TWÓJ KOKPIT
0

Howard Roffman :: Newsy

NEWSY (19) TEKSTY (0)

NASTĘPNA >>

Tydzień 40-lecia „Nowej nadziei”: Jak „Nowa nadzieja” zredefiniowała kina

2017-05-28 11:58:47



Czasem niektórzy zapominają, że George Lucas (i Steven Spielberg) wcale nie stworzyli kina na nowo. Raczej je przedefiniowali, wybierając sobie pewnie elementy, które ułożyli we własnych proporcjach, rozwinęli i rozpropagowali. „Nowa nadzieja” to jeden z pierwszych filmów, który uruchomił lawinę.



Po pierwsze temat, czyli o Kinie Nowej Przygody. Zaczęło się od nostalgii i starych komiksów, seriali i filmów z lat 30., 40., czy 50. Warto tu przypomnieć, że przed rozpowszechnieniem się telewizji, seriale takie jak „Flash Gordon” czy „Buck Rogers” prezentowane były w kinach. Zaś na kolejny odcinek należało czekać tydzień. Jechało się w sobotę i oglądało nowe przygody, potem tę rolę przejęła telewizja. Ta chęć powrotu do dawnych widowisk, nostalgia, stoi u podstaw Kina Nowej Przygody. Lucas i Spielberg nie do końca zaprzątali sobie głowę jakimś konkretnym gatunkiem. Film miał przede wszystkim wciągać i bawić. Owszem, wątek przygodowy był w nim dość istotny, ale reszta, to trochę sensacji, trochę kina katastroficznego, trochę humoru i dobrze by miał jakiś temat przewodni. Reszta to miszmasz, bez znaczenia. Nawet jeśli zajmujemy się science fiction, jak w „Nowej nadziei” to sama nauka nie jest tak istotna jak cała reszta. Staje się to potem przyczyną takich dialogów jak lot w dwanaście parseków. Ale dokładnie tak to wyglądało w starym „Flashu”, ważniejsza była przygoda i tempo niż wiarygodność szczegółów. Dzieło ma wyglądać prawdziwie, ale wcale nie musi być takie jak ktoś zacznie je rozkładać na czynniki pierwsze.

Tempo filmu także było ważne. Lucas chciał, by miejscami przypominało to prawdziwą wojnę, bardziej dokument niż fabułę. Zupełnie odwrotnie niż w „2001: Odysei kosmicznej”, gdzie mieliśmy długie ujęcia efektów. Tu były często krótkie i lecieliśmy dalej. To element świata, który miał wciągać, a nie cel sam w sobie. Dziś czasem się zapomina, że efekt specjalny ma być tylko dodatkiem, ale nadal w większości tak jest. Głównie z tego powodu, że poza spektakularnymi scenami w kinie używa się bardzo wielu efektów.



Kino Nowej Przygody się przyjęło. Dzięki „Nowej nadziei”, „Szczękom” czy „Bliskim spotkaniom trzeciego stopnia”, później też „Poszukiwaczom zaginionej arki” wypromowało jeszcze jeden trend, który faktycznie zmienił oblicze kina. Letnie blockbustery. Czy Lucas i Spielberg planowali taką zmianę? Nie wiadomo. Chyba raczej wyszło przy okazji. Chcieli na pewno mieć filmy idealne na sobotnie poranki, ale w przypadku drogiego obrazu, który wchodzi do kina, nie da się wyprodukować nowego odcinka co tydzień. Ale co rok, dwa, trzy. W sam raz, by pojawił się w lato. Tak się to zaczęło, a potem pojawiły się powroty do światów, postaci, czyli sequele. Nie jest tak, że kolejnych części nie było przed Lucasem czy Spielbergiem. Warto choćby wspomnieć o seriach takich jak „Godzilla” czy „James Bond”. One istniały i miały się całkiem dobrze przed Kinem Nowej Przygody. Lucas jednak postawił najpierw na nostalgię fabularną, a potem powrót do swoich już znanych bohaterów. Dziś w okresie letnim do kin wchodzi kilkanaście sequeli, prequeli, sidequeli, remake’ów, rebootów, spin-offów czy filmów będących częścią większego uniwersum. To wszystko istniało w latach 70. Ale to nie był główny nurt kina. Gdy się okazało, że można na tym zarabiać olbrzymie pieniądze, naśladowcy znaleźli się bardzo szybko, zaś sam zamysł stał się standardem.

Kolejna zmiana to merchandising, czyli produkty. Powszechnie uznaje się, że Lucas to wszystko wymyślił. Nie jest tak do końca. Zainspirował się tym, co robił Walt Disney. Gdy otwierano Disneyland w Anaheim, Lucas był jednym z pierwszych gości. Nie tylko się bawił, ale też obserwował i uczył. Problemem produktów okołofilmowych, była ich krótka żywotność. Film przeminął, zabawek nikt nie chciał kupować. U Disneya jednak to działało, bo klasyczne postaci nie zmieniały się przez lata. Znów nostalgia, sequele, wyczekiwanie spowodowały, że zabawki zaczęły się sprzedawać. Zaś zanim to się stało, studio bardzo łatwo zrezygnowało z czegoś, co nie mogło generować prawdziwego zysku. Już w czasach „Mrocznego widma”, przychód z produktów licencjonowanych był większy niż z samego filmu. Obecnie tak też wyglądają współczesne blockbustery, czasem wręcz jako płatne reklamy potencjalnych figurek, zabawek i masy innych produktów. Wpadki zaliczane są tam, gdzie zapomina się o tym, że to ma być jeszcze film. Zanim jednak licencjonowanie przybrało obecną formę, gdzie ktoś nad tym czuwa, Lucas też zaliczył kilka „wpadek” z produktami, których nie chciał znać. Dlatego do Lucasfilmu ściągnął Howarda Roffmana, który stworzył Lucas Licensing (i między innymi EU), który nadzorował wszystko.



Już w latach 30., kiedy rozwijały się studia filmowe, zaczęto ciąć koszty produkcji. W studiach można było zbudować wszystko, całe miasta, plany, zupełnie nie wychodząc z terenu wytwórni filmowej. Ten trend się nasilał przez wiele lat. Widać to bardzo dobrze w filmach z cyklu o Bondzie, gdzie rozpoznawalnych plenerów było bardzo niewiele. Lokacje zaś często ograniczały się do kilku zdjęć w znanych wnętrzach, no i paru ujęć ukazujących miasto. Dobry przykład to „Pozdrowienia z Rosji” i Istambuł, w którym filmowcy są, ale którego za wiele w tym filmie nie ma. Większość jest kręcona w studiach. „Nowa nadzieja”, kręcona w Tunezji oraz z kilkoma ujęciami w Gwatemali, była już tylko filmem, który potwierdzał zwrot w trendzie. A jednymi z tych, którzy zaczęli to mocno zmieniać byli Francis Ford Coppola i George Lucas, choćby na planie „Deszczowych ludzi”, czy „Amerykańskiego graffiti”. To, że można kręcić kosmiczne przygody w plenerze, a nie w studiu, to było coś.



Blue screen (czy obecnie częściej chyba green screen). Mało kto zdaje sobie sprawę, że technologia ta sięga samego początku kina, choć niekoniecznie oparta na niebieskim ekranie. Po raz pierwszy eksperymentował z nią jeszcze George Albert Smith w 1898. Nakładanie obrazów wykorzystywano dość często w latach 20. I 30. XX wieku. Nawet drukarki optyczne pochodzą z okresu sprzed II wojny światowej. Jednak to właśnie w „Nowej nadziei” zostały wykorzystane na szeroką skalę, ponownie. Owszem technologia się rozwinęła, także dzięki mikrokomputerom.

Wykorzystanie efektów specjalnych, modeli, ujęć poklatkowych, czy malowanego tła, to także technologie, które były znane wcześniej i wykorzystywane w kinematografii, ale… nie na taką skalę. Tu twórcy sagi byli często bardzo odtwórczy, jak choćby Phil Tippett względem tego, co zrobił Ray Harryhausen. Nawet dla zespołu Johna Dykstry punktem wyjścia była „2001: Odyseja kosmiczna”. Prawdę mówiąc, nawet charakteryzator, Stuart Freeborn (odpowiadał za stworzenie Yody czy Chewbaccy) wcześniej pracował nad tamtym dziełem Stanleya Kubricka.

Jeśli jesteśmy przy efektach warto wspomnieć o samym sposobie ich filmowania. To nie byłoby możliwe bez kamer dedykowanych do kręcenia efektów, w tym ta słynna zwana Dykstraflexem. Była kolejnym istotnym przełomem w rozwoju filmowania efektów. Nie jakimś absolutnym novum, ani również nie stadium docelowym.

Kolejny zapomniany element, który przywróciła „Nowa nadzieja” do łask, to muzyka. Wystarczy pomyśleć, że Lucasowi wiele osób sugerowało, by użył nowoczesnej, na przykład metalowej, ścieżki dźwiękowej. Ten jednak ostatecznie zwrócił się do Johna Williamsa, by ten napisał klasyczną muzykę. Z jednej strony nawiązującą do starego kina, z drugiej kontynuującą choćby operowe tradycje Ryszarda Wagnera. Williams za Wagnerem użył leitmotiv. Coś, co było znane i wykorzystywane także w kinie, ale nie na taką skalę, nie w takich produkcjach. Dziś muzyka filmowa postWilliamsowa nadal święci tryumfy i jest standardem. Mało tego, jeszcze w latach 70., to co promowało filmy to przede wszystkim były piosenki. W zeszłym tygodniu w Krakowie był organizowany 15 festiwal muzyki filmowej, jeden z największych na świecie. Trudno sobie wyobrazić to bez kina Nowej Przygody i „Nowej nadziei”.

