TWÓJ KOKPIT
0

Bunt na ''Niepokornym'' :: Twórczość fanów

Autor: Crix Aldein/Nevil Catcher



"Czasami zdarza się, że musimy skonfrontować otaczającą nas rzeczywistość z własnym sumieniem i jeśli Galaktyka nie przechodzi naszego testu na moralność trzeba coś zrobić. Ci, którzy odmawiają podjęcia tego obowiązku nie mogą zasłaniać się rozkazem, ani tępo pojętą lojalnością."

Kapitan Celo Hollinger, 130 ABY




Przestrzeń kosmiczna gdzieś na Zewnętrznych Rubieżach. Pokład niszczyciela gwiezdnego klasy Pellaeon ,,Niepokorony”. Kilka dni po przewrocie Dartha Krayta.

Kapitan Celo Hollinger pochylił się nad umywalką, odkręcił kurek i nabrał wody w dłonie, po czym chlusnął nią sobie prosto w twarz. Poczuł, jak naczynia krwionośnie kurczą się gwałtownie w szoku, a umysł odzyskuje utraconą jasność oceny sytuacji. Sięgnął po ręcznik, wytarł krople spływające po czole i policzkach, a następnie spojrzał w lustro. Miał około trzydziestu pięciu standartowych lat, regularne rysy i bystre ciemne oczy. Zauważył odstający kosmyk włosów i delikatnie przygładził go dłonią. Zawsze był nieco pedantyczny, zwłaszcza w chwilach wielkiego napięcia.
Nagle drzwi od kajuty otworzyły się z charakterystycznym sykiem i stanęła w nich niewysoka blondynka w czarnym kombinezonie pilota. Hollinger obrócił się gwałtownie.
- Oszalałaś Kim?! – warknął. – Stary zawsze był na nas cięty, a taką prywatną wizytę w tej sytuacji uzna za jawne zawiązanie spisku.
Kobieta nacisnęła przełącznik na ścianie zamykając za sobą wejście.
- Myślisz, że też wie? – spytała Kim Falstorm.
- Chyba nawet ledwo działający droid zaokrętowany na ostatniej jednostce Imperium w najbardziej zapadłej dziurze w Galaktyce wciśniętej między dwie fałdy na cielsku Hutta musiał o tym słyszeć.
- No tak, ludzie Fela postarali się, żeby przekaz był inwazyjny.
- I osiągnęli zamierzony skutek – podsumował Hollinger, po czym westchnął ciężko i przysiadł na skraju plastoidowego biurka. – Rozmawiałaś z resztą?
- Fayarll i reszta załogi mostka są z nami, tak samo Cornato z chłopakami z maszynowni.
- A major Hiram?
- Zbył mnie.
- Ale nie wydał, więc jest niezdecydowany. Niech to sithowe nasienie – zaklął Hollinger. – Kto ma szturmowców ma klucz do panowania nad okrętem.
- Spokojnie. Kilku dowódców kompani zgłosiło się do mnie z własnej woli.
- Ilu? – Celo uniósł w zaciekawieniu brwi.
- Traverson, Cardel, Pereno, Jeninks, Hol, Serino i Putec, w sumie siedmiu.
- Z tego wynika, że mamy siedmiuset żołnierzy. Zostają dwa tysiące potencjalnie na usługach starego.
- Zapominasz o paru służbistach.
Hollinger przewrócił oczami.
- Racja, Voler, Jors, Tal i ich zgraja dupków w białych skorupkach.
- Przeważy to za kim opowie się Hiram.
- Weźmie naszą stronę, jeśli zadziałamy energicznie i nie pozostawimy mu czasu do namysłu.
Falstorm pokiwała głową. Chwilę później zapadła ciężka cisza. Rozejrzała się po kajucie pierwszego oficera ,,Niepokornego”. Pady książkowe na pułkach były poukładane, jak od linijki, a łóżko pościelone z precyzję porównywalną do staranności z jaką strzyże się trawę w ogrodach Pellaeona na Bastionie. Znała Hollingera od czasów Akademii i wiedziała, że taki porządek w pomieszczeniu był efektem jego pedantycznej nerwicy objawiającej się w momentach stresu.
- Jeśli coś spieprzymy, stary rozstrzela nas bez mrugnięcia okiem – odezwał się Hollinger przerywając milczenie. Kim spojrzała na niego ze współczuciem. Odkąd znaleźli się na pokładzie ,,Niepokornego” dowodzący okrętem Komandor Alister Kelvin dawał im porządnie popalić, więc wiedziała, że to, co rozdziera jej przyjaciela to nie żal za podniesienie ręki na kapitana, jako na osobę, ale jako na instytucję. Hollingera, jak każdego dobrego oficera pożerał od środka konflikt pomiędzy tym, co należało zrobić, a tym, czego wymagały odzywające się w najgłębszych zakamarkach duszy lojalność i lata imperialnego warunkowania.
- Dasz radę? – spytała.
Hollinger spojrzał na nią tak, jak ktoś kto właśnie popatrzył w oczy śmierci.
- Tak.


