TWÓJ KOKPIT
0

Nauka :: Newsy

NEWSY (69) TEKSTY (2)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

NASA pracuje nad promieniem ściągającym

2011-11-16 22:05:00

Technologia kosmiczna z Gwiezdnych Wojen w NASA? A jednak, możliwe.

Za RP.pl:

Pomysł rodem z filmów science fiction wkrótce trafi do prawdziwych misji kosmicznych

Wiązka przyciągająca przedmioty na odległość to jedna z tych technologii, które – wydawałoby się – pozostaną tylko na ekranie. Amerykańska agencja kosmiczna NASA przeznaczyła jednak 100 tys. dolarów na sprawdzenie, czy można ją zastosować w praktyce.

Do czego mogłaby służyć? Na przykład do bezdotykowego pobierania próbek podczas niebezpiecznych misji.

– Choć nadal pozostaje to w domenie science fiction, najlepszym przykładem są tu filmy serii „Star Trek", laserowy system przyciągania to nie jest coś wykraczającego poza nasze technologiczne możliwości – zapewnia sieć BBC dr Paul Stysley z NASA Goddard Space Flight Center. To jego zespół oceni, która technologia najlepiej się do tego nada.

Skoro potrafimy wykorzystać światło lasera do popychania przedmiotów – tak działają m.in. kosmiczne „żagle", dlaczego nie można tak samo przedmiotów przyciągać?

Pomysł nie jest nowy, a optyczne pęsety od dawna stosuje w laboratoriach do manipulowania cząsteczkami czy żywymi komórkami. Ten efekt można wykorzystać do pobierania próbek przez sondy kosmiczne oraz łaziki na powierzchni planet – uważa ekspert NASA.

Inny pomysł zakłada wykorzystanie specjalnie ukształtowanych wiązek lasera. Tzw. wiązka Bessela wygląda jak stopniowo słabnące ku krawędzi koncentryczne kręgi. Odpowiednio ustawiając laser względem obiektu, można sprawić, by działała na niego niewielka siła przyciągająca.

– To przypomina łódź płynącą na powierzchni wody. Częścią tego ruchu są wiry, a niektóre ich części poruszają się wstecz – tłumaczy prof. Ortwin Hess z Imperial College London.

Ten sam pomysł, ale wykorzystujący fale dźwiękowe, został z powodzeniem przetestowany w 2006 roku.

– Obecnie używane techniki pobierania próbek w misjach kosmicznych są bardzo skuteczne, ale drogie i mają ograniczony zasięg – tłumaczy potrzebę opracowania laserowej wiązki przyciągającej dr Stysley. – Optyczny system pozwoliłby z powierzchni obcej planety pobierać próbki jej atmosfery.

To nie pierwszy projekt wiązki ściągającej. Jakiś czas temu głośno było o tym, że pracują nad tym Chińczycy.
KOMENTARZE (0)

Kulisty robot istnieje

2011-11-06 09:11:15

Kuliste droidy, które lewitują, szpiegują, torturują czy pomagają ćwiczyć rycerzy Jedi pojawiały się w Gwiezdnych Wojnach kilka razy. Ale wygląda na to, że w końcu zainspirowały też i robotyków, przynajmniej japońskich. Te roboty przestały być fikcją.



Za Komputer Świat.

Ten latający dron zwiadowczy w kształcie kuli może poruszać się z prędkością 65 km na godzinę. Wszystko przy zachowaniu naprawdę niskich kosztów produkcji.

Latający dron japońskiego ministerstwa obrony waży zaledwie 350 gramów i może osiągnąć maksymalną prędkość na poziomie 65 kilometrów na godzinę. Co ważne, koszty jego produkcji - jak na sprzęt zwiadowczy przeznaczony na użytek armii - są naprawdęniskie. Maszyna w całości jest zbudowana z części dostępnych na rynku, przez co wyprodukowanie jednego egzemplarza nie przekracza granicy 1400 dolarów.



Kulisty dron miał ostatnio swoją publiczną prezentację, której fragment możecie zobaczyć na materiale wideo zamieszczonym tutaj.

W pierwszym akapicie użyłem określenia "latający dron", ale to nie jedyna czynność, jaką potrafi wykonywać ten japoński wynalazek. Kulisty kształt umożliwia mu jeszcze swobodne toczenie się po ziemi, czego na pewno nie potrafią te o klasycznym kształcie.