Dźwięk oczywiście także był bardzo istotny. „Nowa nadzieja” była jednym z pierwszych filmów, który miał ścieżkę w Dolby Stereo (2.0). Wówczas niewiele kin było w stanie to wyświetlić. Lucasowi jednak zależało zarówno na czystości obrazu, jak i dźwięku. Zaś Ben Burtt właściwie został zatrudniony tylko po to, by nagrać intrygujące, brzmiące znajomo, ale jednocześnie unikalne i futurystyczne efekty dźwiękowe.

To co bez wątpienia wprowadziła „Nowa nadzieja” jako nowość do kina, to oczywiście grafika komputerowa. Ale na jej pełne użycie trzeba było jeszcze poczekać wiele lat.

Wszystkie atrakcje tygodnia znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (17)

Ekipa nowych filmów: Jason McGatlin

2015-02-18 17:01:50

Jason McGatlin, podpisujący się czasem jako Jason D. McGatlin jest chyba obecnie jedną z kluczowych osób w Lucasfilmie. Właściwie można by go określić jako osobę numer trzy w firmie (po Kathleen Kennedy i Howardzie Roffmanie) To starszy wiceprezes odpowiedzialny za produkcję filmową, przez to też producent zarówno filmów, jak i seriali. Przez niego przechodzi więc wszystko, nad czym firma obecnie pracuje. Formalnie w strukturze ma stanowisko równorzędne do Kiri Hart, zajmującej się stroną fabularną, ale jednak to on jest starszym wiceprezesem firmy (ona tylko zwykłym).

To właśnie z produkcją filmową jest związany praktycznie od początku swojej pracy w Fabryce Snów. Zaczynał jednak głównie jako asystent producentów, później koordynator. Miał swój udział w postaniu takich filmów jak „Josh and S.A.M.”, „Co się wydarzyło w Madison Conty”, „Tajna broń”, „Wulkan”, „Reakcja łańcuchowa”, „Speed 2: Wyścig z czasem”, „Piekielna głębia”, „Nie wierzcie bliźniaczkom”, „Północ w ogrodzie dobra i zła” czy „Grinch: Świąt nie będzie”.

Po ośmiu latach spróbował swoich sił już jako kierownik produkcji. Choćby w „Planecie małp” Tima Burtona w 2001. Potem przyszły „X-Men 2” i „Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń”, a następnie przełom w jego karierze: „Wojna światów” Stevena Spielberga. To właśnie tam po raz pierwszy współpracował też z Kathleen Kennedy, która ostatecznie ściągnęła go do Lucasfilmu. Potem przyszły „X-Men: Ostatni bastion” i „Fantastyczna czwórka: Narodziny Srebrnego Surfera”.

Następnie po raz kolejny miał szansę współpracować z Kathleen Kennedy i Stevenem Spielbergiem przy „Przygodach Tintina”. Tam debiutował już jako koproducent pełnometrażowego filmu. Prace nad filmem trwały trzy lata, a sam Jason McGatlin umiejętnie dzielił ten czas między Nową Zelandię a Stany Zjednoczone. Przy filmie było dość dużo trudności, ale ostatecznie udało się zakończyć dzieło. Jason udowodnił tym samym, swój kunszt producencki, o czym Kathleen pamiętała. Zresztą z różnych przyczyn druga część Tintina nie powstała do dziś. Przy niej jednak zabrakło też McGatlina.

Kolejnym filmem, który wyprodukował było „Love & Teleportation” Troya McGatlina. Pracowali razem też wcześniej, czy to przy krótkometrażowych filmach czy dokumentalnych. Jason oczywiście także je produkował.

W końcu Jason trafił do Lucasfilmu, gdzie został wiceprezesem. Jest też producentem wykonawczym „Przebudzenia Mocy”. Odpowiadać będzie także za spin-offy, a ostatnio pracował także przy produkcji „Strange Magic”.

Pozostałe sylwetki nowych twórców Epizodu VII znajdziecie zebrane tutaj
KOMENTARZE (0)

Szara eminencja Star Wars: Kiri Hart

2014-10-07 17:44:54

Lucasfilm ostatnio nie rozpieszcza nas informacjami, także na temat tego, co robią jego pracownicy. O osobach, które są w Story Group właściwie wiemy tyle, co z napisów gier czy innych produktów. Dotychczas jednak brakowało tam jednej istotnej osoby – szefa, a raczej szefowej. Przy okazji premiery „Rebeliantów” wyszło szydło z worka, a raczej Kiri Hart ujawniła się światu.

Formalnie od pewnego czasu jest jednym z wiceprezesów Lucasfilmu odpowiedzialnym za produkcję. Powołana została już za czasów Kathleen Kennedy. Podobne stanowisko ma też Jason McGatlin, który jak wiemy jest jednym z producentów wykonawczy Epizodu VII, niejako odpowiada za filmy i ich fizyczną produkcję. Kiri zaś okazała się jedną z producentek „Rebeliantów”. Nad nimi w hierarchii znajduje się oczywiście Kathleen Kennedy oraz Howard Roffman, który jest wykonawczym wiceprezesem oraz zarządza marką. Kiri natomiast odpowiada za rozwój, a to znaczy także i za Story Group.



Kiri przez 20 lat zajmowała się analizą opowieści oraz pisaniem, a także zarządzaniem rozwojem. Napisała między innymi pierwszą wersję scenariusza „Opowieści z Narnii”.

To ona w dużej mierze sformowała procesy działania Story Group. Ona zatem koordynuje wszystkie powstające historie, zarówno filmy, seriale, jak i gry, książki, komiksy. To Kiri personalnie zarządza tym, gdzie zmierzają „Gwiezdne Wojny”. Jak sama przyznaje, właściwie mają już rozpisane plany na najbliższych kilka lat. Wiedzą o czym mają być historie i szukają ludzi, którzy mają się tym zająć. Wygląda to tak, że to Story Group, bądź wyznaczeni pracownicy Lucasfilmu rozwijają pomysł, a następnie jest szukany twórca (reżyser, scenarzysta), który go rozwinie. Zależy im na partnerstwie. Hart także ustala ramy czasowe komiksów, choćby Marvela, który ma się dziać przed „Imperium kontratakuje”, ma też wpływ na powstające książki czy gry. Jednak przede wszystkim odpowiada za to, by wszystkie media, wszystkie opowieści się spinały. Jak sama dodaje, wie że ma ciężką pracę, gdyż zależy jej na tym, by „Gwiezdne Wojny” nie były marką tylko dla chłopców, bo tak nie jest. A także, by nie ograniczać się do USA. Sami „Rebelianci” będą wyświetlani w 163 krajach, trzeba więc myśleć globalnie. Dlatego Kiri nie zamierza ograniczać się do jakiś konkretnych gatunków i jak przyznaje jest otwarta na propozycję. Zatem spin-offy mogą nas zaskoczyć, nie tylko tym o kim będą, ale też gatunkiem do którego będą należały.

Na koniec warto dodać jeszcze jedną rzecz, Bob Iger dalej będzie szefem Disneya. Jego kontrakt przedłużono do czerwca 2018, więc na razie chyba nic się nie zmieni.
KOMENTARZE (1)

Kubełek lodu na głowę II

2014-09-03 17:12:17

Niedawno prezentowaliśmy pierwszą partię osób związanych z „Gwiezdnymi Wojnami”, które oblewają się wodą w ramach Ice Buckett ALS Challenge. Dziś kolejna porcja. Ale wpierw jeszcze o samej fundacji i pomyśle. W przypadku zwykłych osób, które zostaną wyzwane, chodzi o to by albo wpłaciły w USA 100 USD na konto fundacji, albo wpłaciły 10 USD i wylały na siebie kubeł zimnej wody tym samym robiąc szum wokół akcji. Kubeł powinien być lodowaty na tyle, by na chwile ciało oblanego zdrętwiało i miał możliwość poczuć się jak osoba cierpiąca na stwardnienie zanikowe boczne. W przypadku celebrytów natomiast nie chodzi o te 10 USD, wielu z nich wpłaca dużo więcej, ale o nagłośnienie akcji, przez zabawę i pewnie autopromocję. Oto kolejne filmiki:


Lucasfilm (w tym Howard Roffman i Lynne Hale)


Warwick Davis


Oscar Isaac


Daisy Ridley


R2-D2


Kolejna porcja w przyszłym tygodniu.
KOMENTARZE (10)

Mara Jade i Arndt, ciąg dalszy plotek

2014-01-30 21:42:14

Mieliśmy już do czynienia z Jedi Master SQL, który był źródłem plotek na temat nowych filmów, teraz serwis StarWars7News ma swoje źródło o nazwie JediDigger. Pierwszą partię tych plotek prezentowaliśmy kilka dni temu, teraz przyszła pora na drugą partię.

