TWÓJ KOKPIT
0

Rój :: Książki

Część szósta


Wnętrze komory przypominało kształtem jajo i było wykonane z białych, zaokrąglonych płytek wyprodukowanych najprawdopodobniej przez pozaświatowców. Znajdowało się tam dwoje drzwi: jedne po przeciwnej stronie miejsca, w którym stali, i drugie, z zainstalowanym w nich sensorem, dokładnie po ich prawej stronie.
Obi-Wan podszedł do tych pierwszych. Ekran monitora był umieszczony dokładnie pośrodku, a gdy posłużył się połączoną z nim konsolą, pojawił się niewielki, choć wyraźny, hologram. Wyglądało na to, że był to obraz, który pokazywał to, co znajdowało się po drugiej stronie drzwi. Kiedy się wyostrzył, Kenobi odwrócił się, gdyż dostrzegł zwinięte ciało X’Tinga. Kolejny z braci, którzy próbowali dostać się do komory. Obi-Wan nie był pewien, co zabiło wojownika, ale miał wrażenie, że jego egzoszkielet został jak gdyby ... rozpuszczony.
Wzdrygnął się.
Jesson był już przy drugich, srebrnych drzwiach, dotykając sensorów i wciskając przyciski. Obi-Wan odczekał chwilę, dopóki nie zostało wypróbowanych kilka sekwencji, a potem sfrustrowany młody X’Ting uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę.
— Nie mogę tego otworzyć!
— Ile razy próbowałeś? — spytał zaniepokojony Obi-Wan. — Czyż nie były dozwolone tylko trzy podejścia?
— Nie tutaj — odparł Jesson. — Prawdziwe wyzwanie zaczyna się dopiero wtedy, gdy wejdziemy do środka.
— Mogę spróbować z mieczem świetlnym, jeśli sobie tego życzysz.
Jesson zaśmiał się.
— Nie uda ci się. Te drzwi zrobiono z myślą o każdym znanym źródle ciepła. Daj mi po prostu jeszcze trochę czasu ...
Ale miecz świetlny już był aktywowany i Obi-Wan skierował jarzące się ostrze w stronę drzwi.
— Odwróć głowę — ostrzegł Jedi. Jesson poszedł za jego radą.
Po paru chwilach Kenobi przekonał się, że Jesson nie przesadzał: te drzwi były o wiele mocniejsze niż poprzednie. Mimo to, broń Jedi spowodowała pęcherze na durastali i posyłała na wszystkie strony snopy iskier topiąc metal, który zaczynał spływać kroplami po drzwiach.
Chociaż wbudowano w nie całe mnóstwo pochłaniających energię obwodów, mogło to go jedynie spowolnić, ale nie powstrzymać. W końcu drzwi się poddały i gdy plasnęły o ziemię, rozrzuciły na wszystkie strony kropelki metalu. Przeszli przez dymiące jeszcze wejście i ujrzeli kolejną, przypominającą kształtem jajo komorę z trzymetrową, pięciokątną złotą pieczęcią ozdabiającą podłogę. Po drugiej stronie znajdowało się pojedyncze, zapleśniałe krzesło. Stało naprzeciwko zestawu... ale czego? Jakieś otwory wylotowe i emitery promieni były groźnie skierowane w stronę krzesła, stanowiąc nie lada wyzwanie dla tego, kto odważyłby się podjąć wyzwanie.
W chwili, gdy weszli do pomieszczenia, wyświetliły się rzędy odczytów i wskazań pomiarowych, z którymi Obi-Wan szybko się zapoznał. Większość oznaczeń była zarówno w języku X’Tingów, jak i wspólnym. Jeden z najbardziej rzucających się w oczy napisów głosił: WEZWAĆ WIJE/CZUJNIK — WIJE.
Wezwać wije? Teraz przynajmniej uzyskał częściową odpowiedź na jedno z nurtujących go pytań. Wije nie były naturalnymi mieszkańcami tamtej jaskini. To firma Toong’l Security Systems sprowadziła je, aby stworzyć dodatkowy, pasywny system bezpieczeństwa. Ale chyba nie wszystko odbyło się zgodnie z planem. Najprawdopodobniej wije przedostały się do Komnaty Bohaterów, zamieszkałej przez tylu X’Tingów.
