TWÓJ KOKPIT
0

Steve Sansweet :: Newsy

NEWSY (128) TEKSTY (5)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

P&O 111: Kim jest Nicki?

2015-02-22 07:55:03



Znów wracamy do pytań związanych z uważnym studiowaniem napisów końcowych i uważnym oglądaniem filmu. Tym razem z „Powrotu Jedi”. Odpowiada Steve Sansweet.



P: W „Powrocie Jedi” w napisach końcowych pojawia się postać imieniem Nicki! Kim jest Nicki?

O: Nicki to Ewok, którego grał młody Nicholas – lub Nicky – Read (tam był błąd w napisach). W każdym razie w 67 numerze „Insidera” (z okazji 20-lecia „Powrotu Jedi”) Nicky powiedział Ericowi Moro, że grał Ewoka w szarym kostiumie. Można go zauważyć w scenie ceremonii końcowych, on próbuje robić salto i staje na głowie. Więcej o samym Ewoku Nickym można właśnie poczytać we wspomnianym numerze „Insidera”.

K: Nickiego można też zobaczyć przed domem wodza Chirpy, w scenie gdy C-3PO opowiada historię. Swoją drogą kostium ten wykorzystano także w „Przygodzie wśród Ewoków”.

Sam Nicholas Read próbował swoich sił w aktorstwie, niestety z marnym skutkiem. Co prawda pojawił się w „Harrym Potterze”, ale największe życiowe osiągnięcie ma w kartotekach policyjnych. Był już aresztowany za swoje nieobyczajne zachowanie (ekshibicjonizm), o czym pisaliśmy tutaj. Niestety nie jest to jedyny aktor grający Ewoka, który skończył marnie, Paul Grant wylądował nawet na bruku. Jak widać role Ewoków niosą ze sobą spore ryzyko.
KOMENTARZE (5)

P&O 110: Co się stało ze sceną, w której C-3PO dostawał swoje okrycie?

2015-02-15 07:58:22



Nie wszystko, co pojawia się w zwiastunach, zdjęciach promocyjnych czy nawet udostępnionych przed premierą filmu scenach trafia ostatecznie do kin. To pytanie właśnie dotyczy takich wątpliwości.

P: Zdaje mi się, że pamiętam scenę w której Padmé nakłada na C-3PO jego nową obudowę, a Anthony Daniels operował kukiełką nagiej wersji Threepia. Czy miałem zwidy, czy wycięto tę scenę?

O: Scena w której C-3PO zdobywał swoją nową powłokę stała się ofiarą ostrych cięć w filmie zarządzonych przez George’a Lucasa. Znajdowała się ona nie tylko w oryginalnym scenariuszu, ale też nakręcono ją. Według niej, gdy Anakin i Padmé przybyli do domostwa Larsów przywitał ich szkielet C-3PO, który zaprowadził ich do miejsca, gdzie spotkali Larsów. A gdy Anakin odleciał poszukiwać matki, Padmé nie mając nic do roboty, odnalazła Threepia w garażu. Znalazła tam też okrycie i zaczęła je montować. Patrząc na czas filmu, Lucas wpierw wyciął tę scenę, a potem uznał, że C-3PO nagle pojawia się w filmie bez żadnego wytłumaczenia w metalowej okrywie. Kazał więc nakręcić sceny z nim na niebieskim ekranie i zastąpił nimi kukiełkę we wcześniejszych ujęciach.
A że ta zmiana została dokonana dopiero jesienią roku 2001, to okazało się, że niektórzy oczekiwali już poprzedniej wersji. Wcześniej C-3PO bez pokrywy został pokazany publicznie zarówno w dokumentach sieciowych na oficjalnej, jak i krótkim dokumencie dołączonym do wydania VHS klasycznej trylogii (dokładnie na kasecie z Nową Nadzieją) z roku 2000. Na dodatek Steve Sansweet w roku 2001 pokazywał ten urywek w swoim wykładzie „Star Wars:Connections” na różnych konwentach w USA.
W Expanded Universe znalazło się wyjaśnienie okrycia C-3PO, dokonała tego Shmi, już po tym jak Anakin odleciał, niejako w cichej rezygnacji, że jej syn nigdy nie powróci.

K: Fani też to zauważyli sami. Pisaliśmy o tym choćby tutaj.
KOMENTARZE (2)

P&O 96: Czy Mara Jade będzie w jednym z prequeli?

2014-11-09 09:54:00



Dość stare pytanie, jeszcze z czasów po „Mrocznym widmie”, a przed premierą II i III epizodu. Odpowiada ulubieniec fanów, czyli Steve Sansweet, tym razem niestety wyjątkowo w poważny sposób.



P: Czy Mara Jade pojawi się w choć jednym z prequeli?

O: I chociaż Mara Jade – była agentka Imperatora, która później poślubiła Luke’a Skywalkera w powieściach z EU, jest z pewnością popularną postacią, jej historia zawiera się w okresie opisywanym w książkach, nie filmach. Dodatkowo nawet nie urodziła się podczas trwania prequeli.

K: Faktem jest, że Mara Jade była jedną z najpopularniejszych postaci w EU, doczekała się nawet własnych figurek. Chociażby Hasbro w 2012 wypuściło na rynek Marę, lecz zanim doszło do wyprodukowania tej figurki, fani wybierali jaką postać by chcieli dostać. Mara wygrała.
Jednak pytanie czy Mara pojawi się na dużym (i małym) ekranie wciąż trwa. Padały sugestie na temat jej pojawienia się w „The Force Awakens” (TFA) oraz serialu „Rebelianci”. Jednak szybko zaczęto to dementować i sugerować, że to może być inna postać, choć bardzo podobna do Mary. Póki co Mara pozostaje postacią legendarną i na razie nic nie wskazuje by w jakiejś formie miała wrócić do kanonu, ale może popularność tej postaci wśród fanów sprawi, że pewnego dnia przewinie się w jakiejś książce.
KOMENTARZE (6)

P&O 94: Co jest z językiem Mas Ameddy?