Tam pisano, że w filmie (i w serialu „Rebelianci”) pojawi się postać Mary Jade, teraz źródło to prostuje. To nie będzie Mara, tylko produkt Maropodobny. Otóż twórcy filmowi podobno pogrzebali w EU i stworzyli szablony postaci na bazie których powstały nowe postaci do nowej trylogii. Na tej zasadzie Mara Jade i Shira Brie stały się jedną, rudowłosą, zielonooką postacią. Skoro nowym głównym bohaterem ma być pseudo Ben Skywalker, potrzebował matki, by widz wiedział kim jest.

To samo miało się stać z dziećmi wielkiej trójki, a także Kylem Katarnem, Corranem Hornem czy Cilghal. W nowych filmach, według JediDiggera, powinniśmy zatem zobaczyć nie Kyla ale kogoś bardzo w tym stylu, z innym imieniem i inną historią, które miejscami mogą się pokrywać. Nie Jainę, ale córkę Solo poniekąd na niej bazującej. To znaczyłoby, że całe EU dziejące się po „Powrocie Jedi” zostałoby z miejsca uśmiercone, bez wyjątków. Natomiast większość nowych postaci będzie mieć swoje pierwowzory i odpowiedniki w EU. To by wyjaśniało czemu Bob Iger mówił, że wzięli pod uwagę 17 tysięcy postaci tworząc nowe. Swoją drogą źródło to łączy ten problem z Korriban/Moriband o którym pisaliśmy wczoraj. Podobno działa tu ta sama analogia. Natomiast za to wycięcie istniejącego EU podobno odpowiadają Disney, Kathleen Kennedy oraz Howard Roffman, który do niedawna się mienił ojcem EU.

Źródło to i nie tylko one, mówi, że postaci w scenariuszu nie mają jeszcze ostatecznych imion, a raczej kryptonimy, które mogą być zmienione. Zresztą podobne rzeczy już się zdarzały, Brian Blessed gdy podpisywał kontrakt na „Mroczne widmo” miał grać króla Kayosa, ale ostatecznie Kayos stał się bossem Nassem.

JediDigger wspomniał też o przyszłości Michaela Arndta, który faktycznie zdaniem źródła, chciał by film skoncentrował się na dzieciakach Solo, podczas gdy Kasdan i Abrams woleli Skywalkera. Arndta jednak nie wyrzucono na bruk, podobno jest zaangażowany już w pracę nad kolejnymi filmami, w tym spin-offami oraz Epizodem VIII.

Kolejną rewelacją z tego źródła jest to, że Abrams podobno spotkał się z Timothym Zahnem by skonsultować jakieś kwestie. Sam autor jednak zdementował tę pogłoskę.

Na szczęście nie samym JediDiggerem Internet żyje. Czasem plotą coś aktorzy. Ewan McGregor napadnięty przez jakiegoś dziennikarza przyznał, że nie jest zaangażowany w produkcję Epizodu VII. Aktor Miles Teller („Projekt X”) przyznał, że brał udział w castingu, ale chyba na braniu udziału w tym miejscu się skończyło. Benedict Cumberbatch w kwietniu rozpoczyna pracę nad filmem „Blood Mountain”, więc może mieć problem z udziałem w Ep7, który rusza w maju. Chyba, że faktycznie będzie miał niewielką rolę, jak kiedyś spekulowano. W każdym razie niektóre źródła skreślają póki co Cumberbatcha. Dla przypomnienia w marcu rozpoczynają się zdjęcia do filmu „The Age of Adaline” z Harrisonem Fordem, o którym pisaliśmy tutaj. Jeśli Ford w obu filmach nie będzie grał głównych ról powinien sobie poradzić z obecnością na obu planach.

Póki co nadal czekamy na konkrety. Na razie plotki JediDiggera nie mają żadnego pokrycia, choć oficjalnie nie zostały w żaden sposób zdementowane.
KOMENTARZE (58)

Howard Roffman o swoim powrocie

2012-11-29 17:21:33



Howard Roffman wraca do „Gwiezdnych Wojen”. Pisaliśmy o tym całkiem niedawno. Natomiast Roffman, postanowił zacząć też pisać na oficjalnym blogu, gdzie podzielił się kilkoma swoimi spostrzeżeniami.



Dwadzieścia dwa lata temu, w pokoju śniadaniowym w głównym budynku na ranczu Skywalkera, usiadłem, by zjeść lunch z Georgem Lucasem i Bobem Ingerem. Bob był wówczas szefem ABC, a George namawiał go na kupno nowego serialu telewizyjnego pod tytułem „Kroniki młodego Indiany Jonesa”.
- To będzie serial edukacyjny, Bob. - Pamiętam jak George to powiedział.
- Nikt tego nie będzie oglądał. - Rzuciłem pod nosem.
To oczywiście nie jest najlepszy sposób na sprzedanie serialu. Ale Bob powiedział:
- Mam to gdzieś. Damy temu szansę.
Prawdziwe słowa, Bob Inger wytrzymał z „Młodym Indym” przez dwa sezony, pomimo uznania krytyków i porażki w ratingach oglądalności. Ale w tym procesie wygrał coś jeszcze, zaufanie George’a, które przekuł na relację, a która przyniosła rezultaty w odległej przyszłości.







Dekadę albo jakoś tak wcześniej, poznałem Kathleen Kennedy, przyjaciółkę George’a no i początkującą producentkę. W 1981 przyniosła dwa super tajne projekty Stevena Spielberga do ILM (to były pierwsze produkcje ILMu robione nie na zamówienie Lucasfilmu): „Poltergeista” i scenariusz który miał wówczas kryptonim „A Boy’s Life”, by przypadkiem prawdziwy tytuł – „E.T.” nie rozniósł się zbyt wcześnie. Ona szła jak burza, zaledwie rok wcześniej była pomocniczką Spielberga przy „Poszukiwaczach Zaginionej Arki”, sympatyczna, ale już wtedy trzeba było się z nią liczyć.
Przez następne lata, Kathleen, Bob i ja podążaliśmy innymi drogami, lecz one się przeplatały. Kathleen stała się jedną z najbardziej respektowanych producentek naszych czasów, z sukcesami na koncie takimi jak „Park Jurajski”, „Kolor Purpury”, „Lista Schindlera”, „Ciekawy przypadek Benjamina Burtona” czy „Lincoln”. Bob zaś stał się CEO a w końcu też prezesem the Walt Disney Company i wprowadził w firmie nowe standardy. Ja zaś miałem szczęście, by pracować z Georgem jako szef Licensingu (część Lucasfilmu), przy wprowadzeniu nowych „Gwiezdnych Wojen” na początku lat 90., co skończyło się prequelami i The Clone Wars, a co ostatecznie stało się tym wielopokoleniowym fenomenem jaki znamy dziś. Nasze ścieżki wiele razy się przeplatały, Kathleen niedawno była producentką wykonawczą „Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki”, z Bobem zaś spotykałem się przy okazji rozwoju parków Disneya, od Star Wars Weekends, przez Jedi Training Academy aż po nowy, poprawiony Star Tours.

Teraz, George Lucas - ta sama siła która ściągnęła nas po raz pierwszy - ściągnął nas ponownie w głębszy sposób. On i Bob podpisali porozumienie w sprawie sprzedaży Lucasfilmu Disneyowi, a on też ściągnął Kathleen by prowadziła firmę i nadzorowała tworzenie nowych filmów z cyklu „Gwiezdne Wojny”. Kathleen zaś zapytała mnie, czy nie chciałbym przerwać swojej pół emerytury i powrócić do firmy na pełny etat by jej pomóc w zadaniach zarządzania marką Star Wars.
Kiedy Kathleen zapytała mnie czy bym wrócił, potrzebowałem nanosekundy, by powiedzieć tak. Życie w Lucasfilm nagle stało się zdecydowanie bardziej interesujące. Wiedziałem, że jesteśmy w samym środku negocjacji umowy z Disneyem, i wierzyłem, że Disney będzie idealnym domem dla Lucasfilmu, po tym jak George zdecydował się usnąć na bok. Znam Kathleen dobrze i jestem mocno podekscytowany możliwością pracy z nią. Ale przede wszystkim perspektywa bycia zaangażowanym w nową trylogię „Gwiezdnych Wojen”, filmów zrobionych przez nowe pokolenie filmowców, była dla mnie szczególnie radosna.



„Gwiezdne Wojny” to praca mojego życia. Zacząłem swoją karierę w Lucasfilmie w 1980, w tym samym tygodniu w którym miało premierę „Imperium”. Od tego czasu byłem zaangażowany w każdy film Star Wars, pomogłem też kształtować franczyzę przez trzy pokolenia fanów. Autoryzowałem i nadzorowałem tworzenie Expanded Universe. Odpowiadam za wznowienie sprzedaży zabawek Star Wars po 10-letniej przerwie. Sprowadziłem LEGO do stajni „Gwiezdnych Wojen”. Powiedzenie, że jestem pasjonatem „Gwiezdnych Wojen” byłoby ogromnym niedopowiezeniem.
Nie wróciłbym, gdybym nie wierzył, że to co robimy jest słuszne dla „Gwiezdnych Wojen”, no i jeszcze bardziej fundamentalnie, że wierzę ludziom, którym powierzyliśmy los sagi. Wierze w Boba i jego zespół w Disneyu. Wierzę w Kathleen. Wierzę też w George’a i jego firmę. Moja wiara nie jest ślepa. Bazuje na znajomości tych ludzi od dekad, znam ich zdolności, ich osiągnięcia, ich uczciwość, ich oddanie. Dla wielu którzy analizują tę umowę Disneya, jesteśmy bardziej abstrakcyjni niż liczby na których pracują. Ale dla mnie to oś więcej. Moja wiara to wynik moich doświadczeń życiowych, to wszystko wiem ponieważ żyłem i pracowałem z tymi ludźmi, którym przekazano pochodnię, którzy będą teraz odpowiedzialni za utrzymanie płomienia Gwiezdnych Wojen.
Nie musiałem wracać, ale wróciłem. I jestem bardzo podekscytowany przyszłością.