To mogło wiele wyjaśnić. Jakiż to musiał być przerażający koszmar, gdy przeznaczone do pilnowania skarbu bestie przedostały się przez ścianę oddzielającą komorę z jajami od zamieszkałych jaskiń.
Nagle jego uwagę przyciągnął wyświetlający się hologram. Jakiś soniczny miernik opatrzony podpisem: BARIERA HIPERSONICZNA. A więc jednak. Wije mogły być wzywane za pomocą dźwięku i w taki sam sposób odpędzane. Proste, tylko że X’Tingowie o tym nie wiedzieli.
Tymczasem Jesson ostrożnie usadowił się w fotelu. Obi-Wan wyczuł zmianę w atmosferze pomieszczenia i zrozumiał, że X’Ting uspokoił się, przygotowując się do zadania, na wykonanie którego czekał od dawna.
Obie pary rąk Jessona splotły się i dał się słyszeć ostry trzask szesnastu wyłamywanych palców.
Następnie X’Ting rozpoczął sekwencję, przemawiając najpierw w mowie swojego ludu, a następnie we wspólnym, być może przez wzgląd na Jedi.
— Procedura przygotowania rozpoczęta — powiedział, gdy sześć kończyn się z owadzią precyzją przesuwało się nad panelem.
— Do czego to wszystko służy? — Obi-Wan wskazał na otwory wylotowe i emitery promieni otaczające krzesło. Czy było możliwe, że legenda — a raczej ta jej część, którą znał Jesson — była nieprecyzyjna i że w przypadku błędnych odpowiedzi to nie jaja zostaną unicestwione ale ci, który będą próbowali je zdobyć?
Pierwsze próby Jessona okazały się nieskuteczne, ale wreszcie ukazał się przed nimi hologram. Był to schemat pomieszczenia, w którym się znajdowali. Mogli na nim dostrzec wąski snop światła tuż pod złotą pieczęcią. U jego podstawy, za grubą osłoną, znajdowały się dwa cenne jaja otoczone siatką wiązek laserowych. Kenobi ostrożnie sięgnął przez Moc ... ale mechanizm kontrolujący lasery był zbyt skomplikowany, żeby mógł go zrozumieć. Rozczarowało go to. Bez wątpienia nie był w stanie obejść jego działania. Szkoda, że nie było tu Anakina. Jego padawan, ze swoją intuicyjną umiejętnością radzenia sobie z urządzeniami mechanicznymi, być może dałby sobie radę z unieszkodliwieniem zabezpieczeń. Tymczasem Obi-Wan był bezsilny.
Na szczęście dotarł tu w towarzystwie Jessona. Cała nadzieja na sukces była teraz w czterech rękach X’Tinga, który przebierał teraz palcami po panelu kontrolnym niczym wytrawny artysta grający na jakimś skomplikowanym instrumencie muzycznym. Obi-Wan słyszał wydawane przez maszynę dźwięki i odgłosy, na które jego współtowarzysz odpowiadał niemal niedostrzegalnymi ruchami palców tańczących po pulpicie.
Wreszcie hologram przesunął się w lewo i pojawiła się sfera, której trzy zewnętrzne warstwy obracały się wokół centrum przypominającym kształtem komorę z jajami.
Trzy koncentryczne warstwy. Obi-Wanowi zaschło w gardle.
Spojrzał na chronometr i w zadziwieniu stwierdził, że od chwili, gdy zeszli do katakumb minęła zaledwie jedna standardowa godzina. Tylko godzina od chwili, gdy opuścili posiedzenie rady roju. A wydawało się, że minęły dni!
W komorze zabrzmiała mowa X'Tingów sugerująca, że mówiący domagał się odpowiedzi na pytanie. Po chwili to samo zostało powtórzone we wspólnym.
— Odpowiedz na trzy pytania.