2014-10-26 08:50:20



Tym razem mamy bardzo ciekawą sprawę, która dotyczy usuniętej sceny z „Ataku klonów”. Można ją znaleźć w dodatkach na DVD, jednak jest trochę dziwna, więc budzi kontrowersje. A odpowiada Steve Sansweet.



P: W Senacie, Mas Ameda nagle dziwnie macha swoim językiem, gdy Padme zakończyła swą przemowę. Po co to zrobił?

O: To było oczywiście w scenie usuniętej, w której Padme przemawiała w senacie tuż po zamachu na jej życie. Niektórzy spekulowali, że Mas Amedda był hardcore’owym fanem zespołu KISS, ale tak naprawdę jest to Chagriański sposób demonstrowania dominacji i wzywania do posłuchu. Amedda w ten sposób chciał przywrócić spokój w izbie Senatu.

K: Scena zawierająca język Ameddy znajdowała się na początku filmu, gdy Padme już po zamachu pojawiła się w senacie. Można to zobaczyć na zdjęciu jak i na filmiku (mniej więcej po półtorej minuty).




KOMENTARZE (8)

Tajemnice nowego kanonu: imię Palpatine’a

2014-10-17 19:20:01 Wookiepdia

Jedną z największych tajemnic starego kanonu było imię najważniejszego czarnego charakteru, czyli imperatora Palpatine’a. Znaliśmy jego nazwisko lub imię, w zależności jak to sobie tłumaczono. Oficjalnie zmierzył się z tym tematem Steve Sansweet w ramach serii Zapytaj radę Jedi. Dla przypomnienia, wówczas Sansweet powiedział, że możliwe iż Palpatine ma jeszcze jakieś imię, ale nie zostało ono ujawnione, ale możliwe też, że miał tylko i wyłącznie jedno imię, jak to bywa choćby w Indonezji.

W starym kanonie James Luceno w powieści Darth Plagueis musiał także odnieść się jakoś do tego zagadnienia. Właściwie wykorzystał obie odpowiedzi Steve’a. Czyli Palpatine miał imię, ale postanowił go nie używać i sprawić, by zostało zapomniane. Używał tylko nazwiska swojego rodu.



Teraz jednak mamy nowy kanon i nowe porządki, a tu Palpatine ma imię o które właśnie zostało ogłoszone. Może bez pompy, ale jednak. Pojawia się ono w powieści Jamesa Luceno pt. Tarkin i brzmi... Sheev.

Prawdę mówiąc to kończy wszystkie spekulacje, które przez lata narosły. W fanonie często pojawiało się imię Cos, pochodzące od postaci Cos Dashit, która występowała we wcześniejszych wersjach scenariusza i ostatecznie stała się Palpatinem. Swoją drogą pewne nawiązania do tych insynuacji można znaleźć we wspomnianym „Plagueisie”.

Niektórzy mogą być zwiedzeni, że kanoniczne imię nie jest lekko zmodyfikowanym imieniem Charles. A dlaczego Charles? Ano dlatego, że jak wieść gminna niesie, imię Palpatine Lucasowi przyszło do głowy dopiero, gdy obejrzał „Taksówkarza” Martina Scorsese. Tam występuje postać Charles Palantine i to właśnie jej nazwisko Flanelowiec przerobił i użył.

Na razie czekamy kiedy imię pojawi się oficjalnie w serialu „Rebelianci” oraz nowych filmach.

I małe uzupełnienie. Jak podała Jennifer Heddle na swoim twitterze to imię pochodzi od George'a Lucasa, podobno miał je w głowie ale nigdy wcześniej nie użył. Jen nie podała okoliczności w jakich je wyjawił.
KOMENTARZE (26)

P&O 92: Jaka jest prawdziwa historia Sithów?

2014-10-12 09:01:01



Tym razem Steven J. Sansweet odpowiada na arcytrudne pytanie dotyczące prawdziwej historii Sithów, niestety obecnie w dużej części może to już być alternatywna historia. Ile z tego wciąż pozostaje obowiązujące i w jakiej formie, na razie nie wiadomo.



P: Kim tak na prawdę są Lordowie Sithów? Jaka jest ich historia, bo niestety poza tym, że zostali pokonani przez Rycerzy Jedi, niewiele o nich wiadomo.

O: Historia Lordów Sithów jest długa i straszliwa, a jej częścią jest cała plejada wyznawców Ciemnej Strony od bezimienny uczniów, po straszliwego Czarnego Lorda Sithów, Dartha Vadera, kiedyś Anakina Skywalkera, który posługując się strachem dokonał eksterminacji wielu kultur i prawie wytępił Rycerzy Jedi.

Ta historia jest wypełniona ciągłymi śmiertelnymi starciami, nieustającymi wojnami przeciw Galaktycznej Republice i ciągłych bitwach z Rycerzami Jedi i zwolennikami Jasnej Strony. A niczym powracający temat, Jedi ciągle i ciągle wierzyli, że pokonali zagrożenie ze strony Sithów na zawsze, tylko po to, by odkryć że wróg, po raz kolejny zapadł w sen zimowy na wieki.

I choć szczegóły przepadły w annałach historii, galaktyczni badacze twierdzą, że doszło do pęknięcia między Jasną a Ciemną Stroną Mocy prawie przy powstaniu Zakonu Jedi, czyli jakieś 25 tys. standardowych lat przed bitwą o Yavin. Wielu wierzy, że to sprawka jednego zagubionego Jedi, który przeszedł na Ciemną Stronę i przeciągnął innych, a z czasem zbudował całą armię osób posługujących się Ciemną Stroną. Przez następne stulecie, totalna wojna wybuchła w galaktyce, niszcząc planty i cywilizacje, zanim Rycerze Jedi zatryumfowali.