***


Pakiety z informacjami dotyczącymi szczegółów spisku dotarły do nadawców na specjalnie kodowanych kanałach w strumieniu osobistych przesyłek kapitana. ,,Najciemniej pod latarnią” – mówiło stare courscańskie przysłowie. Hollinger wiedział, że stary przegląda jego pocztę staranniej niż swoją i postanowił to wykorzystać.
Cała operacja miała na celu przejęcie kontroli nad okrętem i skierowanie go do przestrzeni kosmicznej Chissów, gdzie ponoć zbierała się flota jednostek lojalnych wobec cudem ocalałego Fela. Hollinger zaplanował wszystko z maksymalną starannością. Oddział złożony z pięćdziesięciu szturmowców z kompanii Traversona miał zabezpieczyć maszynownię. Pomimo tego, że jej szef, Tel Cornato, był po stronnie buntowników, to lojalne wobec kapitana oddziały mogły podjąć próbę odbicia tego sektora statku. Reszta twardogłowych została przydzielona do różnych sekcji ,,Niepokornego”, gdzie mieli pilnować porządku do czasu, aż Hollinger z drużyną trzydziestu żołnierzy nie przejmie mostka. Plan był w gruncie rzeczy prosty, ale wiele, a nawet zbyt wiele zależało od czynnika ludzkiego.


***


Porucznik Jors otworzył oczy i ziewnął głośno, by dopiero po chwili zorientować się, że w jego kajucie stoi dwóch szturmowców.
- Co do stu tysięcy opasłych Toydarian? – wrzasnął wybałuszając oczy ze zdziwienia.
Żołnierze popatrzyli na siebie nawzajem, a następnie jeden z nich wyrżnął Jorsa kolbą karabinu w czoło.
Dwa poziomy niżej Nelson Cardel obojętnym spojrzeniem odprowadzał Kordena Volera, którego dwóch żołnierzy ciągnęło pod ręce wzdłuż korytarza przy wtórze dziesiątków różnych obelg i najbardziej wymyślnych przekleństw. Cardel uśmiechnął się złośliwie pod nosem, po czym przeniósł wzrok na biegnącego w jego stronę podoficera.
- O co chodzi chorąży? – spytał oschle. Zdenerwowanie emanujące od młodego mężczyzny i jego gorączkowy pośpiech psuły Nelsonowi wizję dopracowanego niczym verpiński chronometr przewrotu przeprowadzanego przez ludzi o kamiennych twarzach i durastalowych zasadach.
- Sir, nie możemy znaleźć porucznika Tala – padła odpowiedź.
- A by to Hutt... – mruknął Cardel niezadowolony. – Odetnijcie ten sektor okrętu i szukajcie dalej.
,,Hałas musiał zaalarmować Gorda” - przemknęło mu przez myśl. W ciągu tych paru minut, które minęły od rozpoczęcia całej operacji Tal mógł dzięki zamieszaniu niepostrzeżenie przemknąć do kajut swojej kompanii i rozpocząć organizowanie oporu. Czegokolwiek by jednak nie próbował to mając setkę ludzi mógł już tylko powiększyć ewentualne straty po stronie zamachowców, ale nie ich powstrzymać. Pod warunkiem, że Hollinger nie nawalił.


