jako człowieka który mimo stracił wszystko, rodzinę, mistrza, dom potrafił się po tym wszystkim pozbierać i nie zatracić swojego człowieczeństwa, mimo że jest łowcą nagród to zdaje mi się że obecne zajęcie raczej mu nie odpowiada bowiem żałuje że nie miał możliwości dokończenia szkolenia na Jedi.
    Nie wdając się już więcej w szczegóły bo i tak to co napisałam jest dość obszerne, zasadniczo mogę powtórnie stwierdzić iż opowiadanie przeczytałam parokrotnie, gdy czytałam po raz pierwszy zrobiło na mnie dobre wrażenie, widać autor ma niezłe literackie zacięcie i jeżeli trochę popracuje nad postaciami i nie będzie przesadzał z nawiązaniami to z pewnością kolejne jego opowiadania z jednego na drugie będą coraz lepsze. (na to liczę).
    Muszę tu jednak dodać na koniec jedną rzecz, która mi się nasunęła i która mnie czasami denerwuję, nie lubię czytać książek opowiadań w których po przeczytaniu kilku kartek mogę bez problemu przewidzieć jaki będzie jej/jego koniec, lubię być mile zaskoczona że na koniec pojawi się jakiś element który wywróci moją koncepcję zakończenia do góry nogami, ewentualnie wprowadzi jakiś "smaczek" którego się nie spodziewałam. Autor pisząc opowiadanko bardzo się postarał lecz zabrakło tu na koniec tego elementu zaskoczenia dla czytelnika tego wlaśnie jak to nazywam "smaczku', czegoś czego się czytelnik w ogóle nie spodziewał - jakiejś małej niewyjaśnionej kwestii, małego elementu który autor dodałby od siebie a który by mógł "podkręcić akcję", bo chyba nic tak bardziej czytelnika nie wkurza jak dochodzi do końca książki ciesząc się że kończy się to jak przewidział ( a czasami się nie ciesząc) a tu nagle okazuje się że do końca nie wszystko było tak jasne jak się na początku okazało.
    Żeby wiele nie ględzić - ogólnie oceniam opowiadanko: 9/10. Uzasadniając tą ocenę powiem krótko, dlaczego nie 10/10 - bo obniżenie o 1 punkt oceny ma na celu zmobilizowanie autora do podniesienia poziomu pracy którą i tak oceniam na wielki plus 9 z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy..)

  • Matek2004-11-08 10:06:38

    tja, połączenie ST i NT... i jeszcze EU.... i NEJ :))))) Ricky --> skorzystałeś z wielkiego dobrodziejstwa zwanego Star Wars w pełni...

  • Burzol2004-10-24 20:34:21

    Świetna robota; widać, że autor lepiej zna świat EU niż sam Lucas (i wielu twórców którym L$ płaci). Dobra historia, ciekawe postaci (chociaż łowca-jedi?... ale bywało gorzej), bardzo udana próba połączenia starej i nowej trylogii. Polecam ;)

  • Jaya2004-09-17 09:30:27

    Zapomniałam. Dałabym 9,5, ale nie wiem, czy się da. W związku z tym 10.

  • Jaya2004-09-17 09:25:42

    Nareszcie skończyłam. Wina, że tak długo to trwało leży całkowicie po mojej stronie. Początkowo czytałam z ekranu, po dwie, trzy strony (ze 132, nie 28). w końcu wydrukowałam...i poszło jak burza. Zgodniez tym, co obiecałam w poprzednim wpisie i Ricky'emu na privie wpisuję komentarz. Może zacznę od tego, ze jest kilka dziur...ale całokształt jest tak dobry, ze sam jest jak dziura - czarna oczywiście, tak wciąga. Świetna robota!!! Poza tym pozwolę sobie nie zgodzić się z volrathem. Wątek romantyczny jest nie tylko ważny (w końcu to miłość zaczęła wyciągać Sandręze szponów Imperatora) ale także dobrze napisany. Ricky potrafi operować słowem. Zwłaszcza podoba mi się fragment po walce na Asmeru.
    Co do bohaterów "oryginalnych" to jeszcze nie doszłam do X-wingów Allstona i nie mogę się wypowiedzieć. Fajnie natomiast wygląda scena "trywializowania Mocy" w mesie. O dziurach pisać nie będę, zrobił to za mnie volrath, chociaż z częścią jego wniosków (oprócz już wymienionych) się nie zgodzę. A tak właściwie - czy on zarozumiałości nie uważa za wadę?
    Ricky, gratuluję wyobraźni. Przywiozę wydruk do Toszka i poproszę o autograf. Pisz dalej.

  • SR KoZi2004-08-27 17:25:33

    Hmm... Książka bardzo, bardzo mi się podobała. Fajne było nawiązanie do robu Naberrie. Takie... nawiązanie do historii SW. Był też lightstaff ;), YT i wiele innych...