Tego typu konstrukcja zapewnia też odpowiednią stabilność przy zderzeniu z przeszkodą, co zresztą mogliście zaobserwować, jeśli obejrzeliście już filmik z prezentacji. W środku oczywiście kryje się kamera, służąca do rejestrowania otoczenia.

No tak ,to w końcu wojskowy sprzęt zwiadowczy, a nie zabawka w rękach kilkunastoletniego miłośnika zdalnie sterowanych helikopterów.

KOMENTARZE (0)

Pora na Alderaan

2011-09-30 19:23:00

Niedawno naukowcy poinformowali, że odkryli Tatooine. Okazuje się, że nie tylko. NASA także udało się odkryć jeszcze inną planetę, trochę przypominającą Alderaan z Nowej nadziei. Czyli dokładnie planetę, która jest aktualnie spalana, co prawda nie przez Gwiazdę Śmierci, a przez gwiazdę wokół, której krąży.



Jak donosi Sfora.pl:

880 lat świetlnych od Ziemi, gwiazda Corot -2a bombarduje krążącą wokół niej planetę Corot-2b promieniowaniem rentgenowskim. Wiązka jest tak silna, że co sekundę z planety "ulatnia się" 5 mln ton materii. Co sprawia, że "stara" gwiazda jest tak aktywna? Zdaniem naukowców, to może być wina samej planety - informuje space.com.

Mówiąc wprost: planeta sama się prosi o swój los. Po prostu krąży zbyt blisko gwiazdy, wpływając na szybkość jej rotacji i siłę pola magnetycznego.

Planeta Corot-2b to prawdziwy gigant - jest trzy razy bardziej masywna od Jowisza. Krąży jednak bardzo blisko swojej macierzystej gwiazdy, w odległości stanowiącej zaledwie 3 proc. odległości z Ziemi na Księżyc.

Jej gwiazda, według naukowców, ma od 100 do 300 mln lat, to zaś oznacza, że powinna być "martwa". Tak się jednak nie dzieje. Zdaniem naukowców "reanimuje" ją krążąca wokół niej planeta.

Gdyby jej nie było, gwiazda mogłaby utracić swoją wybuchową naturę już miliony lat temu - twierdzi Stefan Czesla, współautor badań z Uniwersytetu w Hamburgu.

KOMENTARZE (0)

14 absurdów kina SF

2011-09-28 22:11:15

Na Widelcu można przeczytać listę 14 absurdów kina SF. Czego by nie mówić, ale Gwiezdne Wojny musiały znaleźć się w tym zestawieniu. A poniżej sama lista i opisy/zdjęcia z sagi. Pozostałe opisy znajdziecie na Widelcu, wiele z nich równie łatwo można przyporządkować do Star Wars.

1. Obcy kochają Stany
2. We wszechświecie rządzi angielski
3. Źli kosmici są brzydcy
4. Obcy, ale tacy sami
5. Zawsze jest piękna dziewczyna
6. Broń never changes
7. Sztuczna grawitacja jest niezniszczalna



W filmach science-fiction stoczono setki kosmicznych pojedynków, w których niektóre statki wyglądały, jakby ktoś je przeżuł i wypluł, potem przeżuł i wypluł jeszcze raz, a na koniec oddał do zabawy 5-latkowi z młotkiem i ADHD. W takich okrętach może wysiąść wszystko - osłony, silniki, elektroniczne zapalniczki, ale układ wytwarzający sztuczną grawitację działa zawsze, dzięki czemu bohaterowie, zamiast dryfować bezradnie po statku, mogą w jakiś cudowny sposób się uratować.

8. W kosmosie jest tlen



Ze szkoły pamiętamy, że w kosmosie jest próżnia, co znaczy, iż nie ma w nim powietrza. Pamiętamy też, że tlen potrzebny jest do tego, by mógł rozpalić się ogień, a bez powietrza i jego drgań nie może rozchodzić się dźwięk. Tymczasem filmy s-f nie przejmują się tym za bardzo, dzięki czemu można oglądać efektowne eksplozje, którym towarzyszą równie efektowne odgłosy.

9. DOS powróci w wielkim stylu
10. Ziemianie opanują każdą technologię
11. Obcy tu byli
12. Oszustwo popłaca
13. Obcy są miłosierni
14. Samotny bohater nie jest sam




Wioskę, miasto, planetę czy całą galaktykę przeważnie może uratować tylko samotny heros, który jednak nigdy tak naprawdę nie jest sam. Niezmiennie towarzyszy mu jakiś zwierzak, robot albo kosmita, który ratuje go w decydującym momencie i jest bohaterem wielu zabawnych scen.
KOMENTARZE (0)

System Kepler 16 jak Tatooine

2011-09-17 09:32:04 Gazeta.pl

Wczoraj na stronie Gazeta.pl pojawił się ciekawy artykuł dotyczący systemu Kepler 16, w którym planeta orbituje dookoła dwóch słońc. Zupełnie jak na Tatooine!