***


Stojący przed wejściem na mostek Celo Hollinger obciągnął poły munduru i wyprostował się.
- Gotowy? – spytała Falstorm sprawdzając zabezpieczenie blastera.
Pierwszy oficer ,,Niepokornego” odetchnął głęboko, po czym obejrzał się za siebie. Mik Pereno i jego truperzy nerwowo przestępowali z nogi na nogę.
- Gotowy – odparł Celo.
Kim uśmiechnęła się chcąc dodać mu otuchy. Celo odpowiedział jej tym samym, ale szybko spoważniał.
- Dobra chłopaki, wchodzimy.


***

Kiedy Celo Hollinger wszedł na mostek komandor Alistar Kelvin przechadzał się po głównej galerii słuchając raportu z ust trzeciego oficera Tyro Greysona, który ze względu na swój młody wiek i brak wyrobienia nie został wtajemniczony w spisek. Kelvin widząc swojego zastępcę na początku obdarzył go tym samym co zawsze obojętnym spojrzeniem, po czym wrócił na ćwierć sekundy do patrzenia przez illuminator, by za chwilę wbić pełne niedowierzania spojrzenie w wyrastających zza pleców Hollingera szturmowców.
- Co to ma znaczyć? – ryknął.
- Komandorze, przejmuję dowodzenie w imieniu Jego Wysokości Roana Fela – powiedział Hollinger najbardziej rzeczowym tonem na jaki mógł się zdobyć.
- To jest bunt, Hollinger! – wrzasnął Kelvin, jakby sam odpowiadając na swoje wcześniejsze pytanie.
- Ten okręt i ta załoga składali przysięgę na wierność Imperium i zasadom, które uosabia Fel. Dowódca ,,Niepokornego” dość szybko zwalczył początkowe zaskoczenie i odzyskał rezon. - Jesteśmy winni lojalność tronowi, nie człowiekowi, który na nim siedzi, Pierwszy. – odparł.
- Sir, Imperator został obalony w wyniku zdradzieckiego spisku i pan o tym doskonale wie. Nikt z tej załogi nie chce być częścią zbrodni, które Sithowie mają z pewnością zamiar dokonać na Galaktyce. A teraz proszę się poddać aresztowi i udać się pod strażą do pańskiej kajuty.
Kelvin zmrużył oczy i rozejrzał się wokół. Szturmowcy Pereno otoczyli mostek, co znaczyło, że jego sytuacja właśnie stała się beznadziejna.
- Nie będzie za to wybaczenia, Hollinger. Pamiętaj o tym – powiedział cedząc każde słowo przez zęby.
Stojąca z tyłu Falstorm odetchnęła z ulgą słysząc, jak kapitan daje za wygraną.
Nagle jednak stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Tyro Greyson wyciągnął z przypiętej do pasa kabury broń i przystawił ją do skroni Hollingera. Szturmowcy praktycznie automatycznie unieśli lufy mierząc w młodego oficera.
- Nie strzelać! – krzyknął Celo, po czym powoli obrócił się w stronę Greysona. Tyro miał oczy nabiegnięte krwią, a z czoła spływała mu stróżka potu.
- Pan jest buntownikiem kapitanie – wydusił z siebie, jakby mówienie stanowiło dla niego nadludzki wysiłek.
- Tyro, wiesz co się dzieje? – spytał Hollinger spoglądając prosto w źrenice chłopaka.
Dzieciak przełknął głośno ślinę.
- Sir? – rzekł drżącym głosem.
- Wszechświat jaki znasz Tyro jest w niebezpieczeństwie i jeśli nic nie zrobimy, jeżeli nie staniemy po stronie dobra to umrze.
- Sir... to całe zamieszanie... ten zamach... to nie jest w porządku.
- Wiem Tyro, ale czasami zdarza się, że musimy skonfrontować otaczającą nas rzeczywistość z własnym sumieniem i jeśli Galaktyka nie przechodzi naszego testu na moralność trzeba coś zrobić. Ci, którzy odmawiają podjęcia tego obowiązku nie mogą zasłaniać się rozkazem, ani tępo pojętą lojalnością.
Komandor Kelvin poruszył się niespokojnie, co Hollinger uchwycił kątem oka. Wyglądało na to, że dostrzegł swoją okazję.
- Poruczniku Greyson, rozkazuję panu zabić zdrajcę Hollingera – powiedział dowódca ,,Niepokornego”.
- Tyro, jeśli to zrobisz, ci szturmowcy cię zastrzelą. Niepotrzebnie obaj zginiemy. Nasza śmierć nic nie zmieni. Kelvin już przegrał, okręt znów należy do prawdziwego imperatora.
- Nie pieprz Hollinger! – wrzasnął nagle Kelvin. – Nagle byle dupek może kwestionować rozkazy przychodzące z samej góry, tak? Gdyby każdy myślał, tak, jak ty to co z nas byłaby za armia? Greyson, zabij go! To rozkaz!
Tyro Greyson poczuł, jak palec drętwieje mu na spuście, a w gardle robi się niewyobrażalnie sucho.
- Sir? – wydusił z siebie błagalnie, niewiadomo, czy do Hollingera, czy Kelvina.
- Tyro, odłóż broń. – powiedział Celo łagodnym tonem.
- Zabij go!
Greyson przez kilka sekund patrzył w oczy Hollingera, jakby szukał w nich odpowiedzi na stojące przed nim pytanie. Ta krótka chwila zdawała się ciągnąć w nieskończoność. W końcu opuścił rękę. Celo odetchnął z ulgą.
- Dobry wybór, Tyro. – powiedział uśmiechając się przyjaźnie do młodego oficera.
Nagle Kelivn wyszarpnął blaster z ręki Greysona i wypalił.