— Co jest w roju, ale nie jest roju? Co żywi, ale jest żywione? Co śni, ale nigdy nie śpi?
Jesson nabrał powietrza. Zza pasa wydobył płaski prostokąt.
— To jest ostatni klucz mikroprocesorowy — wyjaśnił. — Mam tylko trzy szanse, ale chyba nam się uda.
— Czy znasz odpowiedzi na te pytania? — spytał Obi-Wan.
— W rzeczy samej — odparł pewnie X’Ting. — Chodzi o Zeetsa. Mieszkają w roju, ale nie są X’Tingami. Produkują Mleko Życia, ale my je żywimy i otaczamy opieką. Śnią, ale są świadome — pewność X’Tinga wzrastała z każdym słowem. Umieścił kartę w przeznaczonym do tego celu miejscu.
Po chwili odezwał się głos ze skanera.
— Podaj odpowiedź.
Zeetsa — powiedział Jesson.
Po chwili przerwy sfera zaczęła obracać się trochę szybciej; jej zewnętrzna warstwa złuszczyła się, a odpadające kawałki zdawały się rozpuszczać. Osłupiały Jesson usiadł, a głos oznajmił w języku X'Tingów, a potem we wspólnym.
— Zła odpowiedź.
Jesson wstał, a jego rozszerzone oczy nie mogły ukryć niedowierzania. Głos zabrał głos.
— Usiądź, albo sesja zostanie skończona.
X’Ting zerknął na Kenobiego Otwory po obu stronach pomieszczenia otwarły się niczym kwiaty witające nadejście poranka. Obi-Wan podejrzewał — nie, był wręcz tego pewny — że jeśli sesja zostanie skończona, to samo czeka również ich. I jaja.
— Usiądź — powiedział cicho. Jesson usiadł. Otwory wydawały się teraz śledzić każdy ich ruch, a Jedi nie był przesadnie zainteresowany tym, co mogło z nich nagle wylecieć w ich stronę.
— Czy kontynuować sekwencję? — zapytał maszynowy głos.
— A mam jakiś wybór? — spytał żałośnie Jesson.
— Tak. Możesz wybrać własne unicestwienie. Wtedy jaja nie ulegną uszkodzeniu.
— Kontynuuj — X’Ting przełknął ciężko.
— Dobrze. — głos przerwał na moment. Trwało to wystarczająco długo, żeby Obi-Wan zaczął się zastanawiać, czy jeszcze go usłyszą, ale głos przemówił ponownie.
— Kto żył i trwa nadal? Kto nie dbał o uznanie, ale jest wielbiony przez wszystkich? Kto brał na siebie brzemię, a teraz brzmi fałszywie?
— Mówisz dobrze we wspólnym — stwierdził Obi-Wan. — Czy te słowa właściwie przetłumaczono?
Ząbkowane zęby wojownika zgrzytnęły.
— Moim zdaniem tak. Choć w mowie X’Tingów ma to bardziej poetycki wydźwięk.
— Kto żył i trwa nadal — ciągnął Obi Wan — to może mieć dwa znaczenia: trwa bez ruchu lub nadal się trzyma, o ile rozumiesz o co mi chodzi. Co o tym myślisz?
— Też mam takie wrażenie — odparł Jesson, ale już nie był taki pewny, jak poprzednio.
— A więc tym razem znasz odpowiedź?
Jesson spojrzał na rozpadającą się sferę. Pozostały jeszcze dwie warstwy.
— Myślę, że tak.
— To do dzieła — Obi-Wan spróbował natchnąć X’Tinga pewnością, której sam nie posiadał za wiele.
Jesson nabrał głęboko powietrza.
— Kontynuuję — odezwał się.
— Podaj odpowiedź — zabrzmiał maszynowy głos.
— Bohaterowie roju. Komnata Bohaterów.
Sekundy upływały i nic się nie działo. Nagle sfera zaczęła wirować jeszcze szybciej, a druga warstwa również zaczęła się zmniejszać, aż znikła zupełnie.
— Zła odpowiedź — poinformował głos.
Jesson zadrżał na krześle, a Obi-Wan wyczuł w powietrzu ostry, cierpki zapach. Czy to strach?
— Nie powinni mnie byli tu przysyłać — zaczął X’Ting.
Użalanie się? Jesson nie wyglądał na takiego, co to ...
Wojownik podjął wątek.
