TWÓJ KOKPIT
0

Steve Sansweet :: Newsy

NEWSY (128) TEKSTY (5)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

O początkach rancza Obi-Wan

2012-08-30 13:43:15

Nie zostaje się właścicielem największej kolekcji gwiezdno-wojennej od tak, z dnia na dzień. Nim trzeba się stać. I wszystko wskazuje, że jest nim właśnie Steve Sansweet, ale i u niego zajęło to lata „pracy”. Zaczęło się od kolorowych broszurek 20th Century Fox uratowanych z śmietnika w colleage’u. Potem zaczęły dochodzić wycinki prasowe, zaproszenia na projekcję, a potem wszystko zamieniło się w powódź. W tamtych czasach Sansweet był już kolekcjonerem i zbierał zabawki kosmiczne, od japońskich robotów po figurki ze Star Trek. I żeby nie było, ze Steve coś wyrzucił, te zabawki z Treka zostały pożyczone Narodowemu Muzeum Lotnictwa i Astronautki, przy okazji wystawy Star Wars Magic of Myth w 1997, ale to już inna historia.



Z czasem zaczęło się to robić problemowe. Steve mieszkał w parterowym domku na wschodnich wzgórzach Hollywoodu razem ze swoim partnerem i psem nazwanym Obi-Wan. Ten dom miał 1400 stóp kwadratowych, jednak szybko okazało się, że to za mało. Na szczęście obok był sąsiad, który miał zbudowane fundamenty pod przyszły dom i można było tam upchnąć skrzynie ze skarbami. Niestety po roku sąsiad zaczął się rozbudowywać i kazał zabrać „rupiecie”.

No nic, trzeba było rozbudować dom o kolejne piętro. Wystarczyło na dwa lata, potem potrzebny był trzeci poziom. Dalej wszystko rozrastało się w gigantycznym tempie. Z jednej szafki robiły się trzy, a z trzech pięć. Steve’owi wpadł do głowy pomysł, by kupić gdzieś dom tylko dla swojej kolekcji. Sam zastanawia się nawet, czy decyzja o opuszczeniu Los Angeles i przeniesieniu się do północnej Kalifornii, by pracować na ranczu Skywalkera nie była częściowo tym podyktowana. Łatwiej było znaleźć miejsce dla kolekcji, może nie w hrabstwie Marin czy San Francisco, ale w dalszych okolicach. Don Bies zasugerował Petalumę. Mała, spokojna społeczność,zaledwie pół godziny jazdy od rancza Lucasa.



I zaczęło się poszukiwanie. Przez dwa miesiące nic się nie znalazło. Żaden dom nie pasował Steve’owi. Agent nieruchomości musiał zacząć szukać nie wśród aktualnych ofert, ale tych które się pojawiły i zniknęły jakiś czas temu, wycofane bądź kupione. Dopiero tak znaleziono ranczo wielkości 2 i 1/4 akra, które dziś nosi nazwę Obi-Wan. Nie,żeby kupno tego było takie łatwe, ale Steve na razie nie chce do tego wracać.

Sam budynek to farma z 1951, którą przerobiono w 1987. W sumie najciekawsza była stodoła, w której trzymano kiedyś 20000 kur niosek. Teraz to wszystko trzeba było przerobić. Dziś, po 14 latach, w końcu działa tu muzeum, które prowadzi Anne Neumann.
KOMENTARZE (0)

Celebration VI: ciekawostki i ładne widoki

2012-08-29 20:04:33 YouTube

Konwent Celebration VI skończył się już definitywnie. To był ciekawy weekend. Wśród wielu licznych atrakcji i ciekawych wiadomości dowiedzieliśmy się po raz pierwszy o nowym serialu komediowym, o premierach kinowych epizodów i o tym, że kolejne Celebration odbędzie się na naszym kontynencie.
Teraz przyszła pora tylko na wspomnienia. Swoje ostatnie notki z Ameryki spisuje jeszcze Lord Sidious na swoim blogu, a my możemy przeglądać zdjęcia z konwentu w naszej galerii na Facebooku. Ponadto zachęcamy do niecierpliwego oczekiwania na wielką oficjalną bastionową relację z Celebration. Ale jest jeszcze kilka innych tematów do wspomnień:

Wśród licznych atrakcji na konwencie było też stoisko z fragmentem kolekcji Steve'a Sansweeta, który pewnego razu przysiadł w swoim Ranczo Obi-Wan Experience, żeby pochwalić się swoim najnowszym nabytkiem w kolekcji:



Ale przecież kogo interesują jakieś tam gadżety, skoro w sali obok znajdował się Jabba, wokół którego zebrała się pokaźna grupka Leii w stroju niewolnicy. Ostrożnie! Nie wszystkie "niewolnice" to kobiety.


I jeszcze zdjęcia w nieco lepszej jakości



Wbrew tak silnym pozorom, niewolnicza Leia to nie jedyny kostium, jaki pojawił się na konwencie, poniżej prezentujemy ciekawy przegląd najciekawszych kostiumów z Celebration VI:



Na koniec, na uspokojenie emocji i powrót to klimatu najodleglejszej galaktyki prezentujemy jeszce wideo z parady droidów:



Nagranie z tej samej parady z innej kamery można też obejrzeć w tym miejscu.
KOMENTARZE (10)

Celebration VI: The Rancho Obi-Wan Experience

2012-08-20 09:06:15

Choć Steve’a Sansweeta znamy doskonale, w końcu to nie tylko zapalony kolekcjoner, autor wielu albumów, ale także były pracownik Lucasfilmu, który zajmował się fanami, tym razem zobaczymy go w zupełnie innej roli. Na Celebration VI będzie wystawcą. Dla przypomnienia, jedną z rzeczy, które udało się Sansweetowi zrobić, bo ustąpieniu ze stanowiska, było ukończenie muzeum kolekcjonariów, czyli Rancza Obi-Wan. Ranczo oczywiście można zwiedzać i oglądać tę, prawdopodobnie, największą na świecie kolekcję.Wszystko fajnie, tylko Celebration VI jest w Orlando na Florydzie, a ranczo w Kaliforni. Dlatego Sansweet postanowił zorganizować specjalną wystawę, która zaprezentuje niektóre z najciekawszych eksponatów jego muzeum. I tu wydawać by się mogło, nic bardziej prostego, ale pomijając kwestie logistyczne, w których pomagała firma Reed Pop (organizator Celebration V i VI), została jeszcze największa rzecz do zrobienia. Wybór konkretnych przedmiotów. Steve nie podołałsam temu wyzwaniu, pomagała mu wiceprezes muzeum i menadżerka jego kolekcji -Anne Neumann, która na co dzień jest kustoszką tegoż obiektu. Oboje chodzili po ranczu, oglądali różne eksponaty i robili notatki. A najciekawsze jest to, że przygotowanie punktu programu pt. „The Rancho Obi-Wan Experience” trwało prawie rok. Na początku 2012 udało się dopracować szczegóły kontraktu, ale i tak ostatecznie wybór przedmiotów pozostał w gestii Sansweeta. Jednym z kryteriów, którymi się posługiwał, było nie zabieranie ze sobą rzeczy, które pojawiły sięna innych Celebration.







Na Rancho jest możliwość, by Steve Sansweet oprowadzał odwiedzających po swojej kolekcji. Niestety w Orlando nie będzie to możliwe, dlatego Sansweet przygotował specjalne opisy do wszystkich wystawionych rzeczy. No i można liczyć na jakieś niespodzianki, tak w postaci gratisów jak i specjalnych produktów. Na koniec będzie jeszcze loteria. Wystarczy dać mały datek na muzeum i będzie można wygrać wartą 1500 USD głowę Vadera wykonaną z brązu na podstawie projektu Ralpha McQuarrie.
KOMENTARZE (0)

Steve Sansweet o początkach pracy w Lucasfilmie

2012-07-30 20:08:15

Oficjalny blog ruszył. Jednym z pierwszych wpisów była biograficzna historyjka Steve’a Sansweeta, w pewien sposób przypominająca pamiętnik fana. Tyle, że ona niekoniecznie dotyczyła Gwiezdnych Wojen i fanostwa, a raczej pracy w LFL.

Wszystko zaczęło się w roku 1987, kiedy Steve od kilku miesięcy pracował jako szef biura The Wall Street Journal w Los Angeles i jednocześnie zainteresował się 10 rocznicą Gwiezdnych Wojen. Zaproponował wtedy by napisać artykuł, który przybliżyłby czytelnikom ten zdumiewający fenomen kulturowy oraz błyskotliwą karierę Lucasa. Co prawda wcześniej nie pisał sam takich artykułów, jednak redaktorzy z Nowego Jorku dali mu zielone światło. Sansweet miał co prawda pewne doświadczenie dziennikarskie, choć raczej jako niezależny i twardy żurnalista, który spędził dwa lata prowadząc śledztwo w sprawie międzynarodowego łapówkarstwa korporacyjnego. Teraz miał się umówić na wizytę w Ranczu Skywalkera i pogawędkę z Georgem Lucasem, to raczej wyglądało jak spełnienie marzeń.