  • Admirał Raiana Sivron2004-08-22 19:11:46

    Świetna robota, gratulacje niezwykle wciągające opowiadanie nie mogłam sie od nieo oderwać.
    Maksymalnie rozwalił mnie fragment " - Kapitanie Maldini! Długo jeszcze potrwa ten żałosny pokaz nieudolności? Ci żołnierze nie zachowują się tak, jak szturmowcy Imperium, tylko jak żałosne rebelianckie ścierwojady, które nawet nie potrafią naśladować wojska!
    Świetne jeszcze raz gratuluje dobrej roboty :))

  • Ricky Skywalker2004-08-19 20:48:53

    Wyjaśnienie jest następujące: określenie "Strona Mroku" pochodzi z polskiego tłumaczenia komiksu Dark Empire, którego uzupełnieniem ma być ta powieść. A wprowadziłem je z jednej strony dla urozmaicenia (żeby nie było ciągle "Ciemna Strona") z drugiej - żeby nawiązać do owego komiksu :)

  • Jaya2004-08-19 15:01:05

    Na drugiej (pierwszej tekstu) stronie mocno się zdziwiłam. Co to jest za "Strona Mroku"? Zawsze mi się wydawało, że ogólnie przyjętym określeniem jest "Ciemna Strona". Jeżeli nie mam racji, to proszę o wyprowardzenie z błędu. Jak przeczytam resztę to wam powiem, czy mi się podobało. wygląda na to, że jednak będzie (mimo wszystko:)

  • volrath2004-08-16 12:50:53

    Przyznam, ze chciałem się moją opinią na temat CJ podzielić bezpośrednio z autorem na Alderaanie, ale fak yt:)

    Niewątpliwie czekałem na CJ z niecierpliwiścią i , zgodnie z radami Ricky`ego, czekałem na wersję pełnowymiarową. Niestety, kiedy w końcu dostałem szansę przeczytania jej ,z powodów technicznych zmuszony byłem czytać z ekranu, a to trochę trwało.

    Jako że nie jest to recenza jako taka, tylko słowa skierowane raczej przede wszystkim do autora, daruje sobie streszczanie fabułu i przejdę do konkretów.

    Na początku zwraca uwagę dosyć swobodna i dobrze prowadzona narracja. W ogóle od strony "technicznej" Cieniom...niełatwo cos zarzucić. Ww narracja jest czytelna, opisy w dawce odpowiedniej, ilośc, jak i sposób "podania" dialogów też jak najbardziej zadowala. Widać, że Ricky przeczytał sporo ksiązek i wie jak powinna wyglądac budowa jego własnego dziecka.
    Dalej oczywiście najważniejsze są postacie. Przyznam, że głowny bohater- Daol Naberrie kojarzy mi się z postacią wyjętą wręcz z fanowskiego marzenia o życiu w świecie SW. Nie dość, że łowca nagród (któz nie kocha Boby Fetta?) to jeszcze z umiejetnościami Jedi. I to też niezwyczajnymi, bo przecież widzi mejsowskie punkty przełomu. Powiem szczerze: Daol moją ulubioną postacią z SW nie będzie. Brakuje mi w nim "tego czegoś". Może wad? Ricky przedstawia tu co prawda problemy Naberrie z Ciemną Stroną, ale mnie to szczególnie nie przekonuje.
    Sandra Vidaan jest ciekawa sama w sobie, a konkretnie dlatego, że na co dzień jest nikim innym jak Ręką Imperatora. Ciesze się, że Ricky zdecydował się na tak śmiały zabieg, który sprawia, że Vidaan jest po prostu ciekawsza. Tylko, tak jak ktoś już tu wspomniał, za mało w niej mroku jak na tyle czasu pod butem Imperatora.
    Panią Swan trudno mi oceniać, ale raczej na plus.
    Świetnie przedstawione są postacie drugoplanowe, zwłaszcza te z "oryginalnego" EU. Buźka, Prosiak, Iella, wszystko jest tak jak ma byc. Fajne są odzywki Jansona czy Lorana, nadają im wiarygodnośi i widać, że autor zna źródła z których czerpał. Za to nie podoba mi się Boba Fett i ta wzianka o pluciu. Nie pasuje do niego zupełnie.
    A sama fabuła? Coż, na pewno dużą rolę pelnią tu odniesienia, zarówno do wcześniejszych części Sagi jak i ksiązek. Teksty typu tego o hologramie Hana Solo znowu pokazują, że Ricky wie na czym stoi, a przy okazji calkiem zręcznie tym manipuluje. Przyczępię się za to do parafrazy fragmentu "Zdrajcy". Ricky nie pisze jak Stover (mówię o stylu) i taki fragmencik zwyczajnie tu nie pasuje, sprawia wrażenie wyrwanego znikąd.
    Poza tym oczywiście cała książka dzieje się w okresie Mrocznego Imperium i musze przyznać, że wpasowana jest wręcz idealnie.
    Szkoda, że autor nie pokusił się o bardziej skomplikowaną fabułę. Wszytsko dzieje się według sprawdzonego schematu: główny bohater robi swoje sprawy, aż tu nagle zostaje wplątnay w coś większego, w międzyczasie spotyka kobietę swoich marzeń, a na końcu walczy z super bossem. Z drugiej strony prosta fabuła może być zaletą, zwłaszcza, że np takie walki powietrzne są bardzo dobrze opisane.
    Trzeba by było rozwinąć sprawę dialogów. Jak pisałem, są w jak najbardziej odpowiedniej ilości, a teraz o jakości. Są dobre. Adekwatne do postaci i, co ważne, sensowne. Nie podobają mi się niektóre wypowiedzi Daola, mam wrazenie, że są zbyt...hmmmm.... nadęte? Za duzo w nich patosu? Ale oprócz tego jest ok.
    Nie podoba mi się wątek romansowy. Daol chyba całe życie nic nie robi tylko się zakochuje. Teksty typu "och, czy ja ją kocham??" burzą poniekąd klimat CJ.