— Przeze mnie jaja zostaną zniszczone.
A więc o to chodziło. Żadne użalanie się nad sobą. Obawa o jaja to było wszystko, co Obi-Wan słyszał w głosie X’Tinga, czytał w mowie jego ciała i czuł w powietrzu.
Wojownik był na skraju poddania się. Obi-Wan widywał już takie rzeczy wcześniej. To nie był strach — a przynajmniej nie w tym sensie, w jakim postrzegała go większość istot — gdyż ten strach jest zwykle powiązany z osobistą stratą: wizerunku, zdrowia, czy życia. Nawet bez umiejętności właściwego rozumienia unoszących się w powietrzu feromonów, Kenobi wiedział, że nie było to także źródłem cierpienia X’Tinga. Jesson kochał swój rój i dlatego przeraźliwie bał się go zawieść. Wybrano go nie bez kozery. Byłby uszczęśliwiony mogąc oddać życie wykonując to zadanie, nawet zginąć anonimowo i w wielkim cierpieniu, byleby tylko jego rój mógł ocaleć i rosnąć w siłę, aby zdobyć należną mu chwałę.
Z rękami zawieszonymi nad panelem kontrolnym Jesson wydawał się być całkowicie objęty paraliżującymi więzami. Każdy mięsień jego ciała zastygł w niepowstrzymanym skurczu, a jego pewność siebie wyczerpała się z chwilą, gdy dotarła do niego świadomość tego, że zawiódł.
— Jak? — odezwał się. — Jak mogło do tego dojść? Jakich odpowiedzi należało udzielić?
— Tego nie możemy wiedzieć — odparł Obi-Wan kładąc rękę na ramieniu X’Tinga. — Zawsze możemy zrobić tylko tyle, ile jest w naszej mocy. Reszta jest w rękach Mocy.
— Mocy! — wyrzucił z siebie Jesson. — Słyszałem to i owo o Jedi i ich cennej Mocy.
— To nie jest nasza Moc — powiedział Obi-Wan próbując go pocieszyć. — To ona nami włada. I tobą. Stworzyła nas, ale także jest tworzona przez nas.
— Zagadki! — wrzasnął Jesson. — Same zagadki. Mam ich już dość.
Zeskoczył z krzesła i podbiegł do drzwi uderzając w nie raz po raz i krzycząc.
— Wypuśćcie mnie!
— Usiądź, albo sesja zostanie skończona — zabrzmiał spokojny, mechaniczny głos.
Obi-Wan spojrzał na Jessona i podjął szybką decyzję. Sam usiadł na krześle.
— Brak uruchamiającego proces — oznajmił bezosobowy, syntetyczny głos. — Tylko on może go zakończyć.
Kenobi popatrzył przez ramię na rannego, załamanego wojownika. Jak dumny i pewny siebie wydawał się być jeszcze godzinę temu. Jak oczywistym był teraz fakt, że ta duma była jedynie cienką powłoką, tarczą chroniącą go przed obawą zawiedzenia swojego ludu; wsparciem, które pozwalało mu dźwigać ogromny ciężar odpowiedzialności.
— On nie może kontynuować — rzucił Jedi.
— Za sto standartowych sekund sesja zostanie zakończona — powiedział głos. — Dziewięćdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt osiem ...
— Zadaj pytanie mnie! — głos Obi-Wana był już desperacki. — Proszę. Zadaj pytanie mnie ...
— Dziewięćdziesiąt trzy, dziewięćdziesiąt dwa ...
Kenobi zeskoczył z siedzenia i ruszył w kierunku Jessona, nadal skulonego na podłodze, z pierwszymi i drugimi rękami obejmującymi kolana.
— Jesson — Obi-Wan zdobył się na swój najbardziej uspokajający głos — Musisz podjąć jeszcze jedną próbę.
— Nie dam rady.
— Musisz. Nikt inny tego nie zrobi.
X’Ting schował głowę między kolanami i zadrżał.
— Przez całe życie — ciągnął Obi-Wan — przygotowywałeś się do wielkiego wyzwania. Tak jak wszyscy wojownicy.
X’Ting milczał.