Zadzwonił więc do działu PR Lucasfilmu, którym kierowała Lynne Hale. Wyjaśnił jej cel swojej misji, a ona stwierdziła, że przekaże ją George’owi. Lucas w powszechnej świadomości uchodził wówczas za prawie pustelnika, który ukrywa się w swojej fortecy. W rzeczywistości, George jest trochę inny. To facet, który jeździ samemu samochodem, w sumie to nawet odwodzi dzieci, wyskakuje coś zjeść, robi zakupy i nawet nie mieszkał wówczas na Ranczu. I choć media nie należały do jego ulubionych instytucji, przynajmniej je tolerował, a nawet zachowywał się przyjaźnie wobec niektórych dziennikarzy.

Lynne zadzwoniła kilka dni później do Sansweeta. George łaskawie zgodził się na półgodzinną rozmowę przez telefon. Wywiad wyszedł niezły, choć George nie chciał nic mówić o planach wobec kolejnych filmów z cyklu Gwiezdne Wojny (prequele). Gdy artykuł się ukazał Lynne zadzwoniła ponownie do Sansweeta i powiedziała, że wszystkim na Ranczu (którego wciąż jeszcze nie widział) się to podobało.

Zwiedzenie rancza udało się Sansweetowi w ciągu roku, dzięki pewnemu przyjacielowi z Los Angeles, który pracował w jednym z departamentów Lucasfilmu. Zobaczył nawet Lynne w oddali, ale nie mógł podejść się przywitać. To była prywatna wizyta, ale on jednocześnie wciąż był dziennikarzem, więc jego obecność wymagałaby zatwierdzenia. Sansweet wolał się nie wychylać.

Kilka lat później do Sansweeta doszły pogłoski, że Lucasfilm rozważa zrobienie przewodnika po kolekcjonariach wraz z cenami. Zebrał się więc w sobie i zadzwonił do Lynne Hale, a ta przekazała jego referencje Lucy Wilson, która rozwijała dział wydawniczy Lucasfilmu. Sansweet powiedział jej wówczas.

- Podobno robicie przewodnik po cenach kolekcjonariów Star Wars, więc jeśli ktoś to powinien zrobić, to powinienem być to ja.

- A kim że ty jesteś? - Zapytała.

Oczywiście nie było aż tak źle, Sansweet sam wspomina, że Lucy była bardzo miła i że się przyjaźnią do dziś. Ale jak zwykle Steve trochę konfabuluje, by wpis na blogu był ciekawszy.

Lucy przyznała też, że mają już grupę, która się zajmuje przewodnikiem po cenach, ale im dłużej rozmawiali, tym więcej pomysłów się pojawiało. W końcu te rozmowy doprowadziły do pierwszej książki napisanej dla Lucasfilm – „Star Wars: From Concept to Screen to Collectible” z 1992 i pierwszego spotkania z Georgem. To jednak już inna historia. Natomiast sam rzeczowego artykułu znajduje się poniżej.


KOMENTARZE (0)

Oficjalny Blog powraca

2012-07-03 19:34:15

Trwało to prawie dwa miesiące, ale wygląda na to, że Blog oficjalny powrócił. Na razie to tylko zapowiedź, nic nowego się tam nie ukazało, choć zmieniono trochę oprawę graficzną. No i zrobiono trochę zapowiedzi. To co najważniejsze to zaprezentowano ekipę, która będzie tworzyć bloga.

Pete Vilmur - to akurat żadna nowość. To redaktor oficjalnej, autor książek i znany kolekcjoner. Więc pewnie będzie zajmował się tym, czym się zajmuje.

Pablo Hidalgo - tu znów zaskoczenia nie ma. To obecnie główny redaktor oficjalnej, więc... W każdym razie pisze książki, prowadzi panele i jest go dużo. Tym razem ma się jednak też więcej koncentrować nad EU.

Dave Filoni - ma pisać o TCW. Podobno dowiemy się więcej o kulisach serialu.

J.W. Rinzler - autor najbardziej znany z albumów o powstawaniu filmów ma się zająć nieopublikowanymi zdjęciami, filmami i materiałami o filmach, a także o EU.

Leland Che - opiekun holokronu ma znów pomóc nam w wyjaśnianiu zawiłości EU.

Mary Franklin - która odpowiada za sprawy fanowskie z innego punktu widzenia (konwenty, Insider itp.), zajmie się właśnie swoją dziedziną, choć podobno ma też coś pisać o filmach.

Steven J. Sansweet - który od dłuższego czasu rozstaje się z Lucasfilmem i rozstać się nie może. Jak łatwo się domyślić, będzie wspomagał swojego współpracownika Vilmura w kolekcjonerstwie.

Lista nie jest zamknięta. Notki mają też pisać osoby, które nie będą związane "etatem". Mają to być przedstawiciele fanów - 501. Legion, twórcy gry Star Wars 1313 czy choćby Kathy Cook. Dodatkowo na blogu ma być miejsce dla fanów, którzy wykorzystują swą pasję w sposób ciekawy.



Tyle zapowiedzi. Zobaczymy jak będzie wyglądała praktyka. Poprzednia ekipa - Bonnie Burton, Pete Vilmur i Pablo Hidalgo jakoś bloga rozkręcili, nadając mu unikalną formę. Teraz mamy ewidentnie nowe otwarcie.
KOMENTARZE (0)

Jak zwiedzić ranczo Obi-Wan

2012-05-30 19:11:15

O tym, że Ranczo Obi-Wana należące do Steve'a Sansweeta zmieni się w muzeum kolekcjonariów, właściciel zapowiadał już od 2010. Jesienią zeszłego roku w końcu zakończono remonty i otwarto ranczo/muzeum dla publiczności, ale teraz instytucja musi się jakoś utrzymać. Owszem można wysłać jej datki, ale też można wykupić roczny abonament dostępny w trzech wersjach.



Rycerz - 200 USD

- zezwala na jedną wizytę na ranczu dla 2 osób, oprowadzanych przez Steve'a Sansweeta.
- dostaje się newsletter oraz pakiet członkowski
- dostaje się 10% zniżki na zakupy
- można do wycieczki dokoptować jeszcze 2 dodatkowe osoby za 120 USD za głowę.


Mistrz - 600 USD
- zezwala na jedną wizytę na ranczu dla 5 osób, oprowadzanych przez Steve'a Sansweeta.
- dostaje się newsletter oraz pakiet członkowski
- dostaje się 10% zniżki na zakupy
- każdy gość zostanie wymieniony z imienia i nazwiska w newsletterze
- można do wycieczki dokoptować jeszcze 4 dodatkowe osoby za 130 USD za głowę.


Wielki Mistrz - 1200 USD
- zezwala na jedną wizytę na ranczu dla 10 osób, oprowadzanych przez Steve'a Sansweeta.
- dostaje się newsletter oraz pakiet członkowski
- dostaje się 10% zniżki na zakupy
- każdy gość zostanie wymieniony z imienia i nazwiska w newsletterze, względnie grupa
- można do wycieczki dokoptować jeszcze 9 dodatkowych osób za 140 USD za głowę.



Pakiet członkowski składa się z listu od Steve'a Sansweeta, karty członkowskiej oraz naszywki. Można je zdobyć także wykupując członkostwo nie uprawniające do wizyty na ranczu. Są dwie wersje:

Nowicjusz - 35 USD
- pakiet członkowski
- newsletter
- zniżka roczna na 30 USD na pakiet uprawniający do zwiedzenia rancza

Uczeń - 75 USD
- pakiet członkowski
- newsletter
- zniżka roczna na 30 USD na pakiet uprawniający do zwiedzenia rancza
- oficjalna koszulka



Wystarczyło Sanseeta zwolnić z Lucasfilmu i już zabrał się do roboty.
KOMENTARZE (0)

Przewodnik po figurkach Star Wars

2012-03-29 12:48:29 Amazon.com

W katalogu księgarni Amazon pojawiła się nowa zapowiedź interesującego przewodnika. Jak się okazuje Steve Sansweet, razem se swoim zespołem zebranym na Ranczo Obi-Wan, stworzył nową książkę, przewodnik po wszystkich figurkach 3 i 3/4 Star Wars, zatytułowany Star Wars: The Ultimate Action Figure Collection: 35 Years of Characters. Oto jej oficjalny opis:

Oto nareszcie jest kompletna i definitywna kolekcja ponad 2500 figurek Star Wars wyprodukowanych przez ostatnie 35 lat. Fani i kolekcjonerzy mogą nareszcie prześledzić ewolucję każdej postaci w formie zabawkowej, od ich pierwszego pojawienia się, po projekty współczesne, wypełnione stronami niezwykłych wariacji stworzonych, żeby opowiadać historie Luke'a Skywalkera, Dartha Maula i dosłownie setek innych. Zebrane przez Stephena J. Sansweeta, właściciela największej na świecie prywatnej kolekcji Star Wars, książka przedstawia również szczegóły na temat rzadkich i popularnych, zapomnianych i uwielbianych figurek, pożądanych przez fanów na całym świecie, włączając figurki oparte o filmy, gry komputerowe i seriale animowane z wielkiego uniwersum Star Wars.