***


Ost Fayarll, drugi oficer ,,Niepokornego”, szybkim krokiem wszedł do kajuty, w której za plastoidowym biurkiem siedział dowódca korpusu szturmowców, major Gentwig Hiram. Młodszy rangą oficer stanął na baczność i zasalutował.
- Majorze.
Hiram spojrzał na niego zaciekawiony, ale nie odwzajemnił gestu.
- To nic – odparł beztrosko Fayarll i obrócił się do stojących przy wejściu żołnierzy. – Zaczekajcie na zewnątrz.
Szturmowcy skinęli głowami, po czym opuścili pomieszczenie. Ost wziął stojące pod ścianą krzesło, postawił je po drugiej stronie blatu i usiadł.
- Wie pan, po co tu jestem. – zaczął.
- Ma mnie pan przekonać poruczniku do opowiedzenia się po waszej stronie, czyż nie? – odparł Hiram.
- Zgadza się.
- Czy moi ludzie walczą z wami?
- Gdzie niegdzie.
- Są zabici?
- Na razie nic mi o tym nie wiadomo.
- Jaka jest sytuacja?
- Rozbijamy kolejne ogniska oporu. Zdaje się, że koordynuje je porucznik Tal. Staramy się go zepchnąć do hangaru.
Hiram pokiwał głową.
- Tal to dobry żołnierz, profesjonalista. Będzie potrafił dać się we znaki.
- Tego się obawiamy. Dlatego chcę prosić pana o pomoc. Tylko pan może uchronić ten statek przed niepotrzebnym rozlewem
Major spojrzał na niego podejrzliwie.
- Może mnie pan okłamywać, Fayarll. Być może przegrywacie i stąd ta cała rozmowa. Głowę daję, że większość korpusu szturmowców czeka w swoich kajutach, zdezorientowana, a wy potrzebujecie tych żołnierzy, żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Fayarll ściągnął z głowy czapkę i przeczesał włosy ręką. Nie było sensu próbować z Hiramem żadnych gierek. Od tysiącleci bunty na pokładach gwiezdnych okrętów rozgrywały się w ten sam sposób – walczyły ze sobą dwie frakcje obejmujące w sumie mniejszą część załogi, a reszta czekała z założonymi rękami zbyt skołowana, żeby podjąć jakieś kroki.
- Ma pan rację, majorze. Z małą różnicą, że mimo wszystko jest nas więcej niż ludzi lojalnych wobec komandora Kelvina. W tej chwili Hollinger z pewnością już opanował mostek, maszynownia od samego początku jest w naszych rękach. Kontrolujemy wszystkie kluczowe punkt na pokładzie ,,Niepokornego”.
- Więc czy, aby na pewno jestem Hollingerowi potrzebny, poruczniku?
Ost w duchu współczuł Hiramowi. Facet robił wszystko, żeby odsunąć od siebie tę decyzję. Chociaż z pewnością był rozgoryczony zamachem Dartha Krayta i obaleniem Fela to nie chciał, żeby runął drugi, po monarchii, filar jego światopoglądu – prosty żołnierski zestaw reguły oparty na posłuszeństwie.
- Nie chcemy, żeby załoga była podzielona, a szturmowcy pana posłuchają, majorze – powiedział po chwili zastanowienia Fayarll.
Hiram pokiwał głową na znak zrozumienia.