    Ogólnie, jak na fanfic Cienie Jedi robią wrażenie. Czytało mi si je lepiej od niektórych "pełnoprawnych" ksiązek z SW. Zwłaszcza przez naprawdę dobrą narrację.Są tu jednak rzeczy, ktorych można się przyczepić (Niektóre postacie zbyt czarno-białe) . Myyślę, że jeśli Ricky wezmie pod uwagę rzeczy na które zwracają mu uwage (głupio zabrzmiało) to nastepny tekst będzie juz naprawdę świetny.
    Na dzień dzisiejszy stawiam 8, bo wśrod fanficów CJ wyróżniają się zdecydowanie. I czekam na więcej


    btw bardzo podoba mi się tytuł:)
    a, i jeszcze mam kilka wątpliwości co do logiki i sensu niektórych motywów, ale najpierw omówię je bezpośrednio z autorem:)

  • Ricky Skywalker2004-08-13 09:26:47

    Taka mała uwaga - jak już dajecie komentarz typu "super itd." wrzućcie też ocenę ;)

  • No0n32004-08-13 09:22:23

    suuper co tu sie bede rozpisywal :P

  • Misiek2004-08-12 22:06:54

    Przeczytałem "Mroczne Imperium: Cienie Jedi" już jakiś czas temu, no i teraz przyszło mi wyrazić opinię. Muszę przyznać, że czytało się bardzo dobrze; pierwsze 17 rozdziałów pochłonąłem jednego dnia, pozostałe następnego, co świadczy tylko o dużym talencie i lekkim piórze Ricky'ego. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że "Cienie" aspirują do roli pełnoprawnej gwiezdnowojennej książki, a już na pewno są lepsze, niż "Kryształowa Gwiazda", "Dzieci Jedi" czy "Zasadzka na Corelli". In other words: I'm impressed.
    Ale żeby nie być gołosłownym, wypada wystawić jakąś konstruktywną (?) recenzję. Gdybym miał określić zawartość fan-booka TFNowskimi standardami, powiedziałbym, że jest to angst, drama, romance. Mamy tu do czynienia z wielowątkową akcją z jednym, podstawowym wątkiem przewodnim, której konsekwentne prowadzenie, z zachowaniem wszelkich prawideł gatunku, jest niewątpliwą zaletą powieści. Wątek humorystyczny, drobiazgowa wręcz zgodność z EU, ba, nawiązywanie do niego w wielu momentach to wszystko świadczy o jakości "Cieni", a w powiązaniu z kilkoma wątkami z NT, daje nam nadzianą smaczkami pozycję na miarę "Zjawy z Tatooine" czy "Survivor's Quest". Całość jest gładka, płynna i dopracowana chociaż kilka drobnych potknięć stylistycznych się zdarzyło. I tutaj pojawia się to, o czym mówiłem Rickowi jakiś czas temu: chociażby nie wiem, jak dopieszczać dzieło, zawsze kilka buraczków wyjdzie. Tym niemniej nie są one częste i w żaden sposób nie rzutują na moją ocenę, chciałem tylko uświadomić ich istnienie.
    Dużą zaletą booka są dialogi; nie pozbawione humoru, gładkie i częste, a co najważniejsze: zróżnicowane dla różnych typów postaci, bardzo dobrze wpływają na odbiór całości. Jednocześnie, mimo ich ilości, nie miałem ani razu wrażenia, że akcja jest przegadana. Właśnie kwestie mówione stanowią w wielu momentach o pośredniej charakterystyce postaci. A skoro już o nich mówię, to warto zwrócić uwagę na niektóre z nich.
    DAOL NABERRIE - pociągnę za jednym zamachem z charakterystyką Xavisa. Zaletą obu panów jest ich historia, losy i prezentacja zachowań ale Kurt zdaje się tracić na rzecz Daola. Wynika to w znacznej mierze z pierwszej części, która de facto na Naberrie się koncentruje i buduje lwią część jego charakterystyki i wyrazistości. Jedyną wadą Daola są młodzieńcze chucie, ale o tym za chwilę.
    SANDRA VIDAAN - chociaż autor zarzekał się wielokrotnie, że to nieprawda, ja w niej widzę Selene z "Underworld". A ponieważ sposób przedstawienia wampirzycy przypadł mi swego czasu do gustu, tak i Sandra jest moim zdaniem zbudowana poprawnie. Chociaż, jeśli mam być szczery, to spodziewałbym się po Ręce Imperatora więcej mroku. A tutaj było to jakby trochę za bardzo cukierkowe. Również nie do końca jest jasne, czemu od samego początku Sandra bardziej przysługuje się Luke'owi, niż Imperatorowi, albo dlaczego tak łatwo godzi się na zabranie Naberrie przez Zuckussa, a sama wraca na Byss z pustymi rękami. Znacznie lepiej w starciach ze swoim wewnętrznym mrokiem wypadał Daol.