— Nie myśl, że nie wiem, co czujesz. Twój klan wojowników nie będzie w stanie ochronić roju przed Cestus Cybernetics. Firma ma siłę, której twój lud nie sprosta. Myślisz, że nawet twoja śmierć nie przyczyni się do uwolnienia twoich pobratymców. Ani twój największy nawet wysiłek. W głębi serca czujesz, że nie zostało już nic.
Jesson wreszcie podniósł głowę.
— Wiesz jak to jest?
— Tak jest wszędzie, we wszystkich zakątkach galaktyki — zapewnił go Jedi. — Gdziekolwiek podbijane są narody, to na wojownikach spoczywa największy ciężar. Ponieważ są najbardziej niebezpieczni.
— Siedemdziesiąt, sześćdziesiąt dziewięć, sześćdziesiąt osiem ...
— Przez całe życie — odezwał się Jesson — wszystko, czego chciałem, to wypełnić misję, do której zostałem stworzony przy narodzinach. Tak jak w przypadku moich przodków. Gdy rodzi się samica, ma składać zdrowe jaja, uczyć się, leczyć i nauczać. Gdy samiec — walczyć za swój rój i ochraniać go. Może nawet przy tym zginąć.
Jesson spojrzał na Obi-Wana, a w jego fasetkowatych oczach pojawiła się nadzieja. Jeśli pozaświatowiec jest w stanie zrozumieć jego nieszczęście to może, ale tylko może, jest jakieś wyjście. Tam leżała odpowiedź.
— A kiedy G’Mai Duris odzyskała przywództwo w radzie, miałeś nadzieję.
— To prawda.
— Pięćdziesiąt cztery, pięćdziesiąt trzy ...
Obi-Wan próbował mówić spokojnie, choć czuł, że niecierpliwość aż się w nim gotowała.
— A kiedy zostałeś wybrany do tej misji, myślałeś, że oto nadeszła twoja chwila. Wreszcie dostałeś szansę zasłużenia się dla roju. To był moment twojej chwały!
— To prawda.
— I nadal jest — zapewnił go Kenobi. — Wszyscy wojownicy marzą o podbojach, zwycięstwach i chwalebnej śmierci. Ale nikt z nas nie zna ceny własnego życia. Wartości własnej śmierci. O tym będą decydowali inni, gdy nas już nie będzie. Wszystko, co możemy to walczyć, wykorzystując naszą odwagę i współczucie, drogo sprzedając własne życie. A kiedy bój się zakończy, to inni osądzą, czy nasze poświęcenie było daremne a może nie, może było tym, co przeważyło szalę. Część z nas musi rzucić swój los na ofiarny ołtarz. Choć niektórzy z nas wygrają.
Jesson spojrzał na niego z rosnącą nadzieją i zrozumieniem.
— A jeśli przegram, czy królewskie jaja zginą?
— Wtedy powiedzą, że zrobiłeś wszystko, co było w twojej mocy, służąc z całych sił chwale roju.
— A jeśli porażka będzie kosztować także twoje życie, Jedi?
Życzliwość biła z głosu Kenobiego.
— Moje życie zostało położone na szali już w chwili, gdy wybrałem swoją drogę. Nie krocz ścieżką wojny, ochraniaj życie. To marzenie ściętej głowy. Żyj w uszanowaniu zasad, które są dla ciebie najważniejsze. Dąż do doskonałości w tym, co potrafisz najlepiej. Drogo sprzedaj swoje życie.
— Dochowaj wierności rojowi — dodał Jesson.
— Tak.
— Jakim sposobem człowiek może rozumieć to aż tak dobrze?
Obi-Wan uśmiechnął się.
— Wszyscy mamy swój rój — zakonkludował.
— Dwadzieścia siedem, dwadzieścia sześć ...
— A teraz wstań wojowniku X’Tingów — głos Obi-Wana był twardy niczym durastal.
Jesson podniósł się z ziemi.
— Piętnaście, czternaście ...
X’Ting ponownie usiadł na krześle. Odliczanie zostało przerwane.
— Czy możesz kontynuować? — spytał głos, najpierw w kląskaniu X’Tingów, a potem we wspólnym.
Jesson potwierdził.