***


Doktor Jon Makoy wytarł dłonie w białą szmatkę, po czym wrzucił ją do przenośnego sterylizatora wmontowanego w podręczny pakiet medyczny. Ze stopni głównej galerii mostka ściekała krew pokapując leniwie na stanowisko łączności, gdzie siedział młody chorąży Kan Jenic. Dzieciak spróbował kątem rękawa zetrzeć czerwoną posokę z klawiszy, ale bez skutku. Makoy popatrzył na niego i pokiwał z dezaprobatą głową, po czym przeniósł wzrok na Celo Hollingera, który na środku piersi miał naklejony wielki plaster opatrunkowy nasączony bactą.
- Ma pan sporo szczęścia kapitanie. Komandor Kelvin jest urodzonym zabójcą. Nawet bez starannego wycelowania trafił lepiej niż celnie.
Hollinger uśmiechnął się krzywo. Na jego bladej twarzy malował się ból – wciąż silny pomimo przyjęcia odpowiednich środków.
- Co zrobicie z Kelvinem? – zapytał lekarz zmieniając temat.
Falstorm pośpieszyła z odpowiedzią.
- Zaczeka spokojnie w swojej kajucie na spotkanie z Roanem Felem. Może Imperator zechce osobiście z nim... porozmawiać.
- Pozostawienie go przy życiu może być ryzykowne – odparł Makoy. – Może pan tego pożałować.
Hollinger sposępniał.
- Nie jesteśmy mordercami, doktorze – powiedział, a następnie obrócił się w stronę stanowiska głównego nawigatora:
- Poruczniku, proszę wyliczyć kurs do przestrzeni Chissów. - Tak jest, sir – odparł krótko mężczyzna, po czym pochylił się nad swoją konsoletą. Hollinger spojrzał na Falstorm.
- Są wieści od Osta? Co z Hiramem?


***


,,Nie mogę” – powiedział Gentwig Hiram. ,,To by była zdrada” – dodał po chwili. Zdania, które major wypowiedział kilka sekund wcześniej przemykały teraz przed oczyma umierającemu Ostowi Fayarllowi.
Kiedy wydawało mu się, że już przekonał dowódcę korpusu szturmowców ten wstał nagle i złapał go za szyję. Uścisk miał żelazny, Ost poczuł, jak palce majora miażdżą mu krtań. Chciał krzyknąć, żeby zawołać szturmowców czekających za drzwiami, ale głos uwiązł mu w gardle.
- Przepraszam – rzekł Hiram spoglądając mu prosto w oczy i zacieśnił dłonie. Fayarll zarzęził.
- Poruczniku, bunt oznaczałby ucieczkę w najdalsze ostępy Galaktyki – mówił dalej major. Ost wiedział, że celowo przedłuża jego agonię. Ten pomiot Sithów chcąc się usprawiedliwić odsuwał śmierć drugiej istoty tylko po to, by ta go wysłuchała.
- Wyobraża sobie pan mnie, jako banitę? Major Gentiwg Hiram, rebeliant, uciekinier? Nie zniósłbym tego, poruczniku.
Fayarllowi pociekły łzy z oczu. Nie tak chciał umrzeć.
- Ost, nie płacz – powiedział Hiram psychopatycznie łagodnym szeptem. – Jeszcze tylko chwila, zaraz będzie po wszystkim.
Ciałem Osta Fayarlla zatrzęsły drgawki, po czym jego źrenice uciekły w górę, a pierś przestała się unosić. Hiram puścił szyję swojej ofiary, wstał, poprawił mundur i wyszedł na zewnątrz. Stojący na korytarzy szturmowcy spojrzeli na niego zdziwieni. Jeden z nich zajrzał do środka, ale zaraz wyprostował się z powrotem, kiedy zobaczył zwłoki Fayarlla.
- Żołnierze – powiedział Hiram. – Chodźcie za mną.