Książka wydana przez Chronicle Books w sprzedaży pojawi się 17 października 2012, ma mieć 325 stron i cenę okładkową 40$.

Pisząc o przewodnikach warto dodać, że w planie wydawniczym pojawiły się opóźnienia: zapowiadany na kwiecień przewodnik dla czytelników, czyli „Essential Reader's Companion”, o którym pisaliśmy w tym miejscu został przesunięty aż na 2 października, żeby, jak obiecuje wydawca, zapewnić „naszej nadzwyczajnej drużynie artystycznej trochę więcej czasu na uzupełnienie ponad 100 narysowanych scen, oraz ponad 50 portretów postaci z Expanded Universe”.
KOMENTARZE (8)

George Lucas przechodzi na emeryturę?

2012-01-18 21:12:59

George Lucas ogłosił, że przechodzi na emeryturę. Twórca Gwiezdnej Sagi i postaci Indiany Jonesa wyznał w wypowiedzi dla "The New York Times", że Red Tails są przedostatnim blockbusterem, nad którym pracował. "Flanelowiec" zapowiedział bowiem, że chce jeszcze zrealizować piątą część przygód Indy'ego. Później jednak ma już zamiar definitywnie odsunąć się od kierowania Lucasfilm.

Reżyser nie chce jednak całkowicie wycofywać się z zawodu, gdyż stwierdził, że ma zamiar powrócić do realizacji niekomercyjnych, skromnych produkcji, od których zaczęła się jego przygoda z kinem (mowa o THX 1138 i Amerykańskim Graffiti). Zapytany o przyszłość Star Wars, George po raz kolejny powtórzył, że nie ma zamiaru kręcić kolejnych epizodów, a przy okazji ponarzekał na stosunek fanów do Nowej Trylogii. Odpowiedział dziennikarzowi w takiej formie: Powiedz, po co mam realizować następne części, skoro wszyscy stale na mnie narzekają i wyrzucają mi, jak okropną osobą jestem?.

Co ciekawe, nie jest to pierwszy raz, gdy Lucas wspomina o emeryturze. O tym, że ma zamiar zostać rentierem mówił już pod koniec lat 90. Także w zeszłym roku poruszył ten temat podczas wywiadu dla jednej z amerykańskich telewizji. Wypowiedź "Flanelowca" zdementował wówczas Steve Sansweet, gdy gościł na Dniach Fantastyki we Wrocławiu.

Być może słowa Lucasa służą jedynie podgrzaniu medialnej atmosfery wokół Red Tails, które na ekrany kin w Stanach wchodzą już w najbliższą sobotę.
KOMENTARZE (54)

Celica 1977, poszukiwania trwają

2011-12-26 09:32:15

Aukcja specjalnego Volskwagena Passata to już przeszłość. Ale to nie był jedyny samochód gwiezdno-wojenny i warto sobie ich historię odświeżyć. Niektórzy mogą pamiętać specjalne wydanie Hummera z 1997 lub Vader Viper z 2005. Lecz pierwszym oficjalnie uznanym samochodem Gwiezdno-wojennym była Star Wars Celica Liftback GT z 1977, który upubliczniono kilka miesięcy po premierze filmu.

Niestety wiele danych o tym samochodzie się nie zachowało. To poniekąd znak tamtych czasów, dziś elektroniczne katalogowanie może nie przedłuża w sposób znaczący życia zdjęć,ale przynajmniej je porządkuje.

The Star Wars Celica została zaprojektowana przez Delphi Auto Design w Costa Mesa w Kalifornii. Projekt miał być nagrodą w loterii zorganizowanej przez Toyotę i Twentieth Century Fox. Niestety zarówno tożsamość zwycięzcy jak i numer VIN pojazdu pozostały tajemnicą.

Kilka potencjalnych wskazówek pojawiło się w ostatnich latach, w tym zdjęcie kilku Celic Litfback GT, z których jedna została przerobiona w sklepie w Kalifornii w model Star Wars GT. Drugi trop jest jeszcze ciekawszy. Otóż gdzieś na przełomie lat 80. i 90. pewien znany kolekcjoner Steve Sansweet przyznał w magazynie „Anitque Toy World”,że widział ogłoszenie reklamowe tego samochodu. Potem próbowano szukać tego ogłoszenia w archiwum Sansweeta, acz niestety bez powodzenia.

Lucasfilm, głównie w osobie Pete’a Vilmura poszukuje wszelkich informacji na temat tego samochodu i tego, co z nim się stało (lub dzieje). Nam zaś pozostały jedynie zdjęcia.












KOMENTARZE (0)

Ranczo Obi-Wana otwarte

2011-11-09 02:05:14 ranchoobiwan.net

Steve Sansweet, jeden z największych kolekcjonerów Star Wars na świecie, a także najlepszy przyjaciel wszystkich polskich fanów Gwiezdnych Wojen, po raz kolejny otworzył swoje zbiory, po ich skatalogowaniu i ułożeniu w wyremontowanych salach. O próbach katalogowania mogliśmy czytać przy okazji premiery książki o najciekawszych przedmiotach z jego kolekcji.

Steve swoją kolekcję nazwał muzeum Ranczo Obi-Wan i, zgodnie z obietnicami z Dni Fantastyki, zbiory zostały otwarte dla publicznego oglądania, a ranczo stało się publiczną organizacją nonprofit, której celem jest „służyć społeczeństwu przez kolekcjonowanie, konserwację, wystawianie i interpretowanie pamiątek z Gwiezdnych Wojen, wykorzystując kolekcję w celu zapewnienia edukacyjnych, estetycznych, intelektualnych i kulturalnych przeżyć dla szerokiego przekroju publiczności, oraz nieść inne charytatywne i edukacyjne zajęcia związane z tym celem”.

Ranczo znajduje się w Sonoma County, w Kalifornii, a prośby o prywatną wycieczkę po muzeum można wysyłać na e-mail info@ranchoobiwan.org. Poniżej prezentujemy wideo z ceremonii otwarcia muzeum:


KOMENTARZE (18)

Czy powstaną nowe Epizody Gwiezdnych Wojen?

2011-07-07 21:45:57 Resztki Imperium

Steve Sansweet będąc we Wrocławiu na Dniach Fantastyki (więcej>>>), pytany o ewentualną trzecią trylogię lub inny, nowy film z cyklu „Gwiezdne Wojny” wypowiadał się dość enigmatycznie. Mówił, że on sam nie wierzy w nowy film, że Lucas skończył swoją historię na sześciu epizodach. Dodatkowo jednak zaznaczył, że na ranczu myśli się o wielu różnych rzeczach i może pewnego dnia pojawi się jakaś zapowiedź, ale on o tym nic nie wie. Ciekawostką jest to, że dokładnie to samo od dłuższego czasu mówi Harry Knowles z Ain't It Cool News. Lucasfilm myśli, rozważa, planuje i analizuje, jednak nigdy nie wychodzą ponad to. Nie ma prawdziwej pracy przy nowej trylogii, więc nie ma czym się chwalić. Czasem tylko pojawiają się plotki, jak choćby ostatniej jesieni, które dość szybko są dementowane. Niektórzy nawet twierdzą, że jedyne, co LFL robi to właśnie rozsiewa plotki, dementuje je i analizuje reakcje, od uwielbienia i ekscytacji, przez obojętność i zagubienie, aż do wściekłości.



W sieci bez problemu można znaleźć wiele nowych analiz na temat działań Lucasfilmu. Niestety wiele z nich bazuje na plotkach rozsiewanych przez Supershadowa, fana, który znany jest z tego, że wypisuje w sieci wyssane z palca głupoty, udając uznane źródło. Wiele osób się na niego nabrało. Dlatego tym bardziej warto się przyjrzeć temu, co napisał jeden z redaktorów serwisu Geekscape, który postanowił przyjrzeć się obecnemu stanowi rzeczy związanych z trzecią trylogią. Większość tekstu bazuje właśnie na tamtym felietonie.