W jednej z najsłynniejszych filmowych scen w historii fantastyki młody Luke Skywalker, bohater "Gwiezdnych wojen", rozgoryczony po rozmowie z wychowującym go wujem wpatruje się w zachód dwóch słońc obieganych przez jego ojczystą planetę Tatooine. Podobnie nastrojowo może wyglądać końcówka dnia w systemie planetarnym Kepler 16, który naukowcy opisują w dzisiejszym "Science".

Jak ten duży zaczął krążyć

Podobnie, ale nie tak samo, bo jedna z gwiazd obieganych przez planetę, na którą natknęli się badacze kierowani przez Laurence'a Doyle'a z Instytutu SETI w Mountain View w Kalifornii, jest wyraźnie mniejsza od drugiej. Uczeni obliczyli, że ma ona jedną piątą masy naszego Słońca; ta większa - 69 proc. Obie gwiazdy obiegają się nawzajem co 41 ziemskich dni.

Natomiast planeta, trzeci gracz w tym systemie, wykonuje pełne okrążenie wokół swoich słońc (po orbicie praktycznie kołowej) w 229 dni. Ma wielkość Saturna, drugiej pod względem rozmiarów planety naszego Układu, ale jest od niego bardziej gęsta. Naukowcy uważają, że w połowie składa się z gazowej, wodorowo-helowej atmosfery, a w połowie ze skał i lodu (dla porównania - gazowa otoczka Saturna stanowi dwie trzecie jego masy). Na jej powierzchni panuje temperatura od minus 100 do minus 70 st. C, czyli jest tam dość mroźnie jak na nasze przyzwyczajenia. Prawdopodobnie (naukowcy tego nie liczyli) planeta jest oddalona od Ziemi o 200 lat świetlnych.

Badacze wydedukowali to wszystko, korzystając z obserwacji wykonywanych przez kosmiczny teleskop Keplera. W 2009 r. NASA umieściła go na orbicie okołosłonecznej z zadaniem wpatrywania się bez przerwy w 156 tys. z 4 mln gwiazd błyszczących na Drodze Mlecznej (czyli naszej Galaktyce) pomiędzy gwiazdozbiorami Łabędzia i Lutni. Mający niemal metr średnicy Kepler czeka na to, aż któraś z nich mrugnie, gdy na jej tle "przejdzie" planeta.

Dzięki tym mrugnięciom, które fachowo nazywa się zaćmieniami, naukowcy odkryli już ponad tysiąc kandydatek na nowe planety, z których przeszło 50 może mieć warunki do podtrzymania życia. Najważniejszym zadaniem Keplera jest bowiem znalezienie drugiej Ziemi, czyli globu podobnego do naszego, na którym mogłoby coś żyć.

To ten mały nie mógł zdążyć

Naukowcy pod wodzą Doyle'a przyglądali się właśnie, jak mrugają do nich dwie okrążające się gwiazdy znajdujące się w polu widzenia Keplera (kiedy ta mniejsza przysłaniała większą, światło emitowane przez tańcującą parę przygasało o 13 proc., a kiedy ta większa całkowicie zasłaniała mniejszą - tylko o 1,6 proc.), gdy zauważyli trzy kolejne mrugnięcia. Nijak im do niczego nie pasowały. Drugie dzieliło od pierwszego 230,3 dnia, a trzecie od drugiego 221,5 dnia.

Badacze szybko zrozumieli, że w tym układzie musi być jakiś trzeci gracz, który co jakiś czas przelatuje pomiędzy gwiazdami a Keplerem (różnice w długościach jego orbit biorą się z różnego ustawienia większej i mniejszej gwiazdy wobec siebie). Dlaczego jednak uznali, że jest to planeta, a nie trzecia gwiazda? Ponieważ zbadali jej wpływ grawitacyjny na cały układ i obliczyli jej rozmiary - zbyt małe, żeby było to słońce.