***


Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Major Hiram szybko dotarł do kwater szturmowców, mówił o buncie, który ogarnął okręt, o obowiązku i zasadach słuszności. Truperzy, jak pozbawione rozumów nerfy ślepo rzuciły się do wykonywania rozkazów. Wkrótce statek zaroił się od ludzi w białych pancerzach. Tel Cornato zginął pierwszy, kiedy kilkudziesięcioosobowa drużyna wpadła do maszynowni i urządziła tam prawdziwy pogrom. Po nim śmierć poniósł Nelson Cardel trafiony laserowym boltem w plecy, gdy prowadził swoich żołnierzy do szturmu na ostatni bastion lojalistów.
W końcu Hiram dotarł do kajuty Kelvina, gdzie ten czekał przypięty magnetycznymi kajdankami do krzesła.


***


Ciała pilnujących go szturmowców z hukiem runęły na ziemię z dymiącymi dziurami w głowach. Komandor na widok Hirama uśmiechnął się złowrogo.
- Lepiej późno niż wcale – powiedział, kiedy major pomagał mu wstać. – Na mostek.
Oddział złożony z kilkudziesięciu żołnierzy szedł w szyku szturmowym przez przestronny korytarz prowadzący do centrum dowodzenia. Echo ich kroków niosło się po całym sektorze. Gdy wpadli na mostek kilku zginęło od strzałów truperów Hollingera, ale w końcu przedarli się do środka. Doktor Makoy trafiony laserowym boltem okręcił się wokół własnej osi, jak w tańcu i osunął się martwy na metalową płytę podłoża. Mik Pereno jęknął wysokim głosem, gdy pocisk rozerwał mu bok szyi. Z rany trysnęła posoka, a on sam objął krtań próbując zatamować krwotok. Kilka krótkich chwil później nie żył.
Celo Hollinger widząc, że są bez szans uniósł ręce do góry w geście poddania. Ci z jego ludzi, którzy pozostali przy życiu zrobili to samo.
- Oszalałeś?! – krzyknęła Falstorm.
- Wstrzymać ogień! – rozkazał Hiram.
Celo spojrzał na Kim.
- Nas i tak rozstrzelają, ale Kelvin potrzebuje tych marynarzy, żeby ten okręt mógł latać. Niech chociaż oni ocalą życie.
- Pani kapitan, proszę oddać broń – powiedział porucznik Tal podchodząc do niej w asyście dwóch truperów. Dziewczyna spojrzała na Hollingera, a ten skinął głową. Tal wyjął jej blaster z ręki i zatknął go za sobie pas.
- Pozostawienie mnie przy życiu było błędem, Pierwszy – powiedział Kelvin wchodząc na pobojowisko.
Hollinger puścił jego uwagę mimo uszu.
- Kim i reszta moich ludzi jest niewinna, to ja ich namówiłem, proszę ich oszczędzić – rzekł.
- Twoich ludzi, Pierwszy? – spytał komandor, po czym wybuchnął podle brzmiącym śmiechem. – Chociaż może masz rację – dodał chwilę później. – Majorze, proszę zebrać rebeliantów i wszystkich poza załogą szkieletową w hangarze.
- Tak jest, sir.
- Urządzimy sobie małe przedstawienie.