I choć pokonani i rozbici, kilku mrocznych Jedi uciekło w nieznane regiony galaktyki. Wylądowali na nieznanym i nieoznaczonym na mapach świecie, na którym spotkali prymitywne istoty nazywające siebie Sithami. Sithowie traktowali mrocznych Jedi jak bogów, prawie samoistnie dali im się zniewolić. Mając niezliczone zasoby i siłę roboczą, przez eony powstawało złe Imperium Sithów z dala od karzących oczu Republiki i czuwających Jedi. Oto nastała Złota Era Sithów.

Ale jakieś 5 tys. lat przed bitwą o Yavin, Republika odkryła Imperium Sithów. Ambitny Czarny Lod Sithów imieniem Naga Sadow zdecydował się ją podbić i tak oto rozpoczęła się Wielka Wojna Nadprzestrzenna. Jego armia została rozgromiona przez Rycerzy Jedi, a zażarte bitwy trwały zarówno między Jedi i Sithami jak i bratobójcza pośród samych Sithów. To zagwarantowało pokój na prawie tysiąc następnych lat. Wtedy to nastąpiła kolejna erupcja konfliktu.

Ale jakieś tysiąc lat przed bitwą o Yavin, nastał nowy Lord Sithów, ten który cień pozostał na długo obecny, a pośrednio kształtował losy galaktyki przez setki kolejnych lat. Darth Bane zrozumiał, jak bardzo zakon Sithów był blisko samozniszczenia i wiedział, że tylko dyscyplina i działanie z ukrycia zagwarantuje im przeżycie i osiągnięcie ostatecznego celu jakim było zmiażdżenie zakonu Jedi.

To właśnie Darth Bane stworzył najbardziej znaczący dyktat w Nowym Zakonie Sithów, który mówił, że będzie tylko dwóch Sithów w jednym czasie. Mistrz i jego uczeń. Wymagał też nowego pohamowania się w rządzach, walkach i zdobywaniu władzy, dzięki czemu rada Jedi uwierzyła, że pokonała Sithów. Ale największym sekrecie, przez milenium trwał nieprzerwany łańcuch, gdzie Sithowie przekazywali swoją wizję rządzenia Mocą z Mistrza na ucznia.

Aż w końcu, 32 lata przed bitwą o Yavin, przy okazji blokady Naboo, Sithowie pojawili się oficjalnie. Podczas gdy Darth Sidious, potajemnie manipulował galaktyczną polityką, jego straszliwy uczeń Darth Maul zaatakował Jedi otwarcie.

Reszta historii Sithów opowiedzą filmy, a resztę trzeba będzie kiedyś opowiedzieć. Więcej tych informacji znajdziecie w książeczce Secrests of the Sith.
KOMENTARZE (6)

Steve Sansweet o spełnianiu marzeń

2014-06-06 10:59:14 Star Wars Blog



Holo z oficjalnej Steve Sansweet, wielki kolekcjoner, prywatnie przyjaciel polskich fanów Star Wars, swego czasu na blogu oficjalnej podzielił się swoimi przemyśleniami na temat rozwijania prywatnego muzeum: Ranczo Obi-Wan.

Jak wiele zmienić może jeden rok!

To był zaledwie poprzedni listopad, kiedy wreszcie skończyliśmy budować moje marzenie, a w każdym razie jego fundamenty. Po 18 miesiącach planowania i bardzo ciężkiej pracy majstrów, oraz przyjaciół, którzy poświęcili bazylion godzin ich wolnego czasu, a także wiele cierpliwości oraz szczęścia, uruchomiliśmy Rancho Obi-Wan Inc., jako kalifornijską korporację publiczną nonprofit. Wtedy urządziliśmy Wielkie Otwarcie dla 180 osób, w tym 30 ochotników.

Marzenia bywają kłopotliwe. Przejście od fantazji do rzeczywistości może być dość skomplikowane. Są trudne decyzje do podjęcia, a jeśli ktoś miał do czynienia w remontem ten wie, że zawsze jest potrzeba zaplanowania dwukrotnie większych wydatków, niż to początkowo zakładano, z powodu nieoczekiwanych problemów, oraz nowych pomysłów, zbyt fajnych, żeby z nich zrezygnować.

"Mała rzeka płynie pod którym budynkiem? Jak dużo ton piachu musimy przerzucić, żeby zapobiec problemom z wilgocią?"

"A więc jak dużo trzeba dopłacić, żeby te schody były podświetlane...a pokój nie miał grawitacji?"

Jedną z rzeczy, których nie zdawaliśmy sobie sprawy, było jak długo będzie trzeba czekać na uzyskanie statusu nonprofit (IRS 501(c)(3)), jak dużo pracy urząd każe ci wykonać, żeby go uzyskać. Wspominałem moją przyjaciółkę Anne Neumann. Przyjechała do nas z Austin na sześć miesięcy, żeby zinwentaryzować moją kolekcję. Po siedmiu latach nadal tu jest. Anne jest głównym menedżerem Rancho Obi-Wan, oraz wiceprezydentem i skarbnikiem organizacji non-profit.

Jednym z wielu zadań Anne było wypełnienie i zapewnienie wielu dodatkowych formularzy potrzebnych do uzyskania statusu non-profit. Na szczęście nie braliśmy wcześniej pod uwagę jednej liczby wymaganej przez federalne przepisy: szacowanego czasu jak długo zajmie zebranie całej wymaganej dokumenacji, dokładnie 105 godzin i trzy minuty! I to zaokrąglając.

A zatem co było moim marzeniem? Moim, hm, obciążeniem w życiu jest posiadanie największej na świecie kolekcji Star Wars. (Tak, wiem, że chętnie pomoglibyście mi w tym obciążeniu!) Jest jednak bardzo niesatysfakcjonujące przechowywać to wszystko w kartonach i skrzyniach. To frustrujące gdy nie można podzielić się z innymi fanami i kolekcjonerami. Wiele z przedmiotów jest naprawdę fajnych, ale to historie z nimi związane, to jak weszły w moje posiadanie, wielkie odkrycia i te, które mi umknęły, one zapewniają odpowiedni kontekst przedmiotom w kolekcji, dają wiele radości mi i moim gościom.