Jak podkreślają w "Science" uczeni, choć wiadomo, że niektóre znane planety obiegają dwie gwiazdy naraz (w 2005 r. polski uczony Maciej Konacki odkrył nawet planetę z trzema gwiazdami), to po raz pierwszy w historii udało się zaobserwować przejście takiego globu na tle tarcz słonecznych. System Kepler 16 dołączył tym samym do istnej menażerii dziwnych światów, które dotąd poznali astronomowie. Jest wśród nich planeta czarniejsza niż węgiel, o której istnieniu doniesiono ledwie miesiąc temu. Ba, są nawet globy samotne wilki, które nie mają słońc i orbitują tylko wokół jądra Galaktyki (o ich odkryciu dowiedzieliśmy się w maju). Naukowcy znajdują też tzw. super-Ziemie, czyli planety nieco większe od naszej (o kilkunastu nowych poinformowano ledwie w ostatni poniedziałek!), ale być może nadające się do istnienia życia.

Odkryciu układu dwóch gwiazd i jednej planety kolorytu dodaje to, że jego główny autor pracuje w Instytucie SETI. Gromadzi on marzycieli, którzy zafascynowani science fiction liczą, że pewnego dnia uda im się znaleźć pozaziemską cywilizację (choć ostatnio SETI dotknął kryzys - pozbawieni dotacji naukowcy musieli na jakiś czas zamknąć nowo otwartą sieć radioteleskopów, którą ufundował Paul Allen, jeden z założycieli Microsoftu). No i proszę - okazuje się, że fantastyczne marzenia, przynajmniej niektóre, czasem się spełniają.


O systemie potrójnym, który odkrył Polak, pisaliśmy tutaj
KOMENTARZE (13)

Ankieta na temat literatury gwiezdnowojennej - badanie kontrolne

2011-09-13 10:28:54

Jakiś czas temu w ramach projektu naukowego pt. Preferencje literackie czytelników książek z uniwersum "Gwiezdnych Wojen" przeprowadzaliśmy na Bastionie badanie ankietowe na temat literatury gwiezdnowojennej. Wyniki zostały zebrane i opracowane, a ich rezultaty wstępnie zreferowane na konferencji naukowej Seria–sequel–serial: powtarzalność, epizodyczność, kontynuacja w filmie i telewizji we Wrocławiu 17 czerwca 2011 roku. Wkrótce zostanie wydany tom pokonferencyjny z wynikami tych badań, zanim to jednak nastąpi, fani znów są proszeni o pomoc.

Żeby badania naukowe miały jakikolwiek sens, ich wyniki muszą być powtarzalne. Stąd też prośba do wszystkich fanów - zarówno tych, którzy już brali udział w badaniu, jak i innych - o wzięcie udziału w ankiecie kontrolnej (do której link zamieszamy poniżej). Jest ona całkowicie anonimowa, a jej wyniki posłużą tylko i wyłącznie do weryfikacji wcześniej ustalonych wyników. Nie powinno to trwać dłużej niż 10 minut.

A oto i rzeczona ankieta. Każdemu z Was z góry dziękujemy za wzięcie udziału w badaniu. Oficjalne wyniki wraz z omówieniem zostaną rzecz jasna opublikowane na Bastionie.
KOMENTARZE (27)

Kryształowa Gwiazda odkryta!

2011-09-09 07:19:00

Wielu fanów nie ceni zbytnio dzieła Vondy McIntyre pt. Kryształowa gwiazda. Okazuje się jednak, że jest to dzieło, które wyprzedza swoją epokę, jak piękne, klasyczne SF wskazuje naukowcom kierunek prac badawczych. No i prawie po 16 latach od premier książki okazało się, że coś takiego jak kryształowa gwiazda nie tylko może istnieć, ale istnieje. Naukowcy niedawno pochwalili się odkryciem gwiazdy o diamentowym jądrze.

Więcej pisze o tym Super Ekspres:

Gwiazda, której jądro zbudowane jest z diamentu, to jedno z najciekawszych odkryć ostatnich lat. Diamentowe jądro ma 4 tysiące kilometrów średnicy i znajduje się ok. 50 lat świetlnych od Ziemi. Gwiazda jest tzw. białym karłem - kiedyś świeciła na żółto lub pomarańczowo, a z czasem zaczęła gasnąć i się kurczyć.

W pewnym momencie w wybuchu nowej mogła odrzucić zewnętrzne powłoki i jednocześnie spowodować kompresję jądra - to sprawiło, że znajdujący się w jej wnętrzu węgiel zaczął krystalizować do diamentu.

Gwiazda znajduje się w gwiazdozbiorze Centaura. W tym samym znajdują się najbliższe Słońcu inne gwiazdy: Proxima ("Najbliższa") i Alfa Centauri.