***


Para podooficerów poprowadziła bladego z upływu krwi Hollingera na przód hali lotniczej ,,Niepokornego”, po czym odeszła zostawiając go samego. Przed nim stała ustawiona w równych szeregach załoga okrętu na czele z Kelvinem, Hiramem i przytrzymywaną przez dwóch truperów Falstorm. Komandor postąpił kilka kroków przed siebie i odwrócił się do zebranych.
- Tak kończą wszyscy buntownicy! – powiedział.
Przynajmniej krótko i treściwie – przemknęło przez myśl Celo.
- Majorze, proszę robić co do pana należy – rozkazał Kelvin, po czym wrócił na swoje miejsce. Hiram skinął na pluton szturmowców, a ci bez słowa ustawili się równej linii naprzeciwko Hollingera.
Celo spojrzał na Kim, po której policzkach ciekły strumyczki łez.
- Wszystko będzie dobrze mała – powiedział uśmiechając się szczerze.
Dziewczyna odpowiedziała lekkim uniesieniem kącików ust, ale i tak targnął nią gwałtowny szloch.
Hiram wyciągnął z kieszeni przepaskę i podszedł do Hollingera.
- Przewiązać ci oczy synu? – spytał.
- Dziękuję, majorze – odparł Celo.
Dowódca korpusu wbił wzrok w jego źrenice.
- Przepraszam młody.
Były pierwszy ,,Niepokornego” nic nie odpowiedział, bo i co miał powiedzieć? Że stał przed nim nie prawdziwy oficer tylko wrak człowieka? Że Hiram był tchórzem? Po co to wszystko. W tych ostatnich chwilach swojego życia nie czuł żadnego żalu do nikogo o nic. Odnosił wrażenie, że zamiast strachu wypełnia go jakaś bezgraniczna lekkość owijając ciepłym niewidzialnym płaszczem jego ranione ciało. I wtedy Hollinger zdał sobie sprawę z tego, że to musiała być mityczna Żywa Moc.
- Cel! – rozkazał Hiram stając obok plutonu egzekucyjnego.
Szturmowcy podnieśli broń do oczu i starannie wymierzyli.
- Chce pan coś powiedzieć, Hollinger? – spytał Kelvin z wyraźną drwiną w głosie.
Celo wyprostował się na tyle na ile pozwoliły mu siły i gwałtownie uniósł dłoń do skroni w geście salutu.
- Niech żyje Imperium! – krzyknął.
- Pal!
Lufy blasterów zalśniły czerwonym ogniem, a laserowe bolty błyskawicznie pokonały odległość dzielącą je od celu. Pociski z łatwością weszły w ciało swojej ofiary znacząc je czarnymi wypalonymi okręgami. Celo Hollinger zachwiał się lekko, po czym runął na ziemię. Kim Falstorm wyrwała się trzymającym ją truperom i uklękła przy zwłokach przyjaciela.
- Celo, jak mogłeś być tak samolubny – powiedziała gładząc pozbawioną życia twarz po policzku.
Kelvin zachichotał złośliwie pod nosem.
Nagle Kim doskoczyła do najbliższego szturmowca i wyszarpnęła mu z ręki broń. Nacisnęła spust i grad pocisków zalał sylwetkę Kelvina. Komandorem szarpnęło, a potem opadł prosto w ramiona Hirama.
- Zabić ją! – krzyknął.
- Stać!
Żołnierze znieruchomieli.
Z szeregu wystąpił młody mężczyzna i wolnym krokiem podszedł do majora.
- Wystarczy tego – rzekł porucznik Tyro Greyson. - Sierżancie. – Greyson zwrócił się do stojącego obok podoficera szturmowców.
- Sir?
- Proszę zabrać majora Hirama do jego kajuty i zostawić go sam na sam z blasterem.
- Tak jest sir – powiedział truper, po czym skinął na dwóch innych i razem podeszli do Hirama. – Proszę z nami.
Twarz oficera była wyprana z emocji, jakby stracił chęć do życia.
- Naturalnie – odparł.
Greyson obrócił się do zebranych w hangarze członków załogi ,,Niepokornego”.
- Niech żyje Roan Fel!
Pomieszczenie wypełnił gromki wiwat: ,,Niech żyje!”. Greyson podał rękę Falstrom i pomógł jej wstać.
- Pani kapitan, mogę prosić o koordynaty na pozycje floty Jego Wysokości? – spytał.
Kim otarła łzy. Greyson nie był już rozchwianym dzieciakiem sprzed kilkudziesięciu minut, ale twardym oficerem z krwi i kości.
- Oczywiście, poruczniku.
- Niepokorny wraca do domu, ma’am – powiedział, po czym zwrócił się do gromadki stojący opodal oficerów i podoficerów. – Kto pomoże go nieść?
Z grupy wystąpił porucznik Gord Tal, który, jako pierwszy stawił opór buntownikom i pomógł Greysonowi podnieść ciało Hollingera. Po chwili dołączył do nich młodych chorąży Kan Jenic oraz Serino i Hol, którzy cudem ocaleli z pogromu, jaki urządził Hiram. Ułożyli zwłoki do prowizorycznej trumny, jaką kilku techników naprędce skombinowało z podłużnej skrzyni na części zamienne, a ją z kolei postawili na korpus płaskiego robota służącego za wózek naprawczy. Greyson wklepał na panelu odpowiednią komendę, a droid posłusznie ruszył na przód w stronę luku, za którym rozpościerała się pustka kosmosu.