KOMENTARZE (7)

Kolejne zmiany w Lucasfilm, będą 2-3 filmy rocznie

2012-11-19 17:24:58

Ostatnio świat obiegła wiadomość, że Lucasfilm planuje wypuszczać dwa-trzy filmy rocznie. Znaczyłoby to, że „Gwiezdnych Wojen” będzie dużo więcej niż się spodziewaliśmy, jednak czasem trzeba sięgnąć do źródła, gdyż zlały się tu dwie informacje. W każdym razie informacje o planach przejęcia Lucasfilmu przez Disneya były utrzymywane w bardzo głębokiej tajemnicy. Z powodu tak zwanego inside trading, czyli nielegalnego handlu informacją poufną, która może mieć wpływ na wyniki giełdowe, o nowych epizodach i sprzedaży LFL wiedziała jedynie garstka osób. 31 października 2012 odbyło się specjalne zebranie pracowników Lucasfilmu, którym oficjalnie przedstawiono nową strategię, większość z nich dowiedziało się o tym dopiero dzień wcześniej... z mediów. To właśnie na tym spotkaniu padły dwie informacje. Pierwsza, że nowe „Gwiezdne Wojny” będą powstawać co 2-3 lata i że pewnie nie skończy się na trylogii. Druga, że Lucasfilm chce wypuszczać 2-3 filmy rocznie (w domyśle tworzyć). Rozważane są różne scenariusze, w tym ten podobny do Marvela, gdzie poza głównymi filmami („Avengers”) są też filmy o poszczególnych postaciach. Prawdopodobnie te dwie informacje zlały się w jedno. Nie należy się spodziewać 2-3 nowych filmów z cyklu „Gwiezdne Wojny” w ciągu roku, ale z pewnością Lucasfilm będzie zdecydowanie bardziej aktywny.

Ale to nie oznacza, że poza nową trylogią nie będzie nowych obrazów. Podobno Lucasfilm Animation pracuje intensywnie nad nowym filmem, których najprawdopodobniej będzie kolejną częścią „Wojen klonów”. Ta informacja jest nie potwierdzona, ale być może czeka nas powtórka z pilota „Wojen klonów”, który pojawił się w kinach. Nie wiadomo, czy faktycznie byłoby to wprowadzenie do tego serialu, który mógłby przenieść się na kanał Disney XD, czy być może miałby to być wstęp do innego serialu (choćby „Detours”). Oczywiście nowa animacja może nie mieć nic wspólnego z sagą i może będzie to ten obiecany film o wróżkach. Lucasfilm to nie tylko „Gwiezdne Wojny”, może czekają nas próby ruszenia innych marek jak choćby „Willow”, lub nawet coś z gier (choćby „Monkey Island”), a nawet były próby tworzenia własnych serii młodzieżowych książek jak „Siódma wieża” Gartha Nixa. To wszystko czeka na wykorzystanie.

Natomiast kwestia dwóch-trzech filmów na rok zdaje się być sprawą kolejnych lat. Na 2013 zaplanowano dwa filmy „Zemstę Sithów” i „Atak klonów” w 3D, więc klasyczna trylogia najprawdopodobniej trafi do kin w wersji 3D w 2014 (trzy filmy: „Nowa nadzieja”, „Imperium kontratakuje” i „Powrót Jedi”). Może zatem nowa animacja trafi także w 2015 do kin. Czas pokaże. Na razie prawdopodobna data premiery Epizodu VII to 17 lipca 2015.

Na spotkaniu z pracownikami Lucasfilmu zaprezentowano też zmiany personalne w LFL. Cały proces przejęcia przez Disneya Lucasfilmu trwa i ze strony Lucasfilmu odpowiada za niego (negocjacje i doprowadzenie do końca) David Anderman. Z emerytury wrócił Howard Roffman, który ma zostać menadżerem marki „Star Wars”. W sumie na emeryturze nie posiedział zbyt długo. Steve Sanseet nie chciał komentować tego, czy wróci na pełny etat do Lucasfilmu. Wiadomo tylko, że na emeryturę przeszedł Rick McCallum, producent wersji specjalnych, prequeli, młodego Indiany Jonesa i „Red Tails”, a także osoba najbardziej zaangażowana w serial aktorski. Czy oznacza to pogrzebanie serialu aktorskiego, na razie nie wiadomo. Prawdopodobnie zostanie wstrzymany na czas nieokreślony. Kathleen Kennedy będzie nie tylko prezesem Lucasfilmu, ale też i filmowcem, a przede wszystkim producentem wykonawczym nowej trylogii. Rick musiałby pod nią pracować, prawdopodobnie na razie mu to nie odpowiadało, choć kto wie, może jeszcze wróci (jak Roffman).

Kwestię dwóch-trzech filmów rocznie, Kathleen Kennedy potwierdziła także w wywiadzie udzielonym magazynowi Entertainment Weekly. Jeśli po 2015 miałyby to być nowe filmy, to firma będzie musiała się rozrosnąć, niezależnie czy będą to same „Gwiezdne Wojny” czy nie.
KOMENTARZE (21)

Jonathan W. Rinzler o swojej pracy

2012-10-11 17:04:07 Oficjalny blog



Wszyscy dobrze znamy człowieka, który od lat zajmuje się wyszukiwaniem nieopowiedzianych aspektów produkcji Gwiezdnych Wojen. Człowieka, spod którego ręki wyszły fantastyczne albumy, a także redaktora wielu książek, o których często nawet nie mamy pojęcia. Przy okazji rozruszania oficjalnego bloga, Rinzler, człowiek który opisuje różne aspekty sagi miał w końcu napisać coś o sobie. I zaczął…

Kazali mi napisać coś o sobie samym, więc piszę. Pracuję w Lucasfilmie już ponad 10 lat. Zaczynałem w powozowni Skywalker Ranch, a potem z błogosławieństwem wszystkim stałem się jednym z pierwszych lokatorów na Big Rock Ranch. Teraz pracuję w kampusie SF w SF Presidio (siedziba Lucasfilmu). Prawie mi się nie udało podczas pierwszej rozmowy o pracę, w końcu czekając na decyzję, czy dostanę pracę, trochę namieszałem. Ale jakoś to zadziałało. Mam taką tendencję do nadmiernego myślenia o pewnych rzeczach.

Swoje podanie o pracę złożyłem przez sieć, nawet nie wiedziałem, że Lucasfilm w ogóle ma dział wydawniczy - LucasBooks. Prawdę mówiąc nie słyszałem nawet o Expanded Universe. Jedynie kochałem filmy George’a. „Amerykańskie Graffiti” to był film mojej młodości, zresztą „Gwiezdnym Wojnom” także nie znajdowały się daleko na tej liście.



Zostałem zatrudniony jako redaktor do wydawnictw nie związanych z fikcją, tak wiem, dziwna nazwa. W ramach moich obowiązków znalazło się wiele książeczek DK, które niby nie opowiadają historii (choć często jednak opowiadają). Potem dyrektorka sekcji wydawniczej Lucy Wilson (pracowała tam od 1974, teraz jest na emeryturze) wpadła na pomysł by podrzucić mi serię o młodym Bobie Fetcie Scholastica przeznaczoną dla młodszego odbiorcy. Poszedł na pierwsze spotkanie nt. tej serii, gdzie prócz Lucy Wilson był też Howard Roffman, prezes Lucas Licensing (do niedawna). No i popisałem się źle wymawiając „Corucant”. Howard zasugerował, by wziąć się ostro do roboty. Staram się do dziś.

Od tamtego czasu redagowałem ponad sto pozycji, od albumów z naklejkami, książeczek dla dzieci, po olbrzymie albumy jak The Cinema of George Lucas, „Rogue Leaders” czy ostatni „Industrial Light & Magic”. Ale ponieważ byłem redaktorem od nie fikcji jakoś spadło na mnie pisanie o tym, co się dzieje poza kadrem (głównie rankami i w weekendy) podczas kręcenia filmów. Zacząłem od Zemsty Sithów, potem była Nowa nadzieja i „The Complete Making of Indiana Jones”.. Teraz ciężko pracuję (tak gdzieś od 4 rano) nad „Making of Return of the Jedi”. Kilka tygodni temu miałem dość długi wywiad z Georgem o tym filmie, o czym było w tym wpisie.

Miałem też szczęście pracować przy kilku specjalnych projektach George’a Lucasa, takich jak choćby „Star Wars: Frames”, czy Star Wars Art: Visions. Oba zajęły po cztery lata. Niebawem ukaże się kolejny: „Star Wars and History” (pierwszy z serii). Pracuję jeszcze nad jednym ciekawym projektem, który dopiero ogłosimy, no i jeszcze „Star Wars Art: Illustation”, który ukaże się jesienią.

