TWÓJ KOKPIT
0

Darth Maul: Sabotażysta :: Książki

Tytuł orginału: STAR WARS: Darth Maul - Saboteur
Autor: James Luceno
Tłumaczenie: "Jabba the best" i "Neurofinix"


Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie jest wykonane dla fanów, przez fanów



Niemalże każda planeta w sektorze Videnda mogła zaproponować coś, dla czego warto ją odwiedzić. Ciepłe morza, zielone lasy lub żyzne łąki rozpościerające się aż po horyzont. Odległy świat Dorvalla miał kawałek z tego wszystkiego, jednak najbardziej słynął z olbrzymich złóż rudy lommitu, podstawowego składnika transpastali. Tego twardego, przeźroczystego metalu używano w całej galaktyce do produkcji okien i kabin statków kosmicznych, oraz budynków naziemnych. Złoża lommitu były na Dorvalli na tyle bogate, że jedna czwarta skromnej miejscowej populacji była zatrudniona w fabrykach opartych na wydobyciu i wstępnej obróbce lommitu. Przemysł na planecie kontrolowały dwie ostro konkurujące ze sobą kompanie - Lommite Limited oraz InterGalactic Ore.

Kredową rudę lommitu wydobywano głównie w rejonach tropikalnych planety. Główna baza Lommite Limited znajdowała się na zachodniej półkuli, w szerokiej kotlinie pokrytej gęstym lasem, którą otaczały strome zbocza. Kiedyś znajdowały się tu pradawne morza, później ruchy płyt tektonicznych wypchnęły na powierzchnię olbrzymie, strome skały. Wysokie i skaliste góry zwieńczone przez bujną roślinność, drzewa i paprocie prehistorycznych rozmiarów, wznosiły się ponad krainą jak oświetlone światłem słonecznym oślepiająco białe wyspy. Tryskały z nich malutkie wodospady, które musiały przebyć tysiące metrów zanim dotknęły dna doliny.

Jednak to, co kiedyś było odludziem, stało się tylko jedynie kolejnym miejscem eksploatacji lommitu. Potężne roboty wydobywcze wyryły w zboczach wielu klifów obszerne chodniki górnicze oraz dwa okrągłe doki, wystarczająco duże, by zmieściły się w nich dziesiątki niezgrabnych transportowców kosmicznych. W skałach utworzono dziesiątki szybów górniczych, a głębokie kratery były zalane skażoną wodą, w której odbijały się, jak w zamglonych lustrach, słońce i niebo.

Nieustająca praca robotów była wspierana przez żywych górników różnych ras, między którymi wydobywana ruda zacierała różnice. Nikomu nie zależało na tym, jaki był naturalny odcień skóry, włosów, piór czy łusek górników, ponieważ każdy z nich był pokryty cienką warstwą białego pyłu, przypominającego swym odcieniem galaktyczny świt. Wszyscy zgodnie odczuwali, że od życia należy im się więcej, lecz Lommite Limited nie prosperowała na tyle, by móc sobie pozwolić na wydobywanie tylko przy pomocy robotów, a Dorvalla nie oferowała innej możliwości zarobku. A jednak nie odbierało to marzeń niektórym górnikom.

Patch Bruit, kierownik prac terenowych kompanii Lommite Limited, był człowiekiem, który pod warstwą rutyny z prochu rudy lommitu, bardzo długo marzył, aby rozpocząć wszystko od początku. Przeprowadzić się na Coruscant, lub inny ze światów galaktycznego jądra, i rozpocząć życie na swój sposób. Jednak jego marzenie było dalekie od spełnienia, a najprawdopodobniej nigdy go nie zrealizuje, jeżeli nadal będzie swoją skromną płacę zwracać pracodawcy, wydając ją w drogich sklepach należących do kompanii i rozrzucając resztki, które zostaną na hazard i picie.

Dla Lommite Limited harował już niemal dwadzieścia lat i przez ten czas zdołał awansować z dziur w ziemi na stanowisko kierownicze. Jednak z lepszą pozycją w pracy zwiększała się odpowiedzialność i to bardziej niż oczekiwał. Po niedawnych przypadkach sabotażu przemysłowego kończyła mu się powoli cierpliwość.

Z kanciastej stacji kontroli, w której Bruit spędzał większość swego czasu pracy, rozpościerał się widok na las skał, wyrzutnię statków kosmicznych oraz lądowisko. Na licznych ekranach, które znajdowały się w stacji kontroli, można było zobaczyć repulsorowe platformy, które przewoziły grupy górników do otworów wylotowych sztucznych jaskiń - głębokich blizn rozsianych po stromych zboczach gór. W kilku miejscach silne zwierzęta z potężnymi szyjami i łagodnymi oczyma pomagały podnosić platformy.