    LUKE SKYWALKER - cukierek. O ile jeszcze Daol i Sandra wychodzą w swoich charakterystykach na plus, o tyle u Luke'a bilans jest zerowy. Były poprawny, wręcz bardzo dobry, gdyby nie jeden, moim zdaniem solidny, mankament. W Dark Empire Skywalker był pogrążony w mroku, ponury, patrzący na wszystko dookoła spode łba, natomiast w kontaktach z Sandrą wydaje się on dość pogodny, zupełnie bez oznak pogrążenia w ciemnej stronie, z jakim mieliśmy do czynienia w komiksach. W drugiej części jest już ok, ale pierwsza ssie.
    HOLLY SWAN - Święty Łabędź. Tutaj mamy zarazem potencjalnie niezłą postać (kuzynka Kurta, ta córka itd.), jednak bardzo nierówną. Z jednej strony jest wspomniany potencjał, a z drugiej te chucie, o których mówiłem przy okazji Daola. Ogólnie rzecz biorąc pan Naberrie jest niesłychanie wręcz kochliwy. Chociaż tę wadę dzieli akurat z Łabędziem, to wydaje mi się, że ten akurat wątek najbardziej zgrzyta w całych "Cieniach".
    BOBA FETT - znów wahania. Z jednej strony mamy do czynienia z naszym kochanym Bobą, którego znamy z Wojen Łowców Nagród, komiksów itd., czyli surowym, oschłym profesjonalistą, najlepszym w swoim fachu, a z drugiej wydaje się parę razy, że mięknie. Motyw z pluciem jeszcze uchodzi, ratuje go ironia Fetta, ale odbicie Daola i Zuckussa ze szponów Yuuzhan, samo w sobie bardzo ok., ale moim zdaniem Fett za ten wybryk z rękoma prędzej by się zirytował, niż uśmiechnął. I chociaż jest to swego rodzaju zróżnicowanie charakteru, to wydaje mi się, że w paru miejscach kuleje. Tym niemniej wychodzi na plus.
    BILANS, HORN, ZUCKUSS, WUHER, SCAUR i wiele innych - innymi słowy postacie drugoplanowe. Tutaj wielkie plusy: nie są to może bohaterowie szczególnie wyraziści, ale też nie muszą być, a to, jacy są, jest w pełni zadowalające. Zwłaszcza takie smaczki, jak spiknięcie się Zuckussa z Oorylem, motywy z Imperatorem (wszystkie sceny z nim są wręcz mistrzowskie) czy sam Xavis, który jako postać drugoplanowa doskonale spełnia swoje zadanie.
    EU - nie będę się rozwodził; zgodność jest idealna.
    FANON - j.w., pojawienie się Xavisa było niezłym posunięciem, a za Witiyna Tera masz u mnie duży plus :-D
    BITWA O ASMERU - zgodnie z oczekiwaniami: dynamiczna, trzymająca w napięciu, utrzymująca konwencję. Kolejny plus.
    VASTOR - niby ok, czuje się to wiszące w powietrzu mroczne widmo ale chyba można by było je poczuć lepiej. Sprawić, żeby to widmo grozy, widmo Vastora, było swego rodzaju nienazwanym lękiem. Trochę bym tu pomarudził.
    SPÓJNOŚĆ - to trzeba powiedzieć. Trud, jaki autor włożył w dopracowanie "Cieni" jest widoczny od razu, i to nie tylko w fabule czy zgodności z EU, ale i w budowie akapitów, dzieleniu tekstu, itd. Zmiany narratora i perspektywy, sygnalizowane kolejnym akapitem, noszą wyraźne znamiona polifonii, a to duży plus. Śmiem twierdzić, że pod względem dopracowania "Cienie Jedi" są lepsze od "Pełnomocnika Sprawiedliwości". Te kilka buraczków, które wypłynęły, to nic w stosunku do całości. Duży plus. Aha, i jeszcze słówko w kwestii narracji: znakomity prolog.
    Podsumowanie: Po pierwsze i najważniejsze: wielkie gratulacje. Po drugie: gdyby nie młodzieńcze chucie Daola, oraz tych kilka zgrzytów u Luke'a czy Holly (no i Fetta), dałbym z czystym sumieniem dyszkę. Ale bez względu na to dialogi, akcja, spójność, postacie to wszystko, co świadczy o sile tego fan-booka, nie może zostać zmarginalizowane. Tak więc daję 9/10 i oczekuję na wyczyny nowego Vastora ;-)

  • Baucent2004-08-09 15:39:25

    juz tylko 3 :)

  • Ricky Skywalker2004-08-06 09:49:50

    Baucent - już tylko 6 dni ;-)

  • Baucent2004-07-26 16:40:12

    opowiadanie jest lepsze niz nie jedno profesjonalne... tylko ze ja juz od pazdziernika czekam na dalsze rozdzialy... RICKY przez ciebie nie spie po nocach

  • Silvantres`uer Kalvirannian2004-07-06 19:30:40

    Gratulacje , świetne opowaidanie i czekam z niecierpilwością na więcej.