To była ostra jazda bez trzymanki, z okresami relatywnego spokoju, ale miała swoje momenty, choćby obserwowanie jak John Williams dyryguje Londyńską Orkiestrą Symfoniczną podczas nagrywania muzyki do Epizodu III w Abbey Road, albo bycie na planie w studiach Foxa w Australii podczas zdjęć, a potem w Shepperton w Wielkiej Brytanii, czy konferencja scenarzystów na temat czwartego sezonu „Wojen klonów”, albo pracowanie z Johnem Knollem przy jego książce no i wiele innych, fantastycznych (ale i czasem kłopotliwych) momentów...

Poprzedni wpis Rinzlera o rozmowach z Georgem Lucasem znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (0)

Howard Roffman odszedł...

2012-10-09 17:10:30

Zmian w Lucasfilmie ciąg dalszy, tym razem ta jednak jest rozłożona w czasie. Howard Roffman, może nie jest zbyt dobrze kojarzony przez fanów, ale od lat należał do największych szych w Lucasfilmie. Sam czasem określał się nawet ojcem Expanded Universe, zresztą nie bez powodu, bo choć osobiście nie zajmował się fabułą, to bez jego pasji i zaangażowania oraz wiary nie mielibyśmy takiej masy książek i komiksów. W przypadku wybranych pozycji, takich jak choćby ostatnio Darth Plagueis, to właśnie Roffman stanowił medium komunikacyjne między Jamesem Luceno a Georgem Lucasem.

Roffman, utalentowany prawnik, dołączył do Lucasfilm w 1980 jako radca prawny, szybko jednak awansował, stając się ogólnym radcą, a w 1984 nawet został szefem zarządzającym Lucasfilmu. To on zajmował się wszystkimi sprawami licencyjnymi i produktami, które bazowały na markach Lucasa (głównie „Gwiezdne Wojny” i „Indiana Jones”). W 1999 został prezesem Lucas Licensing, w tym roku odszedł ze stanowiska. Nadal będzie związany z Lucasfilmem, ale już tylko jako Starszy Doradca. W miejsce Roffmana został powołany Paul Southern, który został jednym z wiceprezesów Lucasfilmu, odpowiedzialnym za Lucas Licensing.

Sam Roffman na swojej emeryturze zajmie się swoim hobby, którym jest robienie męskich aktów. Zresztą wydał już kilka albumów z nimi.

To kolejna z serii zmian w Lucasfilmie, tym razem przypomina ona trochę sytuację Steve’a Sansweeta, który wpierw opuścił Lucasfilm, a potem został doradcą. Ostatnio na emeryturę odeszła też Micheline Chau, której miejsce zajęła Kathleen Kennedy.
KOMENTARZE (5)

Książkowy wrzesień w USA

2012-09-30 15:18:25

Wrzesień 2012 w Stanach nie przyniósł nam żadnej nowej dużej powieści, czy głośnego albumu Del Rey, jednak to nie znaczy, że nic się nie działo na książkowym rynku. Nawet w Del Rey. Po pierwsze, ukazał się przedruk w miękkiej okładce wydanej także i u nas powieści The Old Republic: Revan Drew Karpyshyna. Na okładce zmieniono tylko podpisy informujące o sukcesach Drew, reszta pozostała bez zmian. Wersja w TPB kosztuje 7,99 USD.

Wydawnictwa od Gwiezdnych Wojen na szczęście nie kończą się tylko na Del Reyu. Wydawnictwo Abrams Books przygotowało nam trzeci tom serii Star Wars Art. Pierwszy Star Wars Art: Visions ukazał się prawie dwa lata temu, drugi Star Wars Art: Comics prawie rok temu. „Star Wars Art: Illustration” miał podtrzymać tradycję i ukazać się w październiku, ale tym razem wydawnictwo trochę się pośpieszyło, więc album dostępny jest już na rynku od kilku dni. Trzecia książka zawiera 120 kolorowych ilustracji na 176 stronach. Niektóre z nich zajmują więcej niż jedną stronę. Słowo wstępne napisał Howard Roffman, a wstęp Steven Heller. Album zawiera wiele znanych prac, które służyły często jako ilustracje promocyjne. Część z nich wykorzystano, części nawet nie publikowano. Niektóre z prac zostały wybrane przez George’a Lucasa. Wśród artystów znajdują się: Mark Chiarello, Dave Dorman, Hugh Fleming, Tim i Greg Hildebrandt, Ralph McQuarrie, Jon J. Muth, Tsuneo Sanda, Drew Struzan, Jerry Vanderstelt, Christian Waggoner i inni. Album ten kosztuje 40 USD (choć na Amazonie jest bardzo duża promocja – ok. 22 USD).


Za to Outskirts Press trochę się opóźniło. Zapowiadana na sierpień „Trivia From a Galaxy Far, Far Away: Star Wars: Orginal Trilogy Edition” pojawiła się na samym początku września. Autorem tej pozycji jest Chris „Hothiceplanet” Smith, który rozpoczął zapisywanie pytań o sadze już w wieku 7 lat, gdy po raz pierwszy zobaczył film. Po trzydziestu pięciu latach zebrał to wszystko i wydał w jednej książce. Obecnie pracuje nad sequelem dotyczącym Wojen klonów i prequeli. Ta książka ma 184 strony i czarno-białe ilustracje, a przede wszystkim zawiera 1138 pytań dotyczących trylogii, które nie wymagają dogłębnej wiedzy tajników uniwersum. Pytania mają za zadanie dać frajdę tak fanom, jak i sympatykom oraz ich rodzinom. Książka ta kosztuje 25,99 USD (choć znów na Amazonie cena jest o ok. 10 USD niższa).
KOMENTARZE (13)

Serial komediowy Star Wars zagości na ekranach telewizorów za dwa lata

2011-10-20 22:08:38 ClubJade

Howard Roffman - głowa Lucas Licensing - gościł niedawno w Europie, gdzie przemawiał na konferencji dotyczącej jego branży. Wspomniał przy tej okazji o losach animowanego serialu komediowego Star Wars, którego produkcję nadzorują Seth Green i Matthew Senreich. Roffman stwierdził, że projekt ujrzy światło dzienne w ciągu najbliższych dwóch lat. Podkreślił również, że George Lucas uważa różnorakie parodie SW za wyjątkowo zabawne (tu padł przykład żartów z Mrocznego Widma w brytyjskim serialu French & Saunders), dlatego za wyjątkowo fascynującą postrzega możliwość rozwinięcia marki o tego rodzaju produkcje.
KOMENTARZE (33)

Roffman o siłach i słabościach marki Gwiezdnych Wojen

2011-10-20 21:09:15

Marketing Week przeprowadziło niedawno wywiad z Howardem Roffmanem, na temat siły i słabości marki Gwiezdnych Wojen. Roffman jest szefem Lucas Licensing, firmy która w przeciągu trzydziestu lat działania, odpowiada za przychód przeszło 20 miliardów dolarów. Firmy, która zatrudnia tylko kilka osób. A sprzedaje głównie Gwiezdne Wojny.

P: Co robicie, by marka Gwiezdnych Wojen była atrakcyjna dla nowego pokolenia?
O: Jednym z najmocniejszych elementów marki Star Wars jest jej ponadczasowość. Rodzice bardzo chętnie wprowadzają w świat sagi swoje dzieci, pokazując im filmy. Ale z drugiej strony ważne jest to, by historia się rozwijała, choćby dzięki Wojnom Klonów.
Pracujemy nad drugim animowanym serialem, który ma mieć ujęcie komediowe. Rozwijaliśmy też serial aktorski. To było ambitne wyzwanie, ale nie udało nam się stworzyć możliwości produkowania odcinków o kinowej jakości przy telewizyjnym budżecie.
Gry komputerowe także są bardzo ważne dla nowego pokolenia. Jesteśmy mocno obecni w sieci. Ale świat cyfrowy to nie wszystko, mamy ponad 100 książek, które wydajemy od lat 90. Rozwinęliśmy mocno opowieść, ponad to, co ukazano w filmach.

P: Czy sektor sieciowy to dobre droga rozbudowy opowieści, zwłaszcza gdy już filmy się skończyły?
O: Głównie przez swoją naturę cyfrowe media, choć podobnie jest z grami czy literaturą, dają większą możliwość rozbudowania nowych postaci, opowieści i sytuacji. Jeśli spojrzymy na The Old Republic, to okaże się, że stworzyliśmy całkowicie nową mitologię Gwiezdnych Wojen, osadzoną tysiące lat przed filmami. I w dodatku skoncentrowaną na dorosłych odbiorcach. To poważna gra w stylu World of Warcraft. Mamy tam zarówno Jedi, Republikę jak i Imperium, które są podobne do tego co znamy, acz szczegóły są nowe. To nie jest obszar, w którym chcemy umieścić mnóstwo produktów, ale z czasem będziemy rozwijać sprzedaż w wielu powiązanych obszarach. Gry sieciowe to zaawansowana dziedzina, która nie ogranicza nas do jakiejś konkretnej grupy wiekowej czy demograficznej. To nowe media, które pozwalają nam masowo dotrzeć do odbiorców w różne sposoby, więc podejmujemy różne inicjatywy ztargetowane na różne segmenty.
Z innych rzeczy, bardziej przeznaczonych dla dzieciaków wydaliśmy niedawno Lego Star Wars 3 i mamy naszą grę sieciową, która jest bardzo popularna wśród dzieci, mimo, że nie podchodzi starszym odbiorcom. Zresztą oni nigdy nie byli naszym odbiorcą w tym przypadku.