Po pierwsze pamiętajmy, że idea Epizodów VII-IX nie jest nowa. Ona już kołatała się wokół Lucasa w czasach tak klasycznej trylogii jak i prequeli. Mówiono nawet, że VII-IX miały być kręcone zaraz po I-III. Gdzieś po drodze nawet była mowa o X-XII, ale one dość szybko zostały zarzucone. W latach 90. Lucas wiele razy mówił o dziewięcioczęściowej sadze, ale zmieniło się to gdzieś koło roku 1999. Wtedy zapytany o sequele odpowiadał tylko: „Kiedy zobaczycie sześć części, zrozumiecie. Ta historia kończy się w sześciu częściach.” To ma o tyle sens, kiedy posłucha się tego, co opowiadał Gary Kurtz o sadze. W skrócie Han Solo miał umrzeć gdzieś w Epizodzie VI, Leia zostać królową swego ludu, a Luke odnalazłby swoją bliźniaczkę, która nie byłaby Leią. I aż do czasu IX Epizodu nie zmierzyłby się z Imperatorem. Kurz jednak wyleciał z fotela producenta i Lucas zrobił „Powrót Jedi” po swojemu, zmieniając koncepcję i wykorzystując wiele pomysłów, które miał na trzy kolejne części. Więc może Lucas mówiąc o sadze ma rację. Jego saga kończy się w sześciu Epizodach i nic tego nie zmieni. Pytanie tylko czy Gwiezdne Wojny skończą się na sześciu?

I choć Lucasfilm może sobie zaprzeczać, że nic nie robią w sprawie nowych „Gwiezdnych Wojen”, to jednak dla nich to jest podstawowe źródło dochodu. Gry czy seriale, czy licencje owszem generują przychód, ale potrafią go wygenerować znacznie więcej gdy mamy filmy w kinach. Nieważne ile zarabiamy, to filmy są prawdziwym kołem zamachowym tego biznesu i nic tego nie zmieni. W dodatku proponowany przez Lucasa serial aktorski, który zapowiedziano w 2005 wciąż nie powstał. Przez sześć lat udało się zebrać scenariusze, ustalić okres (między III i IV Epizodem), ale zabrakło jednej podstawowej rzeczy, technologii, która umożliwi w tani sposób zrealizowanie wizji Lucasa. Bez tego, nie ma szans na powstanie serialu. Najważniejsze jest jednak to, że Lucasfilm odkładając serial na półkę, nie ma gwarancji, że za trzy czy pięć lat będą mogli go stworzyć po kosztach takich jakie planują. Muszą więc rozważać inne alternatywy. I my możemy być pewni, że to robią. Jednak serial aktorski ma jeszcze jedną ważną rzecz, po pierwsze wymaga by inni scenarzyści i reżyserzy bawili się w piaskownicy Lucasa. Skoro już się na to zgodził, to może uda się go przekonać, by to samu uczynił z filmami kinowymi. George może i zarzekał się, że do tego nie dopuści, no i że odda dużą część swojego majątku po śmierci, ale przedsiębiorstwo wymaga przychodów. A to będzie nie tylko najlepszy sposób zarobienia pieniędzy, ale także taki, dla którego nie ma właściwie żadnej alternatywy.

Na razie George Lucas zapowiedział konwersje sagi na 3D. W lutym 2012 na ekrany wejdzie „Mroczne widmo”, a kolejne filmy o ile pierwszy odniesie sukces, będą pojawiały się co rok. W takim tempie w 2017, w roku 40 rocznicy Sagi na ekranach będziemy mieli „Powrót Jedi”. To jest idealny moment by wypuścić nową część, zwłaszcza, że wtedy pojawi się już nowe pokolenie, któremu można by dać jego Gwiezdne Wojny. I jeszcze zostaje technologia 3D, konwersja zawsze pozostanie konwersją, a saga nakręcona pod 3D? Oczywiście wszystko zależy od tego jak poradzi sobie w kinach „Mroczne widmo”.

Ale to nie wszystko. Wielu fanów z pewnością odetchnie z ulgą słysząc, że George Lucas z pewnością nie napisze ani nie wyreżyseruje nowych Epizodów. Tego możemy być pewni. On nienawidzi reżyserować, pisanie jest dla niego mordęgą. W dodatku taka praca jest dla niego stresująca i odbija się na jego zdrowiu. Tak było przy oryginalnych „Gwiezdnych wojnach”, dlatego wtedy Lucas zrezygnował z reżyserii „Imperium kontratakuje” i „Powrotu Jedi”. W dodatku dekadę później to właśnie Steven Spielberg, najlepszy przyjaciel Lucasa namówił go na pisanie scenariusza i reżyserię, być może licząc, że George odpuści i wpuści go do swojej piaskownicy. Ale gdyby prace nad trzecią trylogią się zaczęły Lucas i tak miałby ponad 70 lat. On więc tego nie zrobi, nie ma szans. Jego historia to upadek i odkupienie Vadera i ona się skończyła. Jest jednak druga strona medalu, „Wojny Klonów”. Tam Lucas nauczył się jeszcze czegoś, by rzucać pomysł, wizję, koncept i pozwala innym się tym bawić. On tylko czasem to nadzoruje. Skoro udaje się to na małym ekranie, czemu nie mogłoby mieć miejsca na dużym? Zwłaszcza, że jest wielu młodych, utalentowanych filmowców, którzy robią filmy tylko dlatego, że Gwiezdne Wojny ich zainspirowały. Najlepszy przykład to pewien kierowca ciężarówki, który postanowił rzucić swą robotę i zacząć tworzyć zawodowo filmy. Ten człowiek, który wcześniej był także maszynistą, a jeszcze wcześniej studiował fizykę, a jest dziś twórcą dwóch najbardziej dochodowych obrazów w historii kina – „Titanica” i „Avatara”. Mowa oczywiście o Jamesie Cameronie. Ale twórców, których zainspirował Lucas jest więcej. Peter Jackson, Christopher Nolan, J.J. Abrams, Joss Whedon, Roland D. Moore i wielu innych. Praktycznie każdy z nich nie wahałby się mogąc tworzyć własne Gwiezdne Wojny. Oni i tak odwołują się do nich w swoich filmach, czasem robiąc bardzo oczywiste aluzje. I choć można nie lubić prequeli, to filmy napisane i wyreżyserowane przez Jossa Whedona, Neila Blonkampa czy J.J. Abramsa potrafią dotrzeć do geeków i fanów klasycznej trylogii. Oni się na tym wychowali, może nawet lepiej dziś to czują niż oryginalni twórcy. I najważniejsze, są chętni.

Kolejne pytanie jest takie, o czym byłaby nowa trylogia. Tu dużym problemem może wydawać się to, że wydarzenia po „Powrocie Jedi” są dobrze opisane w komiksach, książkach, grach czyli tak zwanym „Expanded Universe”. Prawda jest taka, że jeśli Lucas zamierzałby w jakiś sposób dotykać jeszcze postaci Hana, Landa czy Lei, zakazałby pisania o nich, tak jak zakazał pisania o Wojnach Klonów, czy obecnie o okresie między III i IV Epizodem. Zatem nowe filmy, jeśliby powstały, zupełnie pominęłyby kwestię tych postaci, koncentrując się na młodszych. Z jednym drobnym wyjątkiem, Luke’a Skywalkera i droidów. Zatem Epizody VII-IX mogłyby się dziać nawet 50 lat po „Powrocie Jedi”. Wtedy nie musielibyśmy się zastanawiać co się stało z resztą, normalne, że pomarli. Nie ma powodu by ściągać na plan Harrisona Forda, czy ponownie wciskać trochę szerszej już Carrie w metalowe bikini. Nie musimy też przejmować się kwestią Chewbaccy. Czy umarł ze starości, czy w książce, kogo to będzie obchodziło, grunt, że nie żyje.