Gdybym nie mógł prezentować swojej kolekcji, stałaby się ona tylko zgromadzeniem przedmiotów. Ale ustawiać je w dużych, ciągle zmieniający się, kategoriach, zgodnie ze szczegółowym planem... Móc zabawiać innych fanów z całego świata oprowadzając dwu, trzygodzinne wycieczki... Dzieląc się anegdotami na temat tego, jak jedne z oryginalnych drzwi do kantyny Mos Eisley skończyły na tunezyjskiej farmie kurczaków, zanim trafiły na moją ścianę za animatronicznymi kukiełkami bithańskiego zespołu Modal Nodes... To było marzenie.

Od mojej pierwszej książki o Star Wars z 1992 roku, przez kolejnych 15, zawsze starałem się udowodnić, że Gwiezdne Wojny miały tak niesamowity wpływ na światową kulturę popularną, po części poprzez zabawki i inne produkty na licencji. W roku 1977 głód i potrzeba na coś ze Star Wars nie mogły być zapewnione. Nie było figurek aż do wiosny 1979, ponieważ kontrakt z Kenner Products został podpisany zaledwie miesiąc przed premierą filmu. A potem te zabawki, całą erę przed kinem domowym i grami wideo, stały się drogą do odtwarzania scen z filmu, albo korzystania z wyobraźni i tworzenia zupełnie nowych historii, przez co na stałe zostały wpisane w umysły całego pokolenia, które potem przekazywało pasję do Gwiezdnych Wojen swoim dzieciom.

Anne i Consetta Parker, inna dobra przyjaciółka i dynamiczna specjalistka od PRu, były dwoma głosami, które zachęciły mnie do pójścia drogą non-profit. Pozwalało nam to przyjmować darowizny, oraz pobierać opłaty za zwiedzanie z przewodnikiem, dzięki czemu możemy pokryć część gigantycznych kosztów prowadzenia muzeum. Dostałem pozwolenie od Lucasfilm na ciągłe używanie nazwy "Rancho Obi-Wan", jako nazwy muzeum i organizacji non-profit. Spędziliśmy dziesiątki godzin opracowując w jaki sposób zaaranżować i przedstawić gadżety, a potem to zrobiliśmy. Zmieniliśmy dawną stodołę z kurczakami w miejsce wystawowe.

Przedstawiliśmy nasze formularze IRS na początku stycznia...i czekaliśmy. W końcu, kiedy usłyszeliśmy odpowiedź, na początku kwietnia, w liście znajdowało się 15 szczegółowych pytań i wymagań kolejnych dokumentów. Wtedy byliśmy w połowie pakowania połowy tony gadżetów na The Rancho Obi-Wan Experience na Celebration VI. Niezmienialna data końcowa? Ten sam dzień rozpoczęcia CVI! W jakiś sposób Anne udalo się tego dokonać i kilka tygodni temu otrzymaliśmy od IRS ostateczny list potwierdzający.

W pierwszym roku działalności przyciągnęliśmy ponad 600 fanów, wielu podróżujących z bardzo daleka, Japonii, Nowej Zelandii, Węgier, od młodych dzieci, do fanów w wieku 70 i 80 lat. Zorganizowaliśmy kilka dużych imprez i eventów, mamy nadzieję zorganizować na Ranczu wesele w przyszłym roku. Byliśmy polecani jako świetne miejsce, które warto odwiedzić, przez kilka międzynarodowych stron dla turystów. Chociaż było to dużo pracy, często męczącej, wszyscy mogliśmy poznać wielu nowych przyjaciół, z którymi dzielimy pasję do Star Wars.

Gdy zaczynamy nasz drugi rok, pomijając fakt, że wciąż nie wiemy jak się sklonować, mamy ambitne plany, żeby powiększyć wpływy, wypromować się, odnowić stronę internetową i organizować więcej działań społecznych, jak ta świetna wycieczka kilka tygodni temu, gdy odwiedziło nas 15 dzieciaków z okolicznej szkoły, w ramach wycieczki na temat kreatywności.

Jednak Anne ma większy pomysł. Ona widzi Ranczo Obi-Wan za 10 lat jako znacznie większą instytucję, jeszcze łatwiej dostępną, ze sporą obsadą...i ja czasem się na nią denerwuję, żeby zraz się zatrzymać i przypomnieć sobie, że ona ma szansę ujrzeć realizację swoich marzeń, tak jak ja zrealizowałem swoje. Kto wie? Może w sam raz na premierę Gwiezdnych Wojen Epizodu IX wszyscy dostaniecie zaproszenie do Ranczo Obi-Wana II!


KOMENTARZE (0)

Steve Sansweet o byciu gwiazdą teleturnieju

2014-05-06 08:49:36 Star Wars Blog



Steve Sansweet, wielki kolekcjoner gadżetów z odległej galaktyki, założyciel Ranczo Obi-Wan, prywatnie przyjaciel polskich fanów Star Wars, dawno nie publikował nic na Bastionie. Jednak ten znany fan Gwiezdnych Wojen wciąż pozostaje dość aktywny na blogu oficjalnej, więc mogła nadejść pora na kolejne Holo z oficjalnej.
Na początku kwietnia, nieco pół-żartem, pisaliśmy o tym, że Steve znalazł się w teleturnieju. Jak się okazuje była to prawdziwa wiadomość, a swoje przeżycia związane z telewizyjnym wydarzeniem, Steve wspomina następująco:

To było zwykłe wtorkowe popołudnie, parę minut po 16. Jak zwykle pracowałem przy swoim komputerze, gdy nagle zwróciłem uwagę na e-mail mojego siostrzeńca Jeffa, prawnika spod Filadelfii. "Czy wiedziałeś, że zostałeś pytaniem w Jeopardy!!!!!!!!"

"Co??????" - odpowiedziałem.