P: Czy różnorodność odbiorców Gwiezdnych Wojen jest problematyczna?
O: Tam gdzie możemy, staramy się tworzyć rzeczy odpowiednie dla danych grup wiekowych. Jeśli robi się figurkę, trzeba się upewnić, że sześciolatek będzie mógł się nią wspaniale bawić, a jednocześnie będzie ona mogła zainteresować trzydziestoletniego kolekcjonera. Oczywiście mamy też inne produkty dla kolekcjonerów, które powstają na bazie innych kryteriów.

P: W jaki sposób uznajecie, że dany produkt jest odpowiedni dla marki Gwiezdnych Wojen?
O: Pracując z marką od dawna, wyrabia się pewne intuicyjne wyczucie. Chodzi zarówno o ogół jak i szczegóły. Są oczywiście ogólne wskazówki, ale one zależą od kategorii produktu. Jeśli weźmiemy powieści, najważniejsza jest spójność z uniwersum, tak by stanowiło to jedną wielką, zgrywającą się ze sobą fantastyczną opowieść. Ale już przy T-shirtach mamy większe pole manewru, możemy być satyryczni czy śmieszni, możemy przekazywać różne emocje.
Chętnie wspomagamy też parodie Gwiezdnych Wojen. Przy wydaniu Blu-ray pracowaliśmy z twórcami Family Guya, Robot Chickena i innymi twórcami komiksów, filmów, pisarzami, scenarzystami, by uczcić Gwiezdne Wojny. Wykorzystując tę nowoczesną mitologię wspieramy popkulturę, a to daje nam przede wszystkim większą możliwość wspólnej zabawy.

P: Czy maczasz palce w reklamowaniu produktów?
O: Tak, jeśli mowa o całościowych planach marketingowych. Musimy być pewni nie tylko, że dany produkt jest dobrze reklamowany, ale też że nie kłóci się to z naszymi innymi inicjatywami pod marką Gwiezdnych Wojen. Potem współpracujemy blisko ze sprzedawcami na całym świecie, by mieć pewność, że nasze programy są dobre. Staramy się definiować styl i kierunek, wskazywać choćby jak powinny wyglądać opakowania.

P: A możesz opisać jak Lucas Licensing radzi sobie z produktami o międzynarodowym zasięgu?
O: Rdzeń zespołu to 32 osoby, ale mamy też naszych agentów na całymświecie, to ważne by zarządzać licencjami na poziomie lokalnym. Współpracujemy z firmami takimi jak Hasbro, Lego czy Atari, ale wszystkie ostateczne akceptacje są robione w naszej siedzibie w San Francisco. To znaczy, że procesujemy olbrzymią ilość zatwierdzeń produktów, kampanii czy strategii marketingowych.

P: A w jaki sposób dbacie o utrzymanie przestrzegania praw własności intelektualnej?
O: Mamy mocny i dość agresywny program ochrony naszej własności, a także wszystkiego co na co mamy znaki towarowe czy prawa na całym świecie. Współpracujemy z adwokatami na całym świecie, a także utrzymujemy relację z urzędami celnymi na większości rynków. Na szczęście mamy też wielu oddanych fanów, którzy donoszą nam, gdy zobaczą jakieś nieprawidłowości.

P: A czy ściganie podróbek nie jest trudniejsze w sferze cyfrowej?
O: To rzeczy, które są trudne dla policji. Piractwo filmowe rozprzestrzeniło się w sieci, a my pracujemy z FBI i innymi służbami cały czas. Przemysł sieciowy jest bardzo poważny. To nie tylko filmy, ale też gry, których wyprodukowanie nie jest w cale takie tanie. Ścigaliśmy za nielegalne kopie gier.
KOMENTARZE (0)

Howard Roffman: Produkcja serialu aktorskiego Star Wars odłożona na czas nieokreślony

2010-08-16 11:30:34 blog Redakcji Bastionu

Jakiś czas temu informowaliśmy o przyjęciu zorganizowanym w ramach majowych obchodów trzydziestolecia Imperium kontratakuje. Po zakończeniu specjalnego pokazu charytatywnego TESB ponad setka gości zdecydowanych zapłacić dwieście dolarów za wstęp, mogła wziąć udział w bankiecie, którego gościem honorowym był George Lucas. "Stwórca" zmartwił wówczas fanów stwierdzając, iż serial aktorski Star Wars będzie poważnie opóźniony z uwagi na przewidywane zbyt duże koszty produkcji. Lucas stwierdził wówczas:

Z telewizyjnym serialem nic się teraz jakby nie dzieje, ponieważ mamy scenariusze, ale nie wiemy jak je zrealizować. Ponieważ, to dosłownie będą Gwiezdne Wojny, ale musimy zrobić je...dziesięć razy taniej. A to duże wyzwanie...dużo większe niż nam się to wydawało.

Słowa George'a Lucasa potwierdził prezes Lucas Licensing Howard Roffman, który gościł na zakończonym już Celebration V w Orlando na Florydzie. Podczas panelu zorganizowanego z okazji trzydziestolecia tej gałęzi imperium Lucasa Roffman przyznał, iż realizacja serialu aktorskiego została odłożona w nieokreśloną przyszłość. Szef Lucas Licensing przyznał, iż gotowa jest większość scenariuszy i ustalono główny zarys fabuły, który się nie zmieni, ale na przeszkodzie w procesie tworzenia stoi dzisiejsza technika produkcji telewizyjnej. Nie pozwala bowiem ona na realizację pomysłów Lucasa w taki sposób, aby nie naruszać założonego budżetu. Roffman przyznał także, iż istnieje możliwość zmiany już napisanych scenariuszy.
KOMENTARZE (28)

Cienie Imperium - dekada później

2007-10-16 21:10:00

Zbliża się 11 rocznica premiery gry Cienie Imperium, a także początek kampanii promującej nową grę - "The Force Unleashed", może warto przypomnieć sobie jak to wtedy wyglądało, dzięki temu może przynajmniej w części będziemy wiedzieć, co nas może czekać.

Kampania promująca film bez filmu

Wierzcie lub nie, ale minęło już ponad dziesięć lat odkąd Lucasfilm rozpoczął swoją sztandarową "kampanię filmową bez filmu": kampanie Cieni Imperium (Shadows of the Empire). Po raz pierwszy fani i kolekcjonerzy mogli zakupić Gwiezdno-wojenną powieść, figurki, pojazdy, karty, grę komputerową, komiks, dodatek do RPG, płytę z muzyką i to wszystko bazujące na jednej historii, tyle że bez filmu.



Cienie Imperium znajdowały się w chronologii pomiędzy Imperium kontratakuje a Powrotem Jedi, wypełniając i oznaczając terytorium, które filmy nie wykorzystały z całym potencjałem, ale też nazywając kryminalny półświatek z jego łowcami nagród, gangsterami czy bossami podziemia. Najpotężniejszym z nich jest oczywiście książę Xizor, kryminalny władca, którego organizacja, Czarne Słońce roznosi się po najdalszych zakątkach galaktyki jak złośliwy nowotwór. Xizor (czyt. Szizor) odkrywa tożsamość Luke'a Skywalkera i wie, że to syn Vadera, a następnie knuje zabójstwo młodego Jedi zanim odnajdzie go Czarny Lord. Książę planował też ukazać tym samym zdradzieckie tendencje Vadera wobec Imperatora, a tym samym zabezpieczyć sobie miejsce u boku Palpatine'a.

Tymczasem Leia, Lando, Chewbacca i nowa postać - Dash Rendar próbują uratować zamrożonego w karbonicie Hana Solo z rąk Boby Fetta, który musi dostarczyć swą zdobycz huttowi Jabbie, zanim bohaterowie czy inni żądni nagrody za Solo łowcy, powstrzymają go.



Kampania Cieni dała unikalną możliwość współdziałania różnych mediów i dzięki nim rozszerzania historii, podczas gdy w powieści całość jest przedstawiona dość narratywnie, komiks już eksponuje bardziej historię Fetta, dodając jego ucieczkę z hanem Solo przed rebeliantami jak i innym łowcą - IG-88. Podobnie w grze, gdzie elementy akcji i opowieści przeplatają się, koncentrując na przemytniku / łajdaku Dashu Rendarze i jego inspirowanym Sokołem Outriderze, oraz pomocy Luke'owi Skywalkerowi by uratować księżniczkę Leię z rąk księcia Xizora. A każdym z tych elementów można się zachwycać wsłuchując się w muzykę, nagraną specjalnie dla Cieni Imperium, którą napisał kompozytor filmowy Joel McNeely.

1996 Właśnie się zwolnił - czy go zarezerwować?

Zgodnie z tym, co mówi prezes Lucasfilm Licensing, Howard Roffman, Cienie Imperium pojawiły się jako możliwość po tym jak Lucas opóźnił swój harmonogram pisania Epizodu I. "Początkowo pomysł był taki, aby premiera Epiozdu I odbyła się w 1997 z okazji 20-lecia sagi." Mówi Roffman. (Tu trzeba dodać jedną rzecz, że początkowo zakładano premiery nowych epizodów co dwa lata, włącznie z możliwością zakończenia ewentualnej trzeciej trylogii w 30 rocznicę premiery ANH). "Wtedy mieliśmy pomysł by powrócić z oryginalnymi filmami do kin i chcieliśmy to zrobić w 1996 jako preludium przed Epizodem I. Tyle, że w roku 1995 George oświadczył, że pisanie scenariusza nie postępuje tak szybko jak myślał, a my już wiedzieliśmy, że nie ma możliwości aby film był gotowy na rok 1997. Postanowiliśmy przenieść premierę Wersji Specjalnej na rok 1997 z okazji jej 20-lecia, ale to powodowało, że nie mieliśmy nic na rok 1996."