Astronomowie nazwali gwiazdę "Lucy" od piosenki Beatlesów, "Lucy in the Sky with Diamonds". W katalogu gwiazd nosi ona oznaczenie BPM 37093.

Dla porównania: największy diament na ziemi waży 546 karaty.

Jak informuje BBC, astronomowie spodziewają się, że podobny los może czekać nasze Słońce. Kiedy już zacznie umierać, za 4,5-5 miliardów lat, skurczy się do postaci białego karła, a jądro słoneczne przerodzi się w diament.



KOMENTARZE (0)

Amerykański AT-AT wg Pentagonu

2011-07-13 23:16:15

Jakiś czas temu pisaliśmy o projekcie amerykańskiego AT-AT (więcej), jednak okazuje się, że to nie pierwsza taka próba. Otóż w latach 60., czyli jeszcze na długo przed Georgem Lucasem, amerykańskie wojsko pracowało nad machinami kroczącymi. Nigdy nie wykorzystano ich w terenie czy walce, ale ogólny pomysł jest podobny. Chodziło o możliwość przemieszczania się po terenie, w którym mogłyby mieć problemy czołgi czy samochody. Różnica między pomysłem Lucasa a tym prawdziwym, polega na tym, że ten drugi jest w całości mechanicznym tworem, wykorzystującym dużo hydraulicznych rozwiązań. Zatem człowiek nie tylko siedziałby w nim, ale ruszając się sterował. Czyli bardziej przypomina to nawet strój Iron Mana, niż AT-AT, ale z zewnątrz wygląda następująco.

















Projekt nazwano Cybernetic Anthropomorphous Machine w skrócie CAM. Nigdy nie wszedł w życie.
KOMENTARZE (0)

Poziom brytyjskiej edukacji

2011-06-11 09:37:15

Nie tylko u nas edukacja staje się piętą achillesową rządzących. Mało kto ma pomysł jak wybrać użyteczną i podstawową wiedzę i jeszcze przekazać ją z sukcesem młodemu pokoleniu. Brytyjczycy niedawno przeprowadzili badania, w których wzięło ok. 2000 uczniów (w wieku 6-12 lat), gdzie zapytano ich o najważniejsze informacje z historii, geografii, biologii czy wiedzy ogólnej o świecie.

Okazało się że 1/5 dzieciaków uznała, że pierwszym człowiekiem na księżycu był Buzz Lightyear (postać z „Toy Story”). Jedna szósta ankietowanych dzieciaków uznała, że najbliższą Ziemi planetą jest... Gwiazda Śmierci! 1/5 była przekonana, że telefon wymyślił Charles Darwin, 11 procent uznało, że Isaac Newton wynalazł ogień, a mylenie bądź uznawanie za braci Einsteina i Frankensteina to norma. 12 % dzieciaków uznało, że słynna Bitwa o Anglię miała miejsce nie w czasie II Wojny Światowej, ale później i toczyła się w kosmosie. Niektórzy nawet wskazali, że wrogami byli Dalekowie z Doktora Who. Kolejne 12 % uczniów miało problem ze zidentyfikowaniem prezydenta Stanów Zjednoczonych, wśród odpowiedzi padło między innymi: Nelson Mandela a nawet Mr. T (z Drużyny A).

Z drugiej strony 65% dzieciaków wiedziało, że Britney Spears zgoliła głowę, a 55 % wiedziało, że Michael Jordan był żonaty dwukrotnie.

Wyniki badań wskazują na to, że dzieciaki mają duży problem z odróżnieniem fikcji od rzeczywistości. Zwłaszcza tam, gdy wydarzenia się mieszają (np. filmy bazujące na historii). Z pewnością zaś brakuje im odpowiedniego przygotowania do nauki historii, z której dla nich, niestety nic nie wynika. Niestety poza Gwiazdą Śmierci w badaniu nie padły inne nawiązania do Gwiezdnych Wojen.
KOMENTARZE (0)

Ankieta na temat literatury gwiezdnowojennej

2011-06-10 17:02:09

Gwiezdne Wojny coraz częściej inspirują polską naukę, w szczególności badania literaturo- i kulturoznawcze. Ostrze akademickich rozważań wycelowało tym razem w literaturę gwiezdnowojenną. Wyżej podpisany Misiek zainicjował projekt pt. Preferencje literackie czytelników książek z uniwersum "Gwiezdnych Wojen", w ramach którego zamierza sprawdzić, co lubią a czego nie lubią fani czytający powieści z uniwersum SW. I prosi fanów o pomoc.