My Sansweetowie wyraźnie lubimy używać nadmiernej ilości znaków interpunkcyjnych. Nie wiedziałem o co mu chodzi. Potem pojawił się krótki e-mail od Rich Askintowicz, świetnego kolegi, który jest menadżerem operacyjnym w Reed Exhibitions, firmy, która zajmuje się organizowaniem imprez Star Wars Celebration dla Lucasfilmu. "Steve. Oglądałem Jeopardy i byłeś jedną z odpowiedzi. Podwójna zagadka, drugi, albo trzeci wybór. Przy trzygodzinnej różnicy czasu powinieneś to obejrzeć dziś wieczorem". Okej, czyli mój siostrzeniec nie śnił na jawie, choć później przyznał, że siedział w domu przeglądając kontrakt, a teleturniej leciał gdzieś w tle i przestraszył się gdy usłyszał moje nazwisko.

Pozwólcie, że zatrzymam się na chwilę, dla tych dwóch, lub trzech, czytelników, którzy nigdy nie słyszeli o Jeopardy, która, jeśli się nad tym zastanowić, jest oglądana przez 99 procent społeczeństwa amerykańskiego, biorąc pod uwagę moje osobiste skromne doświadczenia. Większość ludzi wie, że jest to dzienny półgodzinny telewizyjny teleturniej prowadzony przez sympatycznego Alexa Trebeka, który będzie świętował swoje 30-lecie jako prowadzący, w nadchodzącym wrześniu. Liczba nagród Emmy jaką zdobył jest równa ilości lat, kiedy Trebek jest prowadzącym. Ja z kolei pamiętam teleturniej z poprzednich edycji. Oryginalna wersja telewizyjna nadawana była w latach 1964 to 1975. Był tworem Merva Griffina i jego żony, Julann. Griffin był śpiewakiem w Big Bandzie, który z sukcesem przeniósł się do radia, żeby potem stać się gwiazdą telewizji. On i jego żona myśleli nad różnymi koncepcjami na teleturniej, powiedziała potem w wywiadzie, a ona wymyśliła sprytny sposób odpowiedzi: uczestnicy musieli odgadnąć zagadkę poprzez zadanie pytania. "Film, w którym gra Mark Hamill, Carrie Fisher i Harrison Ford". Ba! Pytanie jednak bardzo rzadko są tak proste.

"Wezmę Rekordy Guinnessa za 2000 $!" Jest 30 odpowiedzi na dużej tablicy, podzielonych na sześć kategorii, po pięć odpowiedzi na każdą, warte od 200 do 1000 dolarów za odpowiednią odpowiedź w pierwszej rundzie. W drugiej rundzie prawidłowe odpowiedzi przynoszą od 400 do 2000 dolarów. Przy nieprawidłowej odpowiedzi tracisz pieniądze. Jest kilka innych pomysłów, które utrzymują program w dobrym tempie. (Griffin stworzył też inny teleturniejowy megahit, Koło Fortuny). Wyraźnie pamiętam oglądanie Jeopardy, kiedy próbowałem prześcignąć uczestników, tworząc samemu swoje pytanie. Szło mi nieźle, ale byłem w swoim domu, nigdy nie miałem tyle odwagi, żeby próbować być uczestnikiem w samym programie. Ale odkąd stałem się coraz rzadszym widzem telewizyjnym, ponieważ ostatnio swoją rozrywkę czerpię tylko z internetu, minęło wiele lat odkąd oglądałem ten program.

Zwykle nie przepadam za niespodziankami, ale oczywiście niektóre bywają fajne. Muszę przyznać, że czasem marzę o wygraniu loterii Mega Milionów, albo żeby przedstawiciele Publishers Clearing House zapukali do moich drzwi (nawet jeśli szansa na wygraną takiej nagrody jest dosłownie 1 do 1.3 biliona). Ale pojawienie się mojego imienia w teleturnieju? Jak powiedział mój przyjaciel z 501st, Elton Horn na Facebooku, "Całkiem fajnie, kiedy możesz stać się ciekawostką z popkultury".

Zajęło jednak sporo czasu, żeby dokładnie przeanalizować co się stało, choć wszyscy wydzieli już program. Powiedziano mi, że pojawiłem się na poziomie 500 dolarów. Jedna osoba mówiła, że odpowiedź brzmiała "Steve Sansweet ma kolekcję 300 000 figurek i znalazł pracę gdzie?" Zatem nie, nie mam 300 000 figurek. Albo "Poza posiadaniem największej kolekcji Star Wars, jaka była pierwsza praca Steve'a Sansweeta, teraz w posiadaniu Disneya?". Hmm, gazeta Philadelphia Inquirer jest w posiadaniu Disneya? Nie wydaje mi się.

Ale przyjaciółka z Nebraski, wolontariuszka Rancza, Rachel Neurath, zdołała zrobić zdjęcie z programu i mogłem się uspokoić, że siedmioosobowa ekipa wyszukująca z Jeopardy dobrze wykonała swoją pracę. To była druga runda, kategoria Rekordy Guinessa 2014, a ja byłem na samym dole tablicy, czyli najwyższą nagrodą 2000 dolarów. Odpowiedź brzmiała "Steve Sansweet, właściciel ponad 300000 gadżetów ze Star Wars, dostał pracę w tej firmie, teraz części Disneya." Uczestnik Arthur Chu, uważany przez głośniejszych fanów teleturnieju za renegata, z powodu metody, w jaką grał w grę, szybko wcisnął brzęczyk i odpowiedział "Co to jest Lucasfilm". Gdyby wpadł w popularną pułapkę i powiedział "Lucasfilms", mógłby przegrać, ponieważ w Jeopardy liczą się tylko konkretne prawidłowe odpowiedzi.

Chu, który wygrywał grę już przez 11 dni i ostatecznie wygrał 297 200$, nie wiedział, że ta odpowiedź to był ostatni moment jego chwały. Następnego dnia nie wygrał nic i jego dobry los się skończył.

Jeśli chodzi o mnie, było trochę dziwnie przyjmować gratulacje za coś, o czym początkowo w ogóle nie wiedziałem, z czym, tak naprawdę, nie miałem nic wspólnego. Oczywiście zbieram przedmioty związane ze Star Wars od 1977 roku, otworzyłem Rancho Obi-Wan, organizację non-profit, którą dzielę się się z fanami, zostałem wpisany do księgi rekordów Guinnessa za posiadanie największej kolekcji.