Nastąpiła chwila przerwy. Przedstawiona na hologramie sfera wirowała chyba jeszcze szybciej. Ale pojedyncza warstwa nadal okrywała komorę z jajami.
— Podaj odpowiedź — zabrzmiał maszynowy głos. — Kto żywi się naszymi jajami i ukrywa teraz swoje młode. Czyją siecią strachu są teraz zniewolone? Kto skradł słońce, ale teraz żyje w ciemności?
— To zbyt proste — stwierdził Jesson.
— Czasem prostota jest najlepszą ochroną — zapewnił go Obi-Wan. — Nie bądź zbyt przebiegły. Trzymaj się prawdy.
— Tak samo robiłem już poprzednio — odparł Jesson. — I dwukrotnie się pomyliłem.
— Stworzył to twój lud — powiedział Obi-Wan. — Nie uczynili tego po to, by cię skazać na klęskę. Zaufaj swoim przodkom.
Mimo to Kenobi czuł chodzące mu po plecach ciarki. Było tam coś. Ostrzeżenie? Wskazówka? Coś. Ale co? Czy miało to związek z bronią, która otaczała krzesło? Otwory wylotowe. Pytania. Najwyraźniej bardzo proste dla X’Tinga.
Ale odpowiedzi były błędne.
Instynkt Obi-Wana szalał, ale Jedi nie mógł pojąć, co chciał mu przez to powiedzieć. Nie mógł, ale musiał. To była ostatnia szansa, a jeśli nie mógł pomóc Jessonowi, wszystko było stracone, a jego misja także zakończy się fiaskiem.
Mimo to, w głębi serca, słyszał prostą odpowiedź, którą podpowiadała mu Moc.
— Odpowiedz zgodnie z prawdą — zachęcił jeszcze raz X’Tinga. — Nie sil się na spryt. Nie zgaduj. Odpowiedz zgodnie z tym, co wiesz.
Jesson skinął głową.
— Pająki — wyrzekł w końcu. — Kiedyś były władcami planety. Kiedyś zmusiły nas, byśmy zeszli pod ziemię. Odesłaliśmy ich w ciemność.
Jego ręce rozczapierzyły się nad panelem kontrolnym, a jego spojrzenie utkwiło w obracającej się sferze.
— Co takiego? Niemożliwe.
Sfera wirowała jeszcze szybciej, a w pomieszczeniu dał się słyszeć skowyt, który wydawał się spowić ich ze wszystkich stron. Sfera ponownie przyspieszyła, a jej ostatnia warstwa zanikła.
— Zła odpowiedź — oznajmił głos. — Unicestwienie jaj rozpoczęte.
Obi-Wan stał i patrzył niczym porażony. Jak mógł się tak pomylić? Rzadko zmysły potrafiły zawieść go tak, jak teraz. Być może udałoby mu się przepalić mieczem podłogę i ocalić królewskie jaja.
Aktywował miecz świetlny i wbił go w pięciokątną pieczęć na podłodze. Wyobrażał sobie, że pod nią znajdzie durastalowe wieko skarbca. Obraz na hologramie topił się i płonął, a Jedi ciął podłogę sypiąc na wszystkie strony iskrami i wypełniając pomieszczenie dymem. Jesson siedział ogłuszony na krześle nie mogąc wykonać najmniejszego ruchu.
— To niemożliwe — powtórzył. — Zrobiłem wszystko tak jak trzeba. Wszystko. Niech to nie będzie prawda, proszę.
— Proces unicestwienia zakończony w pięćdziesięciu procentach ...
Światło w komorze migotało w przyprawiających o zawrót głowy sekwencjach, a z otworów wylotowych w narożnikach pomieszczenia zaczynał wydobywać się zielonkawy gaz. Obi-Wan nałożył sobie aparat oddechowy, żałując, że nie ma drugiego takiego dla Jessona. Ale jeśli udałoby mu się przebić do skarbca i wydobyć jaja, to nawet jeśli zginąłby jego towarzysz misja byłaby …
— Jaja unicestwione.
Zdrętwiał.
Jesson oparł się o panel i zaniósł szlochem.
— Zabijcie mnie, zabijcie — nie miał na myśli nikogo konkretnego, ale ogólnie zwracał się do całego wszechświata.