Poniżej newsa znajduje się link do ankiety. Jest ona całkowicie anonimowa, a jej wyniki posłużą tylko i wyłącznie do celów naukowych. Im więcej fanów ją wypełni, tym pełniejsze i prawdziwsze będą jej wyniki, tak że zapraszamy i zachęcamy do wzięcia udziału w badaniu. Nie powinno to trwać dłużej niż 10 minut.

A oto i rzeczona ankieta. Każdemu z Was z góry dziękujemy za wzięcie w niej udziału.

P.S. A jeśli ktoś byłby zainteresowany wynikami, to zostaną one zreferowane 17 czerwca 2011 r. o 15.40 w ramach konferencji Seria–sequel–serial: powtarzalność, epizodyczność, kontynuacja w filmie i telewizji. Referat zostanie wygłoszony w sali 208 Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego przy ulicy Szewskiej 36. Zapraszamy.
KOMENTARZE (44)

Opracowano promień ściągający...

2011-03-10 18:45:00

Jedną z rzeczy, która łączy Gwiezdne Wojny i Star Trek jest technologia zwana promieniem ściągającym, lub wiązką holowniczą. Polega ona na tym, że większy okręt (jak niszczyciel Imperium), mógł ściągnąć mniejszy do swoich hangarów lub jak w Star Treku jeden okręt mógł holować drugi.




Tymczasem Onet donosi, że promień ściągający to nie tylko fantastyka naukowa. I to dzięki chińskim naukowcom, którzy opracowali taką technologię, acz jedynie w skali mikro!

Promień ściągający, pozwalający okrętom kosmicznym przyciągać wrogie statki, dotychczas był domeną wyłącznie filmów z gatunku fantastyki naukowej. Ale już przestał, ponieważ chińskim naukowcom udało się opracować taki promień w swych laboratoriach. Naukowcy z Uniwersytetu Fudan w Szanghaju stworzyli działający promień ściągający, choć oczywiście funkcjonujący na razie wyłącznie na poziomie nanoskopijnym. Jak to zrobili? Po prostu modyfikując promień lasera, co powinno wygenerować siłę ciągnącą działającą wstecz wytwarzaną przez podróżujący strumień fotonów.

Naturalnie, jak to w przypadku takich technologii bywa, jest jeszcze wiele przeszkód do pokonania. Po pierwsze promień musi działań w specjalnych warunkach, a poza tym nawet najmniejsze odchylenie wiązki spowoduje, że przestanie działać.

Dlatego zanim technologia nie zostanie dopracowana, a przede wszystkim dopasowana do większej skali, nie mamy co marzyć o przenoszeniu czegokolwiek.

KOMENTARZE (0)

R2-D2 jako obserwatorium?

2011-03-09 17:19:00

Grupa studentów z Carleton College w Minesocie, postanowiła w zeszłe wakacje upiększyć trochę swoje obserwatorium astronomiczne, przerabiając jego wygląd na R2-D2. Użyli prostych materiałów jakie mieli pod ręką, ale zwłaszcza z daleka, efekt jest niesamowity. Tym bardziej, że podobno odgrywali także dźwięki R2. Efekt ich prac poniżej:








KOMENTARZE (0)

Dotykowe hologramy

2011-02-21 09:10:55 oficjalny blog

Naukowcy na uniwersytecie w Tokio opracowali technologię, która jest znaczącym krokiem w kierunku odejścia od myszy i klawiatury - dotykowe hologramy.

Do tej pory hologramy byly przeznaczone tylko dla oczu, jak próbowałeś ich dotknąć, Twoja ręka przechodziła na wylot. Teraz mamy technologię, która dodaje również wrażenie dotyku do hologramów.

Projekt wykorzystuje fale ultradźwiękowe, które wytwarzają nacisk na rękę użytkownika starającego się "dotknąć" hologram. Do śledzenia ruchu ręki użytkownika naukowcy wykorzystują dwa Wiimoty firmy Nintendo. Jak na razie technologia została przetestowana z sukcesami tylko ze stosunkowo prostymi obiektami holograficznymi ale naukowcy mają duże plany wobec niej. Czyżbyśmy w przeciągu kilku lat mieli się doczekać szeroko dostępnej technologii wykorzystującej hologramy, a świat rodem z Gwiezdnych Wojen znowu miał stać się bardziej rzeczywisty?