Jednak nauczyłem się przez te lata, że potrzebne jest docenienie przez kogoś, żeby inni zaczęli cię zauważać. Byłem reporterem i redaktorem w The Wall Street Journal przez 26 lat. Miałem setki historii przez ten czas, nad niektórymi pracowałem miesiącami, a większość z nich trafiała na pierwszą stronę. Jednak jedynie wtedy słyszałem o swojej pracy od moich bliski, podczas tych rzadkich okazji, gdy mój tekst był przedrukowany w lokalnej gazecie, Inquirer.

Dlatego dziękuję Jeopardy. Mogło to zająć 30 lat, albo 50 lat, żeby moje nazwisko trafiło do programu, ale zrobiliście to i jako były dziennikarz, jestem za to bardzo wdzięczny.


KOMENTARZE (1)

P&O 67: Czy Gamer i Marvele są kanoniczne?

2014-04-20 11:25:23



Pytania o kanon chyba zawsze elektryzowały pewną grupę fanów, a dziś chyba są jeszcze bardziej na czasie niż kiedykolwiek wcześniej. Oto jedno ze starych pytań, dotyczących kanonu w czasach prequeli. Odpowiada ulubieniec fanów Steve Sansweet, tym razem jednak znów wyjątkowo poważnie, pewnie dlatego, że tym razem cytuje kogoś innego.



P: Czuję się zagubiony, jeśli chodzi o kanon. Czy „Star Wars Gamer” jest kanonem? A co jest z Marvelami? Czy teraz są uważane za Infinities?

O: I choć na pytania takie jak te, odpowiedzią powinien być indywidualny punkt widzenia, oto co na to pytanie odpowiedział mi Chris Cerasi z LucasBooks.

Jest mnóstwo zagubienia zwłaszcza w odniesieniu do symbolu „Infinities” oraz ciągłości EU w ogóle. I choć słowa jak kanon czy ciągłość przewijają się tu nieustannie, to niczego nie zmienia.

Jeśli chodzi o absolutny kanon, prawdziwą historię „Gwiezdnych Wojen” musimy uznać tu pierwszeństwo filmów i tylko filmy. Nawet adaptacje powieściowe są tylko interpretacjami filmów, i choć mają w sobie mnóstwo z oryginalnej wizji George’a Lucasa (w końcu autorzy pracując nad nimi się z nim kontaktują), metodologia pisania powoduje powstanie mały różnic. Przede wszystkim powstają one w trakcie produkcji nad filmem, a to powoduje rozbieżności w wielu małych szczegółach od czasu do czasu. Ale pomimo to, należy na nie patrzeć jak na najbliższe dzieła do filmowych „Gwiezdnych Wojen”.

Ale odchodząc od ram filmowych, wtedy mamy więcej możliwości interpretacyjnych i spekulacyjnych. I choć LucasBooks stara się zachować ciągłość, jednak czasem stylistyka powoduje, że mamy do czynienia z pewnymi wariacjami. Choćby nie każdy artysta rysuje Luke’a w ten sam sposób. Nie każdy pisarz opisuje postać w tym samym stylu. Tu dochodzą nam też osobiste aspekty i zdolności autorów. W każdym razie komiksowa interpretacja książki będzie miała zdecydowanie mniej dialogów niż oryginalna powieść. Gry komputerowe wymagają interaktywności by można było grać. Podobnie gry karciane czy RPGi muszą nie tylko pozwalać na dowolne budowanie charakterystyk postaci ale też pozwolić grać.

Tu istnieje pewna analogia, ale czy każdy fragment opublikowanych „Gwiezdnych Wojen” ma dokładnie tę samą nalepkę z napisem prawdziwy? Niektóre z nich są jednak mniejsze od pozostałych. A inne zakrywają resztę. Ale każde z nich zawiera ziarenko prawdy. Jak to powiedział Obi-Wan wiele prawd zależy od punktu widzenia.

Ale wracając do zadanego pytania. Tak „Star Wars Gamer” jest częścią ciągłości, mimo że przedstawia materiały związane z grami, które pozwalają na dużą interpretację. Tylko niektóre z artykułów oznaczone logiem „Infinities” nie powinny być traktowane jako kanoniczne.

Fani starej miesięcznej serii komiksów Star Wars wydawnictwa Marvel ucieszą się, że LucasBooks wciąż uważa je za część ciągłości. I choć sam respekt nie oznacza, że wszystkie elementy komiksów są aktualne, ale postaci i wydarzenia wciąż mają jakieś znaczenie i pojawiają się w nowych materiałach, jeśli to tylko możliwe.

Natomiast w celu umożliwienia swobodnego opowiadania przygód, powstał znaczek „Infinities”, kojarzony przede wszystkim z serią „Star Wars Tales”. To znaczy, że te opowiastki dzieją się w jakimś okresie „Gwiezdnych Wojen”, ale nie są elementem ciągłości. Czyli nie konicznie muszą mieć odzwierciedlenie w Expanded Universe. Oczywiście dla niektórych z tych historii jest to nie tylko niesprawiedliwe, ale i niekonsekwentne. Ale są też takie, które bez tych wskazówek nie mogłyby zaistnieć (choćby pojedynek Maula z Vaderem).

K: Jeśli chodzi o kanon w czasach Disneya, to wciąż nie mamy żadnych konkretnych informacji. Wiemy tylko, że powstała grupa opowieści, której zadaniem jest stworzenie jednego spójnego kanonu. Ale czy czeka nas hekatomba tego, co znamy, czy nie, tego nie wie nikt. Nawet autorzy. Niektórzy, jak Jason Fry sugerują jednak, że obecnie proces prac nad nowymi dziełami niewiele różni się od tego, co było dotychczas. Natomiast rysownik Joe Corroney, który przez wiele lat współpracował z Lucasfilmem publicznie wyraża wiarę w grupę trzymającą kanon, twierdząc, że uratują oni z niego tyle ile się da. Jak to będzie wyglądało, zobaczymy. Póki co jednym pewnym kanonem są filmy oraz „Wojny klonów”.
KOMENTARZE (23)

Steve Sansweet gwiazdą teleturniejów

2014-04-01 13:25:45

Steve Sansweet, popularny fan, jeden z największych kolekcjoner gadżetów Star Wars na świecie, nadzorca legendarnego, rewolucyjnego Ranczo Obi-Wan, były pracownik Lucasfilm i bliski przyjaciel polskiego fandomu Star Wars, który odwiedził Polskę 2011 roku, stał się chwilową gwiazdą telewizji.