Pozostaje kwestia Luke’a. Jego nie trudno sobie wyobrazić w roli starego pustelnika, pokroju Obi-Wana czy Yody. Odtworzył zakon Jedi, odbudował Nową Republikę (czy jak nazwiemy ten twór), może odsunął się na bok od wydarzeń galaktycznych, a może podobnie jak Yoda Moc dała mu długie życie. Ważne by to wszystko nie psuło kanonu, więc pominięcie reszty postaci, może z wyjątkiem droidów, byłoby wszystkim na rękę. I fanom, którzy mają swój wszechświat i twórcom, którzy mają wolną rękę. Po lewej fanart przedstawiający wizję jak mógłby wyglądać stary Mistrz Jedi Luke Skywalker.
Co ciekawe, o takiej wizji Luke’a opowiadał także Mark Hamill. W skrócie, chodziło o to, by Luke przekazał swój miecz kolejnej nowej nadziei. Lucas niby wspominał, że to tylko taka wizja, ale kto wie. W dodatku Mark Hamill obecnie jest już prawie w idealnym wieku, by zagrać „starego, zwariowanego pustelnika”. Pozostałe wytyczne są równie proste. To klasyczna opowieść opisana w „Bohaterze o tysiącu twarzy” Josepha Campbella i nie ma szans, by Gwiezdne Wojny się bez tego obeszły. Zatem Luke musiałby podążyć losem Obi-Wana w „Nowej nadziei” i Qui-Gona w „Mrocznym widmie” i zginąć, zostawiając nowego bohatera samego. Żadnych powiązań z oryginalną trylogią, czy prequelami. Z wyjątkiem może droidów, które jak zwykle znalazłyby się w centrum opowieści. Ale sam motyw monomitu dla Lucasa jest tak ważny, że bez tego nie ma szans na nowe Epizody. Cała reszta pozostaje jednak w rękach twórców, którzy w przeciwieństwie do prequeli mieliby całkowicie wolną rękę. Nie musieliby do czegoś dążyć.

I jeszcze jedna ważna rzecz, Gwiezdne Wojny i tak rozwijają się bez George’a Lucasa i Lucasfilm. Wystarczy spojrzeć na YouTube’a, czy dziwne parodie. Przez lata Lucasfilm inaczej patrzy na fanfilmy, może nadchodzi czas, w którym postarają się zarobić na nowych, młodszych filmowcach, którzy się ukształtowali oglądając opowieści z odległej galaktyki? W przyszłości zawsze ruch jest.
KOMENTARZE (26)

DF 2011: Steve Sansweet o zmianach w "Mrocznym Widmie" w wersji 3D

2011-06-27 11:28:04

Gościem tegorocznych Dni Fantastyki we Wrocławiu był Stephen J. Sansweet, który przybył na zaproszenie organizatorów konwentu oraz redakcji Star Wars Magazyn. Sansweet do kwietnia bieżącego roku pełnił funkcję działu w Lucasfilm odpowiedzialnego za kontakty z fanami, obecnie zaś jest konsultantem LFL w tej dziedzinie. Podczas spotkania z licznie zgromadzonymi na DF-ach miłośnikami Gwiezdnej Sagi, Sansweet zdradził kilka kwestii związanych z Mrocznym Widmem w 3D oraz innymi filmowo-serialowymi planami Lucasfilm.

Sansweet zapytany o zmiany lub poprawki w trójwymiarowej wersji Epizodu I., który do kin trafi w lutym 2012 roku, powiedział, iż w filmie pojawi się jedna, ale dosyć istotna zmiana. Kukiełkowy Yoda, animowany przez ekipę lalkarzy z Frankiem Ozem na czele, zostanie zamieniony na w pełni cyfrową postać, taką jak w dwu pozostałych epizodach Nowej Trylogii. Sansweet podkreślił, że George Lucas nigdy nie był w pełni zadowolony z efektu końcowego lalki Yody, więc teraz jest możliwość wykonania tej postaci zgodnie z jego oczekiwaniami. Co ważne, Sansweet powiedział również, iż w wydaniu Blu-ray TPM, które trafi do sklepów na jesieni, Yoda również będzie wygenerowany w komputerze. Jako początek międzynarodowej kampanii promocyjnej Mrocznego widma w wersji trójwymiarowej, Sansweet wskazał drugą połowę roku "bliżej daty premiery w kinach", stąd pewnie mowa o zimie i okresie świątecznym w Stanach (Halloween-Dziękczynienie-Boże Narodzenie).

Zapytany o dalsze losy projektu Star Wars: Detours - animowanego serialu komediowego, który współtworzą Seth Green i Matthew Senreich - Sansweet nie zdradził nowym informacji, poza tą, iż prace się toczą oraz, że "nie może doczekać się, by obejrzeć efekt finalny".

Steve Sansweet "odniósł się" również do wywiadu Lucasa dla CNN, w którym "The Maker" zapowiadał odsunięcie się od Star Wars po premierze Red Tails. Gość DF-ów powiedział jedynie, że nie zna szczegółów wywiadu, ale nic mu nie wiadomo bliżej o tego typu deklaracjach Lucasa. W swej wypowiedzi niejako potwierdził wpis na Twitterze reżysera Red Tails Anthony'ego Hemingwaya. Hemingway podawał w nim początek przyszłego roku jako przewidywaną premierę filmu o Tuskagee Airmen. Sansweet mówił o styczniu lub lutym, toteż coraz bardziej możliwe, iż właśnie wtedy obraz trafi do kin.

Cyfrowego Yodę możecie zobaczyć poniżej (hiszpańska wersja językowa).



KOMENTARZE (38)

Steve Sansweet w Polsce - to już pewne!

2011-04-11 20:59:10 Star Wars Magazyn



Jak donosi redakcja powstającego pisma "Star Wars Magazyn":

Steve Sansweet, dotychczasowy szef departamentu odpowiedzialnego za kontakty z fanami oraz działu odpowiadającego za treści dotyczące Star Wars w Lucasfilm już w czerwcu odwiedzi Polskę.

Na zaproszenie organizatorów wrocławskich Dni Fantastyki i redakcji Star Wars Magazyn w dniach 24-26 czerwca gościem specjalnym będzie Steve Sansweet - człowiek, który ostatnie dwadzieścia lat poświęcił na wsparcie i budowanie legendy Star Wars w środowisku fanów. Dzięki niemu powstał trwały pomost pomiędzy Lucasfilm, a fanami na całym świecie, co przełożyło się bezpośrednio na powstanie dwóch grup kostiumowych o zasięgu globalnym. Jest też posiadaczem największej na świecie kolekcji gadżetów, kostiumów, zabawek i wszystkich dóbr ze znakiem Star Wars, jakie pojawiły się w światowym obiegu przez ostatnie trzy dekady. Swoją kolekcję zgromadził na sławnym Rancho Obi-Wan. Autor kilkunastu książek i albumów o Star Wars....

Na Dniach Fantastyki nie zabraknie atrakcji, a materiał przygotowany przez naszego gościa spowoduje, że na długo nie zapomnicie tej wizyty....

W imieniu Steve'a Sansweeta, Star Wars Magazyn i CK Zamek zapraszamy Was serdecznie do Wrocławia w dniach 24-26 czerwca.

Temat na forum.
KOMENTARZE (16)

Steve Sansweet opuszcza Lucasfilm

2010-10-21 22:10:38 StarWars.com


Steve Sansweet od 1996 roku był odpowiedzialny za kontakty ze stale powiększającą się społecznością fanów Gwiezdnych Wojen. Teraz pragnie rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, dlatego też ogłosił, że w kwietniu 2011 roku opuści firmę. „Prawie 15 lat temu opuściłem swoje stanowisko w biurze w Los Angeles aby rozpocząć ‘jednoroczną’ pracę w Lucasfilm jako ambasador Star Wars” - powiedział Sansweet. „Teraz czas na kolejne zmiany i nowe wyzwania, przy jednoczesnym zachowaniu aktywnej roli w społeczności fanów Star Wars”.

Steve znany jest jako autor wnikliwych książek, właściciel największej prywatnej kolekcji pamiątek związanych z Gwiezdnymi Wojnami na świecie, jednak dla większości fanów jest przede wszystkim jednym z nich. Jego pierwszą pamiątką była broszura filmowa, którą uratował pracując jeszcze w Los Angeles. Było to zaproszenie na specjalny pokaz w maju 1977 roku. Był to pierwszy krok w budowaniu największej kolekcji gadżetów na świecie, która początkowo rosła w jego domu w Hollywood Hills by po jakimś czasie przenieść ją do posiadłości zwanej „Ranczo Obi-Wana”, która otrzymała imię ulubionej postaci Steve’a. Dziś cała kolekcja zajmuje 5000 stóp kwadratowych i mimo, że nie jest otwarta dla publiczności, odwiedziło ją już setki zaproszonych fanów i kolekcjonerów z całego świata.

Przez lata swojej pracy dla Lucasfilm wydał blisko 13 książek w tym „The Star Wars Vault”, „Star Wars: 1,000 Collectibles” oraz „Star Wars: The Complete Encyklopedia”. Był także felietonistą w oficjalnych magazynach Star Wars. W późnych latach 90., jak Gwiezdne Wojny wracały do świadomości społecznej wraz ze zbliżającym się wydaniem Edycji Specjalnej oraz premierą Nowej Trylogii, Sansweet służył jako główny łącznik pomiędzy rządnymi informacji fanami. Steve pomagał także zbudować pierwszy zespół redakcyjny, który stworzył StarWars.com, oficjalne źródło wiadomości wiadomości o Gwiezdnych Wojnach w internecie. Od 1999 roku Sansweet odgrywa także ważną rolę w przygotowaniach do największego konwentu Star Wars jakim jest Celebration.