Technicy, którzy pracowali razem z Bruitem w stacji kontroli, lubili podczas pracy słuchać muzyki, którą jednak trudno było usłyszeć z powodu ciągłego huczenia maszyn wiertniczych, głębokiego buczenia zwierząt dźwigających platformy, oraz okropnego hałasu odlatujących transportowców.

Ściany stacji kontroli były wykonane z transpastali w trzech warstwach o grubości palca. Miało to ochronić wnętrze stacji przed prochem z rudy lommitu, jednak w rzeczywistości takiej ochrony to nie zapewniało. Mikroskopijny proch, podobny do iłu, przenikał nawet najmniejszymi szczelinami, i wszystko pokrywała jego cienka, biała warstwa. Chociaż Bruit starał się pozbyć tej warstewki, nigdy mu się to nie udało. Nie pomagał nawet prysznic czy kąpiel ultradźwiękowa. Czuł go dokądkolwiek poszedł, w jedzeniu, które serwowano w restauracjach kompanii a czasami przenikał on nawet do jego snów. Proch lommitowy był na tyle wszędobylski, że kiedy patrzono na Dorvallę z kosmosu, to wydawało się, że planeta w rejonie równika jest opasana białym pasem.

Szczęśliwym trafem, w okręgu stu kilometrów od miejsca wydobywania rudy lommitu przez kompanię Lommite Limited, byli wszyscy - górnicy, handlowcy, a nawet barmani - w jednakowych tarapatach. Jednak to, co na pierwszy rzut oka miałoby wyglądać jako jedna rodzinka, w rzeczywistości takie nie było. Powtarzające się przypadki sabotażu wytworzyły atmosferę ostrożności i nieufności nawet między górnikami pracującymi jeden obok drugiego w szybach górniczych.

- Transportowce drugiej grupy są gotowe do odlotu, szefie - zgłosił jeden z techników rasy ludzkiej.

Bruit skierował wzrok na jeden z mechanicznych transportowców, sterowanych robotami, które miały za zadanie sprowadzić je na orbitę. Tam znajdowała się wydobyta ruda, przenoszona na pokłady flotylli statków transportowych należących do kompanii, a te następnie przewoziły ją do fabryk na planetach wzdłuż szlaku rimmiańskiego, a czasami nawet aż na planety oddalonego jądra galaktycznego.

- Włącz sygnał ostrzegawczy - nakazał Bruit.

Technik nacisnął kilka przycisków na panelu sterowania, po czym na zewnątrz rozległo się wycie syreny. Pracownicy wraz z robotami serwisowymi wynieśli się z terenu strefy startowej. Bruit zerknął na ekrany pokazujące transportowce z bliska. Szczegółowo przyglądał im się, poszukując śladów czegoś podejrzanego.

- Strefa startowa jest pusta - stwierdził ten sam technik. - Transportowce czekają na sygnał do startu.

Bruit skinął głową.

- Rozpocząć odliczanie.

Były to czynności rutynowe, które będą się powtarzać jeszcze co najmniej dziesięć razy, zanim Bruitowi nie skończy się czas pracy i to nastąpi jak zwykle dopiero długo po zachodzie słońca.

Dzięki repulsorom, osiem bezzałogowych transportowców dźwignęło się z ziemi, zrobiło piruet i skierowało swe tępe dzioby na południowy-zachód. Powietrze pod nimi falowało pod wpływem żaru. Kiedy transportowce osiągnęły wysokość pięćdziesięciu metrów włączyły się silniki podświetlne i maszyny wystrzeliły wysoko w niebo zanieczyszczone prochem rudy lommitu.

Ziemia zatrzęsła się trochę i Bruit aż w kościach poczuł uspokajające huczenie. Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. Przez następną godzinę może sobie spokojnie odpocząć. Odwrócił się od widoku na strefę startową i wtedy jego kości i uszy zwróciły mu uwagę na zmianę w huczącym dźwięku - niepozorne obniżenie głośności, które nie miało prawa nastąpić.

Nagle zrozumiał co się dzieje. Na jego czole i dłoniach pojawił się lodowaty pot. Odwrócił się i przycisnął twarz do południowej, przeźroczystej ściany stacji kontroli. Wysoko na niebie zobaczył dwa transportowce zbaczające z kursu reszty grupy. Gazy wylotowe z ich silników narysowały na niebie półokrąg - w odróżnieniu od prostych linii transportowców podążających nadal na orbitę planety.

- Czternastka i szesnastka - potwierdził technik. - Staram się wyłączyć ich silniki podświetlne i przełączyć z powrotem na repulsory. Bez reakcji. W dodatku przyśpieszają!

Oczy Bruita pozostawały nadal przyklejone do szyby.

- Dokąd się kierują?

- Z powrotem do nas!

Bruit przycisnął sobie rękę do czoła.

- Włącz autodestrukcję.

Palce technika śmigały po panelu sterowania.