KOMENTARZE (12)

Robonauci kontratakują

2011-01-11 19:17:00

Miały wyglądać trochę jak C-3PO. Tak przynajmniej wyglądało to na wizualizacjach (o których pisaliśmy kilka miesięcy temu). Niestety wyglądają tak:




Robonaut 2 - to humanoidalny robot stworzony przez naukowców z NASA. 24 lutego robot ma polecieć na międzynarodową stację kosmiczną, by być jej pierwszym stały mieszkańcem. Maszyna charakteryzuje się ogromną precyzją działania, potrafi ściskać dłoń, korzystać z małej klawiatury telefonu komórkowego - inżynierowie sprawdzą jak radzi sobie w przestrzeni kosmicznej.

Może nie wygląda jak C-3PO, ale era droidów...tfu robotów w kosmosie jednak się zaczyna!
KOMENTARZE (0)

Fantastyczne bzdury, czylo o nauce w SF

2010-12-29 18:15:00

W filmach science-fiction dość często drugi przedrostek jest zdecydowanie bardziej wysunięty na pierwszy plan. Fani tego gatunku, przygotowali ciekawe zestawienie, w którym skonfrontowano ze sobą 18 filmów z prawami nauki.



Filmami, które nie złamały żadnego prawa to "Apollo 13" oraz "The Right Stuff". By zobaczyć z kolei, które filmy fantastycznonaukowe mają w sobie najmniej naukowości, sprawdźcie sami poniżej.



Filmów raczej nie trzeba przedstawiać, ale warto zatrzymać się chwile na nauce. Od lewej bzdury w SF: dźwięk w kosmosie, wszystkie planety mają grawitację ziemską, jeden klimat na całej planecie, łatwo się komunikuje z obcymi, łatwo się rozmnaża z obcymi, dziwne zachowanie próżni, ogień i wybuchy w kosmosie, w pasie asteroid brakuje grawitacji, odbijanie broni świetlnej (laserów), ludzie poruszają się wolniej gdy nie ma grawitacji, okręty poruszają się szybciej niż światło.

Jak widać w materii nieznajomości nauki Gwiezdne Wojny nie mają sobie równych.
KOMENTARZE (0)

Hologramy nie tylko dla Mistrza Jedi

2010-11-07 22:39:00

Kolejna technologia rodem z "Gwiezdnych wojen" wkrótce znajdzie się w naszych domach. Naukowcy prezentują prototyp holograficznej TV. Przy okazji hologramów, opisano ich historię.

Na liście wynalazków, które nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań, holografia zajmowała dotąd dość wysokie miejsce. Ale jak dowodzi praca, która zdobi okładkę najnowszego "Nature", to się właśnie zmienia.

Pionierem holografii był polski fizyk Mieczysław Wolfke, profesor Politechniki Warszawskiej w okresie międzywojennym, który w 1920 r. opracował teorię holograficznego zapisu. Tyle, że to się jeszcze wtedy nie nazywało holografią, a poza tym nikt nie zwrócił na to uwagi. Ponownie na ten sam pomysł wpadł blisko trzy dekady później naukowiec węgierskiego pochodzenia Dennis Gabor i to on dostał w 1971 r. Nagrodę Nobla za wynalezienie holografii.

Hologramy przewyższają zwykłe zdjęcia tym, że pokazują nam świat w takiej postaci, w jakiej na co dzień go oglądamy, a więc z trójwymiarową głębią, a także z możliwością zmiany kąta widzenia i perspektywy. Holograficzna postać po prostu wystaje z ekranu - można przechylać głowę, by oglądać ją z góry, z dołu, z boków, a także od tyłu. Takiej wielości perspektyw nie daje dzisiejsze trójwymiarowe kino czy odbiorniki TV. Nie mówiąc o tym, że hologram oglądamy samymi oczami, a w kinie czy przed telewizorem 3D musimy założyć specjalne okulary.

Zwykłe zdjęcie czy kadr z filmu można porównać do oglądania wnętrza pokoju przez dziurkę od klucza, do której przytykamy jedno oko. Hologram otwiera zaś całe okno, przez które można zajrzeć do wnętrza.



Jak się to robi? Jeśli przyjrzymy się powierzchni, na której jest zapisany hologram, to zobaczymy tylko niezrozumiały wzór ciemnych i jasnych cętek. Podobnie niewiele zdradzają rowki na powierzchni płyty CD z nagranym dźwiękiem.

Dopiero po oświetleniu promieniem lasera (czasem wystarcza zwykłe światło) wyłania się obraz. Światło rozprasza się bowiem na zakodowanym w cętkach wzorze i wybiega z hologramu w takiej samej postaci jak po odbiciu od przedmiotu czy krajobrazu, których obraz został wcześniej tam zapisany. Na samym początku o holografii mówiono, że to "rekonstrukcja czoła fali świetlnej" (tej odbitej od fotografowanych przedmiotów).