Wciąż rozważając jeszcze premierę Wersji Specjalnej w roku 1996, Roffman zdecydował jednak na stworzenie nowej strategii na rok 1996. "Zebrałem wszystkich z Licensing razem i powiedziałem, że nasz podstawowy plan na rok 1996 legł w gruzach, więc zapytałem co zamierzamy zrobić by nadal lśnić. Rozpoczęliśmy burzę mózgów i myśleliśmy jakie media kontrolujemy i jak komunikujemy się z ludźmi. No i doszliśmy do wniosku, że komunikujemy się z fanami przez książki, zabawki, gry komputerowe, wtedy każda z tych rzeczy podążała w swoim własnym kierunku. Pomyśleliśmy aby je razem zebrać przy na prawdę ważnej historii, byłoby to wielkie wydarzenie dla fanów i wszystkie te różne media mogłyby ze sobą współgrać."



Zamiast umieszczać historii poza klasyczną trylogią, Roffman i jego zespół postanowił ją umieścić między dwoma filmami, korzystając z najbardziej unikalnych możliwości. "Te dwa, które były dla nas najbardziej interesujące to Imperium i Jedi, także dlatego, że miedzy Gwiezdnymi Wojnami a Imperium, nie ma zbyt wiele czego o Luke'u nie wiemy, przez to historia nie mogła sięgać głębi sagi Gwiezdnych Wojen jako całości. Natomiast pomiędzy V i VI mamy idealną sytuację, moce Jedi Luke'a mocno się zwiększły między tymi dwoma częściami, i ma jeszcze Vadera na ogonie, jest wiele różnych rzeczy, które się dzieją, dając podwaliny pod interesującą historię."



Korzystając z wszystkich zasobów marketingu i licencji, jakie Lucasfilm miał do dyspozycji, Roffman zaczął kształtować kampanię Cieni Imperium. "Zaczęliśmy zbierać wszystkich razem, ludzie od książek i komiksów pokochali temat, bo była to zintegrowana nowa historia, LucasArts polubiło to, bo dawało im podwaliny pod chwytliwą grę, a Kenner i Galoob szybko wyczuły możliwość tworzenia nowych figurek."

Kluczem oczywiście była kompletna historia. "Poszliśmy do Bantam i wynajęliśmy Steve'a Perryego, a Lucy Wilson, Sue Rostoni i ja, pracowaliśmy blisko ze Stevem i redaktorem tomem Dupree, by opracować szkic historii. Poczuliśmy, że trzeba wprowadzić zorganizowaną przestępczość, by ukazać ten segment świata, którego nigdy nie eksplorowaliśmy w historiach Gwiezdnych wojen. A ponieważ filary były zbudowane przez filmy, obawialiśmy się by nie namieszać w ciągłości, stworzyliśmy trochę inny kurs pracując nad galaktyką Gwiezdnych Wojen. Wiedzieliśmy, że Luke nie zginie, Darth Vader nie zostanie zabity, a Han nie będzie uratowany. Ale pomimo to, udało nam się stworzyć na prawdę wciągającą książkę i opowieść".



Poza Cienie

Po dziesięciu latach od tego wydarzenia, Roffman jest w stanie spojrzeć na kampanię bardziej obiektywnie, wie, że był to sukces tak artystyczny jak i profesjonalny. "To była dobra historia, a produkty były wspaniałe, poczułem, że wykonaliśmy bardzo dobrą robotę. Książka przyjęła się dobrze, gra wspaniale, to była nasza najlepiej sprzedająca się gra w tamtych czasach." Roffman zauważa, że choć same elementy kampanii trochę się posypały, całość była wielkim ciosem. "Nie wszystko poszło tak, jak planowaliśmy. Książka ukazała się bardzo wcześnie, figurki były dostępne dopiero w lecie, a gra pojawiła się jesienią. Zadziałało, ale inaczej niż się spodziewaliśmy."



Roffman nauczył się wiele z kampanii Cieni, i nadal stara sie nawiązywać do tych lekcji - kampanii filmowej bez filmu. "Nauczyłem się, że dobrze mieć różne media pracujące razem, i staramy się nadal coś takiego robić, koordynować nasze książki, filmy, gry i zabawki. Teraz będziemy mieć nowe pole do zabawy, które zapowiada się bardzo interesująco - pomiędzy III i IV Epizodem. Tu mamy 20 lat, którymi możemy się zajmować. No i nie ma wiele do napsucia, bo wiadomo, że Luke dorasta na Tatooine i nie ma jak go wciągnąć w zabawę. Więc zajmujemy się kimś innym i to będzie widać pewnie w przyszłym roku, a tymczasem George zamierza również bawić się w tej piaskownicy."



Roffman czuje, że Cienie były wielkim eksperymentem, który osiągnął sukces na wielu poziomach, ukazał jak można w nowy sposób docierać uniwersum Gwiezdnych Wojen do jego fanów. "To było bardzo wzmacniające," mówi Roffman. "Sprawiliśmy, że oczy wszystkich były zwrócone na jedną historię, wszyscy byli w nią zaangażowani, i zrobiliśmy to po raz pierwszy".



Plan sprzedaży Cieni

Początkowo kampania reklamowa Cieni miała trwać osiem miesięcy i składać się z następujących produktów
Kwiecień:
Bantam Books: powieść Cienie Imperium i jej wydanie audio

Maj:
Ballantine Books: The Secrets of Shadows of the Empire
Dark Horse comic: Pierwszy z zeszytów z 6 częściowej miesięcznej serii
Varčse Sarabande: oryginalne symfoniczne nagranie inspirowane Cieniami z interaktywną płytą CD
Zanart Entertainment: chromowane druki
Chages: T-shirty
Fresh Caps: Czapeczki baseballowe

Czerwiec:
Rawcliffe: ceramiczne kubki, łańcuchy na klucze itp.
Lipiec:
Hasbro/Kenner: nowe figurki w tym Luke Skywalker na Coruscant, Chewbacca w stroju Snoovy, pojazdy w tym Outrider
Zanart Entertainment: limitowane litografie okładek Dark Horse'a
Sierpień:
Lewis Galoob Toys: Micro Machines i Action Fleet
Illusive Concepts: Lateksowa makieta Xizora
Rolling Thunder Graphics: litograficzny plakat

Wrzesień:
Topps: karty z rysunkami Hildebrandta
Applause: winylowe figurki i rzeźby
Ertl: Modele
CUI: Karty kolekcjonerskie na podstawie komiksów Dark Horse'a
Party Professionals: maska Xizora i jego ręce
Hollywood Pins: wpinki

Październik:
LucasArts Entertainment: gra dla Nitendo 64
Western Graphics: Plakat
Ralph Marlin: krawat
3D Arts: zegarek z hologramem Xizora

Listopad:
Infotainment World: przewodnik po grze

Ta lista nie zawiera wspomnień o dodatkach RPG West End Games - "The Shadows of the Empire Sourcebook" i "The Shadows of the Empire Planets Guide"

W Polsce wydano
Shadows of the Empire – gra
Cienie Imperium – książka
Cienie Imperium – komiks
Jix Agent Imperium – komiks powiązany

Warto jeszcze zobaczyć na:
Shadows of the Empire – junior novelisation
Shadows of the Empire Evolution - komiks

Oraz oczywiście jeszcze była Shadows of the Star Wars - dawna strona Andarala, później stała się częścią Bastionu.

I na koniec jeszcze małe postludium. Filmowość
Kiedy w roku 1996 na rynku pojawiło się kilka różnych produktów pod tą samą marką, w tym książki, komiksy, gry itp., nie ulegało wątpliwości, że Cienie Imperium odniosą sukces, na stałe wpisując się uniwersum Gwiezdnych Wojen. I choć technicznie nie był to film, był to projekt temu najbliższy, a zarazem najbliższy filmom w całej historii uniwersum Gwiezdnych Wojen, aż po dziś dzień. Z prostej przyczyny, wcześniej nie istniały powieści będące wstępem czy postludium do filmu (potem się pojawiły jak choćby Maska kłamstw, Nadchodząca burza, Labirynt Zła czy Czarny Lord: Narodziny Dartha Vadera), owszem powstawały już antologie (także i później - jak Opowieści z Kantyny Mos Eisley, Opowieści z Pałacu Jabby czy Opowieści Łowców Nagród), ale żadne z tych dzieł nie dotykało jednocześnie w sposób tak mocny aż dwóch filmów. Była to idealna przejściówka między jednym i drugim epizodem, czegoś takiego na próżno dziś szukać. Ale to nie wszystko z filmowości, sam Lucas stwierdził, że historia jest tak mocna, że gdyby mógł, miał czas i możliwości, to zrealizowałby ją w wersji kinowej na początku lat 80. Ale jest jeszcze jeden aspekt, mianowicie błędów prasowych. W połowie lat 90. niektóre magazyny podawały informacje, jakoby tytuł pierwszego epizodu miał brzmieć "Cienie Imperium". Były to zwykłe kaczki dziennikarskie, wynikające z przeinaczenia niepełnych informacji. Zresztą podobna sytuacja miała też miejsce w przypadku Epizodu III, gdzie przez pewien czas w internecie ktoś nadał mu tytuł "An Empire Divided", który był tytułem dodatku do gry Star Wars Galaxies.