  • waldiego2004-07-03 11:58:32

    Daję dychę, świetne dawno nie czytałem czegoś tak ekscytującego.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
    Darth Zwaart

  • Shedao Shai2004-05-20 20:28:51

    Cóż...premiera CJ już w sierpniu. A jest na co czekać, mówię wam :)

  • Paweł2004-04-25 19:01:27

    To dobrze Rick ;) Już niemal zapomniałem , gdzie zawiesiłeś fabułę ;)

  • Ricky Skywalker2004-03-01 15:26:01

    heh... słuchaj Paweł - w tej chwili lecę zarówno z nowymi rozdziałami jak i ze SE, dwa nowe są gotowe. Tylko teraz już nie będzie dawania rozdziałów w odcinkach, ale od razu całość. W wakacje, najpóźniej we wrześniu :)

  • Paweł2004-02-13 19:59:20

    Straszny zastój z tymi Cieniami. Nie wiem , czy to spowodowane wypowiedzią Rickiego o pracach nad SE , które w mojej interpretacji mają spowodować zaniechanie tworzenia dalszych rozdziałów. W końcu od ponad roku ukazało się tylko czternaście rozdziałów , a przez ostatnie 9 miesięcy prawie nic!!

    A gdy Ricky dodawał tutaj komentarze wcale go nie znałem. A teraz proszę - jest go pełno na Forum :)

  • Ricky Skywalker2004-01-19 20:21:17

    Perhaps, Shedao!! Zabrałem się do pracy, efekty już widać!!

  • Shedao Shai2004-01-06 15:05:51

    A ja czkem,i czekam, i czekaaam..... Na Gold Edition :D

  • Ricky Skywalker2003-12-11 20:20:57

    Shedao, na razie jestem w trakcie robienia Special Edition starych rozdziałów :D tzn. będą nieco bardziej ustylizowane na okres DE, a także dodane pewne wątki (nieznaczne):) A powieść powinna być skonczona w przyszłym roku, dostępna także w wersji pdf Z OKŁADKĄ. To tyle na razie. :)

  • Calsann2003-12-11 14:34:21

    fajne opowiadanko, nie powiem... ;)

  • Shedao Shai2003-12-10 19:31:46

    KIEDY BĘDZIE NASTĘPNA CZĘŚĆ????? Ricky'emu wena nie dopisuje? :P

  • Ricky Skywalker2003-12-09 18:52:24

    CIENIE JEDI SPECIAL EDITION
    Is coming for 2004 year :D

  • obisk2003-11-20 15:23:51

    ocenilem 8 warto bylo przeczytac

  • Taoron2003-10-09 09:01:20

    Coolowe to opowiadanie

  • Ricky Skywalker2003-09-25 20:42:30

    OFICJALNE INFO...
    w tej chwili DARTH GUZES tworzy OKŁADKĘ CIENI!!!! kiedy skończy ruszam z robotą... i możecie się spodziewać co najmniej 3 kolejnych rozdziałów do świąt....

  • Dash Onderon2003-09-22 19:38:16

    Oby tak dalej. Widać, że znów jesteś w formie Ricky.
    (9)

  • Darth Fizyk2003-09-18 00:13:35

    Czytalem dlugo... z przerwami... ale warto bylo przeczytac :)

    Czekam na jeszcze :D

  • Luke Darklighter2003-08-22 00:17:29

    3 x sie zabieram do czytania tego, i dopiero dzis mi sie udalo ukończyć. Na poczatku nie wyszedlem poza 1 stronę z powodu zrobienia z Luke'a Sitha, jestem dość typowy jezeli chodzi o ulokowanie swoich sympatii SW. Aktualnie po doczytaniu do ostatniego z 13 przedstawionych rozdziałów mam szczenę na podłodze i gratuluję Ci pomysłu, sposobu jego realizacji oraz talentu do pisania tego typu utworów. Bo taki talent masz, i jak widać na przykładzie mojego niezbyt ambitnego opowiadanka, nie każdy "utwór" może zostać tak przyjęty jak widać na znadującej się tu średniej ocen - zdaza sie nawet, że ledwie jedna osoba je skomentuje, przynajmniej ja tak mialem.

  • Ricky Skywalker2003-08-21 14:01:24

    wyslę wam poprawione stare rozdziały.... a wkrótce dalsze czesci...

  • dualsaber2003-08-21 13:09:57

    o rzesz ty! zakończenie 13 jest dosyć pechowe. Słynna 13?