W tym sensie hologram rzeczywiście przypomina zamrożony w czasie widok przez okno.

Pierwsze hologramy powstały w latach 60. - po wynalezieniu laserów, które są niezbędne do ich tworzenia (trzeba bowiem zakodować nie tylko natężenie fal świetlnych, ale też ich fazę, co jest możliwe tylko za pomocą lasera). Raz zapisane hologramy wyświetlały nieruchomy obraz i podobnie jak utrwalone fotografie nie mogły ulec zmianie.

Oczywiście marzono też o holograficznej telewizji albo przynajmniej przesyłaniu holograficznego obrazu z jednego miejsca w inne. Tak jak w kultowych filmach science fiction - "Star Treku" albo "Gwiezdnych wojnach", gdzie jest scena, na której robot R2-D2 wyświetla holograficzny film z dramatycznym przekazem od księżniczki Lei: "Pomóż mi, Obi-Wan Kenobi. Jesteś moją jedyną nadzieją".

Wtedy było to utopią. Do takich transmisji potrzebne były potężne komputery i bardzo pojemne łącza, bo - jak się można domyślić - ilość przetwarzanych i przesyłanych informacji jest tutaj znacznie większa niż przy transmisji płaskich obrazów. Żeby hologram był ruchomy jak obraz TV, konieczny był także odpowiednik kineskopu - czyli nośnik, na którym można byłoby błyskawicznie zapisywać oraz wymazywać holograficzne cętki.

Pracowały nad tym bez większych sukcesów dwa pokolenia naukowców, ale dopiero teraz przeszkody udało się pokonać grupie naukowców z Uniwersytetu Arizony w Tucson pod kierunkiem prof. Nassera Peyghambariana. Dziś w "Nature" prezentują oni pierwszy działający system rejestracji i transmisji obrazów holograficznych. Wciąż jeszcze niedoskonały. Odświeżanie obrazu trwa aż dwie sekundy (dla płynnego wyświetlania wideo trzeba to robić 30 razy na sekundę albo i szybciej).

Na razie też nie imponuje rozmiar ekranu (40 cm) ani rozdzielczość (piksel ekranu, zwany tu hogelem, jest wielkości milimetra). Ale prof. Peyghambarian zapewnia, że teraz prace pójdą jak z płatka. Jego zdaniem, nie ma żadnych fizycznych przeszkód, żeby wynalazek udoskonalić i wyprowadzić z laboratorium do sklepów RTV.

Hologramy są zapisywane na cienkiej warstewce przezroczystego, światłoczułego i przewodzącego plastiku za pomocą lasera, który świeci nanosekundowej długości impulsami. Zapis nie jest trwały - blaknie sam po minucie albo w dwie sekundy można go płynnie zastąpić kolejnym kadrem. Zapisywane obrazy wydobywa zaś dla naszych oczu światło drugiego lasera.

Oba lasery - zapisujący i odczytujący obraz - są ukryte za ekranem i nie przeszkadzają w oglądaniu trójwymiarowej transmisji, która - jak zapewniają badacze - może być także w kolorze (trzeba wtedy użyć laserów z trzema podstawowymi barwami oświetlających hologram pod innymi kątami).

Kiedy więc ekrany naszych telewizorów wyświetlą pierwsze hologramy? Za 7-10 lat - twierdzi naukowiec.

W "Nature" naukowcy piszą, że holograficzne przekazy przydadzą się w medycynie. Dzięki nim chirurg będzie mógł np. z wszystkich stron obejrzeć obraz mózgu uzyskany za pomocą skanera MRI lub tomografu albo zdalnie wziąć udział w operacji.

Drobnym maczkiem na końcu swej publikacji badacze dziękują za finansowe wsparcie biuru badań naukowych amerykańskich sił powietrznych, a także słynnej agencji zaawansowanych obronnych projektów badawczych (DARPA). To dowodzi, że wojskowi też chcą ruchomych hologramów. Z pewnością śledzenie holograficznej transmisji z pola walki jest wygodniejsze i bezpieczniejsze niż osobisty udział w bitwie.


Cały artykuł znajdziecie na Gazeta.pl. Wiele zatem wskazuje na to, że faktycznie kolejna wizja, którą dzielą zarówno "Gwiezdne Wojny" jak i "Star Trek" powoli się realizuje.
KOMENTARZE (0)
Loading..