„Ze wszystkich niesamowitych rzeczy, które dano mi było zrobić, nic nie było tak ważne i nie dawało tak olbrzymiej satysfakcji jak spotkania z tymi wszystkimi świetnymi ludźmi, którzy podzielają moje zamiłowanie do Star Wars”. – powiedział Sansweet. „Od 6 do 60 lat oraz starsi stali się główną siłą napędową firmy. Zamierzam pozostać aktywnie związany z fandomem Star Wars na wiele sposobów, jestem pewien, że w ciągu najbliższych lat nasze drogi skrzyżują się nie jeden raz.”

Czy znajdzie się osoba, która „przejmie pałeczkę” i zostanie ambasadorem Lucasfilm i będzie tak samo zaangażowana w społeczność fanów jak Steve Sansweet? Zobaczymy, miejmy nadzieję, że tak.
KOMENTARZE (14)

Wywiad z twórcami ''1,000 Collectibles''

2009-11-09 17:31:03 StarWars.com

Album "Star Wars: 1,000 Collectibles: Memorabilia and Stories from a Galaxy Far, Far Away", o którym pisaliśmy tutaj, jest przewodnikiem po jednej z największych kolekcji związanej ze Star Wars: kolekcji Steve'a Sansweeta, która znajduje się w jego domu zwanym Ranczem Obi-Wana. Książka zawiera zdjęcia tysiąca wybranych gadżetów okraszone różnego rodzaju anegdotkami i historiami, które dotyczą zarówno ich powstawania jak i tego w jaki sposób Sansweet wszedł w ich posiadanie. Wśród ukazanych w książce przedmiotów znajdują się zarówno takie, które są znane większości kolekcjonerów jak i rarytasy, których zdjęcia prawdopodobnie wcześniej nie były nigdy publikowane.

Poniżej prezentujemy wywiad z twórcami książki: Stephenem Sansweetem, oraz jego współpracowniczką Anne Neumann.

P: Na początek dosyć oczywiste pytanie - z kolekcji składającej się z ponad 75 000 przedmiotów, jak zdołałeś odłożyć te 74 000, żeby nie opisać ich w książce?

Steve Sansweet: Cóż, nie było to łatwe! Ale moja przyjaciółka, która zarządza kolekcją i jest współautorką tej ksiązki, Anne Neumann zna kolekcję równie dobrze jak ja, a w niektórych aspektach nawet lepiej, więc długo rozmawialiśmy o pomyśle na książkę i do jakiego czytelnika powinna ona być zaadresowana. My, oraz Eric Himmel, czyli redaktor naczelny w wydawnictwie Abrams, chcieliśmy, żeby książka spotkała się z szerokim odzewem, a jednocześnie była interesująca dla fanów Star Wars ogółem i przede wszystkim dla zaangażowanych kolekcjonerów. Oprócz samego końca pracy, nie była to kwestia wykluczania jakichś gadżetów, myśleliśmy raczej "Zatem jak wypełnimy tę książkę, żeby była ona interesująca dla wszystkich?"

P: Chociaż 1000 przedmiotów to zaledwie ułamek całej twojej kolekcji, jest to wciąż spora liczba gadżetów do oglądania i czytania. Jakie kryteria musiał spełniać przedmiot, żeby być jednym z "wybranych"?

SS: Razem z Anne bez przerwy chodziliśmy po całej kolekcji patrząc na półki i sporządzając listy pewnych i potencjalnych wyborów. Swoje decyzje opieraliśmy na kilku kryteriach. Czy przedmiot był na tyle ikoniczny - nawet jeśli jest szeroko znany - że po prostu należało go zamieścić w książce o tytule "Star Wars: 1000 kolekcjonariów"? Dlatego też mamy 12 oryginalnych figurek, niesławny Zestaw-Zapowiedź*, takie rzeczy, które są podstawą wielu kolekcji. Ta reguła, tak jak wiele reguł, miała swoje wyjątki. Wydaliśmy kiedyś przepełniony wiedzą "Star Wars Poster Book", czyli album z plakatami, który wciąż jest w sprzedaży, dlatego nie było sensu tego powtarzać. Zamiast tego znalazłem kilka dziwacznie wyglądających starych plakatów z całego świata, które kupiłem za późno, i nie zdążyły się znaleźć w tamtej książce.
[* Chodzi tu o zestaw Kennera wydany zimą 1977, kiedy Star Wars stały się nieoczekiwanym hitem, a w sklepach nie wystarczyło zabawek z postaciami z filmu dla wszystkich chętnych. Wtedy Kenner wypuścił do sklepów puste pudełko, które po pół roku było można było wymienić na zestaw figurek.]

Innym kryterium była reprezentacja. Książka mogła być wypełniona w całości tylko zabawkami, ale jest tak dużo obszarów kolekcjonerstwa Star Wars, a chcieliśmy pokazać je wszystkie. Dlatego prócz zabawek jest też: jedzenie, ubrania, sztuka, gry, oraz przedmioty, które nie nadawały się do żadnej kategorii.

P: To jest pierwsza książka Star Wars o kolekcjonerstwie, która bierze pod uwagę osobisty punkt widzenia na jakąś kolekcję. Skąd pomysł, żeby podzielić się swoim doświadczeniem zbierania opisując pojedyncze przedmioty i ich historie?

SS: Ja sam oprowadzam po Ranczu Obi-Wana od wielu lat znajomych kolekcjonerów, grupy fanów, a ostatnio głównie wycieczki, bo ofiarowałem swój czas różnym akcjom charytatywnym, które mogą dzięki temu zbierać środki. Pomiędzy moją codzienną pracą, wieloma podróżami biznesowymi i pisaniem pięciu książek Star Wars w pięć lat, znajdowałem coraz mniej czasu na oprowadzanie wycieczek. Jedną z głównych rzeczy jaka bawiła ludzi, prócz oglądania kolekcji, było słuchanie historii, które kryją się za tyloma przedmiotami, oraz pytania jak to się wszystko zaczęło. To dotyczy nawet fanów nigdy nie kolekcjonujących, oraz tych, którzy z góry zakładali, że Gwiezdne Wojny ich nie interesują. Uwielbiam, kiedy ktoś po tym, po godzinie, czy dwóch, entuzjastycznie mówi, że wraca do domu obejrzeć wszystkie sześć filmów!
Chciałem podzielić się tymi historiami z większą widownią. Ponadto chciałem zrobić małą autoanalizę, dowiedzieć się dlaczego zostałem kolekcjonerem na tak gargantuiczną skalę i dlaczego Star Wars? Innymi słowy chciałem zrobić książkę o moim kawałku nieba, Ranczu Obi-Wana. Abrams, który osiągnął duży sukces albumem "Rolling Stone: 1,000 Covers" był bardzo zainteresowany zrobieniem takiej ksiązki w wersji Star Wars. Rozmawialiśmy o tym i postanowiliśmy połączyć nasze wymarzone ksiązki w jeden 568-stronicowy album. No i Abrams, Anne i ja jesteśmy podekscytowani efektem końcowym. Mnóstwo niesamowitych zdjęć - większość z nich zrobiła Anne, oraz wiele osobistych anegdot i informacji podawanych po trochu...choć ksiązka ma około 40 000 słów!

P: Rozumiem, że zajmujesz się sferami kolekcjonerstwa, których zazwyczaj nie pokazuje się w ogólnych przewodnikach po kolekcjach, a mowa o przedmiotach zrobionych przez fanów. Ile procent z twojego ulubionego 1000 pochodzą z twórczości fanów?

SS: Przedmioty stworzone przez fanów zajmują sporą cześć książki, oraz coraz większą część kolekcji. To jest sfera, którą interesuję się coraz bardziej przez te wszystkie lata. Fantastyczna twórczość fanów z czasem staje się jeszcze bardziej zaskakująca, atrakcyjna, odkrywcza, a czasem po prostu nieprawdopodobna. Dla mnie te przedmioty pokazują głęboką pasję i prawdziwe umiejętności fanów Star Wars na całym świecie, czy to kiedy robią 18-calowego R2-D2 z ruchomymi częściami zrobiony z patyczków do badania gardła i parowo uformowanego drzewa balsowego, albo banthowa pinata z papieru krepowego z uzbrojonym Jeźdźcem Tusken w siodle. Jednakże fan-arty i grafika 3D mnie nigdy nie interesowały.

P: Ok, następne oczywiste pytanie: były jakieś przedmioty, które postanowiłeś wyrzucić z ksiązki?