  • Strid2003-07-12 14:36:10

    Hmmmmm ciekawe ale chce więcej :D

  • Ricky Skywalker2003-06-12 14:56:45

    10, 11, 12 rozdział są właściwie gotowe. Ich akcja dzieje się w czasie równoległym do Dark Empire 2, podobnie jak kolejnych, które powstaną w najbliższym czasie. Wkrótce też Jeth dostanie ode mnie poprawione wersje dotychczasowych rozdziałów.

  • jedii2003-06-11 21:36:20

    fpodoba mi sie to opowiadanie :)
    ale co z dalszymi czesciami?

  • ceta2003-06-08 10:41:27

    bardzo fajne opowiadanko :) :) mam hope ze powstanie kontynuacja .pozdrawiam i alles gute przy schreibowaniu dalej :)

  • Anor2003-04-28 11:05:54

    w sumie to zgodzę się z JedI co do dialogów. Generalnie sie mi podobało, równiez pozytywna jest długość samego rozdziału. Czekamy na dalszą część...

  • jedI2003-04-27 12:28:46

    Dziewiąty rozdział na reszcie nei przytłacza swoją objętością ;) Nie ma też wymuszonych scen akcji co się chwali idobrze rokuje na przyszłość. To co wyraźnie daje się wyczuć to poprawa dialogów, szkoda tylko, że nie indywidualizujesz wypowiedzi poszczególnych bohaterów, bo tak właściwie to wszystkie są takie jakieś bezpłciowe. Ogólnie- poziom utrzymałeś.

  • Dash Onderon2003-04-21 14:18:55

    Ładnie napisane, ale postaraj się nieco żywiej opisywać akcję.
    Widzę, że lubisz zsyłać bohaterowi mroczne postaci, które przekazują mu informacje ( Vima, Anzat). To dodaje historii smaku.
    Na razie wstrzymam się od krytyki, bo w sumie nie jestem kimś kto może sobie na to za bardzo pozwolić :)
    Masz pisać dalej... bo przyjdzie Anzat i wypije twoją ZUPĘ.

  • Boris tBD2003-04-17 19:49:23

    Świetne opowiadanie, czekam z
    zniecierpliwieniem na dalsze rozdziały

  • Ricky Skywalker2003-04-14 14:38:01

    To jednak ja pisałem, i jeszcze takie
    będą... Jeth>>> wyślę po świętach.

  • jedI2003-04-12 17:46:40

    W ósemce rażą mnie porównania w stylu:
    "a wydarzenia zaczęły się toczyć z
    prędkością strzału z blastera."-
    zwłaszcza, że przeprowadzona przez Ciebie
    narracja wcale na to nie wskazuje.
    Oprócz tego mogę stwierdzić, że
    pozytywnie mnie wkręciło w szprychy tej
    historii aczkolwiek fabuła mimo swojej
    liniowości trochę przechodzi bokiem.
    Dialogi- przykro mi- zwykła gawęda babci,
    aczkolwiek w ostatnim segmencie sprawiają
    wrażenie jakby pisał je ktoś inny, tak
    dobrze napisanej rozmowy jeszcze w tym
    fanficu nie było.

  • Jeth2003-04-12 14:59:30

    sorki. Dziś dodałem 8. I wyślij mi Ricky
    te z popawkami Alinei, bo obawiam się, że
    tekst z błędami wrzucam :)

  • Astian2003-04-11 20:53:44

    Hej Jeth, co z rozdziałami o których
    pisze Ricky, mam nadzieje że ich nie
    zgubiłeś;)

  • Ricky Skywalker2003-04-07 12:49:42

    Astian...co do rozdziałow: spytaj Jetha.
    Napisane są jush dawno do rozdiału 12,
    gotowy do przeczytania jest 10.

  • Ricky Skywalker2003-04-07 12:47:25

    OKI. Ja powiem tylko, że ta wersja którą
    czytacie jeszcze nie jest ostateczną.
    Mówiąc językiem gier: to jest
    Beta-wersja.

  • jedI2003-04-02 20:33:31

    Hmm. wracam i nadrabiam zaległości :) No
    więc zacznijmy od dialogów:
    "Znam ją i nie próbuj mi wmówić, że
    osoba, z którą przed chwilą rozmawiałem,
    to ona. Nie zapomnij, że nadal trzymam
    cię na muszce"- to kwitensencja twoich
    dialogo Ricky, zero stylistycznego polotu
    (radzę poczytać Sapkowskiego) dialogi w
    typowej powieści akcji mają mnie skłaniać
    do odruchowego zasłanania twarzy. Chcę
    czuć, że bohaterowie chcą mi dać w mordę,
    że niszczą wszystk ow co do tej pory
    wierze i komu ufam, tymczasme u ciebie
    rozmowy przypominają dialog w
    sueprmarkecie przed pułką z papierami
    toaletowymi...
    -Wybierzemy ten różowy ?
    -A może ten niebieski ?

    Co do akcji to jest ona skonstruowana
    zgodnie z wszelkimi kanonami i nie mogę
    mieć zarzutów, ja bym jednak chciał abyś
    poszedł bardziej w stronę kryminału,
    chociaż to twój wybór.