To byłoby dla fandomu Star Wars zwykłe kolejne popołudnie, gdyby nie to, że nagle okazało się, ze w amerykańskiej wersji popularnego teleturnieju "Va Banqe" , który w Polsce prowadzony był przez aktora Kazimierza Kaczora, pojawił się akcent gwiezdnowojenny. Jednym z wysokopunktowanych pytań było "Steve Sansweet, właściciel ponad 300000 gadżetów ze Star Wars, dostał pracę w tej firmie, teraz części Disneya".



To oczywiście nie jest pierwsze pojawienie się Gwiezdnych Wojen w tym teleturnieju, pytanie o Star Wars pojawiało się kilkukrotnie. Innym bohaterem powiązanym z odległą galaktyką był Drew Karpyshyn, który raz w 2000 roku brał udział w "Va Banque" jako...uczestnik. Zajął wtedy zaszczytne trzecie miejsce.

Prawidłowa odpowiedź brzmi oczywiście "Co to jest Lucasfilm?"
KOMENTARZE (14)

P&O 63: Czy będzie park tematyczny o Star Wars?

2014-03-23 14:19:28



Niektóre pytania pomimo lat wciąż nie przestają być aktualne, ale co innego można powiedzieć o odpowiedziach. To pytanie dotyczy parku tematycznego, na które kiedyś odpowiadał Steve Sansweet. Niestety tym razem odpowiadał jedynie rzeczowo.



P: Jak oceniacie szanse rozbudowania należącego do MGM Star Tours lub zbudowania przez Lucasa własnego parku tematycznego?

O: W 1984, Lucasfilm i Walt Disney Co. rozpoczęły prace nad określeniem możliwości stworzenia parku rozrywki bazującego na „Gwiezdnych Wojnach” i „Indiana Jonesie”. Początkowo planowano stworzyć osobny fragment w Disneylandzie poświecony tym filmom. Ostatecznie, w 1987, otworzono „Star Tour” w Dysneylandzie, a potem w parkach Disneya w Orlando, Tokyo i Paryżu. Potem dodano też atrakcje związane z „Indianą Jonesem”. Wciąż wierzymy, że parki Disneya są najlepszym miejscem dla filmów Lucasfilm i wierzymy, że będzie to nie tylko odświeżane, ale i rozwijane w miarę możliwości w ramach istniejących parków.

K: Przez te parę lat wiele się zmieniło. Po pierwsze „Star Tours” zostało poprawione i obecnie mamy drugą wersję tej atrakcji. Po drugie Disney wykupił Lucasfilm, tak więc szanse na park Lucasa spadły do zera. Jednocześnie wszystko wskazuje na to, że park tematyczny o „Gwiezdnych Wojnach” lub w dużej części nimi inspirowany, w ramach kompleksów Disneya to już nie mrzonka, a coś co czeka nas za parę lat.
KOMENTARZE (0)

P&O 58: Jak zdobyć Insidera w moim kraju?

2014-02-16 06:11:13



Kolejne pytanie, które mimo lat nadal może pozostawać aktualne. A odpowiada ulubieniec fanów Steve Sansweet.



P: Chciałbym zdobyć magazyn „Star Wars Insider”, ale nigdzie nie mogę znaleźć go w moim kraju. Co mogę zrobić?

O: Sytuacja ta jest trudna, bo to przede wszystkim kwestia biznesowych decyzji i pewnej wiarygodności wobec naszych licencjonobiorców. Są oficjalne magazyny w USA, Anglii, Francji, Niemczech, Hiszpanii, Włoszech czy Meksyku. Z kontraktu wynika, że te narodowe magazyny muszą zawierać odpowiedni procent materiałów z Insidera, wraz z oryginalnymi, lokalnymi dodatkami. A wraz z licencją, dajemy też prawo do magazynu na danym terytorium. Niedawno (w 2002) uruchomiono prenumeratę międzynarodową „Insidera”, z wyjątkiem tych krajów, które mają narodowe magazyny. Staramy się też namawiać wydawców by oferowali nie tylko swój magazyn, ale i „Insidera”, a także wraz z „Insiderem” udostępniali swój magazyn do sprzedaży poza swoim narodowym terytorium.

K: Jeśli za coś, Sansweetowi można było przyznać tytuł mistrza nietrafionych odpowiedzi, to właśnie za tę wypowiedź. Z prenumeratą „Insidera” przez wiele lat było różnie, jeszcze w latach 90. dostęp do kart kredytowych w Polsce był praktycznie znikomy, do sieci również. Zdobycie „Insidera” graniczyło z cudem. Tym bardziej, że i zapotrzebowanie było mniejsze. Dziś nie ma problemu z kupnem „Insidera” w Empiku, ale nam de facto drogę przetarł brytyjski magazyn „Star Wars”, wraz z magazynem komiksowym. Natomiast w momencie, gdy Sansweet odpowiadał na tę pytanie, w Polsce jeszcze trudno było kupić magazyn w Empiku. Dziś nie tylko bez większych problemów można znaleźć najnowszy numer „Insidera”, ale także mieliśmy własny „Star Wars Magazyn”, który także zawierał przedruki z „Insidera”. Oczywiście z dostępnością tego ostatniego jest póki co problem, jak z wszystkim, za co zabrali się spece od licencji Disneya. Pozostaje nam czekać, aż sprawy na nowo się uregulują.
KOMENTARZE (3)

Imprezy na ranczu Obi-Wana

2014-02-06 22:40:56

Wygląda na to, że muzeum kolekcjonariów gwiezdno-wojennych Steve’a Sansweeta, choć jest organizacją non-profit, znalazło kolejną niszę, którą wykorzystuje. Tym razem chodzi o organizację imprez, takich jak śluby, wesela, przyjęcia rodzinne bądź służbowe, oczywiście wszystko w klimacie. Cen oczywiście nie podano, jakby ktoś był zainteresowany to zawsze można napisać na emai: info@ranchoobiwan.org. Tymczasem pierwszy ślub już za nami. Całkiem niedawno na ranczu Obi-Wana pobrała się kanadyjska para, a ceremonię poprowadził Steve Sansweet. Cała impreza była oczywiście w klimacie, a kilka zdjęć przedstawiamy poniżej.