Opowieść

Główna historia została przedstawiona w powieści Steve'a Perry'ego, serii komiksowej Dark Horse'a oraz grze wydanej na Nintendo 64 i PC. Każda z nich opowiada tylko część historii, razem dając pełen obraz, powieść koncentruje się na ogóle historii, komiks na postaci Boby Fetta, a gra na Dashu Rendarze. Ale tam wszędzie widać elementy historii Luke'a, Vadera czy księcia Xizora.

Powieść z okładką Drew Struzana ukazała się na samym początku ujawniania projektu, nakładem Bantam Books. Pojawił się tam po raz pierwszy książę Xizor, obcy szef największej organizacji kryminalnej w galaktyce. Losy głównych postaci były znane, ale wprowadzono także i ważne elementy, jak konstrukcję nowego miecza przez Luke'a, czy poszukiwania go przez Vadera. Pojawił się też Dash Rendar, przemytnik w stylu Hana Solo, początkowo mający być zastępstwem Hana w scenach akcji. Komiks powstawał w tym samym czasie, pierwszy zeszyt pojawił się zaraz po książce. Steve Perry był konsultantem w komiksie, tak by dialogi czy sceny jakoś się ze sobą zgadzały. Gra początkowo pojawiała się tylko na konsolę trzeciej generacji Nitendo, apotem także pod Windowsa. Gra się pojawiła na konsoli N64 w grudniu 1996, jakieś cztery miesiące po premierze samej konsoli, będąc tytułem ekskluzywnym dla niej. Wersja PC pojawiła się dopiero we wrześniu 1997. Ścieżka dźwiękowa została skomponowana przez Joela McNeely'ego po sugestiach Johna Williamsa, i wykonana przez Królewską Szkocką Orkiestrę Narodową i Chór. Pojawiły się tam zarówno główny temat jak i marsz Imperialny. Dodatkowo są też dodatki na temat całego projektu.

By promować całość, w 1996 Lucasfilm przygotował zwiastun, zawierający fragmenty TESB i ROTJ. Głos mówił o tym, że nowa historia łączy oba filmy. Zwiastun miał sprawiać wrażenie, jakby była mowa o filmie. Wyświetlano go na wielu konwentach, ale dość szybko Lucasfilm zaprzestał pokazywania go, gdyż uznali, że ludzie na prawdę zaczynają czekać na film.

Fan Film

Jako ciekawostkę warto dodać, że brazylijscy fani stworzyli fanfilm z figurek, stworzony techniką poklatkową, wykorzystującą oryginalny soundtrack i oryginalne projekty.

Sequel i prequel

Popularność historii spowodowała, że była ona kontynuowana, choć już nie z taką pompą jakby wszyscy chcieli. Sequel napisał Steve Perry, acz skończyło się tylko na komiksach z serii Shadows of the Empire Evolution. Główną postacią serii była Guri. Był też planowany prequel, który miał napisać Charles Grant, ale książka ostatecznie została anulowana, głównie dlatego, że Lucasfilm Licensing przeniósł licencję z Bantam do Del Rey.

Powiązania

Najwięcej jest ich w wersji specjalnej ANH, gdzie pojawiają się śmigacze z Cieni, droid ASP, a także okręt Rendara - Outrider. I choć niektóre elementy wersji specjalnej ANH jak choćby promy klasy Sentinel były zaprojektowane specjalnie na potrzeby nowego wydania, po raz pierwszy właśnie pojawiły się w Cieniach Imperium. Podobno też wśród publiczności wyścigów podracerów w TPM wykorzystano figurkę księcia Xizora z serii Micro Machines.

W 1996 w radiowej adaptacji Powrotu Jedi, Brian Daley zrobił kilka nawiązań do Cieni.

Wydany w styczniu 2000 komiks Jix - agent Imperium, Rydera Windhama jest też swoistym preludium do Cieni, rozwijającym postać Jixa, a także są tam nawiązania do oryginalego stripu Archiego Goodwina "Iceworld".

Także w grach pojawiły się nawiązania, choćby w X-Wing Alliance, które częściowo dzieje sie w czasach Cieni. W jednej z misji towarzyszymy Dashowi Rendarowi, a także widzimy jego okręt YT-2400 Outrider. Outridera mozna też zobaczyć przez chwilę w grze Bounty Hunter.

Ciekawostki

Scena w której Xizor każe zabić Guri jednego ze swoich vigów, prawdopodobnie jest nawiązaniem do filmu "Nietyklalni".

Lucasfilm początkowo chciał zatrudnić do napisania muzyki Johna Williamsa, ale on odmówił, lecz osobiście zaproponował Joela McNeely’ego do tej roboty.

Przez pewien czas gra koncentrowała się na Boba Fetcie, ale to zostało zmienione, jednak projekty pozostały. Zmieniły się potem na grę o Jango Fetcie, a tym samym Dark Horse mógł mieć wyłączność na historię Boby w Cieniach.
KOMENTARZE (0)

Star Wars PocketModel TCG

2007-03-29 22:24:00

WizKids będąca częścią koncernu Topps Company, która produkuje takie gry jak HeroClix® czy Pirates of the Spanish Main, podpisała z okazji 30 lecia Gwiezdnych Wojen umowę licencyjną z Lucasfilm i zacznie produkować nową grę o nazwie Star Wars PocketModel TCG. Będzie to kombinacja klasycznych karcianych TCG z konstrukcyjnymi grami strategicznymi (CSG), w której firma WizKids jest pionierem na rynku. Natomiast inowacja z użyciem TCG pozwoli graczą używać postaci i scena akcji z filmów, aby wspomóc swoją flotę koeszonkowych modeli. Ta ekscytująca i łatwa do nauczenia się gra, będzie bazować na sześciu filmach.



Karty kolekcjonerskie Topps były jednym z pierwszych licencjonowanych produktów, dlatego jesteśmy bardzo zadowoleni mogąc rozszeżyć relacje z Topps – mówi Howard Roffman, prezes Lucas Licensing.

Zgodnie z tradycją, zapoczątkowaną przez grę Pirates CSG, WizKids nie zamierza wydawać startera. Do gry wystarczy Game Pack (za jakieś 4,99 USD), zawierajacy od czterech do ośmiu modeli do skonstruowania, sześć kart, dwie mikrokostki, instrukcję i pełne zasady.



Gra jest skierowana do młodszych fanów. Pojawi się w sprzedaży w czerwcu 2007, a jej preview będzie dostępne na Star Wars Celebration IV. Dystrybutorem WizKids także jest ISA.

Temat na forum
KOMENTARZE (0)

Shepperton przegrywa proces

2006-10-12 18:04:00 Polish Outpost

Jak donosi Polish Outpost:

Już ponad rok temu pisaliśmy o tym, że firmie Shepperton Desing Studio, która 30 lat temu dostarczała hełmy na plan pierwszych Gwiezdnych wojen - Star Wars - A New Hope, George Lucas miał wytoczyć proces z powodu braku licencji i praw do produkcji oraz sprzedaży hełmów.

Zgodnie z tym co podaje Business Wire proces został zakończony. Centralny Kalifornijski Sąd Okręgowy wyznaczył karę dla studia Shepperton, na czele którego stoi Andrew Ainsworth, w wysokości 20.000.000 $ za straty, które poniósł z tego tytułu Lucasfilm Ltd.

W uzasadnieniu sąd podał, iż jest to wynikiem braku posiadania licencji na sprzedaż kostiumów z Gwiezdnych wojen, dodatkowym obciążeniem było wprowadzanie w błąd potencjalnych klientów w kwestii autentyczności tychże replik.

Szef działu licencji Lucasfilm - Howard Roffman - tak skomentował wyrok:

Lucasfilm mocno broni wszelkich praw do intelektualnych dóbr związanych z Gwiezdnymi wojnami. Łamiący prawo tacy tak Shepperton muszą zrozumieć, iż będziemy ich za to ścigać bez względu na miejsce zamieszkania oraz do czasu, aż ich działalność zostanie całkowicie zamknięta, jak również będziemy dążyć do uzyskania zadość uczynienia za poniesione straty finansowe.

W dalszej części komentarza Roffman wskazał na fakt, iż wiele fanów Star Wars na całym świecie tworzy repliki z Gwiezdnych wojen na własny użytek, co do czego Lucasfilm nie ma żadnych obiekcji. Wskazał przy tym na 501 Legion Imperialnych Szturmowców, dodając że zamiarem Lucasfilm nigdy nie było zniechęcanie fanów do wyrażania swojego entuzjazmu względem gwiezdnej sagi. Tym nie mniej każdy, kto czerpie zyski ze swojej działalności nie posiadając przy tym licencji, musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami.

Czy oznacza to całkowity koniec Shepperton Desing Studio? Wkrótce się to pewnie okaże, ale na chwilę obecną firma w dalszym ciągu funkcjonuje.
KOMENTARZE (6)
Loading..