    Niestety zauważam, że pogarszasz swoje
    opisy, które stają się coraz bardziej
    sztuczne... syndrom instrukcji obsługi.
    Ale żeby nie było że tylko umiem
    krytykować to dam dobrą radę: jeśli
    chcesz konstruować naprawdę porywające
    opisy radzę poczytać powieści
    podróżnicze.

    Na holonecie ci coś napisali ?! Tutaj też
    ci piszą... ale ty i tak masz już
    pomysł... i tego się trzymaj. Nie
    sprzedaj się !

  • Astian2003-04-01 01:01:08

    Gratulacje Ricky, udało Ci się napisać
    zgrabne opowiadanie. Ma wiele plusów, ale
    moim zdaniem najwiekszy to to że jest...
    ciekawe, czego nie można powiedziec o
    wiekszości fanfictionów. Naprawdę potrafi
    wciągnąć, już nie mogę się doczekać Boby.
    U mnie masz 9. A tak w ogóle to kiedy
    pojawią się nowe roździały? Alinea-tobie
    też należy się pochwała.

  • Mara2003-03-31 14:54:19

    Ale masz u mnie 9.

  • Mara2003-03-31 14:53:40

    Muszę przyznać, że nieco rozczarował mnie
    rozdział 6. Dlaczego w większości
    fanficów bohaterowie zakuchują się w
    sobie tak szybko. Powiedziałeś, że będzie
    ok. 20 rozdziałów. Masz przecież czas na
    to żeby rozwinąć ten wątek. Chyba nie
    muszą się od razu zakochiwać, mogą się
    np. nienawidzić;).

  • Ricky Skywalker2003-03-11 09:22:49

    Mara>> Eskadry Łotrów nie będzie, ale
    będzie np. Boba Fett...
    parę innych znanych jush osób

  • Dash Onderon2003-02-28 18:16:36

    Jackson - rozwaliłeś mnie tą uwagą :)

  • Dash Onderon2003-02-28 18:14:36

    Po prostu wciąga.
    Najlepiej czytać ze zgaszonym światłem.
    Kiedy ja miałem 15 lat, to nie wiedziałem
    co to jest interpunkcja. Masz u mnie 9.
    Za bardzo ci zazdroszczę żeby dać 10.
    Sorry :)

  • Mara2003-02-28 15:54:03

    Bardzo mi się podobało. Czyta się jak
    normalne sw, kto by pomyślał, że masz
    dopiero 15 lat. Świetnie łączysz wątki z
    przeszłości (Maul, Dooku...) i
    przyszłości (Pedric Cuf).
    Byłoby jednak jeszcze ciekawiej gdybyś
    wprowadził znanych juz bohaterów
    np:Eskadra Łotrów.

  • Anor2003-02-24 12:03:57

    5 rozdział - podtrzymuję moje pozytywne
    opinie. Muszę powiedzieć, że masz dużą
    swobodę pisania Ricky, chciałbym tak
    umieć...

  • Master Estuans Interius2003-02-22 20:49:09

    Zaczyna się fajnie. Czasami mieszasz
    style. Raz wydaje się że
    to "Wojny Łowców Nagród", a innym
    że trylogia "Akademia Jedi".
    Luke wydaje się zbyt świątobliwy jak na
    Lorda Sith i dla czego nie ma własnego
    mrocznego imienia
    jak Vader, Sidious, Maul, Tyranus?
    Na razie OK.

  • Ricky Skywalker2003-02-11 15:25:35

    coś się nam czat tu zrobił...

    co do liczby rozdziałów: będzie około 20
    :D

  • Anor2003-02-11 13:06:48

    Gratuluje, naprawde mi sie to opowiadanie
    podoba, szczególnie liczne nawiązania do
    UE.No i nie zgadzam sie z JedI bo wydaje
    mi się że fanfiction'y to i tak prawie
    tylko fanowie czytają... Czekamy na
    następne części. A ile to bedzie mialo
    rozdziałów, bo wydaje mi się, że z tego
    to mała książka chyba wyjdzie?

  • Ricky Skywalker2003-02-10 15:19:15

    Oczywiście, jedI. Ale to twoja opinia. A
    na holonecie mi radzili, żebym nie pisał
    jak dla laików...

  • jedI2003-02-08 17:16:41

    Czwóreczka to nareszcie porządne dialogi,
    całość nadal bardzo banalna ale warsztat
    został jeszcze poprawiony (o ile to
    wogóle możliwe). Mam taką małą uwagę, że
    często dajesz nawiązania do Jinna, Maula,
    Dooku... dobrze, jeśli jest to miecz
    Maula ale nei można pisac o pelereynie
    niz teog ni z owego, że kiedyś taką nosił
    hrabia Dooku. Coś takiego świadcyz o tym,
    że myślisz bardzo wąsko o swojej
    twórczości. Zrozumieją ją tylko fanowi
    SW, a wyobraź sobie, że ktoś kto nie
    oglądał ani jednego filmu będzie chciał
    to przeczytać...