- Nie da się.

- Włącz systemy awaryjne.

- Ciągle brak reakcji. Systemy awaryjne zostały wyłączone.

Bruit zaklął szpetnie.

- Sprecyzuj ich kierunek.

- Kierują się wprost na Zamek.

Bruit rzucił wzrokiem na wymienioną skałę. Była jedną z największych w tej kopalni i nazywano ją tak dlatego, że jej zachodnią i południową ścianę ozdabiały naturalne wieże skalne.

- Zarządź ewakuację. Najwyższy priorytet.

W oddali zaczęły wyć syreny. Za kilka chwil Bruit zobaczył wybiegających z kopalni i wskakujących na czekające platformy repulsorowe górników. Dwie z nich, już zapełnione, opuszczały się na ziemię.

- Przekaż obsłudze platform, by pozostały w powietrzu - wycedził Bruit. - Na ziemi nie będą bezpieczniejsi niż w kopalni. I wydostań stąd te roboty i zwierzęta!

Olbrzymi dwunogi robot wiertniczy wyszedł z jednego z szybów, włączył repulsory i rozpoczął opadanie w rzadkim powietrzu.

- Trzydzieści sekund do zderzenia - oznajmił technik.

- Katapultować roboty prowadzące transportowce.

- Są na zewnątrz.

Bruit zacisnął pięści. Dwa bezzałogowe transportowce pędziły obok siebie w dół, jakby ścigały się, który z nich pierwszy uderzy w Zamek. Podczas gdy Bruit patrzył na transportowce, technikom udało się wyłączyć silniki czternastki, natomiast szesnastka zaczęła się palić. Jednak transportowców nie dało się już zatrzymać. Spadały, napędzane siłą ciężkości.

W stacji kontroli wszystkie roboty i żywe istoty kurczyły się za panelami sterowania, jedynie Bruit nadal stał przy oknie i wcale nie obchodziło go, że fala ciśnienia może zmienić transpastalowe ściany stacji w deszcz śmiercionośnych pocisków.

Transportowce uderzyły w Zamek niemal równocześnie, trafiając w niego tuż ponad najwyżej położonym szybem, około pięćdziesiąt metrów pod zielenią zarośniętym wierzchołkiem skały.

Zamek zniknął w oślepiającym rozbłysku światła. Zaraz potem nad krainą rozległ się ogłuszający huk eksplozji, który odbijał się od stromych ścian skał. Z powierzchni skały oderwały się olbrzymie bryły kamieni, natomiast obie eleganckie wieże runęły na ziemię. Z wejść do korytarzy górniczych wyleciały chmury prochu. Wyglądało to, jakby Zamek próbował wykaszleć z siebie wszelki lommit. Powietrze zapełniło się powiększającymi się chmurami pyłu, białymi jak śnieg. Niemal natychmiast proch zaczął osiadać, sypiąc się z nieba jak wulkaniczny popiół, zasypując wszystko w odległości stu metrów od miejsca wybuchu po tej stronie gór.

Bruit ciągle jeszcze stał bez ruchu, dopóki wirująca chmura prochu nie dosięgła stacji kontroli i widoku nie przesłoniła nieprzenikniona biel.



(1) 2 3 4 5 6 7

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 14

Użytkownik Ocena Data
Daph 10 2019-02-15 14:39:16
kamilsidious 10 2011-02-17 19:41:26
napoleon 10 2011-02-17 15:10:14
MORMON 10 2010-12-29 14:05:32
Qel Asim 10 2010-10-22 00:09:32
Lord Jabba 10 2010-07-22 22:22:34
HcMaverick 10 2010-07-19 20:48:16
Threepio 10 2010-07-18 01:30:36
Shar Gul 10 2010-07-15 17:02:34
Raham Kota 10 2010-07-13 19:42:05
Darth Zabrak 9 2014-08-06 21:11:31
Jamboleo 9 2014-07-11 08:44:49
Przemekk9 8 2021-05-02 21:52:15
luke skywalker961904 8 2011-07-24 17:51:22


TAGI: eBook (23) James Luceno (22) Opowiadanie (oficjalne) (73)

KOMENTARZE (5)

  • Jamboleo2014-07-11 08:45:25

    Brawa dla tłumaczy

  • napoleon2011-02-17 15:09:39

    dobre nawet bardzo

  • Lord Jabba2010-07-22 22:28:40

    Luceno jak zwykle prezentuje wysoki poziom. 10/10

  • Matek2010-07-19 10:51:34

    Aż się zapisałem do fanklubu :D

  • Threepio2010-07-18 01:50:47

    Pięknie dziękuję, to była niezapomniana noc. Siedem lat marzyłem o przeczytaniu tego tekstu, już myślałem, że będę musiał "rozszerzyć swoje lingwistyczne oprogramowanie" a tu taka niespodzianka.
    10/10

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..