Śmiercionośne emitery wokół X’Tinga zaczęły się jarzyć, a wypełniająca powietrze mgiełka zaczynała przesuwać się w ich stronę. Po paru minutach w pomieszczeniu nie było już mgły, ale Jesson już się nie poruszał. Obi-Wan spojrzał na zwiotczałe ciało swojego towarzysza, doznając takiej goryczy porażki i desperacji, jakiej jeszcze nigdy nie odczuwał.
Wtedy... X’Ting drgnął.
Po chwili usiadł i rozejrzał się wkoło, ale zrobił to bardzo ospale.
— Dlaczego jeszcze żyję? — spytał.
— Spójrz na hologram — powiedział cicho Obi-Wan.
— Widok, który już wcześniej widzieli, zaczął być wyświetlany na nowo. W swej miniaturowej formie, komora z jajami podnosiła się skąpana w snopie światła.
— Co... co to jest? — spytał Jesson.
Komputer przemówił serią kląskań i klików.
— Co to mówi? — zniecierpliwił się Obi-Wan.
Jesson przysłuchiwał się z uwagą.
— Mówi ... gratuluję wojowniku X’Tingów. Osiągnąłeś sukces.
Obi-Wan był cały osłupiały. Co tu się wydarzyło?
Przyjrzał się baczniej umieszczonym wokół krzesła emiterom i pojął, że się pomylił. To nie była broń. To były czujniki. A gaz? To musiała był jakaś analityczna mieszanka, która połączyła się z feromonami Jessona, którymi emanował będąc poddany sytuacji stresowej. Wynikła z połączenia substancja została ponownie pochłonięta i przeanalizowana przez czujniki.
Zrozumienie uderzyło w niego niczym grom.
— Nie musiałeś odpowiadać na te pytania poprawnie — oznajmił Obi-Wan. — Choć prawdopodobnie tak zrobiłeś udowadniając, że znasz historię swojego ludu. Czujniki sprawdziły, że jesteś też X’Tingiem. Ale musiały sprawdzić, jak zareagujesz na porażkę.
— Na... porażkę? Nie pojmuję.
— Mogłeś szukać jaj po to, aby je zniszczyć. Albo po to, żeby sprawować kontrolę nad wszystkimi X’Tingami. Powodem mogła być też żądza władzy lub chciwość, Ale jeśli przybyłeś tu w imię miłości do roju, i zawiodłeś, i widziałeś unicestwienie królewskich jaj, nie mogłeś czuć gniewu, tylko cierpienie. To nie test przeznaczony dla twojego umysłu tylko dla serca.
— To wyczuło mój żal — zrozumiał Jesson.
Nadpalona złota pieczęć uniosła się, odkrywając durastalową kolumnę o takim samym kształcie. Kolumna także się uniosła i gdy wysunęła się już na wysokość Jessona, odsłoniła skarbiec. Grube, przezroczyste kryształowe pokrywy otworzyły się, ukazując wysoki na pół metra dysk. Wokół jego krawędzi migotały czerwono-białe światełka uruchomionego pierścienia antygrawitacyjnego. Z największą ostrożnością Jesson wydobył dysk na zewnątrz. Dzięki pierścieniowi wydawało się, że waży kilka gram. Trzymając go zawieszonego nad ziemią, X’Ting i Jedi sprawdzili odczyt ze znajdującego się na nim czujnika.
— Żyją — wyszeptał Jesson. — Zabiorę ich do rady. Nasz klan medyków będzie wiedział, co należy zrobić.
— Tak — odezwał się Kenobi.
Ściany migotały jeszcze gwałtowniej. Z głośnika zaczęła wydobywać się głęboka, tubalna wibracja, która niemal potrząsnęła Obi-Wanem.
— A to co? — spytał Jesson.
Obi-Wan przypatrzył się czujnikom.
— To chyba bariera hipersoniczna. Pomieszczenie toruje nam drogę wśród wijów.
Drzwi otworzyły się. Popatrzyli jeszcze na drugą stronę komory. Na wpół stopiony X’Ting nadal tam był.
— Co go zabiło? — spytał Jesson.
— Nie mam pojęcia. I nie mam zamiaru tego sprawdzać. Znamy niebezpieczeństwa. Wracajmy więc tą samą drogą.