  • Ricky Skywalker2003-02-07 11:25:02

    Poczekaj do rozdziału nr. 4, do nr. 10...
    sądzę, że Ci się spodoba, jeedaI :D

  • jedI2003-02-01 08:17:52

    Wiesz co, nieszczególnie interesuje mnie
    twój wiek ;) Czy jesteś słabym twórcą ?A
    bo ja to wiem, nikt nie dał mi prawa
    osądzania gustów innych, skoro ludzie
    oceniają cię w tej chwili na 8.67 to
    chyba powinieneś się cieszyć. Ale ludzie
    wybrali też na Eurowizję Ich Troje i
    wcale nie musi mi się to podobać.
    Mój główny zarzut wobec twojego
    fanfictiona to brak jakiegokolwiek
    wybicia się. Czytałem setki podobnych FF,
    na ForceNcie już teraz jest ich mnóstwo a
    do 2005 pewnie będą tysiące. A chodzi o
    to, żebym ja twojego FF-a zapamiętał
    wśród tych tysięcy, ale jak na razie ni
    bardzo ci się to udaje.

  • Ricky Skywalker2003-01-29 10:18:13

    Jeszcze jedno:
    niewiem, czy wam o tym mówiłem, ale ja
    mam dopiero 15 lat :D

  • Ricky Skywalker2003-01-27 11:12:16

    Jeth>jak chcesz to możesz dać trzy
    kolejne rozdziały co tydzień, ale po nich
    znowu rób co dwa tygodnie. Ok?

  • Ricky Skywalker2003-01-27 10:21:42

    Akcja została "pocięta" bo w pewnym
    momencie te dwa wątki się ze sobą zgrają
    (rozdział 6). jedI>w takim razie jestem
    według ciebie słabym twórcą?
    valerian>Jeth czytał do rozdziału 9, a
    kolejne dwa juuż skończyłem (trzeci
    kończę)

  • jedI2003-01-26 18:15:25

    Kontynuacja znacznie bardziej podobała mi
    się od wstępu. Nie wiem jednak po co
    akcja została tak pocięta, zwykle coś
    takiego stosuje się kiedy mamy dwie
    równocześnei rozgrywające się akcje
    mające istotny na siebie wypływ- ROTJ:
    bitwa o Endor. Pojedynek opisany całkiem
    nieźle, bez idiotycznie brzmiących
    ogólników... strach Skywalkera niestety
    opisany dosyć słabo, przynajmniej za
    słabo aby konkurować z dobrymi twórcami
    fanfictionów. Jednak już sam fakt, że coś
    takiego się pojawiło jest warty
    odnotowania.

  • Valarian Skywalker2003-01-24 21:07:54

    Jeth > napisałeś , że następne są lepsze
    , więc myślałem , że już są napisane i je
    czytałeś :)

  • Andaral2003-01-24 16:04:24

    Opowiedanie jak narazie jest super,
    brakuje mi tylko opcji "wersja do
    druku", trzeba nad tym pomyslec !

  • Ricky Skywalker2003-01-23 15:55:16

    W produkcji rozdziały 10 i 11... ale 7-9
    wciąż czekają na poprawki :D

  • Jeth2003-01-23 08:39:14

    Co tydzień nie. Autor musi przeciez je
    pisac, a Alinea musi je sprawdzać.

  • Valarian Skywalker2003-01-20 16:48:37

    Mi się podoba. A może by tak co tydzień
    te nowe rozdziały ?? :)

  • Jeth2003-01-12 13:31:22

    IMHO jest ono jednym
    z najlepszych
    opowiadań SW pisanych
    przez fana. A ciąg
    dalszy Thengel jest
    lepszy. Wież mi....

    Podoba mi się w tym
    opowiadaniu całkiem
    zgrabne połączenie.
    Denerwuje mnie, że
    wielu autorów tworzy
    słabe opowiadania, w
    których ginię
    kilkanaście głównych
    bohaterów. A tu
    wszystko jest
    ciekawie połączone.
    Czekam na ciąg
    dalszy.

  • Thengel2003-01-11 14:35:58

    Super. Czekam na
    dalszy ciąg....

  • jedI2003-01-11 13:55:23

    Zacznę od tego, że od
    pewnego czasu
    (dokładnie to od
    Wektora Pierwszego)
    przestałem lubić
    książki i fanfice
    umiejscowione po
    Bitwie o Endor.
    Drażni mnie w nich
    przede wszystkim
    przekombinowanie,
    niestety w tych 2
    rozdziałach też
    pojawiają się zadatki
    na coś takiego, ale
    nie można tego
    jeszcze jednoznacznie
    stwierdzić. Brak mi
    tu też emocji,
    właściwie troszkę
    mnie tylko poniosły
    przy pojawieniu się
    Palpatina. Ukazany do
    tej pory fragment
    czyta się dobrze i
    gładko, to chyba
    zaleta bardzo Star
    Warsowego stylu. A
    więc czekam na
    więcej...

  • Jackson2003-01-11 13:44:00

    Wogole Jar Jara nie
    ma!

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..