Swoją drogą, to gdyby ktoś wolał jednak brać ślub w Europie, to przypominamy, że można wynająć Villę Del Balbianello.
KOMENTARZE (2)

Tauntaun na biegunach

2014-01-29 16:56:00

Kiedyś to były zabawki. Choćby taki konik na biegunach. Dziś już ich niestety praktycznie nie ma, a dzieciaki nie za bardzo wiedzą co to. Nawet jak zobaczą, to patrzą na to dziwnie, bo ani to ładne, ani jakoś ciekawe. Ale są rodzice, którzy postanowili ożywić dawne wspomnienia i wykorzystać do tego „Gwiezdne Wojny”, by ich pociechy mogły się bawić jak za starych dobrych czasów, a jednocześnie być na topie. Wystarczy zmienić konika na tauntauna.





Autorem dzieła jest mieszkający na Florydzie Chuck Bowman znany też jako "Woodchuck". Samo zrobienie jednego tauntauna zajęło mu ok. 80 godzin, wykorzystał do tego drewno osikowe (ciało), dębowe (rogi), mahoń (pazury) oraz orzech (znaczki Rebelii). A jednym z właścicieli tych tauntaunów jest Steve Sansweet.
KOMENTARZE (6)

P&O 54: Jak dawno jest „dawno, dawno temu”?

2014-01-19 09:57:03



Tym razem jedno z najbardziej fundamentalnych pytań dotyczących uniwersum, a odpowiada na nie ulubieniec fanów Steven J. Sansweet.



P: Jak dawno jest „dawno temu”? I jak daleko jest „w odległej galaktyce”? Czy w ogóle wymyślono jakiś koncept, czy to otwarta furtka dla wyobraźni?

O: W przeciwieństwie do twardej science fiction, jaką np. jest „Star Trek”, gdzie akcja jest ściśle powiązana z rozwojem naszej cywilizacji, naszej planety i dzieje się w określonej przyszłości, "Gwiezdne Wojny" to fantasy. To nie oznacza, że nie muszą tam działać żadne prawa fizyki, w szczególności dotyczące przestrzeni czy czasu. Jednak George Lucas pozostawił dużo miejsca na spekulacje fanów, to część zabawy jaką dają "Gwiezdne Wojny". Mówiąc inaczej, to jest wszystko futurystyczne i anachroniczne zarazem.

George nie był w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania fanów ani w filmach, ani w całej otoczce wokół nich, ale to nie znaczy, że na wszystkie nieodpowiedziane pytania nie ma odpowiedzi. Niektóre z nich są w jego notatkach inne w głowie. Ale on sam wierzy, że spekulowanie jest zdrowe, bo pozwala fanom zagłębiać się w sagę i daję im ułudę własności, że to ich własna działka.

A to chyba się sprawdziło, bo przez ostatnie lata, Gwiezdne Wojny i wszystkie te spin-offy odcinające kupony od filmów (książki, gry, komiksy, figurki itp.) inspirowały kreatywnych fanów w niezliczonej liczbie na całym świecie.
KOMENTARZE (9)

P&O 50: Kiedy będzie nowy Databank?

2013-12-22 08:57:14



Znów mamy pytanie stare, wydawać by się mogło, że przestarzałe, ale jednak wciąż na czasie. Dotyczy części oficjalnej strony StarWars.Com, pełniącej rolę encyklopedii online, czyli Databanku. Odpowiada zaś ulubieniec fanów, Steve Sansweet.



P: Kiedy będzie nowy Databank?

O: Sansweet tym razem powołuje się na Pablo Hidalgo. Nowa wersja databanku na oficjalnej jest wdrażana i uzupełniana o nowe materiały. Widać to choćby w sekcjach o gatunkach czy stworach, których na razie nie ma, ale niebawem się to zmieni.
A databank się rozwija i niebawem będzie w nim więcej informacji o nowych postaciach, pojazdach, droidach i innych rzeczach z Epizodu II. Dodatkowo będą pojawiać się także rzeczy tylko z EU – komiksów, gier, książek. Zachęcam do regularnego sprawdzania.

K: To co prawda pytanie z 2001 roku, ale chyba po części aktualne. Databank został zaktualizowany przy „Ataku klonów”, potem przy „Zemście Stihów”, a potem zapomniany przez parę lat. Próbowano go reaktywować na różne sposoby, w tym wykorzystując fanów i Hyperspace, by ci pisali historię (więcej), nie robili wpisy, ale tworzyli nową, kanoniczną historię dla postaci tła, które jeszcze jej nie mają. Polegało to na tym, że rzucano kilka zdjęć, fani mieli przesłać swoją opowieść, a Pablo z resztą wybierali najlepsze i je „kanonizowali”. Jednak jak wiele inicjatyw, tak i ta zmarła po jakimś czasie.

Potem przyszły „Wojny klonów” i znów początkowo rozruszano databank, ale potem zdecydowano go uprościć. Ilość wpisów ograniczono, te które zostały także są o wiele krótsze. Zmieniono też nazwę z Databank na Encyclopedia. Jak będzie wyglądał Databank przy nowych epizodach i filmach, to się jeszcze okaże.
KOMENTARZE (2)
Loading..