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 8,92
Liczba: 12

Użytkownik Ocena Data
Doomus 10 2012-01-03 10:40:19
Wielki_Admirał_GiladPellaeon 10 2011-03-10 17:39:10
Ani13 10 2010-05-14 14:59:37
Bobba 10 2010-03-25 17:38:16
BOBA the FETT 10 2010-03-22 22:40:47
Dorg 9 2010-03-24 01:13:40
Sharon 9 2010-03-23 21:30:01
zorad 9 2010-03-23 19:43:17
Jaro 8 2010-03-23 21:29:25
Elendil 8 2010-03-23 16:33:27
Onoma 7 2010-03-31 22:47:34
Cydzio 7 2010-03-22 23:40:41


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (12)

  • Doomus2012-01-03 10:40:02

    Najlepsze opowiadanie dziejące się w erze Dziedzictwa Mocy. Oby tak dalej.

  • Wielki_Admirał_GiladPellaeon 2011-03-10 17:40:17

    Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałem, a zatem z radością daję 10/10!!!

  • Nevil Catcher2010-06-03 17:13:07

    5/10 za to, że za krótkie? :P (żeby na mnie tutaj nie zjechano zaraz: jestem tylko zaskoczony!)

  • Franek Skywalker2010-05-11 14:34:01

    za krótkie! 5/10

  • Vos2010-04-04 11:52:57

    Wciągające, zgrane, mogę Ci jedynie zarzucić zakończenie, które nie przypadło mi do gustu, jednak... było w Twoim opowiadaniu coś, co mi smakowało. :) Daję 8/10

  • Onoma2010-03-31 22:47:26

    Daje radę, 7/10

  • Sharon2010-03-23 21:31:42

    Hmm... Daję 9. Dawno nie czytałam takiego opowiadania. :)

  • Jaro2010-03-23 21:29:15

    Zdecydowanie lepsze niż Twoje poprzednie opowiadanko, bez kitu wciąga, postacie i ich dylematy znacznie lepiej rozrysowane, choć bez jakichś nie wiadomo jakich rewelacji.

    Ale!

    Bo zawsze jest jakieś "ale". W sumie trochę naciągane zakończenie. Najpierw piszesz, że to Hiram miał decydujący wpływ na postawę większości szturmowców na pokładzie, aż tu nagle zjawia się jakiś podrzędny poruczniczek i ni stąd, ni zowąd decyduje sobie, że od teraz Krayt jest be, a Fel cacy.

    Ale ogólnie fajne opowiadanko. Trójeczka z minusikiem. :P

    Żarcik, oczywiście. 8/10.

  • zorad2010-03-23 19:46:42

    Ciekawe. Major Hiram jest denerwujący, co chyba świadczy o tym, że został dobrze "napisany". Rzeczywiście ocena powinna być w górnych rejestrach (daję 9, bo znalazłam błąd ortograficzny, kilka stylistycznych i składniowych)

  • Elendil2010-03-23 16:34:29

    8/10, chyba będzie akurat ;)

  • Cydzio2010-03-22 23:40:25

    dobre, dobre
    gdzieniegdzie razem

  • BOBA the FETT2010-03-22 22:43:12

    To jest coś na co czekałem.
    Imperium, szturmowcy, niszczyciel, bunt, intryga - moje klimaty :)
    Ciekawe jest to, że pojawiło się nawiązanie do "Walkiri" i śmierci głównego bohatera.
    Piękne opowiadanie.

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..