TWÓJ KOKPIT
0

"Atak klonów", czyli tragedii akt drugi :: Atak klonów

Tu koniecznie trzeba zwrócić uwagę na wątek miłosny, nie przeszkadza on w oglądaniu, filmu, zwłaszcza słysząc piękne utwory jak „Across the Stars” czy „The Meadow Picnic”, ale niestety jest trochę jakby naciągany. Z tym, że tak naprawdę nie wiadomo czy jest to wada, czy zaleta. Bo żeby tę miłość w jakiś rozsądny sposób uwiarygodnić, trzeba byłoby pokazać dwa a może nawet trzy razy więcej scen miłosnych. Tylko, że wtedy akcja „Ataku” nie byłaby tak szybka i wciągająca. I właśnie to powoduje, że można bez problemu zaakceptować ten wątek, choć wszystko, jak w całym filmie, dzieje się bardzo szybko, może nawet za szybko. Tempo akcji jest jednym z głównych wyznaczników nowej części.

Bardzo ciekawie prezentuje się postać Anakina. Hayden Christensen musiał pokazać wiarygodnie, jak chłopak pełen serca staja się Darthem Vaderem. W „Ataku klonów” Anakin nie stanie się jeszcze Vaderem, ale uczynił już pewne kroki we „właściwym” kierunku. Anakin jest niecierpliwy, narwany i pewny siebie. Ma olbrzymie umiejętności i wie o tym, przez to staje się arogancki, ale także nieobliczalny, żeby nie powiedzieć niezrównoważony. Młody Skywalker w swoim sercu skrywa silne emocje, takie jak ambicja, ale i miłość do Padme oraz matki. Jedi nie byli szkoleni jak sobie z takimi emocjami radzić, więc choć Obi-wan, który doskonale zna swojego padawana (czyli ucznia), ostrzega radę przed grożącym niebezpieczeństwem, ta jednak zupełnie ignoruje te uwagi. Anakin w wielu miejscach filmu daje upust swojemu narwaniu, a to wyskakuje sobie ze śmigacza, a to bezmyślnie kogoś atakuje, ale z drugiej strony, wciąż stara się być dobry, bo tak jak to mówił Lucas, on w głębi serca zawsze był dobry. W „Ataku klonów” Anakin powoli staje się Vaderem i to nie tylko psychicznie...

Obi-wan McGregora jest niewątpliwie bardziej wyluzowany. Ewan w końcu gra, a nie stroi miny i macha mieczem. Obi-wan jest już mistrzem Jedi, mistrzem, który choć niezależny, jest już uosobieniem spokoju. Widać to np. w klubie Outlander, kiedy to narwany Anakin szuka Zam Wessel, łowczyni nagród, a Obi-wan idzie się spokojnie napić. Zresztą widać, że Kenobi ceni sobie bardziej takie życie, niż zabawę w politykę. Obi-wan ma szerokie znajomości, np. z niejakim Dexterem Jettsterem (świetnie nakreślona postać i doskonale zanimowana), który w znaczący sposób pomaga Obi-wanowi rozwiązać zagadkę zamachu, ale który także niejedno ma na sumieniu. Woli on spotykać się z przestępcami i łotrami, niż z politykami. Ewan jest już także pewniejszy i bardziej radosny w odgrywaniu tej roli, ale to także zasługa roli, widać ewolucję Obi-wana, który w „Mrocznym Widmie” próbował ironizować („W jednym miałeś rację mistrzu, negocjacje były krótkie”), a Qui-Gon Jinn tylko się uśmiechał. Tutaj Obi-wan znacznie częściej ironizuje, czasami nawet do robota R4 lub do samego siebie, ale najwięcej zabawnych potyczek słownych jest pomiędzy nim, a jego uczniem Anakinem. O ile Qui-Gon Jinn tylko się uśmiechał, to Obi-wan i Anakin w jakiś sposób ze sobą konkurują na riposty, ale obydwu sprawia to niewątpliwą przyjemność. Żeby jednak nie przegiąć postaci, Obi-wan faktycznie od czasu do czasu palnie jakieś głupstwo, jak chociażby w rozmowie z Macem Windu i Yodą pod koniec filmu. Dzięki temu Obi-wan jest naprawdę bardziej ludzki, realny i jest jednym z najciekawszych Jedi, w galaktyce.



1 (2) 3 4 5 6 7 8


TAGI: Bastionowe recenzje (66) Epizod II: Atak klonów (65) Stopklatka (3)
Loading..