SS: O, to trudne pytanie. Każda książka Lucasfilm jest szczegółowo sprawdzana pod kątem błędów rzeczowych i stosowności. Czasem ludzie nie zgadzają się z tym co jest, a co nie jest odpowiednie do autoryzowanej ksiązki. Zatem tak, było kilka zdjęć, które musiały być zamienione na żądanie Lucasfilmu pod koniec tworzenia albumu. Ale jeśli myślisz, że powiem ci jakie to przedmioty, to zwariowałeś.
Było też dużo przedmiotów, które sam ocenzurowałem, dlatego pewnie przełożę je na jedną półkę podpisaną "Usunięte z książki", tylko do oglądania prywatnego. Tak naprawdę było tak mało takich przedmiotów w porównaniu z tymi, które trafiły do albumu, że nie miałem nigdy problemu z decyzją. Ponadto da mi to okazję do ponownej dyskusji, jeśli tylko kiedyś zrobimy "Another 1,000 Collectibles". Uwierz mi, mamy wystarczająco dużo świetnych rzeczy na sequel za parę lat!

P: Mógłbyś opisać jeden swój ulubiony przedmiot teraz, czy fani będą musieli poczekać, żeby samemu przeczytać o tym w książce?

SS: To naprawdę trudne pytanie. To jak zapytać które z twoich dwóch dzieci jest ulubione? Tak naprawdę również w książce nie wybieram żadnego konkretnego przedmiotu. Ale jeśli chodzi o rodzaj zbiorów to musiałyby to być przedmioty zrobione przez fanów, w tym cudowne naszywki, koszulki i inne wspaniałości zrobione przez członków Legionu 501st i Rebel Legionu dla fanów należących do tych organizacji. Ponieważ pomagałem obu organizacjom wypracować dobrą relację z Lucasfilm i zaprzyjaźniłem się z tyloma ich członkami przez te wszystkie lata, więc zajmują oni specjalne miejsce zarówno w moim sercu, jak i w mojej kolekcji.

P: Jeśli chodzi o wygląd książki, jakie chciałbyś wywrzeć na czytelniku pierwsze wrażenie po otwarciu "1000 Collectibles"?

SS: "Ojejciu, jak dużo przedmiotów! Nie miałem pojęcia!!"

P: Na koniec co chciałbyś, żeby czytelnik zapamiętał po zamknięciu albumu?

SS: Chciałbym, żeby czytelnicy zrozumieli dlaczego niektórzy ludzie są kolekcjonerami i w jaki sposób to co oni zbierają i pokazują na wystawie jest ważną częścią ich życia. Chciałbym, żeby widzieli wpływ Star Wars na moje życie i na życia milionów innych na całym świecie. Chciałbym, żeby zdali sobie sprawę, że ten trwający ponad 30 lat fenomen wciąż rośnie i się rozwija nawet dzisiaj, przyciągając nowe pokolenia fanów. A przede wszystkim chciałbym, żeby uświadomili sobie, że to jest znakomita zabawa!



Anne Neumann jest kuratorem olbrzymiej kolekcji Steve'a Sansweeta, to ona całość organizuje, fotografuje, prowadzi dokumentację. Przez ostatnie trzy lata Neumann stara się skatalogować całą kolekcję pełną gwiezdnowojennych gadżetów, więc to głównie z jej pracy korzystano przy pisaniu tej książki.

P: Na początek czy jesteś kolekcjonerką Star Wars?

Anne Neumann: Zbierałam karty Topps od 1977 roku. Moja młodsza siostra Joanie i ja byłyśmy wielkimi fankami i zbieraliśmy je razem. Wciąż mamy swój oryginalny niebieski zestaw, który poozdabiałyśmy długopisami i trzymałyśmy w pudle po budach, schowane w folii. Miałyśmy też inne rzeczy, ale one zniknęły podczas wyprzedaży garażowych gdzieś w latach 80. Życie obie nas oddaliło od tamtych spraw po Powrocie Jedi i żadna z nas nawet nie wiedziała o Epizodzie I do miesiąca przed premierą.
Mój przyjaciel Nick i ja postanowiliśmy pójść do Toys "R" Us zobaczyć nowe zabawki Star Wars około tydzień przed premierą. Właśnie zabierałam żałosną figurkę Rica Olié ze zdziesiątkowanych półek, kiedy podszedł pracownik i dorzucił figurkę Obi-Wana Kenobiego do baseniku dziecięcego stojącego tuż obok mnie. To właśnie w tej chwili, kiedy dosłownie nurkowałam do dziecięcego baseniku, żeby wyłowić tę figurkę, poczułam się znów jak 9-latka siedząca na podłodze otoczona figurkami. Kupiłam wszystko co znalazłam, a potem odkryłam eBay. Joanie i ja dogoniłyśmy karty Topps i razem ponownie weszłyśmy do społeczności Star Wars. Wtedy pewnego dnia znalazłam przewodnik "Tomart's Price Guide to Worldwide Star Wars Collectibles". Byłam zachwycona.

P: W jaki sposób stałaś się głównym organizatorem kolekcji zebranej na Ranczu Obi-Wana?

AN: Oszalałam na punkcie Star Wars. Moją profesjonalną specjalnością są bazy danych, więc zaczęłam starać się wpisać wszystkie zebrane informacje do jednej bazy danych. Pracowałam nad stronami internetowymi poświęconymi kolekcjonerstwu SW, Joanie i ja starałyśmy się stworzyć własną stronę pod adresem TheForceIsWithUs.co, tam napisałam swoją własną internetową bazę danych kolekcjonariów. Ostatecznie pracowałam z miłymi gośćmi z Rebelscum.com i tym, co teraz jest OfficialPix.
Moja pierwsza praca z OfficialPix była na Comic-conie w San Diego 2004, wtedy Philip Wise przedstawił mnie Steve'owi przy kolacji po konwencie. Nie pamiętam kto jeszcze tam był, ale w pewnym momencie ktoś zaoferował zinwentaryzowanie kolekcji Steve'a za pensję 50 000 dolarów rocznie. Wszyscy się zaśmiali, a najmocniej Steve. Wtedy ktoś inny również zaoferował siebie za 30 000 za rok. Ja byłam nowa przy tym stole i zapiszczałam niczym myszka "Zrobię to za pokój i tablicę!". Kiedy ekpia Rebelscum odwiedziła Ranczo Obi-Wana w sierpniu 2005 zostałam tam tydzień dłużej, żeby zobaczyć czy wszyscy dobrze się dogadamy. Wróciłam tam w lutym 2006, jadąc tam samemu z Teksasu przez trzy dni, razem z moją kotką Claire.

P: Czy mogłabyś opisać stan zorganizowania kolekcji kiedy tam po raz pierwszy przyjechałaś?

AN: Cóż, jest 15 sfer kolekcjonerskich, tak jak to wspomniano w książce, wtedy było niemal niemożliwe zapuścić się daleko w którąkolwiek z tych sfer. Cała podłoga w całym budynku była wypełniona stosami aż do sufitu. Pokój, w którym mieszkam z moim chłopakiem Stew, był tak zapełniony, że dwa tygodnie trwało wysprzątanie go zaledwie tak, żeby dostać się do łóżka. Pokój kart kolekcjonerskich miał długie stoły zapełnione na ponad pół metra, a wszystko było poukładane tak ryzykownie, że jeśli jeden z przedmiotów dołu został usunięty wszystko waliło się na głowy. Podłogi w muzeum były całe zajęte i nie było wiele miejsca do chodzenia. Część przedmiotów była zniszczona podczas powodzi poprzedniego miesiąca, więc było dosyć istotne, żeby te podłogi oczyścić. Szczególnie pamiętam mój pierwszy dzień prawdziwego organizowania. Byłam w pokoju przyjęć i uderzyło mnie, że większość tamtego bałaganu to po prostu pudełka, fragmenty opakowań i tego typu śmieci. Wtedy zadzwoniłam do Steve'a w pracy, co robię bardzo rzadko, i powiedziałam "Chciałam tylko, żebyś wiedział, że będę bezwzględna".

P: Co to znaczy bezwględna?

AN: Jestem przekonana, że Steve od tego momentu zastanawiał się czy podjął dobrą decyzję. Ostatecznie "bezwzględna" oznaczało, że wypełniliśmy dwa 30-litrowe kontenery do pełna różnymi śmieciami niezwiązanymi ze Star Wars, różnymi rupieciami z muzeum i jego zaplecza. To wszystko się zbierało od 10 lat, to był całkiem niezły początek!

P: Jak dokładnie postępujesz organizując i dokumentując tak wielką kolekcję?