1 2 3 4 5 (6) 7

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 7

Użytkownik Ocena Data
Jamboleo 10 2014-09-23 19:59:03
Bednarz 10 2010-05-08 17:59:54
Jabba the best 10 2008-08-07 14:47:34
Zuris 10 2006-06-07 08:03:56
Obi-Wan Skywalker 9 2011-08-28 21:45:55
ooryl 9 2005-12-01 18:49:02
Bubi 9 2005-11-02 08:30:03


TAGI: eBook (23) Opowiadanie (oficjalne) (73) Steve Barnes (2)

KOMENTARZE (8)

  • Jamboleo2014-09-23 20:01:50

    Za opowiadanie 10/10
    Za tłumaczenie 10/10

  • Obi-Wan Skywalker2011-09-05 16:48:00

    Świetne opowiadanie, gdyby było w książce dałbym jej ocenę o jeden stopień wyżej. Ale jest tu jeden błąd. W książce Obi-Wan dowiaduje się, że Yoda był na Cestusie, jeszcze przed akcją tego opowiadania, ale to mały szczegół.

  • Bednarz2010-05-08 18:05:59

    Świetna historyjka, mimo iż w środek tuneli wkradła się szczypta nudy, przyćmiona błyskotliwym zakończeniem. Jedna uwaga nie koniecznie do tłumacza. Czy te odległości są na pewno w metrach? Aha. No i ciekawe w którym momencie książki "Spisek na Cestusie" dzieje się akcja? 10/10.

  • Jabba the best2008-08-07 14:48:12

    Fajne opowiadanie i wspaniałe tłumaczenie.

  • Kirdan162006-11-03 21:42:07

    Kapitalna historyjka :00

  • Zuris2006-06-07 08:00:28

    Bardzo ciekawy i dobrze przetłumaczony tekst

  • Bubi2005-11-02 09:00:02

    bardzo fajny tekst. Szczególnie podoba mi sie zakończenie. Od razu przypomina mi sie mały uśmiechnięty od jednego wielkiego ucha do drugiego mistrz yoda z TESB :)

  • Aquenral2005-11-02 08:34:07

    I fajnie...

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..