AN: Mam bazę danych FileMaker, którą zaczęłam tworzyć 10 lat temu. Obecnie ma ona niemal 630 000 zapisów, w tym zapisy dotyczące krajów, języków, części, postaci, cen i innych. Mam też laserowy czytnik kodów, który zaoszczędza mi dużo czasu. Kolekcja zorganizowana jest według rodzaju przedmiotów i największych licencji. W budynku muzeum jest 160 szafek z półkami. Każda ma przypisany numer. Jeżeli wszystkie przedmioty na półce są zinwentaryzowane, wtedy półce przypisana jest litera. Nowe przedmioty trafiają do "pokoju odbiorów", który znajduje się tuż przy moim miejscu zamieszkania. Steve i ja przeglądamy wszystkie nowe przedmioty, sprawdzamy je, podziwiamy je i komentujemy. Potem są wysyłane do muzeum, gdzie czeka ich dokumentacja. Jeżeli przedmiot należy do grupy, która jest już w bazie danych, wtedy jest dokumentowany i odkładany na półkę z literą. Jeżeli przedmiot należy do grupy, której jeszcze nie zapisałam, wtedy przedmiot trafia na nieliterowaną półkę. Jeżeli czas pozwoli dotrę to półek nieliterowanych.
Problem jest taki, że nie wystarcza miejsca. Całkiem niedawno cudowna para z 501st Garnizonu Golden Gate, Consetta Parker i Garet Jones, spędziła cały weekend pomagając nam znaleźć trochę miejsca. Zaczęliśmy od usuwania przedmiotów z półki i wsadzania ich do pudeł. Potem przesunęliśmy pierwszy rząd z czterech półek o pół cala i wrzuciliśmy kolekcjonaria z powrotem na półki. Następny rząd z czterech półek przesunęliśmy o dwa cale. Ostatecznie przenieśliśmy 20 półek przedmiotów tylko po to, żeby zyskać tyle miejsca, żeby umieszczać je w trzech rzędach. Efekt był wart naszej pracy.

P: Opowiedz o "Star Wars: 1,000 Collectibles" rozumiem, że z twoją głęboką wiedzą na temat kolekcji odegrałaś znaczącą rolę w wybieraniu i znalezieniu większości przedmiotów z ksiązki?

AN: Wybieranie przedmiotów do książki to był naprawdę wysiłek zbiorowy. Chodziliśmy po muzeum razem wybierając przedmioty, albo ja robiłam notatki, kiedy on oprowadzał wycieczkę. Steve czasem dawał mi listę z pamięci, albo ja sama wybierałam jakieś gadżety. Był tylko jeden przedmiot w książce, którego fizycznie nie mogłam znaleźć w muzeum i musieliśmy polegać na starym slajdzie. Steve opowiada też historię o innym przedmiocie, który kiedyś miał, ale teraz nie można go nigdzie znaleźć.

P: Rozumiem, że Steve zapewniał osobiste opowieści związane z każdym przedmiotem. Co jest twoim wpływem do ksiązki?

AN: W książce jest 1029 zdjęć. W tym 743 są moje. Reszta w większości jest zrobiona przez byłego fotografa ILM Alexa Ivanowa latem 2006 roku. Napisałam bazę danych FileMaker, żeby zbierać zdjęcia i wszystkie podstawowe dane na temat przedmiotu z kolekcji (producent, kraj, rok). Steve mógł wybierać zdjęcia do rozdziału i układać po kolei. Ponadto napisał swoje historie bezpośrednio w bazie danych, zamiast w bardziej tradycyjnym edytorze tekstu. Dzięki temu mogliśmy zmieniać i sortować wpisy dużo łatwiej. Potem po prostu eksportowaliśmy dane do edytora tekstu.

P: Jako podstawowy fotograf w tym projekcie na pewno wiesz, że było więcej niż kilka przedmiotów, które wymagały naprawdę dużej kreatywności przy robieniu zdjęć. Czy możesz podzielić się jakimiś znaczącymi przykładami?

AN: To właśnie Alex zrobił najtrudniejsze zdjęcia, jak przedmiotom zwisającym z sufitu i dużym gadżetom umocnionym na podłodze. Najtrudniejsze zdjęcie, które ja robiłam to głowa C-3PO. Jest niezwykle odbłyskowa i widziałam wszystko na tej głowie: aparat, moje ręce, gadżety na półce dziesięć stóp za mną, mój komputer, a nawet podłogę. Zbudowałam czterościenne pudełko zrobione z białej płyty piankowej, tylko z dziurą na obiektyw z przodu. Tył pudełka był otwarty, żeby wpuścić tam światło, samą głowę położyłam na kawałku płyty piankowej z obracaną podstawą. Mogłam dzięki temu obracać głową z boku na bok i używałam samowyzwalacza w aparacie, żeby zrobić zdjęcie.

P: Czy masz jakiś ulubiony gadżet z kolekcji i czy trafił on do "1,000 Collectibles"?

AN: Mam kilka ulubionych przedmiotów, jeden, którego nie lubię i jeden, który mnie przeraża. Wszystkie trafiły do książki. Moim ulubionym przedmiotem jest Jawa z kanadyjskiej firmy Regal. Jest zbyt uroczy, żeby go opisać, a jednocześnie bardzo rzadki i drogi! Moimi innymi faworytami są Happy Hippos z niemieckich Kinder Niespodzianek. Dowodzą, że można zmieszać Star Wars z czymkolwiek i to będzie działać. Najbardziej nie lubię dioramy Attakus Millennium Falcon, po prostu dlatego, że jest taka CIĘŻKA. Przyjechała na trzech paletach - i tak złamała się przy przesyłce - a potrzeba było trzech silnych facetów, żeby przenieść Sokoła do muzeum. Nie ma mowy, żeby go teraz gdzieś przenosić. Która mnie przeraża? No będziecie musieli się tego domyślić podczas czytania książki.

P: Czy możesz powiedzieć jak wiele przedmiotów udało się zapisać i czy wiesz ile ci jeszcze zostało?

AN: Udokumentowałam 56 725 przedmiotów. Podejrzewam, że to nieco poniżej 50% całej kolekcji. Nie wpisałam do bazy jeszcze ani jednego ubrania, a jest tego wiele. Żadna biblioteka nie została spisana: ksiązki, komiksy, magazyny i video. Zaplecze magazynu i pokój plakatów są pełne tajemniczych pudeł i gablot. No i jest jeszcze nieustający przypływ nowych przedmiotów, które też trzeba zapisywać. Zabrało mi trzy lata, żeby być tak daleko, nie potrafię sobie wyobrazić ile jeszcze trzeba czasu.


Książka ma 568 stron, a jej okładkowa cena to 35 $, chociaż w pełnej sprzedaży ma się ukazać dopiero 17 listopada, to w kilku sklepach, w tym na Amazonie i sklepie oficjalnej jest dostępna już od jakiegoś czasu.
KOMENTARZE (8)

Nowości października w USA

2009-11-01 20:11:00

W ubiegłym miesiącu w USA ukazało się kilka ciekawych pozycji książkowych. Poniżej ich lista.

Star Wars: The Clone Wars - The Official Episode Guide (Season 1)
Autor: Jason Fry

Ten krótki przewodnik po całym pierwszym sezonie "The Clone Wars" zawierać będzie szczegółowe opisy wszystkich odcinków, oraz wywiady z reżyserami, scenarzystami i innymi twórcami serialu.

1,000 Collectibles

Autorzy: Stephen Sansweet i Anne Neumann

Książka ta jest swoistym przewodnikiem po ranczu Obi-Wana. Przypomnijmy, że ranczem Obi-Wana nazywa się dom Stephena Sansweeta - człowieka posiadającego największą na świecie kolekcję gadżetów ze świata Gwiezdnych Wojen - szacunkowo znajduje się w niej ponad 75 tysięcy gadżetów. Książka zawiera zdjęcia tysiąca wybranych gadżetów okraszone różnego rodzaju anegdotkami i historiami, które dotyczą zarówno ich powstawania jak i tego w jaki sposób Sansweet wszedł w ich posiadanie. Wśród ukazanych w książce przedmiotów znajdują się zarówno takie, które są znane większości kolekcjonerów jak i rarytasy, których zdjęcia prawdopodobnie wcześniej nie były nigdy publikowane.

LEGO STAR WARS: The Visual Dictionary

Autorzy: Praca zbiorowa

Gruby przewodnik ma opisywać setki miniaturowych plastikowych postaci, od Dartha Vadera, aż po Luke'a Skywalkera i wielu innych, informując o ciekawostkach z życia, prezentując fotografie ich, oraz ich narzędzi, pojazdów, broni, a nawet Gwiazdy Śmierci. Dzięki tej pozycji będzie można dowiedzieć się tyle o Gwiezdnych Wojnach, aby można było zostać Mistrzem Jedi LEGO®.

O powieściach informujemy na bieżąco w osobnych newsach.
KOMENTARZE (0)
Loading..